Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Interesuje mnie wszystko, ale najbardziej film, fotografia, muzyka i podroze. Odchudzam sie caly czas, bez skutku. Przyszedl czas na to, by ktos mi powiedzial jak to robic. Duzo cwicze, ale zamiast chudnac, przybieram na masie. Nienawidze swojego odbicia w lustrze, a bardzo bym chciala czuc sie lepiej we wlasnej skorze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13778
Komentarzy: 131
Założony: 26 grudnia 2012
Ostatni wpis: 2 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
fattyhatty

kobieta, 43 lat,

162 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 września 2015 , Komentarze (4)

Jestem w szóstym tygodniu upragnionej ciąży. Kiedy dowiedzieliśmy się o pozytywnym wyniku, nie posiadaliśmy się ze szczęścia. Chciałabym o tym krzyczeć każdemu, ale ponieważ nie chcemy zapeszać, czekamy aż minie pierwszy trymestr. Właśnie dlatego, że muszę sobie z tym wszystkim sama radzić, a poza P. Nie mam komu się wygadać, chce mi się krzyczeć, więc krzyczę tutaj. W Anglii mieszkam od dziesięciu lat więc można by rzec, że jestem przyzwyczajona do znieczulenia i zobojętnienia wobec pacjenta. Towarzyszy temu bardzo często nie tylko brak wiedzy, ale i zdrowego rozsądku.

Mam Hashimoto. Dwa lata temu praktycznie czołgałam się po podłodze, modliłam się o to by już nigdy się nie obudzić, byłam w silnej depresji. Do lekarza w Anglii poszłam trzy razy. Pierwszy raz zaleceniem były witaminy i więcej ruchu ( trenuję kickboxing i kung Fu tak na marginesie). Drugim razem nawet mi badania krwi zrobili, ale ponieważ wglądu do wyników pacjent nie ma, a nikt do mnie nie dzwonił, więc poszłam trzeci raz. Wspomniałam, że mama cierpi na Basedowa, a ja miałam wole jak byłam młodsza. Oberwało mi się, że sobie sama diagnozę stawiam. Po kilku miesiącach miałam dość, więc wsiadłam w samolot i przyleciałam do Polski. Diagnoza zajęła dokładnie 36 godzin. Dostałam hormony i po sprawie.

Po dwóch latach TSH spadło pięknie do 0.76! więc ja i P. Wzięliśmy się do dzieła i udało się. Jestem w ciąży. To moja pierwsza, więc nie wiem, jak tu system działa, poszłam do lekarza pierwszego kontaktu. Kobieta zmierzyła mi ciśnienie i zapisała w książce położnej by się ze mną skontaktowała. Kiedy powiedziałam, że mam kilka pytań, pokręciłam nosem. Od sześciu lat biorę narkotyczne leki przeciwbólowe i Niesteroidowe środki przeciwzapalne. Wszystko przez chroniczny ból, z którym się zmagam od 24-go roku życia. Oczywiście wszystko odstawiłam jak tylko zaczęliśmy się starać, ale w efekcie, ból towarzyszy mi 24h na dobę. Pytam ją ( doktorkę) o alternatywę. Ta kręci nosem i mówi, że trzeba przecierpieć. No dobra. Przecierpię. Kolejne pytanie ( ona bardzo już zniecierpliwiona), mówię, że mam Hashimoto i chciałabym mieć TSH pod stałą kontrolą. Patrzy na mnie jak na głupią, potem wstukuje coś w kompa i czyta. Po chwili mówi: tak, bo to musi być pomiędzy jeden a dwa by się udało. Ja już nie daję tam rady, a ona jeszcze dodaje:

- bierzesz hormony?

-Tak.

- ooooo, to musisz natychmiast przestać. 

Ja zdecydowałam się nie odezwać. Stwierdziłam, że pogadam z położną. Pytam, kiedy położna zadzwoni. Doktorka nie wie. Wychodzę z przychodni, jak niechciana wariatka. W przychodni byłam w ubiegły piątek. Dzisiaj mam jeden nieodebrany telefon, cztery minuty później oddzwaniam - przychodnia, a dzwoniła do mnie położna by umówić się na wizytę. Niestety dzwońiła do mnie jak już wychodziła. Pytam, to kiedy teraz zadzwoni? W przyszłą środę. Za tydzień? Po to by się dopiero na wizytę umówić? Aaaaaaaaaa!

