I w końcu doczekałam się spadku! A już zaczynałam się niecierpliwić.... prawie dwa tygodnie czekałam... jednego dnia brakło, a marudziłabym tutaj strasznie
Waga na dziś - 72, 6 kg. W brzuchu 106 cm. Ostatnio doszłam do wniosku, że źle się mierzyłam. W takim sensie, że zawsze starałam się trzymać miarkę luźno, w imię zasady, żeby sobie niechcący i niesprawiedliwie nie odejmować centymetrów Jednak doszłam do wniosku, że lepiej będzie się "ścisnąć", nie na chama i do wstrzymania krążenia, ale tak z wyczuciem, że tak powiem W ten sposób pomiar zostanie pozbawiony możliwości błędu, zawsze naciągnę miarkę tak samo. Będzie to wiarygodniejsze.
A mąż mnie dzisiaj zakręcił i nie wiem, jak to z jego spadkami. Albo mi źle powiedział, albo źle zrozumiałam Bo z tego co usłyszałam miał nieco więcej na wadze niż w ostatnim tygodniu, ale jak zerknęłam na to co wpisał sobie w tabelkę to jest go ponad kilogram mniej. No i nie wiem.... czy mi źle powiedział, czy źle zrozumiałam, czy też sobie źle zapisał Będę go maglować jak wróci z pracy.
Te dwa tygodnie były WOW pod względem:
- aktywności - codziennie rowerek, albo spacery. Nie miałam dnia na totalnego lenia
- braku piwa. I tu nam się należą
Dobrze nam idzie. Po prostu dobrze