Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Interesuje mnie wszystko, ale najbardziej film, fotografia, muzyka i podroze. Odchudzam sie caly czas, bez skutku. Przyszedl czas na to, by ktos mi powiedzial jak to robic. Duzo cwicze, ale zamiast chudnac, przybieram na masie. Nienawidze swojego odbicia w lustrze, a bardzo bym chciala czuc sie lepiej we wlasnej skorze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13791
Komentarzy: 131
Założony: 26 grudnia 2012
Ostatni wpis: 2 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
fattyhatty

kobieta, 43 lat,

162 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Miałam powiedzieć, że z rok mnie tu nie było, a tak naprawdę już ponad rok minął. Śmiać mi się chce, bo wagowo, praktycznie nic się nie zmianiło od ostatniego ważenia. Sylwetkowo - wiele.

Prawda jest taka, że nienawidzę diet. Diety działają na mnie destruktywnie i zawsze kończą się tym samym - szybkim powrotem kilogramów, które traciło się długo i w pocie czoła.

A więc co się zmieniło?

Dużo!

Chłopak, praca, dom... Podejscie do życia i do siebie samej.

W ciągu ostatniego roku powróciłam do źródeł - sztuk walki. Więc po trzynastu miesiącach jestem w kung fu trzy pasy do przodu i mam pięknego tricepsa.

Mam dużą pupę i szerokie uda i wiecie co? Kocham je. Po raz pierwszy w życiu mogę to prosto z mostu powiedzieć. Centymetrów nie ubyło, ale tam gdzie kiedys mi fałdki zwisały, tam dzisiaj są mięsnie moje kochane, które sprawiają, że daję radę dokopać facetom o głowę wyższym (tak własnie, to się zdarzyło ostatniej soboty).

I po co o tym mówię? Chyba po to by wszystkim powiedzieć, że cudów nie ma, jest tylko ciężka praca.

Tym samym, walka o nową sylwetkę ne powinna być walką z sobą samym. Ważne jest by znaleźć to, co się lubi i do czego nie trzeba się zmuszać. Jeżeli dążenie do celu pełne jest wyżeczeń, zaczynamy je sobie rekompensować tak szybko, jak cel zostaje osiągnięty, a przecież nie o to chodzi.

;)

13 lutego 2013 , Komentarze (10)

Od niedzieli jestem w Polsce u rodziców. Nie mam szans na dietę. Od wejscia do domu w niedzielę wieczorem wylądował przed moim nosem rosół, flaczki, rogaliczki, schabowe, bigos, uszka z grzybami... Mama cały weekend przygotowywała dla mnie te pysznosci, więc jak ja mam jej powiedzieć, że nie, dziękuję bo jestem na diecie?

Całe szczęscie dzisiaj środa popielcowa!

Od poniedziałku zdążyłam odwiedzić panią stomatolog, która zaczęła mi wybielać martwą jedynkę. Euforia, już jest dobrze i mogę się na nowo usmiechać. Mam też nową fryzurę, ale uwaga, spędziłam pięć i pół godziny u fryzjera, a wcale nie wyglądam jakoś zupełnie inaczej. Chciałam ściągnąć kolor, po wielu latach malowania na czarno, zdecydowałam się na rozjaśnienie włosów. Od 6 miesięcy nie używałam żadnej farby i miałam misz-masz na głowie. Pani Agnieszka, moja fryzjerka, stwierdziła, że na pewno da radę kolor usunąć, więc tam siedziałam i siedziałam, a kolor zszedł tylko od głowy. Skończyło się na farbowaniu na ciemny brąz i dodaniu czerwonych pasemek. Mam kręcone włosy, więc nawet fajnie to wygląda. No i skróciłam włosy, prawie o połowę. Po tych zabiegach zostałam odesłana o 529zł biedniejsza. Z wrażenia mi szczęka opadła, ponieważ wiem, że w Anglii w Londynie zapłaciłabym mniej więcej tyle samo.

