Ściągnęłam sobie na komórkę FITATU . Powiem Wam,że póki co sprawdza się u mnie. Według ich wyliczeń powinnam zjadać 1600 kcal. Rozłożone na około pięć posiłków. Rano fajne śniadanie miałam, na uczelnię zrobiłam sobie kanapeczkę. I miałam w planie pójść na stołówkę na zupę. I trach. Plan padł,bo w czasie przerwy musiałam załatwić szybko pewną rzecz na wydziale(jako starościna) i już nie miałam czasu na stołówkę. Jakoś przebidowałam 5h bez jedzenia. Ale jak wyszłam z zajęć wskoczyłam do Cerfa obok wydziału.
Nie wiedziałam co mogę w miarę szybko,tanio i mało kalorycznie zjeść więc podeszłam do lodówki i wzięłam taką bułkę z kurczakiem. Na opakowaniu było napisane 340kcal. -pomyślałam, nawet nie jest źle. Tylko,że jak zjadłam zobaczyłam,że 340 kcal jest w 100g (głupia ja! Przecież zawsze podają na 100g) a ta wielka buła ważyła 300g !
I takim sposobem naraz pochłonęłam ok.1020 kcal. Miałam wyrzuty sumienia, Teraz na kolację zjadłam tylko miseczkę zupy ogórkowej z ryżem. Patrzę na fitatu i podsumowanie kaloryczne to 1700 kcal. Pierwsza myśl- "Super, bałam się,że wyjdzie dużo więcej" (na szczęście nie miałam dużego kalorycznie śniadania) ale z drugiej strony zastanawiam się czy takie zjedzenie naraz 1020 kcal nie odbije się na diecie? :(
Nie chciałabym tracić tego co już wypracowałam!