Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 131429
Komentarzy: 2289
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 maja 2016 , Komentarze (2)

Ostatnio pojawiły się pod moim ostatnim wpisem dwa komentarze i poczułam się jak menda ostatnia...Bo przecież tu bywam, trochę czytam, ale mało co komentuję, bo tak jakoś mam wrażenie, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia...

No, ale zostałam wywołana do tablicy - to czas się wyzewnętrznić ;) 

Po opublikowaniu tego jakże ambitnego planu, zdobyłam się na heroiczny czyn i zapisałam się do stomatologa. Stres to był ogromny, tym bardziej, że zaniedbałam to sobie (znowu) i cały miesiąc, 2 razy w tygodniu latałam tam jak głupia. Za każdym razem przeżywając tak samo, chociaż żadna krzywda mi się tam nie działa. I chyba pierwszy raz w życiu wynagradzałam sobie żarciem (i alko) moją dzielność... i tak oto dobiłam do 75 kg  - nigdy wcześniej tyle nie ważyłam :(

Nie zdążyłam się jeszcze dobrze opamiętać, a trzeba było trochę pojeździć po kraju. Tak więc kilka wycieczek, trochę na hurra, trzeba było uskutecznić... Coś tam spędziliśmy też nieco czasu z teściami i kolejne tygodnie mijały. 

I jak już byłam o krok od świętego spokoju, zaczęły się dziać dziwne rzeczy... Mianowicie dostałam tajemniczego uczulenia na rękach. Panika podwójna bo miesiąc wcześniej mąż miał coś takiego samego na plecach. Dermatolog wydawała się być bardziej zainteresowana stanem mojej cery niż tym, z czym przyszłam, poza tym stwierdziła, że nie wie o co może chodzić, dostałam jakąś maść i życzenia powodzenia. Goiło się ładnie, rumień zszedł szybko i zostały jedynie takie pojedyncze kropki, coś ala podrażnionej i przesuszonej skóry (tak to wygląda, ale tym nie jest). I już się wydawało, że jest spokój, ale... dostałam pokrzywki... na całym ciele. Żaden fragment skóry nie został oszczędzony... była nawet na powiekach(szloch) Wizyta u lekarza? Stwierdzenie, że jedynie w kilku procentach udaje się zdiagnozować przyczyny pokrzywki oraz wypisanie recepty na leki antyhistaminowe. I dotarło do mnie, że mam do wyboru - uskutecznić maraton po lekarzach, robić masę badań (które albo coś wykażą, albo i nie), albo spróbować postu Dąbrowskiej (bosze, jaka ona jest teraz popularna na Vitalii ;)). 

Czemu nie zdecydowałam się na pierwszą opcję? Ano już kiedyś byłam w podobnej sytuacji, jakoś przed liceum... Rzecz również dotyczyła dziwnego ustrojstwa na moim ciele, ale innej natury. Ale wtedy grzecznie chodziłam z rodzicielką po lekarzach... I na początku to jakoś szło, a jak ustały objawy, a ciągle nie miałyśmy odpowiedzi "dlaczego" wszyscy traktowali nas jak histeryczki i hipochondryczki.... Zdecydowanie wolę poddać się diecie warzywno - owocowej, niż przechodzić podobne przeboje ponownie...

Zresztą o Dąbrowskiej czytałam już od dawna... O tym, jak ludziska sobie wyleczyli przewlekłe problemy skórne.... i też chciałam, ale jakoś nie mogłam się zebrać. Jak widać pokrzywka na całym ciele przyspiesza niektóre sprawy(smiech)).

I tak już trwam dwa tygodnie. Stan skóry jest niemalże bez zmian, ale cierpliwa jestem... to wszystko się jeszcze wygładzi :D

A waga? Również ładnie spada :) I powiem szczerze, że bardziej się przejmuję tym, jak to będzie wyglądało po wyjściu z diety, niż jak przebiega aktualnie.... Ale o zgrozo, to nie waga na dzień dzisiejszy jest najważniejsza....

