Pamiętnik odchudzania użytkownika:
MllaGrubaskaa

kobieta, 46 lat,

165 cm, 82.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 czerwca 2016 , Komentarze (10)

Misie Moje Kolorowe.

Jestem, trwam w swoim postanowieniu i jest z dnia na dzień coraz lepiej.

We wtorek jednak nie pobiegałam, po południu mnie zmogło i walczyłam ze sobą żeby tylko nie spać. Wyspanie się w dzień = problem ze snem w nocy. 
Rano w pracy cieszyłam się że mam luzy i mogę posiedzieć na V, to internet zaczął strajkować, ciągle traciłam połączenie i nie skorzystałam.
Wczoraj za to miałam roboty ful i nie wiedziałam w co mam ręce włożyć. Papierkowa robota mnie zasypała po same uszy.
Ku mej radości pojawił się oczekiwany przypływ energii, nosiło mnie już od samego popołudnia, ale najpierw musiałam zakupy zrobić, a później lało. Czekałam wytrwale na koniec deszczu i jak tylko przestało wskoczyłam w ciuszki do biegania i zaliczyłam 5 km.
Dziś od rana na najwyższych obrotach, a ze do pracy na popołudnie to rano zrobiłam 10 km.
Apetyt na poziomie 0! Jem tylko ze zdrowego rozsądku bo przecież nie chodzi o to żeby się głodzić.
Pojawiła się też miesiączka. O dziwo znowu cykl 28 dni, a ostatnio ciągle mi się przeciągał do 30-32.  I co najlepsze nie towarzyszą jej żadne zachciewajki.

Waga nadal nie znana, wiem ze na pewno większa niż paskowa, ale akurat wagę to na razie mam w nosie. Chce niech spada, chce niech stoi, ja już ostatnio zaczęłam siebie akceptować, najważniejsze żeby zdrowotnie pomogło.

A żeby nie było tak bezproblemowo to jest jedna rzecz która mnie troszeczkę dziwi, bo biegam wolno żeby nie przesadzić, z oddechem nie mam problemy, mogę swobodnie gadać, ale pocę się przy biegu niemiłosiernie, dosłownie mam wrażenie jak bym się paliła od środka, nie całe dwa kilometry zrobiłam, a spocona byłam jak po 10.
Czyż by to jakiś efekt oczyszczania się organizmu, nie wiem co o tym myśleć.


Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.

*Dziękuję za wszystkie komentarze.

31 maja 2016 , Komentarze (6)

Misie Moje Kolorowe

Przyznaje się bez bicia, zeszły tydzień zawaliłam.
Pierwsze trzy dni poszły pięknie i gładko, a w czwartek był dzień matki i wizyta w teściowej, na dodatek świętowaliśmy jeszcze awans męża więc jakoś nie udało mi się być grzeczną.
Próbowałam zacząć na nowo w piątek, ale nie udało się, w sobotę sama odpuściłam, w niedziele miałam szczere chęci, ale znowu coś nie wyszło.
Nie poddaję się jednak tak łatwo i wczoraj zaczęłam na nowo. Pierwszy dzień przeszedł grzecznie, tylko śpiąca byłam niemiłosiernie, miałam iść wieczorem pobiegać, ale padłam jak kawka. Dziś jeśli będzie lepiej to zrobię przynajmniej 5 km.
Mam nadzieję ze teraz już złapię dobry rytm i przeprowadzę dietę do końca.

Trzymajcie kciuki żebym znowu nie narozrabiała.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
   

*Dziękuję za wszystkie komentarze.

24 maja 2016 , Komentarze (20)

Misie Moje Kolorowe.

Pierwszy warzywno-owocowy dzień za mną.
Samopoczucie całkiem niezłe, chociaż dziś lekko pobolewa mnie głowa.
Nic to zawsze najgorsze są trzy pierwsze dni, później będzie z górki.

Na śniadanie pół litra soku z jabłek, limonki i jarmużu. Pychota orzeźwia i zapycha na długo.
W pracy jabłka i garść truskawek.
W domu czeka gar młodej kapusty z koperkiem.

Zakupiłam sobie książkę. " Leczenie dobrą dietą"  Katarzyny Lewko
Mam nadzieję ze uda mi się dzięki niej poszerzyć moją wiedzę na temat podniesienia odporności organizmu i właściwego odżywiania.
           

Dziś poranek w pracy, po pracy wyprawa do Warszawy odebrać pismo od adwokata. Do sądu oczywiście się już nie wyrobię, jutro druga zmiana więc też nie dam rady, a później sąd ma długi weekend. Tacy to pożyją, ja i w piątek i w sobotę muszę pracować.


Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
   
*Dziękuję za wszystkie komentarze.