Przełknęłam i wyszłam. Przyjechał po mnie tato i w ogóle nie zauważył różnicy :)

Jutro idę się odmładzać i ujędrniać. Ultradźwiękowa liposukcja, manicure, pedicure, brwi... Będę grubsza, ale za to zadbana :)

Za chwilę ubieram dresy i cos muszę potrenować, bo czuję jak mi centymetrów przybywa, a i kręgosłup coraz bardziej boli. Bardzo sztywnieją mi stawy jeśli się regularnie nie ruszam.

Spotykam się w czwartek z przyjaciółką ze szkolnej ławy. Kiedyś byłyśmy nierozłączne, potem się oddaliłyśmy bardzo. Nie widziałam jej chyba z 5 lat przynajmniej. Interesujące będzie spotkanie. Biedaczka się ostatnio rozwiodła, oj, będzie o czym gadać.

Powroty do domu to zawsze takie sentymentalne podróże w czasie. W moim pokoju na ścianie wiszą ususzone róże, które od przyjaciół dostałam na 18-stkę, na półkach leżą książki, które swego czasu zabierały mnie do innego świata, w szufladach mogę znaleźć między innymi walkmana i kasety magnetofonowe. Czy ktoś to jeszcze pamięta? Pierwsze dni w Polsce zawsze napawają mnie obawami, których nie jestem w stanie wytłumaczyć. Pod koniec pobytu, nie bardzo mi się chce wracać do domu, ciężko jest się znów żegnać na rok.

No nic, zmykam coś ze sobą zrobić, bo już dziesiąta, a ja nadal w piżamie :D

Miłego Dnia!

9 lutego 2013 , Komentarze (2)

W ostatnim tygodniu jakos nie potrafiłam związać końca z końcem, czułam się jakbym miała dwie lewe ręce, dwie prawe nogi i pustkę w głowie. Rzeczy, które mnie zazwyczaj smieszą, irytowały mnie mocno.

Musiałam między innymi założyć haczyk w łazience, ponieważ moje koty zaczęły sobie otwierać drzwi w najbardziej strategicznym momencie; kiedy sobie wygodnie siedzę na tronie. Zazwyczaj jestem dobra jesli chodzi o sprawy techniczne w i dookoła domu, ale tym razem o mały włos nie skończyło się zakładaniem szwów. Być może robienie tego po trzech podwójnych dżinach z tonikiem nie było najlepszym pomysłem.

Nawet moja ulubiona książka mnie wkurza.
Czytam Deadlocked z serii True Blood o Sookie Stackhouse. Sa wampiry, wilkołaki, shapeshifters, czarownice, wróżki, był nawet demon, a teraz cholera elfy. No na jaką cholerę dodawać elfy. W następnej książce spodziewam się przeczytać o wielkiej stopie.

Zdiagnozowano u mnie niedocisnienie, z którego powinnam się podobno cieszyć, ponieważ będę długo żyła. Super, opuchnięte kończyny, bóle głowy, sennosć nawet podczas treningu karate, obniżona koncentracja, chroniczne zmęczenie i stany depresyjne.  Powód do radosci.
Zalecono mi między innymi picie kawy, branie tabletek z glukozą i zwiększenie spożycia soli. Czasem walnąc sobie kielicha, podobno też mi nie zaszkodzi. Glukoza i sól, dwie rzeczy, których dietetyk Ci zawsze doradzi unikać.
Trochę mi wstyd ciągle narzekać na te moje notoryczne problemy zdrowotne, no bo w końcu mam dopiero 32 lata. Psychicznie czuję się jak 18-stka a fizycznie jak siedemdziesiątka. Szczerze jednak, to już mi wszystko jedno jak wyglądam, bylebym tylko miała siłę codziennie z łóżka wstać.

Lecę jutro do Polski. Troszkę taki niespodziewany wylot, zawsze latam w okolicach swoich urodzin w maju, no ale urlop trzeba wykorzystać, a ja sobie przy okazji zrobię ząbki i poodwiedzam rodzinkę. Mam mały problem 'ubraniowy' ponieważ moja najcieplejsza kurtka nadaje się na polski wiosenny poranek.

