Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania: głównie względy zdrowotne, a tak w ogóle to zaczynałam w 2009 roku ważąc 163 kg. Instagram: potatocourier

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 93553
Komentarzy: 1581
Założony: 5 września 2011
Ostatni wpis: 12 kwietnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
luumu

kobieta, 36 lat, Kraków

168 cm, 106.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 lutego 2014 , Komentarze (5)

na smutek najlepsze jest sprzątanie. och, załatwiłam 1/3 pokoju i od razu mi przeszło. dzisiaj chyba też trochę poszaleję ze ściereczką i mopem. 

jem.
ś. bułka z dwoma plastrami konserwy 93% mięsa.
II. kakao na mleku 1,5%, kanapka z pastą z bielucha i orzechów włoskich.
o. "orzotto" curry z kaszy jęczmiennej z mięsem z podudzi kurczaka, na których gotował się rosół i kukurydzy.
pk. kisiel cytrynowy na słodziku z jabłkiem.

dziękuję za słowa wsparcia i życzę miłego dnia.

12 lutego 2014 , Komentarze (4)

dzisiaj nie wytrzymałam tego napięcia i przy babci się popłakałam. do dziś udawałam, że wszystko jest cacy i mamusia milutka, i radzę sobie epicko, i w ogóle. ale mam dość.
i pocieszyłam się łyżką masła orzechowego.
chcę się jakoś pozbierać. ale czuję się tak cholernie osamotniona w swoich poczynaniach. co z tego, że mam Lubego, jak on siedzi na drugim końcu Polski?
ech...

dziś.
ś. bułka żytnia z dwoma plastrami konserwy jakiejś, dużo natki pietruszki.
II. buła borsetto z owocami leśnymi.
o. rosół z warzywami pociachanymi w słupki. jeszcze więcej natki pietruszki.
pk. maślanka z sokiem malinowym.

słonecznego dnia.

10 lutego 2014 , Komentarze (1)

zasiadłam przed edytorem z głową pełna pomysłów na wpis i nagle wszystko uleciało. no nic.

jem.
ś. bułka z musztardą, plastrem sera topionego i zdechłym szczypiorem z cebulki zielonej. kawka z mlekiem i słodzikiem.
II. jogurt naturalny w towarzystwie kiwi.
o. odnaleziona cudem w czeluściach zamrażarki keema oraz płaska bułka razowa, zwana dalej plackiem razowym. a, i buraczki ze słoika. raj.
pk. kaszka Mleczny Start. może i nie jest to najzdrowszy wybór, ale epicko zapycha.

zaraz idę do babci z całym zapasem soczków bezcukrowych. czy w ogóle istnieje jakiś czysty sok marchewkowy bez cukru? nie chodzi mi o jednodniowe lub mieszane z sokiem jabłkowym. pomidorowy znalazłam po pięciu minutach przepatrywania regału. a marchewkowego nie ma.

włosy już mam suche, więc znikam. boskiego poniedziałku.

9 lutego 2014 , Komentarze (2)

zostałam ściągnięta z raju do Krakowa, ponieważ babcia trafiła do szpitala i ktoś musi się zająć tym całym bu... majdanem.
i od dwóch dni kursuję dom-szpital-dom i chyba zwariuję, bo babci nie wystarczy godzinka z moją osobą, ona chce mnie trzymać u siebie najlepiej cały dzień. i do kompletu całą noc będę sprzątać to pobojowisko po wizycie "zaprzyjaźnionej sprzątaczki" i ekipy z pogotowia ratunkowego.
od tego akapitu zaczynał się długi fragment z wyżalaniem się i skargami. usunęłam go, bo wolę podejść do sprawy z optymizmem.

ważenie jutro. a w piątek nareszcie mi się kończy niechciana dieta V. i pozbędę się napastliwych okienek, które nic mi nie dają. poza propozycją niemalże dwóch tysięcy kalorii dziennie.

jedynym plusem obecnej sytuacji jest to, że żal mi na bilety, więc do szpitala chodzę 3-4 km w jedną stronę (zależy od trasy). ciekawe co na to mój zadek.

do juterka kochani moi. naprawdę nie mogłam się powstrzymać przed nadaniem patetycznego tytułu temu wpisowi.