I tak to wygląda w wielkim skrócie. O tym, jak mi na Dąbrowskiej z pewnością jeszcze napiszę :)

19 lutego 2016 , Komentarze (10)

Przestaję marudzić, chociaż ciągle bardzo niechętnie, ale zajmę się tym, co najbardziej kuleje w moim odchudzaniu. Przestaję zawracać sobie głowę żywieniem (bo jest przecież spoko, od bardzo długiego czasu), a w 100% koncentruję się na aktywności i pielęgnacji ciała. Poniżej przedstawiam rozpiskę, z którą mam nadzieję wypracować sobie dobre nawyki. 

Wymyśliłam sobie, że w kalendarzu powstaną kwiatki :D Każdy jeden płatek, będzie oznaczał jakieś zadanie, jeżeli wszystko przebiegnie zgodnie z planem płatek kolorowany będzie na zielono, jeśli nie - dostanie kolorek czerwony. To już jest taka zabawa motywacyjna, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak, czemu nie? ;)

Potem zrobię zdjęcie jak to będzie wyglądało.

A plan przedstawia się następująco. W każdym dniu tygodnia mam zaplanowaną jakąś aktywność (czy to hantle, czy rowerek, czy też ćwiczenia z piłką), niedziela jest czasem odpoczynku. [EDIT: po namyśle zmieniam zdanie. Ćwiczenia na mięśnie pleców niejako porywają się z tym, co zamierzam robić z piłką. Ponad to - 6 dni aktywności?! Co ja sobie, o naiwna, myślałam :? Nie, nie, nie... to trzeba jakoś przewartościować... Na początku będą 3 dni w tygodniu wolne od ćwiczeń, inaczej szybko się zajeżdżę i zniechęcę...] Wcześniej "pozwalałam" sobie odpuścić ćwiczenia, jeśli byłam na długim spacerze. Teraz spacer nie będzie usprawiedliwieniem lenistwa. Co najwyżej może sprawić, że przy moim kwiatku powstanie słoneczko (smiech)

Dalej jest pielęgnacja włosów i twarzy. Będzie się zmieniała z dnia na dzień. I to też taka bardziej ściąga, żebym się nauczyła regularnie stosować niektóre kosmetyki, czy triki, a nie tylko, jak mi się przypomni, albo zachce....

Następna pielęgnacja ciała, w którą zawarłam szczotkowanie ciała na sucho, odżywienie skóry po prysznicu oraz pielęgnacja dłoni, czyli pilnowanie, żeby sprzątać/zmywać w rękawicach, stosować olejek rycynowy na paznokcie oraz natłuszczać skórę dłoni (nakładać rękawiczki bawełnie chociaż na godzinę dziennie lub lepiej na całą noc). W tej kategorii jest jeszcze siemię lniane. Podobno cudownie nawilża od środka. Cóż... sprawdzimy ;)

poniedziałek - hantle, ćwiczenia z piłką, rowerek

pw - siarka, pt - błoto, oliwka, pc- szczotkowanie ciała na sucho, mazidła, olejek rycynowy na paznokcie (sprzątanie/zmywanie w rękawicach), wywar z siemienia lnianego

wtorek - wolne

pw - aloes, pt - oliwka, pc - szczotkowanie, mazidła, paznokcie, siemię

środa - rowerek

pw - wcierka, pt - maść, pc - szczotkowanie, mazidła, paznokcie, siemię

czwartek - hantle, ćwiczenia z piłką, rowerek

pw - siarka, pt. peeling, oliwka, pc - szczotkowanie, mazidła, paznokcie, siemię

piątek - wolne

pw - olejek, pt. oliwka, pc - szczotkowanie, mazidła, paznokcie, siemię

sobota - rowerek

pw - wcierka, pt - maść, pc - szczotkowanie, mazidła, paznokcie, siemię

niedziela - relaks :D

pw - wcierka, pt - maseczka odżywcza, pc - szczotkowanie, mazidła, paznokcie, siemię.

1 lutego 2016 , Komentarze (6)

Nie mam czym się chwalić. Spadek mizerny, ale nie będę kłamać, że nie wiem dlaczego. 

Ostatni tydzień miałam przyzwoicie aktywny, ale cóż to jest w perspektywie całego miesiąca? No właśnie... ;) 

Mąż też coś przyhamował... martwię się, że może zaczęliśmy jeść zbyt mało? Musze się temu przyjrzeć dokładniej!