Nasłucham się od mamy na temat R. - no kiedy sprecyzujecie plany odnosnie swojego związku, wiesz, starzejesz się. Tobie to potrzeba .... Ty musisz.....
Wiem, że mama chce dobrze, ale zapomina, że ja dzieckiem nie jestem tylko dorosłą kobietą, która radzi sobie w życiu całkiem nieźle. Będzie to tydzień ćwiczenia asertywnosci i cierpliwosci.

Jesli o dietę chodzi, to w ciągu ostatniego tygodnia przybyło mi 1.5kg. Diety trzymałam, ćwiczyłam, no ale standardowo waga w dół nie leci, centymetrów nie ubywa. Ja już się tym nie przejmuję, bo bym chyba zwariowała.

Lecę na kick boxing, potem pakowanie i przedwczesna kolacja walentynkowa z R.

Do usłyszenia kochane.


5 lutego 2013 , Komentarze (17)

Rozmawiałam wczoraj z jednym z moich ex. Znamy się od dziecka i nadal przyjaźnimi. Wczoraj mi powiedział:
-Wiesz, ja to ciebie czasami nie rozumiem.

No więc moja refleksja jest taka: nic dziwnego, że jestes moim eks. Po chwili zastanowienia jednak, powiem tak:

Sama siebie nie rozumiem.
Mam więcej par butów niż umiem z pamięci zliczyć. Na codzień chodzę w ulubionej parze.
Mam dwie pełne szafy ubrań, ale nadal się nie mam w co ubrać.
Kiedy mówię Ci: a rób co chcesz, szykuj się na smierć jesli nie chcesz po mojemu.
Nie wiem czego chcę, ale chcę to natychmiast.
Żalę Ci się, że przytyłam, ale jesli przytakniesz, ostro tego pożałujesz.
Chcę, być traktowana na równi z innymi, pod warunkiem, że będę traktowana lepiej.
Często nie wiem czego chcę i zawsze wiem, czego nie chcę.
Potrafię się rozkręcić od 0 do wrednej jędzy w 0.6s.
Lubię wąchać skórzane torebki.
Kiedy mówię, bys nie robił sobie kłopotu, to Bóg z Tobą jesli mnie posłuchasz.
Jesli pytam Cię o radę, to tak naprawdę chcę się tylko wygadać, prawdopodobnie juz i tak podjęłam decyzję.
Kiedy będziesz w potrzebie, rzucę wszystko, by przy Tobie być.
Kiedy się za cos wezmę z sercem, to nic mi nie stanie na przeszkodzie (ze strachu).
Raz w miesiącu zamieniam się w psychopatę, potem płaczę podczas reklamy pampersów.
Jestem kobietą.
Nikt mnie nie rozumie.

Kiepski był ten dzisiejszy dzień. Zaczęło się od pobudki z mocnymi zakwasami i bólem kolana. W mojej walce o sprawnosć fizyczną, czuję się troszkę jakbym wykonywała syzyfową pracę. Było w miarę, więc musiałam zapasć na grypę i cały progres sturlał się jak głaz na sam dół góry i czeka na mnie by go znowu zacząć toczyć. Wczoraj poszłam po raz pierwszy od dwóch tygodni na body kombat, dzisiaj nie mogę kubka z kawą udźwignąć. A ja bez kawy wredna jestem.

Potem było EKG, które wyszło w normie i w sumie wszystko by było super, gdyby nie to, że moje codzienne cisnienie waha sie w przedziale 90 x 50, puls 90, a ja ze zmęczenia po scianach chodzę. Lekarz nie widzi w tym nic nadzwyczajnego? Potem kontrol u Dr. Greya i standardowe pytanie: jak myslisz, co Ci pomożę?
Nie wytrzymałam i odpowiedziałam: że nie wiem, medycyny nie studiowałam. Tak tylko nadmienię, że mam zdjagnozowany artretyzm i dyskopatię. Jakbym wiedziała, jak sobie pomóc, to chyba bym mogła karierę zmienić.