Nie byłoby problemu, ale od dwóch dni plamię i mam okropne bóle w podbrzuszu. Byłam dzisiaj w biurze i musiałam się schować w łazience, bo wyć mi się z bólu chciało. Przez trzy lata miałam spiralkę, więc wiem co to ból, zwłaszcza podczas okresu. Ten był 10 razy gorszy. Dzwonię do przychodni po poradę, tam mi mówią, że najlepiej do położnej dzwonić. Mówię, że nie mam jej telefonu, bo jeszcze się z nią nie widziałam, każą mi czekać na telefon od niej.... W przyszłą środę!?

Plamię coraz mocniej, a brzuch mam jak baniak, jakbym trzy arbuzy połknęła w całości. Dzwonię do pobliskiego EPU ( early pregnancy unit), chcę porady. Pytam, czy mogę przyjść, odpowiadają pytaniem:

- a poroniłaś już kiedyś?

- nie.

- w takim razie czekać na telefon od położnej, bez skierowania przyjmujemy tylko pacjentki po trzech poronieniach.

Jestem w szoku. Nawet nie wiem jak to nazwać. Pytam tylko, czy bezpiecznie jest wziąć drotawerynę ( nasza no-spa), pytają się co to jest. Odkładam słuchawkę. Googluję ' polscy lekarze w uk, ginekolog'. Udało się umówić na ten piątek. Muszę tylko wytrwać i poczekać, aż ktoś mi wreszcie rzeczowo wytłumaczy dlaczego jestem w agonii, albo ( i tu aż mnie skręca z nerwów) czy czasem nie poroniłam. Nigdy nie czułam się tak sfrustrowana i bezradna. I pomyśleć, że debil Cameron ma czelność twierdzić, że Polacy ( i inni Mieszkańcy Europy środkowej i wschodniej) przyjeżdżają tutaj dla opieki zdrowotnej! 

ABSURD!

23 lipca 2014 , Skomentuj

Dokładnie trzy tygodnie temu zdecydowałam się na wprowadzenie pewnych zmian w swojej diecie i dażeniu do zdrowego i wysportowanego ciała. Jak większość dziewczyn, diet przechodziłam mnóstwo i nie mam zamiaru przechodzić kolejnej. Chcę natomiast zmienić sposób odżywiania ze zdrowiem na względzie. 

Nawet nie wiem kiedy, weszło mi w nawyk podpijanie wina podczas robienia kolacji, drink lub dwa podczas kolacji służbowych, wino podczas weekendów... I kiedy się tak nad tym zastanowiłam, okazało się, że alkohol pijam przynajmniej 5 razy w tygodniu. Szok?! Bardzo szybko zdecydowałam, że to pierwszy zły nawyk, który muszę wyeliminować. Od trzech tygodni nie wypiłam ani kropli i chociaż alkohol w najmniejszym stopniu nie jest dla mnie uzależnieniem, nalanie kieliszka wina po pracy w jakiś sposób stało się dla mnie forma relaksu. Nie było mi szczególnie ciężko się tego nawyku oduczyć, ale tak to już jest, że kiedy sobie czegoś odmawiasz, to nagle chce Ci się tego najbardziej. 

Trzy tygodnie minęły, więc czas na szybkie podsumowanie:

1x lampka wina, ok. 250g = 400kcal - dziennie

400kcal x 5 = 2000kcal - tygodniowo

2000kcal x 3 = 6000kcal - po trzech tygodniach

Wow! Po trzech tygodniach jestem 6000kcal lżejsza tylko i wyłacznie dzięki rezygnacji z głupiego i niezdrowego nawyku.

Co jeszcze się zmieniło? Zaczęłam znów jeździć na rowerze w niedziele przed treningiem, średnio 30km, według kalkulatora jest to około 790 spalonych kcal. Po trzech tygodniach 2370 spalone kcal dzięki jeździe na rowerze.