I trochę kusi mnie dieta IGpro Vitalii... chociażby dla samego podejrzenia przepisów i rozkład makro, który proponują. Z jednej strony coś czuję, że będzie to rozczarowanie i to co zobaczę nic mi nie pomoże oraz nie wniesie, żadnych ciekawostek w naszą dietę, a z drugiej korci mnie tak typowo po babsku :D

Spadek 0, 5 kg. i po 2 cm w brzuchu i pasie. Tak to jest jak się olewa aktywność wiedząc, że w jej braku jest problem, a nie w tym co się pakuje do ust...

31 stycznia 2016 , Komentarze (6)

Kilka ostatnich dni jest... hmm... do pupy proszę państwa.

W końcu ogarnęłam się w zakresie aktywności fizycznej, czym miałam się chwalić w przyszłym tygodniu, ale co z tego, skoro jestem jakaś taka przydechnięta?.... Ciemno, wietrznie, deszczowo, @, "taki czas"? Co jest winne? Nie wiem, ale niech już sobie pójdzie!!!

Zaczęło się w środę kiedy to radośnie stwierdziłam, że jako dzień bez ćwiczeń mogę sobie strzelić spacerek na minimum 8 km. A w związku z tym, że nie lubię łazić po mieście bezcelowo to sobie wymyśliłam spacer do dalszego centrum handlowego po szampon. Zbieram się, ubieram, chcę wychodzić, przetrząsam plecak i... gdzie są moje pieniądze?! Pierwsza panika lekko ścięła mnie z nóg. Dopiero po chwili doszło do mnie, że saszetka z pieniachami wylądowała dzień wcześniej w torbie męża po wspólnych zakupach... A mąż w pracy... Dobra, dzwonię pytam, żeby się upewnić, czy dobrze pamiętam. Tak, wszystko się zgadza, mogę iść (bo dokumenty na szczęście trzymam oddzielnie), ale pojawia się rozkmina w domu same setki, nie bardzo mam w co ją wsadzić (no bo jak to, tak po prostu do kieszeni?) i jak kupię szampon w Almie za niecałe 4 zł. i zapłacę stówką to kasjerka mnie zeżre. Dociera do mnie absurdalność własnych przemyśleń, więc idę po szampon i już. Dlaczego to tak szczegółowo opisuję? Ano bo widzę, że problem jest "szalenie wysokich lotów", a przygniotło mnie to jakby się wybierała za granicę bez paszportu (smiech) Na takim poziomie było moje myślenie tamtego dnia, stąd też późniejsze chybione pomysły... ale to jeszcze przed nami ;) Kij z tym wszystkim, zakupy zrobiłam większe - czego nigdy nie robię przy okazji spaceru, bo i nieść to trzeba z daleka, no i ceny też takie "nie dla mnie", ale jako była kasjerka staram się nie robić takich świństw przy kasie, jak mi kiedyś robiono nagminnie (najbardziej pamiętam jak pewien pan kupił chusteczki higieniczne, żeby rozmienić 100 zł...). Wracam do domu, widzę przed blokiem koparkę, tłumek sąsiadów i robotników rozwalających chodnik. Podchodzę do klatki, a tam informacja o braku wody do momentu usunięcia usterki...  Nie ma wody.. Jak to nie ma wody?! Przecież ja mam okres!! Woda jest mi potrzebna!!!(szloch)

Załamałam się nieco... Dobrze, że na moim osiedlu są źródełka z oligocenką. Od razu zrobiłam 2 kursy napełniając wiadra i inne, grzecznie czekając w gigantycznej kolejce do kurka.... Usterka została naprawiona po 5 godzinach. Uf... ostatnim razem była to doba, ale wtedy trzasnęło coś w głównej magistrali, tutaj był to problem lokalny... 

No, ale muszę wspomnieć, że rzuciło mi się na mózg, bo... ugotować niby miałam jak, ale pozmywać po tym już nie bardzo....i nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że następnego dnia mieli chodzić po mieszkaniach z inwentaryzacją grzejników, bo przymierzają się do wymiany. No i w duszy odezwał się protest - nie mogę mieć żadnych brudnych garów, jak to będzie wyglądało?! Kij z tym, że ten sam problem dotyczy mieszkańców kilku pobliskich bloków. Nie chcę mieć bajzlu, jak przyjdą obcy ludzie na wizję lokalną i koniec. Rzecz się skończyła tak, że wylazłam do sklepu po gotowce. Wzięłam pierogi i zupki chińskie. Po niemalże 2 miesiącach czystej diety, tak bardzo ją sprofanowałam!! :( Tak najnormalniej w świecie przykro, bo teraz mam masę pomysłów na inne jedzonko, które też nie wymagałoby gotowania, a co za tym idzie tony brudnych garów, a byłoby "zgodne z dietą". No trudno, po ptokach.