Potem zadzwonił szef (ten sam, który ode mnie dostał sex-smsa przez przypadek!) i poinformował mnie, że jadę na konferencję w maju, w moje urodziny, znów. Grrr....

Pracowałam z domu, a to wiążę się z pewnymi utrudnieniami...



Miałam pięknie ułożone spotkania w pamiętniku na kolejne dwa tygodnie. I co? Wszystko się posypało, klienci dzisiaj nagle zaczęli masowo odwoływać. Poza tym kilka dodatkowym nerwów związanych z pracą, ale nie będę tym nikogo zanudzać.

Czuję się dzisiaj jakby mnie ktos zdeptał, ale ponieważ jestem do tego uczucia przyzwyczajona, strzepuję to z ramion i lecę na basen.

Niech się dzieje co chce, kiedys byłam najszybszym plemnikiem.


4 lutego 2013 , Komentarze (3)

Poniedziałkowe poranki zawsze witają mnie nieprowokowanym stanem depresyjnym. Pospałabym jeszcze, po indukowanym srodkami przeciwbólowymi snie, ciężko do siebie rano dojsć.

Wczoraj dokonałam próby rozbicia głową dębowej półki. Nie polecam nikomu. Półka się obraziła, a głowa chyba też. Boli.

Dzisiaj czeka mnie nowe wyzwanie. Jadę przekonać klienta, że mój produkt jest lepszy od obecnie przez niego używanego i warto za niego więcej zapłacić. Problem polega na tym, że producent zapytany: dlaczego lepszy?
Odpowiada: bo jest.

No więc spędziłam wczorajszy wieczór na czytaniu artykułów na temat stosowanego przez nich procesu, po trzydziestu paru stronach, wcale nie jestem mądrzejsza. Poznałam kilka nowych słów po angielsku i przeklęłam na kilka nowych możliwych sposobów.
Pocieszam się, że za kilka godzin będzie po wszystkim.

W chwilach zwątpienia przypominam sobie, że na przyszłe dwa miesiące mam zaplanowany wyjazd do Polski, cudowne wakacje z R i wyjazd do dawno nie widzianej cioci.

Jesli o te cudowne wakacje chodzi, to trzeba będzie wskoczyć w strój kąpielowy, a efektów mojego odchudzania dalej nie widać. Poza tym po dwóch tygodniach przeziębienia, braku ruchu i niejedzenia, wydaje mi się, że muszę zaczynać od nowa. Nie będzie jednak paniki i szukania srodków na skróty. Powoli będę robić swoje, ale skupię się na zabiegach pielęgnacyjnych, by poprawić choć troszkę wygląd mojej skóry. Mam 34 dni, cudów nie zdziałam, ale warto spróbować.

No nic, wracam do moich artykułów, może mnie jakos poranek natchnie.



1 lutego 2013 , Komentarze (12)

Chyba wreszcie zdrowieję, poziom zrzędliwosci maleje, ciężkie przedmioty przestają latać no i nawet moje kicie przestały się na mnie dziwnie patrzeć.

Jutro nie muszę jechać na mecz rugby, więc lecę skopać tyłek mojej przyjaciółce na kick boxingu.
(chwila refleksji)
no dobra, lecę dać się skopać mojej przyjaciółce na kick boxingu.