Całkiem nieźle:

- 6000 kcal dzięki rezygnacji z alkoholu

- 2370 kcal spalone na rowerze

W ciagu trzech tygodni pozbyłam się 8370 kcal prawie bezwysiłkowo i powiem, że to podejście drobnych zmian działa na mnie naprawdę dobrze. Jeżeli zaczynamy maraton, to nie zaczniemy od sprintu? Jeśli chcę wprowadzić długotrwałe zmiany w moim życiu, nie zrezygnuję w ciagu jednego dnia z wszystkiego. 

Kolej na eliminację kolejnego złego nawyku: podjadania czekolady, kiedy zapominam kanapki na drogę. Batoniki I chipsy je się łatwo podczas jazdy samochodem. Koniec z nimi. Plan na następne trzy tygodnie to eliminacja wszelkiego rodzaju słodyczy. Jeżeli o sport chodzi, wprowadzam wtorkowy trening poranny: 

Rozgrzewka z Ewa, około 10 minut

30 brzuszków x 6 rodzajów

20 pompek x 3 rodzaje

30 przysiadów x 3 rodzaje

Wczorajszy odklepany, było super. Mam ochotę na powtórkę dzisiaj, ale celowo się powstrzymuję.  Powyższe ćwiczenia pomoga mi przy moim treningu sobotnim i niedzielnym. Chcę by moje ciosy były szybsze i silniejsze. Zatem do dzieła :)

22 lipca 2014 , Skomentuj

Jeszcze tylko dwa tygodnie I zaczynam nowa pracę. Bardzo mi w ostatnich dwóch latach brakowało ekscytacji zwiazanej z poniedziałkiem! Wiem, wiem... Jak można lubić poniedziałki? Ja kiedyś lubiłam, kiedy praca mnie cieszyła, miałam zgrana grupę w biurze, a ja odnosiłam swoje małe sukcesy, za które byłam nagradzana dobrym słowem. Mój były manager był świetny, idealny balans pomiędzy szefem, a kumplem. Stał za nami murem, więc i my staliśmy za nim. Teraz ja sama będę szefowa i trochę mnie to przeraża. Do tej pory szefowałam tylko trzem osobom i jeśli coś z tego doświadczenia wyniosłam, to wiedza, że nie ma uniwersalnego przepisu na managera. Do każdego pracownika trzeba podejść indywidualnie, każdy jest geniuszem na swój własny sposób.

Tak więc dostanę w swoje raczki dwa kraje: Polska! i Niemcy. Będę w swoim ojczystym kraju przynajmniej dwa razy w miesiacu. Przeraża mnie to i zachwyca. Nadchodza zmiany w moim zwiazku z P. Będziemy spędzać razem mniej czasu, ja będę się włóczyć po hotelach. Bez jego wsparcia byłoby mi bardzo ciężko. Nowa rutyna będzie wymagała generalnej reorganizacji, ale być może dobrze nam to zrobi. Odkad jesteśmy ze soba, osiemnaście już miesięcy, każdy wieczór, każda wolna chwilę spędzamy razem. Nie możemy sobie wyobrazić, by było inaczej. Mamy wspólne hobby, więc wszystko robimy we dwoje. Moja nowa praca wiele zmieni. Troszeczkę rozkleimy tę nasza całość, by dwie połówki, mogły przez pewien odcinek drogi biec samodzielnie. Wierzę, że nam obojgu to dobrze zrobi, a czas spędzony razem będzie tym cenniejszy.

Małe kroczki doprowadza mnie tam gdzie chcę być. Małymi kroczkami dotrę do wielkiego celu. Wyobrażam sobie siebie, w pięknym domu nad morzem, psa, konie w stajni, dwójka dzieciaków biegajaca po ogrodzie. Moje marzenia nie sa ograniczone rzeczywistościa, albo powatpiewajacym spojrzeniem rodziny i przyjaciół, którzy od niepamiętnych czasów powtarzali: za wysoko mierzysz. Szczęśliwy Dom i zawodowy sukces to cel, który mam w zasięgu wzroku i jedyne co mnie powstrzyma, to ja sama. Wielokrotnie słyszałam od bliskich: Ty to chyba głupia jesteś... Stracisz wszystko... Przegrasz życie... Ci sami bliscy teraz na mnie patrza i komentuja: Ty to masz szczęście. Szczęście? Nie. Determinację i siłę, by pomimo negatywnych komentarzy i braku wsparcia robić swoje. Kroczek za kroczkiem. 