2 lutego 2014 , Komentarze (4)

A. odsypia nockę, a ja się nudzę i wyczerpuję limit internetowy. poćwiczyłabym, ale nie chcę hałasować.

śniło mi się, że wracałam do domu i zabijałam szczury, rozdeptując je tenisówkami na grubej białej gumie, która szybko stała się czerwona od krwi. cóż...

przypomniałam sobie, że w pobliskiej aptece jest waga. hop na nią kosztuje 2 zł, ale zważy, zmierzy i jeszcze wydruk wypluje. ale z drugiej strony ważenie zimą to trochę lipa. musiałabym zdjąć płaszcz, buty, a i reszta rynsztunku trochę waży. no i będę na pewno po śniadaniu. poczekam z ważeniem do siedemnastego.

dziś marzy mi się bardzo długi spacer. taki co najmniej dziesięciokilometrowy. oczywiście w towarzystwie krokomierza. a do jedzenia to bym chciała słoik buraczków. popadłam w burakomanię.

cudownej niedzieli. :*

1 lutego 2014 , Komentarze (5)

zmiana planów. z własnej, nieprzymuszonej woli spędzę u Lubego jeszcze tydzień. skończyliśmy wszystkie możliwe kampanie w M2TW i teraz namiętnie gramy w Half Life i dodatki. znaczy się A. gra, ja mu kibicuję i podsuwam kawkę oraz wafelki.

dietetycznie raz jest lepiej, raz gorzej. ale efekty pofolgowania sobie staram się zniwelować długimi spacerami i turlaniem po dywanie karimacie.

brakuje mi wagi. kurczę. brakuje mi jej jak cholera. mojej ślicznej błękitnej elektronicznej wagi w szare kwadraty. z funkcją pomiaru różnych dupereli. i brakuje mi coponiedziałkowego hop. a najwcześniej zważę się dopiero 17 lutego, bo po powrocie od Lubego zawsze daję sobie tydzień na unormowanie wagi, funkcjonowania jelit i na powrót do stałych godzin posiłków.

niestety na ostatnim punkcie A. całkowicie poległ, choć obiecywał, że zadba o to. śniadanie jemy koło 10:15, potem długo, długo nic i dopiero obfity obiad około 16:00 i on jeszcze się opycha po 21:00, a ja sączę herbatkę ze słodzikiem dla towarzystwa.
za to stał się wyjątkowym faszystą jeśli chodzi o wyjadanie z lodówki. sprawdza, co wyjmuję i jeśli coś nie jest przeznaczone do przygotowania obiadu, zabiera i sam zjada.

kupiłam arcymodne i ultraciepłe "skandynawskie" legginsy. babka w sklepie zarzekała się, że ciągną się bosko i na mój zadek będą w sam raz. w domu niestety klapa. poczekają na przyszły sezon, bo niestety zwrotu kłamczuszka nie przyjęła.

trzymajcie się, idę poczytać Wasze pamiętniki. :*

25 stycznia 2014 , Komentarze (2)

zaczął się drugi tydzień mojego pobytu w centralnej Wielkopolsce. kurczę, jak ten czas popyla.

więc. A. nadal się stara, ale trochę jakby mniej, bo nie zmusza mnie do ćwiczeń (sam też nie ćwiczy zbyt chętnie). daruję mu siedzenie w domu, bo mróz (dzisiaj podobno było -14 st.C). no i muszę wyszczególnić jego grzech śmiertelny - pozwala mi kupować ciasteczka (zjadłam całą paczkę maślanych ciasteczek oglądając film). ale za to mnie nie dokarmia drożdżówkami śniadaniowymi i bije po łapkach, gdy sięgam po chrupki w sklepie. a! i sugeruje bym zamiast ciastek kupowała ciuszki w SH.
a dziś upolowałam wymarzony, wyśniony i w ogóle cienki czarny golf. za całe 8 zł.

menu na jutro.
ś. bułka posmarowana serkiem śmietankowym, ozdobiona plastrem szynki i do tego owsianka instant smak jabłko & banan.
II. jabłko i kanapka ze serkiem śmietankowym.
o. dwa minikotleciki mielone, fura buraczków ze słoika oraz dwie kulki piure ziemniaczanego.
pk. jogurt naturalny (ten z gatunku płynnych) z sokiem cytrynowym i słodzikiem.

trzymajcie się gorąco.