23 maja 2016 , Komentarze (19)

Misie Moje Kolorowe

Wracam i postaram się to zrobić na poważnie, bo żarty już się skończył.
Miałam rok na działanie, wiedziałam niby co powinnam robić, ale robiłam na pół gwizdka.
Oszukiwałam tylko samą siebie, niestety świadomie.
Ulegałam zdaniu innych, wmawiających mi ze przesadzam.
Myślałam sobie, biegam, jem w miarę rozsądnie, nie choruję, po za jakimś tam delikatnym katarkiem to chyba  nie jest źle. 
I co? 
I guzik, jak się robi coś połowicznie to efektów nie ma.

Od kilku dni siedzę i pukam się w ten pusty łeb.
Szperam po necie szukam info i już wiem co powinnam, z resztą nawet moja pani doktor powiedziała że nadchodzi dobry czas. Lato, większa dostępność owoców i warzyw, zmieni pani dietę i to może dużo pomóc.
Z pewnymi obawami i wątpliwościami postanowiłam spróbować, nie spróbować to złe słowo, postanowiłam jeszcze raz zastosować i przeprowadzić od początku do końca dieta warzywno-owocową dr Dąbrowskiej.
Znalazłam nawet info że kilku osobą dzięki tej diecie udało się pozbyć tego wirusa. Jedna dziewczyna pisała że u niej wystarczyły tylko trzy tygodnie, a wcześniej przez dwa lata nic nie skutkowało i już miała iść na zabieg.

Zaczynam więc od dziś i mam nadzieję ze jak 15 czerwca pójdę do pani doktor to będą już jakieś efekty.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
   

*Dziękuję za wszystkie komentarze.

21 kwietnia 2016 , Komentarze (14)

Misie Moje Kolorowe.


Znowu mi nie wyszło.
Nie wiem jak to wszystko ogarnąć, zaczęło się dobrze, ale potem coś się popsuło i jakoś ciężko mi się pozbierać.
Ogółem dół do samego jądra ziemi chyba już się dokopałam.


WO mi nie wypaliło, pierwszy tydzień super, a potem po bieganiu miałam takiego głoda że niczym nie mogłam go zaspokoić. Żadne dozwolone warzywo czy owoc nie były w stanie mnie nasycić, zapić się to ssanie też nie dało.
Miałam wybór, albo skończyć WO, albo zrobić dłuższą przerwę w bieganiu.
Wybór był jednoznaczny, koniec z WO, bo jak z rezygnować z biegania gdy w maju jest się zapisanym na bieg 10 km, a w sierpniu na kolejny półmaraton.


Plus tygodnia na WO to to że w spodniach znowu poczułam przyjemny luz i o dziwo czuję go do dziś.
W moim menu zagościły też na stałe świeżo wyciskane soki.
Pierwsza wersja: marchew, jabłka, burak i świeży imbir
Druga wersja: jarmuż, jabłka, kiwi i limonka
Za zwyczaj wychodzi mi tego soczku coś koło 0.7 litra i zastępuję mi to drugie śniadanie.


Pisanie i bywanie na V oczywiście kuleje. Czasu jakoś brak i chęci też jakoś nie za wiele.
Obecnie jestem na urlopie, oddaję się błogiemu lenistwu czyli robię nic. 
Na prawdę tak totalnie się lenię.
Obiecałam sobie taki reset do soboty, na luzie, bez martwienia i przejmowania się czymkolwiek, bez diety, bez ruchu, słodkie nieróbstwo.
I powiem ze chyba to mi było potrzebne bo zaczynam zmieniać swój sposób myślenia i patrzenia na pewne sprawy.


Przepraszam ze wpadam tu tak mało i na dodatek tylko marudzę, ale cóż, takie życie, nie zawsze świat jest w kolorach tęczy.


Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
      

*Dziękuję za wszystkie komentarze.

8 kwietnia 2016 , Komentarze (11)

Misie Moje Kolorowe.


Znowu czasowo nie wyrabiam, ale staram się jak mogę. 
Nadrabiam wasze wpisy, przynajmniej te z ostatnich dni, staram się zostawić jakiś ślad bytności w waszych pamiętnikach, ale i tak cały czas nie jestem na bieżąco.


U mnie za to dziś 5 dzień WO.
Samopoczucie bardzo dobre, zniknęła senność i przemęczenie, chociaż spać kładę się z kurami.
Głód zniknął całkowicie, jem bo wiem że muszę, ale żebym miała ochotę na jedzenie to nie. Oczywiście dla męża gotuję normalnie, w domku są i czekolady i jakieś ciastka, a ja nie mam nawet na nie ochoty.
Każdy dzień zaczynam od szklanki letniej wody z sokiem z cytryny, a później piję sok z marchwi, jabłek i buraka z odrobiną świeżego imbiru, pychota. w ciągu dnia różnie, jakaś zupa, sałatka, kapusta lub ogórki kiszone, jabłka, grejpfrut lub kalarepa.
Wody piję przynajmniej 2 l, plus pokrzywa, na kawę nie mam ochoty.
Wczoraj wstałam tylko z drapiącym gardłem i katarem, męczyło mnie to jeszcze cały dzień, ale nic chemicznego nie wzięłam. Wieczorem przed snem wypiłam herbatę z cytryną i imbirem, a dziś już jest ok.
Ruch oczywiście jest, troszkę ograniczony przez miesiączkę, ale we wtorek przebiegłam 6 km, a w środę rozpoczęłam sezon rowerowy, pierwsza wycieczka 23.6 km 


Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
       
*Dziękuję za wszystkie komentarze.