Ostatnio moja przyjaciółka przechodzi, przez ciężki etap bezrobocia. Próbuję jej pomóc, ale każda moja rada spotyka się z jej: Tobie łatwo powiedzieć... To się nie uda... Całe życie już taka zostanę... Zmiana życia zaczyna się od zmiany nastawienia do samego siebie. Czasem mam ochotę nia potrzasnać, ale przecież ja nie mogę zmieniać jej życia za nia.

Nic co w życiu jest istotne, zwiazek, rodzina, sukces zawodowy, szczęście, wysportowana sylwetka, nic nie przychodzi łatwo. Trzeba zakasać rękawy i wziać się do roboty, trzeba powalczyć, iść do przodu, małymi kroczkami...

Miłego Dnia! Udanych kroczków!

1 lipca 2014 , Komentarze (7)

Wciaż nie mogę w to uwierzyć. 

Po osiemnastu miesiacach pracy z facetami, którzy myśla, że pokazywanie gołej baby na slajdzie podczas europejskiego spotkania handlowego to dobry pomysł, wreszcie mam się okazję stad zabrać. Życie tak naprawdę chyba nie jest przeciwko nas i szczerze myślę, że czasem po prostu wystarczy robić swoje jak najlepiej by zostać nagrodzonym.

Praca sama do mnie niejako przyszła. Dostałam dwie propozycje, które wyszły od moich byłych szefów. Wszyscy znamy się z mojej poprzedniej firmy, ale w życiu do głowy by mi nie przyszło, że J. się kiedyś odezwie, nie za bardzo za mna przepadał. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że moja ciężka praca została doceniona.

Rozmowa kwalifikacyjna, która przeszłam w piatek z jego szefem, była dość standardowa, trwała dwie godziny i większości nie pamiętam. Po powrocie do domu, myślałam sobie, że raczej nic z tego nie będzie, szukali kogoś z przynajmniej 5-letnim doświadczeniem na tym stanowisku, ja mam niespełna dwuletnie...

Czarne były moje myśli ostatnio, nic się nie wiazało a ja o sobie myślałam jak najgorzej. Dwóch pracodawców mnie chce! Chyba jednak nie jest że mna tak źle! 

Chciałabym dzisiaj każdego zarazić optymizmem. Jeżeli mi się udało, to i Tobie się uda!

Osiem lat temu wyjechałam do Anglii z 400 funtami w kieszeni i bez znajomości języka. Dzisiaj jestem dyrektorem sprzedaży w firmie z obrotem 35 milionów funtów rocznie. Piszę o tym, by na swoim przykładzie pokazać, że wszystko jest możliwe. Podczas tych ośmiu lat przez kilku tygodni byłam bezdomna, przez trzy lata byłam w zwiazku z sadysta, który znęcał się nade mna fizycznie i psychicznie, byłam w sytuacji, w której kupowałam marchewki na jedna kartę a ziemniaki na druga, ponieważ miałam ostatnie 4 funty pomiędzy tymi dwoma. Przetrwałam.

Życie bywa ciężkie, a codzienność czasami pluje nam w twarz. Nigdy, nigdy się nie poddawaj!

24 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Dzwoni budzik. Z trudem otwieram oczy i z trudem siadam. Bola mnie plecy, tak jak zwykle i tak samo od czterech już lat. Wyłaczam budzik, otwieram szufladę w stoliku nocnym i wyjmuję moje tabletki z hormonem tarczycy. W międzyczasie koty się niecierpliwia czekajac na swoje śniadanie. Pierwsza myśl: żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce. Minie pół godziny zanim mogę wypić kawę i rozbudzić się po tramadolu i diazepamie. Biorę je codziennie na noc zgodnie z zaleceniem lekarza, który nie ma pomysłu na to jak mój kręgosłup leczyć. Jestem zmęczona. No ale spałam dobrze, wczoraj się nie narobiłam, zaczęłam turbo Chodakowskiej, ale zaraz wyłaczylam. Jestem zmęczona.