19 stycznia 2014 , Komentarze (6)

teraz jeszcze bardziej żałuję, że dałam się wrobić w dietę testową Vitalii. zepsuli mi interfejs, gdy się loguję, straszy mnie ciągle uśmiechnięta pani dietetyk i sępi nowy pomiar wagi. nie ma i nie będzie co najmniej do 3 lutego. poza tym Vitalia chyba współpracuje z pewną firmą od mrożonek, bo w menu widzę ciągle obiady z mrożonki. i tak będę jeść po swojemu. koniec wylewania żółci, pora na przyjemniejsze opowieści.

od piątku przebywam w Wielkopolsce u Lubego. i jemy pyry. A. niezwykle przejął się moim odchudzaniem i przygotowuje mi śniadanka, wydziela porcje obiadowe i chowa słodycze przede mną. no i pilnuje, żebym ćwiczyła. ciekawe, co będę miała do powiedzenia na ten temat za tydzień albo dwa.

wybrane wyniki z krokomierza.
po każdym wyjściu na pole resetuję dziada, więc nie mam wyników za cały dzień.
* sobota - wypad na zakupy - krokomierz pokazał 6,68 km.
* niedziela - nieudana wyprawa po legginsy z norweskimi wzorkami - 3,87 km.

 trzymajcie się ciepło i noście czapki. 

15 stycznia 2014 , Komentarze (1)

chyba opiszę wszystko w punktach, bo mam chaos absolutny w głowie.

1. dzisiaj chyba opitolę wszystkie metki w ciuchach, bo bramki piszczą jak szalone. zwłaszcza w Orsayu. i co ciekawe, losowo. osobiście wolę, gdy piszczą na wejściu.

2. nie wiem, co będę jeść na obiad i jutro w ogóle. nie robiłam zapasów w związku z wyjazdem, a na chleb z obkładem patrzeć nie mogę.

3. A. obiecał, że wrócę do Krakowa sporo szczuplejsza. rozkoszne obiecanki cacanki.

4. na przeziębienie polecam czosnek. w dwa dni zjadłam drobno posiekane ząbki z dwóch główek czosnku i już wieczorem drugiego dnia kuracji nie było widać, że byłam przeziębiona. minus. oddechem można powalić listonosza.

5. już mija tydzień od zakupu i opłacenia cudeńka na all. cudeńka do tej pory nie ma, facet nie odpisuje na maile, nie odbiera telefonu. i na ponad 1000 komentarzy ma tylko 3 negatywne. mój będzie czwarty.

miłego dnia kochane.

14 stycznia 2014 , Komentarze (1)

do Lubego jadę w piątek. powinnam latać jak z piórem, załatwiając różne sprawy i kupując seksowne ciuszki, a ja siedzę po prostu przed komputerem i planuję kampanię przeciwko Galom. ceterum censeo Galliam delendam esse. tak, szpanuję łaciną. niestety nikt mnie nie rozumie.

dziś jem
śniadanko. jakieś płatki zbożowe z owocami z jogurtem naturalnym. wyjątkowo wstrętne.
drugie śniadanko. precel?
obiadek. kuskus z warzywami z mrożonki i dużą ilością chili (niemrożonej).
poko. budyń waniliowy.

A. zapowiedział, że będziemy dużo ćwiczyć. ja mu będę waflować przy brzuszkach, a on... no na razie muszę znaleźć jakieś ćwiczenia, bo mój zestawik nie wymaga pomocy. ale czuję, że poćwiczymy raz, góra dwa. a potem będziemy już tylko ćwiczyć palce na klawiaturze, łojąc hordy obcych i radioaktywnych bajorek.

buziaczki.