Jedyny plus z tego mojego niemyślenia, jest taki, że dostałam dowód na to, że faktycznie poprzestawiał mi się apetyt :) Jak kiedyś taka paczka pierogów to było mi mało i marzyłam o kolejnych porcjach, tak teraz pojadłam i tych kilka dni później nie mam na nie parcia. To coś nowego :D

Nom, ale teraz muszę przejść do efektów tego obchodzenia mieszkań... Niestety czeka mnie rzecz straszna. Administracja będzie wymieniać całe centralne ogrzewanie w bloku. Będą rozwalać ściany!!! (szloch):< Już sobie wyobrażam te wszystkie problemy, ten hałas który będzie trwał przez demolkę wszystkich 30 mieszkań na klatce... A najbardziej mnie boli, że to przecież nie moje lokum. Gdyby to było moje właśnie mieszkanie pewnie bym się cieszyła, a tak spada na mnie paskudny obowiązek dopilnowania tego wszystkiego... i jakoś przygniata mnie to mocno.... 

I taki humor trzyma się mnie od tamtego czasu. Po prawdzie to zamknęłam się w moim małym światku i nie mam ochoty z niego wychodzić...

25 stycznia 2016 , Komentarze (5)

I to aż 0, 6 kg! :D Ładnie, bardzo ładnie (impreza)

Zebrałam już trochę czakry na ćwiczenia. W sobotę i niedzielę spędziłam po godzince na rowerku, więc tym razem nie będę sobie wyrzucała od leni (tak dla odmiany :PP) chociaż w skali tygodnia taka aktywność to... ekhm... no właśnie ;) Jednak coś tam ruszyło, we łbie się przestawiło - powinno być lepiej. 

No i do wiosny 8 tygodni. Mam bardzo duże szanse na to, żeby w tym roku nie przeżywać traumy kupując szorty na lato... 

Co ja mogę w 8 tygodni? Zrzucić ze 4 kg to spokojnie, nawet z tym leniem, który towarzyszy mi od początku stycznia... Mogę też pożegnać ponad metr w brzuchu... Tak, to by było bardzo miłe :D

A co powinnam zrobić? 

Przede wszystkim nie kombinować! Trzymać dietę, jak do tej pory i wprowadzić aktywność na stałe. Ot i cała filozofia :)

18 stycznia 2016 , Komentarze (2)

No i jakby tu... nic się nie zmienia :< Ale fakt jest taki, że nie bardzo się staram...

Nie, nie, dieta utrzymana! Tutaj nie mam sobie nic do zarzucenia. Jednak ta aktywność.... Niby już jest lepiej, bo w zeszłym tygodniu ruszyłam tyłek 3 razy, ale to jednak za mało....Co jest pewne, to dzięki temu pozbyłam się widma 72 kg! :D Ale... 71, 1 też już dawno nie widziałam... Od kilku dni było 71, 4, a dzisiaj w oficjalny dzień ważenie 71, 5 no i masz! nie mogę zmienić paska :PP A tak serio to średnia z tego tygodnia to 71, 6, czyli o 0,3 więcej niż w zeszłym... Bez dramatu :) Ale niech to idzie w drugą stronę noooooo...... 

12 stycznia 2016 , Komentarze (6)

Wiem, wiem... szóstego w ogóle nie skomentowałam :PP

Ale też nie bardzo jest o czym pisać. Dieta idzie bezboleśnie, aż miło. Żadnych ciągot, ślinotoków...jest zwyczajnie dobrze :)

Natomiast ćwiczenia... cóż... 

Na początku miesiąca podłapało mnie przeziębienie (a raczej tylko zamierzało, bo udało mi się zdusić je w zarodku), ale ćwiczenia poszły w kąt. Spacery w sumie też (byłam raptem ze 2 razy?) 