Miałam nadzieję, że po dwóch tygodniach brania hormonów wszystko zacznie wracać do normy. Trochę naiwnie, co? W mojej głowie kraży lista rzeczy, które muszę dzisiaj, jutro, w tym tygodniu zrobić, ale mojemu ciału brakuje pary. Jechałam wczoraj do klienta i musiałam po drodze się zatrzymać, by się przespać. Kiedy się obudziłam po 30 minutach, byłam nieprzytomna. Powoli zaczynam mieć tego dość. Pracuję w dynamicznym środowisku, pracuję w sprzedaży, potrzebuję energii...

Dobra już. Koty czekaja, czas na kawę i na kolejny dzień. 

22 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Kiedy już sobie myślimy, że wszystko nam się już w życiu poukładało, zaczynaja się huragany i przychodza deszcze trudnych decyzji I zmian.

Z wakacji w Polsce wróciłam z ciężkim sercem. Nie, nie ma to wiele wspólnego z diagnoza mojej choroby, co więcej, cieszę się, że wiem co mi dolega. Ciężko mi było wracać z Polski, ponieważ życie w Anglii już od jakiegoś czasu nie nazywam szczęśliwym życiem. Wiele aspektów się na to złożyło. Niedawno kobieta, która uważałam za najbliższa przyjaciółkę, złamała mi serce total nie wykreślajac mnie że swojego życia. W wieku 36-ściu lat zdecydowała się na przewalenie swojego życia do góry nogami. Moje rady zostały potraktowane jako zdrada i w rezultacie zostałam wykreślona z jej życia. Podjęte przez nia decyzje obróciły się przeciwko niej, teraz wszystkiego żałuje, w międzyczasie wbiła mi nóż w plecy przez spiskowanie z moim byłym. Nie, nie am I nie będzie dla niej powrotu. 

Praca... Nie ma bezproblemowej i wszędzie pojawiaja się konflikty, ale ja nie potrafię pogodzić się z niesprawiedliwościa. Wyjaśnię szybko, że moja podwładna wdała się w romans z moim szefem, rozbiła rodzinę i z nim zamieszkała. Przewróciło się jej totalnie w głowie I przestała pracę I klientów szanojwać. Kiedy jej zwróciłam uwagę, mój szef zaczał się na mnie wyżywać. Rozpętała się wojna, w wyniku której on przestał być moim szefem - nowe stanowisko znaczyło dla niego awans, ona została przeniesiona, w wyniku czego z kiepskiej obsługi klienta została (uwaga!) dyrektorem generalnym działu marketing na cała Europę i Bliski Wschód. Kiedy z opadnięta kopara spytałam, jak to możliwe, kiedy ona ma zaledwie 21 lat, zero kwalifikacji I doświadczenia, dowiedziałam się, że jej ojciec jest przyjacielem prezydanta grupy. Zdecydowałam, że nie chcę zostać w firmie z takimi wartościami moralnymi.

Mój mężczyzna. Kocham go. Po kilku długoterminowych zwiazkach wreszcie znalazłam Mojego Mężczyznę. Jesteśmy że soba już ponad rok czasu. Jest nam że soba fantastycznie. Pod kobiecych zeszłego roku poprosiłam go, by się do mnie wprowadził. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że przez cały ten czas wisi nad nami cień jego byłej żony. Rozwiedli się trzy lata temu po pięciu latach separacji, nie maja dzieci, a ona nadal mieszka w jego domu. On płaci kredyt (Dom i kredyt sa na niego wyłacznie, ponieważ posiadał go zdaniem się pobrali), wszystkie rachunki właczajac gaz, wodę... Ba! Nawet za internet jej płaci. Procesuja się ponieważ ona żada 70% wszystkiego, prawo do jego pensji, etc.... Najlepsze jest to, że angielskie prawo ja chroni, ponieważ nigdy nie pracowała, to on zarabiał I za wszystko płacił. Staram się nie wtracać i trzymać zdala, ale jego stres mi się udziela. Od jakiegoś czasu po nocach śni mi się ta jego była żona. Staram się o tym nie myśleć, ale skrycie drażni mnie to, że on opłaca jej wszystkie rachunki, a niedokłada się do tych, które ja płacę za nas oboje. Od dwóch miesięcy on spędza sobotnie popołudnia sprzatajac dom, w którym ona mieszka, przygotowujac go na sprzedaż. Ok, ale on sprzata po niej łazienkę, czyści po niej muszle klozetowa!