4 kwietnia 2016 , Komentarze (28)

Misie Moje Kolorowe.


Udało się! Przebiegłam wczoraj Półmaraton Warszawski, mój pierwszy taki bieg w życiu.
Duma mnie rozpiera i choć nie miałam jakiegoś super ekstra czasu to i tak jetem zadowolona.
A to mój medal.
       

            


Dałam radę z półmaratonem, dam radę ze wszystkim. 
Teraz czas zabrać się za dietę.
Nie wiem na ile, ale na minimum dwa tygodnie robię WO. Chcę się oczyścić, poprawić przemianę materii i poczuć tę niesamowitą energię jaką daje ta dieta, a potem będzie już z górki.
Oczywiście nadal będę biegać, i może jakieś dywanówki w domu dorzucę, choć to zawsze idzie mi najciężej, ale wierzę że jakoś się przyzwyczaję i wciągnę taki jak w bieganie.


Zaczęłam więc dziś, waga jednak nie znana bo @ się zaczęła, a z resztą wcale nie mam ochoty jej poznawać. Bardziej zależy mi na wejściu w niektóre ciuchy niż na tym czy waga pokarze 65 czy 60 kg.


Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
    
*Dziękuję za wszystkie komentarze.

30 marca 2016 , Komentarze (8)

Misie Moje Kolorowe.


Jestem, jestem, z czasem jak to zwykle krucho i nie mogę być tu tak często jak bym chciała.


Święta przeleciały ekspresowo.
Sobotę miałam wolną więc rano zaliczyłam bieganie w deszczu, później cmentarze, pieczenie chlebka itp.
Całe święta u teściowej, więc bez dostępu do kompa. Wiadomo że jak święta to i bezdiet totalny, fakt w drugi dzień rano poszłam biegać, ale dystans zrobiłam niewielki bo noga mnie zaczęła w kostce pobolewać, a nie chciałam sobie krzywdy zrobić.
Wtorek miałam jeszcze wolny, i spędziłam go naprawdę na nierobieniu niczego. Totalny luz i odpoczynek.
Poświąteczna dieta jeszcze nie jest idealna, ale idzie ku dobremu, waga nadal nieznana i jakoś nie mam ochoty jej poznawać, może zważę się w poniedziałek po półmaratonie, bo wtedy mam zamiar porządnie zabrać się za odchudzanie.
Dziś zaliczyłam też bieg 9 km.


Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
  
Dziękuję za wszystkie komentarze.

25 marca 2016 , Komentarze (3)

Misie Moje Kolorowe.


 Ja już dziś z życzonkami, bo jutro czasu nie będzie na siedzenie przy kompie.





 
Gdy nadejdzie Wielkanocny poranek
Niech spełnią się życzenia tęczowych pisanek... Mazurków kajmakowych, bazi srebrzystych, Bogatego zająca i kurczaczków puszystych. Świątecznego nastroju, biesiady obfitej, Lukrowego baranka, a w dyngusa - głowy wodą zmytej! 







Udanych Świąt po których kilogramy w biodrach nie zostaną.

*Dziękuję za wszystkie komentarze.

24 marca 2016 , Komentarze (15)

Misie Moje Kolorowe.


Nie wiem ki diabeł, czy pogoda, czy ciśnienie, ale jestem nie do życia.
W poniedziałek do południa ok, później mega ból głowy i fatalne samopoczucie, wczoraj podobnie, a dziś to już od samego rana czuję się jak wysrany ryż.
Zero chęci na cokolwiek, ból głowy, nawet kawa nie pomogła, miałam iść biegać, ale czuję się jakaś ociężała, bez siły i energii. Do kompletu mam wrażenie ze brzucho mam jakiś rozdęty, a wczoraj naprawdę miałam bardzo ładny i dietetyczny dzień, nawet udało mi się w końcu więcej wody wypić.
Najchętniej to poszła bym spać, ale muszę jechać na zakupy i na popołudnie do pracy.


Muszę zacząć w końcu działać, bo czas gna jak szalony, a ja stoję w miejscu jak ta ostatnia gapa, czasem mam nawet wrażenie ze się cofam.
Z jednej strony wiem co powinnam zrobić, z drugiej boje się że znowu coś mi nie wyjdzie, znowu nie wytrwam w postanowieniach.
Zła już na siebie jestem, bo mimo że nie lubię siebie takiej rozmemłanej i marudnej, a guzik robię żeby coś zmienić.
Kopnijcie mnie porządnie w dupę, postawcie do pionu bo głaskanie po głowie na pewno nie pomoże.


Do półmaratonu zostało mi 10 dni.
Chciała bym wystartować pełna energii i optymizmu, a na razie się na to nie zanosi.


Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.

*Dziękuję za wszystkie komentarze.