Rozmawiałam dzisiaj z przyjaciółką ze szkolnej ławy. Ciężej, coraz ciężej jest nam się porozumieć. Do Anglii miałysmy wyjechać razem, było to 8 lat temu. Ona w ostatniej chwili się wycofała, stwierdziła, że nie będzie potrafiła się odnaleźć i po studiach pracować w UK jako kelnerka. Pamiętam, jak mi było przykro, ponieważ planowałysmy to razem, przez ponad rok. Ja jednak wyjechałam, sama, kompletnie sama.
Teraz ona jest nieszczęsliwa, mąż pije, kredyt hipoteczny się nie spłaca, nie starcza im na utrzymanie od pierwszego do pierwszego. Kiedy z nią rozmawiam, to z tonu jej głosu wnioskuję, że to wszystko moja wina.
- Tobie to było i jest łatwo - słyszę od niej często.
Łatwo?
Pytam się, kiedy mi było łatwo?
 
Mam dosć ludzi, którzy mi mówią: Tobie łatwo powiedzieć.
Kiedy zdecydowałam się na wyjazd do Anglii, zostawiłam za sobą wszystko: przyjaciół, rodzinę, miejsca, które znałam i kochałam, ojczyznę, chłopaka, mowę... wszystko. Była przestraszona jak szczur na tonącym statku. Byłam sama, nie znałam języka, tyrałam bez dnia wolnego przez ponad 6 miesięcy, prawie nie spałam, miałam mysli samobójcze, przy tym wszyscy mi mówili, że źle zrobiłam wyjeżdżając i porzucając doktorat.
- Jeszcze zobaczysz - słyszałam wtedy od przyjaciół.
Ich słowa odbijaly się echem w mojej głowie, kiedy zwyzywana przez managerki małolaty, obolała, z odciskami i łzami w oczach, ze wspomnieniem mojego ukochanego Krakowa, kładłam się do łóżka w swoim mikroskopijnym pokoju. Bardzo daleko od domu. Bardzo daleko od mężczyzny, którego wtedy kochałam.

Łatwo?

No dobrze, teraz jest inaczej. Teraz pracuję w zawodzie, zarabiam dobrze, bardzo dobrze, mam swój dom, ale czy naprawdę muszę wszystkich za to przepraszać? Zapracowałam na to, nikt mi nic za darmo nie dał. I z pewnoscią NIE BYŁO TO ŁATWE. Nadal nie jest.

I zadzwoniłam do tej mojej przyjaciólki ze szkolnej ławy dzisiaj, wyżalić się, bo okazuje się że może już nigdy nie będę mieć dzieci (długa historia i decyzja, którą muszę szybko podjąć) a ona mi na to: dasz radę, TOBIE JEST ŁATWIEJ.
Zatkało mnie, rozłączyłam się.

 Łatwo? Zamień się ze mną na jeden dzień.

Nic w życiu łatwo nie przychodzi (oprócz zbędnych kilogramów i długów).

Nie mogę się doczekać tych kopniaków na kick boxingu

1 lutego 2013 , Komentarze (2)

No więc obraził się na odlegosć. Czasami czuję się, jakbym znowu w podstawówce była. Nie można z nim porozmawiać, ponieważ w ciągu tygodnia kontaktujemy się tylko przez BBM. Kiedy napiszę mu co mi na sercu leży, on najzwyczajniej nie odpisuje, albo jeszcze gorzej, odpisuje: it's all ok.

A ja nie myslę, że jest.

Od początku tego roku widziałam go trzy razy, a to podobno jego cichy sezon, kiedy nie ma za dużo pracy i nie musi być na wyjazdach. W ubiegłym roku jeździłam za nim po całej Anglii by tylko spędzić z nim trochę czasu. Nawet nie wiem kiedy przejechałam te 10 tysięcy mil, wszystko po to, by spędzić z nim wieczór.
Po okresie swiąt Bożego Narodzenia cos we mnie się zbuntowało. Siedziałam w domu sama, chociaż oboje nie pracowalismy. Mój R jak się okazało, miał inne priorytety. Nasze domy dzieli 80mil. On u siebie ma przyjaciół i rodzinę. Było dobrze, póki ja przyjeżdżałam do niego. Chodzilismy na imprezy do jego znajomych, kolacje z rodzicami, zawsze cos z kims, nigdy sami. Dlatego własnie chciałam, by spędził trochę czasu u mnie, w moim domu, gdzie moglismy być sami, tylko ja i on (no i moje dwa koty).