Ach.... Jak mnie to wszystko drażni. Kiedy to się wreszcie skończy?

Więc wróciłam z Polski z ciężkim sercem. Trzy dni później brałam udział w rajdzie rowerowym zorganizowanym na cele charytatywne. Z sześcioma innymi uczestnikami przejechałam ponad sto km. potłukłam się po drodze spadajac w sposób spektakularny z roweru. Zdarłam skóre z ramienia i łokcia lewej ręki i nabawiłam się nowych siniaków na całej długości nogi. Sierota że mnie I już.

I tak kiedy sobie myślę, że wszystko jest do kitu, dostaję nagle propozycję pracy od dwóch firm. Możliwy awans i lepsze zarobki. Teraz mam dylemat, ale prawdę mówiac, dobrze jest takie dylematy mieć.

Wyglada na to, że nastapi w moim życiu duża zmiana. Oby tym razem na le

11 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Połowa urlopu minęła, a ja czuję się bardziej zestresowana niż wypoczęta. Ostatnio kilku dni to łażenie od dentysty do masażysty i bieganie po badaniach. Jeśli o spotykanie znajomych chodzi, to i owszem, poszłam odwiedzić moja dobra pania endokrynolog, której nie musiałam widzieć przez ostatnie 15 lat. Werdykt? Do domu wracam z Hashimoto. Nie, to nie jest egzotyczna roślina, antyczna pamiatka czy nowej generacji depilator... Zagadka moich zmiennych nastrojów, braku radości życia czy chęci do czegokolwiek, a przede wszystkim tego uporczywego codziennego zmęczenia, wyjaśniona... Choroba Hashimoto, czyli jak się właśnie doweidziałam, przewlekłe limfocytarne zapalenie tarczycy, co oznacza terapię do końca życia. Niecierpię, kiedy moje własne przeciwciała odwracaja się przeciwko mnie. No zdrada po prostu i już!

Pozytywna strona tego jest taka, że przestanę siebie nazywać tłusta świnka. Wyjaśniło się dlaczego mi na wadze przybyło a na głowie ubyło. Wygladam szaro i mizernie, ponieważ tam od źródła coś nie działa. Trochę się wkurzyłam, przyznam szczerze. Chciałabym być jedna z tych odważnych osób, które biora takie wiadomości na klatę. Chciałabym się nie wkurzać, ale się wkurzam. Już nie chodzi o to, że odtad będzie do mnie japończyk przyczepiony, najbardziej mnie martwi sprawa ciaży. Tak mi się życie ułożyło, że dzieciaczków jeszcze nie ma, ale chcę, żeby były, a przy tej chorobie jest podobno trudniej donosić. 

No nic, krok po kroku. Terapię zaczynam od jutra i ze zniecierpliwieniem czekam na pierwsze efekty poprawy. Chcę z powrotem swoja głowę i koncentrację!

A tak z innej beczki, to zakupiłam sobie nowe turbo wyzwanie Ewci Chodakowskiej. Idealne rozwiazanie, na codzienne poruszanie czterech liter...

Czas trochę pourlopować.