I co się stało? Ano to, że na powrót przyrosłam do kanapy. Waga trzymała się na jednym poziomie (plus standardowe wahnięcia oczywiście) za to brzuch trochę spadł :D Niestety dzisiejsze wahnięcie wagi mnie przestraszyło i mam nadzieję, że dzięki temu wrócę do regularnej aktywności. 

Nom, to tyle....

1 stycznia 2016 , Komentarze (5)

Lekko skacowana, wchodzę sobie na Vitalię, a tu aż huczy od życzeń i postanowień :)

Jak miło się czyta te wszystkie wpisy, z których wylewa się nieograniczony entuzjazm. Brawo dziewczyny, tak trzymać! 8)

Też mam jakieś postanowienia. Jednak w porównaniu z Waszymi są jakieś takie strasznie przyziemne... :PP

***

Od miesiąca nie piłam piwa... po wczorajszym jakoś średnio się czuję...Zostało go jeszcze trochę, ciekawe jak długo się uchowa hahaah ]:> Według założeń piwkowanie ma być nie częściej niż raz w miesiącu. To będzie dobry test na silną wolę :D

***

Dieta trwa, aktywność też trzyma zadowalający poziom :) Kurcze, czyżby w końcu ten rok, będzie tym tak długo oczekiwanym?Tym, w którym pozbędę się balastu raz na zawsze i nie będę musiała uwzględniać w dalszych planach ciągłych powrotów do odchudzania, a jedynym zmartwieniem będzie stabilizacja? 

No oby, oby!

W ogóle mam jakiegoś pozytywnego filinga na ten rok :)

A nie, sorry.... równie dobrze to może być kac (smiech)

***

Wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku! Niech nam się darzy!! :)

28 grudnia 2015 , Komentarze (8)

Bo spadł prawie kilogram! jeeeeeeeee :D

Tak, cieszę się (impreza)

Waga mnie trochę nastraszyła swoimi huśtawkami, a dziś tak miło mnie zaskoczyła :) Jeszcze wczoraj 72, 4, a dziś 71, 5. Mogłaby tak robić częściej 8) 

Dlatego wolę się ważyć codziennie. Jakbym przez tydzień pozostawała w błogiej nieświadomości, a potem w dzień ważenia zaliczyła spore wahnięcie do góry to.... byłabym smutna no :p A tak wiem jakie cuda dzieją się z dnia na dzień, więc jestem spokojna, że ten wzrost nie oznacza przytycia z kosmosu, a jedynie coś (co jest bardzo niesprecyzowane, powodem tego cosia może być masa rzeczy) i wiem, że to coś za kilka dni sobie pójdzie.

Brzuch tylko 0, 5 cm mniej, ale mniej! Każde mniej cieszy (smiech)

Podsumowując ten miesiąc odchudzania:

- u mnie - na minusie niecałe 3 kg i całe 3 cm z brzucha (gwiazdy)

- u męża - prawie 5 kg na minusie i 1 cm z brzucha :)

Działamy dalej!!

Aaaa... w święta skusiłam się na trochę słodyczy z paczki od teściów i to całe grzechy :PP

21 grudnia 2015 , Komentarze (7)

... 400 g mniej. Chciałoby się więcej, ale przecież nie jest źle, prawda? ;) No i caluśki centymetr z brzucha mniej (gwiazdy) U męża waga nieco przyhamowała, ale też ruszył brzuch 8) Zwyczajnie jest dobrze i już :D

Nie planujemy tradycyjnych świąt. Jakoś żadne z nas nie ma ochoty na Wigilijne potrawy, więc ciągniemy menu aktualnym trybem. Słodycze z paczki, którą dostaliśmy "pod choinkę" też czekają, w sumie nie wiem na co? Na ochotę na nie? (smiech) Jakoś nie ma parcia, ani ślinotoku, to przecież nie będziemy ich wcinać, bo dostaliśmy :PP

Fakt faktem - Sylwester zaplanowaliśmy nieco rozpustny. Tak, żeby dobrze pożegnać stary, a godnie powitać Nowy Rok, hahhahaha :D To już będzie calutki miesiąc na diecie. Ciągle trudno mi uwierzyć, że idzie tak bezboleśnie :) Chociaż co się nakombinuję nad menu to moje....