6 czerwca 2014 , Skomentuj

Właśnie wróciłam z wyjazdu służbowego. Mogłabym się rozpisywać o tym jak pomyliłam terminale i zaparkowałam samochód na złym parkingu, jak mi spodnie na tyłku trzasły podczas prezentacji, jak oblałam kawa mojego szefa i przez trzy dni musiał w dżinsach chodzić ... Ale napiszę o pewnym odkryciu. Stało się pewna rutyna, to, że kiedy patrzę w lustro, zaczynam robić głupie miny i przybierać pozy, przy których wygladam jeszcze gorzej niż w rzeczywistości. Nazywam sama siebie przy tym brzydalem, potworem, grubasem i stwierdzam, że po prostu jestem paskudna. Nie wiem nawet kiedy to się stało, że z ładnej w miarę dziewczyny, przeistoczyłam się w zaniedbana grubaskę. w oczach mojego mężczyzny jestem piękna i wiem, że on mówi to szczerze. Kiedy do licha zaakceptowałam siebie taka? Co się ze mna stało? Kiedy przestała mi przeszkadzać kiepska fryzura z odrostami, połamane paznokcie, wylewajace się z pasa boczki? Mogłabym tu wymieniać, bo brzydkości u mnie naprawdę sporo. Moje życie kręci się wokół pracy i jeszcze raz pracy. I treningów, które jakoś mi nie zapewniaja tej wymarzonej sylwetki. Ciagle jestem zmęczona, więc kiedy wracam z pracy, robię kolacje/obi ad, nie mam nawet siły myśleć o farbowaniu włosów, robieniu paznokci, czy nałożeniu maseczki. Jem główny posiłek o 20.00 ponieważ wcześniej nie mam kiedy.

Wracajac do wyjazdu służbowego, moi koledzy robili zdjęcia i przesłali mi je później. Wymiękłam... To ja tak wygladam? Kim jest ta zmęczona, gruba baba? Załamałam się. Pierwszy odruch - przestać jeść, kompletnie, natychmiast. Więc tego samego dnia, pominęłam śniadanie i kolację. I prawie zemdlałam dnia następnego. Podczas spotkań mieliśmy dostępne ciasteczka i rogaliki, a że moje ciało wołało o cukier, więc się nawet nie starałm hamować. Podczas lotu powrotnego w głowie ułożyłam sobie plan... Dość tego. Weźmiemy się za siebie. Mam piękne mięśnie, których już prawie nie widać pod przykryciem zwałów tłuszczu. Nie mogę tego dłużej akceptować.

Wyjeżdżam dzisiaj na wakacje do Polski. Będę miała w końcu czas, by o siebie troszkę zadbać. Fryzjer, kosmetyczka może... Wiem, wiem. Ostatnim razem, kiedy sobie na zabiegi w Polsce pozwoliłam i o tym tutaj napisałam, zostałam ostro zjechana przez vitalijki, że sobie na Spa do Polski przyjeżdżam. Nie mam najmniejszego zamiaru się tym przejmować. Tyram jak wół w bardzo stresujacej pracy, to mój urlop i mogę z niego korzystać tak, jak chcę. 

W każdym razie, po konfrontacji ze zdjęciami mojej osoby, doznałam dawno potrzebnego szoku. Do roboty, trzeba się za siebie wziać.

7 maja 2014 , Komentarze (1)

Zostałam wczoraj zgłoszona na ochotnika na rajd rowerowy, w którym będę reprezentowała nasza firmę. W przyszłym miesiacu muszę przejechać 560km w pięć dni... Trening czas zaczać... Zazwyczaj jeżdżę do 80-ciu km na dzień, ale to z tygodniowa przerwa... Mam wrażenie, że przez następne 6 tygodni będę mieć obolałe siedzenie... 

Trening zaczynam jutro pod surowym okiem mojego mężczyzny... 

W co ja się wpakowałam...?

28 kwietnia 2014 , Skomentuj

Zaliczyłam wczoraj egzamin na pomarańczowy pas! Rety, jak się cieszę.

Mało kto z mojego otoczenia rozumie jakie to uczucie. Podejrzewam, że podobne do tego, które towarzyszy maratończykowi po przekroczeniu mety. Mój pomarańczowy pas jest dla mnie nagrodą za miesiące solidnej pracy i dowodem progresu, jaki osiągnęłam. Całe szczęscie, że mój mężczyzna podziela moją radosć. No cóż, on czarny pas ma już od dwunastu lat... jeszcze go dogonię :)

Cieszę się dziewczyny (i chłopaki, jesli są tu tacy). Cieszę się okropnie, bo jeszcze trzy lata temu spokojny chód był wyzwaniem z powodu moich problemów z kręgosłupem. Nigdy bym nie pomyslała, że dane mi będzie powrócić do sztuk walki.

Trochę jestem obolała, ale w jakis sposób to dobry ból, dowód na to, że dałam z siebie wszystko.

Teraz poprzeczka w górę, następny jest zielony!