Przez całe dwa tygodnie, spędził u mnie tylko 4 dni, w tym dwa z przyjaciółmi, których razem ze sobą przywiózł.

Teraz jak to piszę, to naprawdę źle to wygląda.

Jestesmy ze sobą już prawie dwa lata, a tak naprawdę to mało się znamy. Widujemy się tylko z jakichs okazji, w hotelach, u przyjaciól, na wyjazdach, imprezach, koncertach. Ja się zastanawiam jak wyglądałoby nasze codzienne życie. Wytrzymalibysmy ze sobą?

Tego się raczej prędko nie dowiem.

R namawia mnie na kupno domu blisko niego. Oznaczałoby to dla mnie porzucenie tu wszystkich moich znajomych i przyjaciół, miejsc, które znam, po to tylko, by być blisko jego domu, w którym on spędza po kilka dni na miesiąc. Kiedy odmówiłam, obraził się.

O co poszło wczoraj? Po raz kolejny napomknęłam, że ostatnio bardzo rzadko się widujemy. Odpisał: mamy zaplanowanych kilka 'przygód' na przyszły miesiąc, potem pojedziemy na wakacje, wszystko OK.
Odpisałam: przykro mi, że taka mała ilosć czasu ze mną Ci wystarcza.

Jak zwykle odwrócił kota ogonem i obwinia mnie o to, poniewaz już za nim tak nie jeżdżę.
I przestał się odzywać.
Przedszkole, normalnie mówię przedszkole.

Czasami się zastanawiam czy faktycznie nie przesadzam, ale potem sobie myslę: czy to, że chcesz swojego faceta widzieć chociaż raz na tydzień i chociaż jeden wieczór spędzić z nim sam na sam to przesada?

Cóż to za związek? Nawet nie na pół etatu. Czasem to mi się już nawet nie chce odpisywać na te wiadomosci, czy odbierać telefonu.
Z drugiej strony, kiedy jestesmy razem, to jest pięknie, ale są to tak rzadkie chwile, że zastanawiam się czy warto.
Zapomniałam nadmienić, że jego dom, to jest tak naprawdę dom jego rodziców i chyba nie muszę dodawać, że mało komfortowo czuję się kiedy tam jestem. Jego rodzice są kochani, ale same rozumiecie? On czasami potrafi zostawić mnie w kuchni z jego mamą na godzinę, bo idzie wziąć prysznic czy cokolwiek, a ja nie tak wyobrażam sobie spędzanie wieczoru z moim mężczyzną.
W swoim mieszkaniu, które z kolei znajduje się 100 mil ode mnie i 120mil od jego domu, bywa kilka razy na miesiąc.

No i czy to w ogóle ma sens? A może to po prostu ja po moich wczesniejszych doswiadczeniach za łatwo się poddaję?

Jest piątek, weekend, czas który można spędzić w sposób, w jaki się lubi. Ale R jest daleko i nie wróci do przyszłej soboty. Ostatnio widziałam go w niedzielę na dwie godziny. Nic dziwnego, że moi znajomi myslą, że żyję w wyimaginowanym związku.

31 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Powoli wracam do zdrowia, ale długa droga przede mną. Czuję, że powrót do sprawnosci fizycznej sprzed przeziębienia będzie długi i bolesny.

Jesli o pracę chodzi, to mój kalendarz jest pusty, muszę dzisiaj nad tym koniecznie popracować, albo w końcu ktos mi da po głowie.

Nie potrafię się ostatnio cieszyć czy zrelaksować. Do końca marca muszę wykorzystać dwa tygodnie urlopu, więc planuję wyjazd do Polski na tydzień i potem gdzies w cieplejsze kraje z moim mężczyzną. Zamiast się cieszyć, to marudzę, bo nie chce mi się rezerwować lotów itede. Zamiast się cieszyć z wakacji na plaży, to ja się martwię, że będę grubo wyglądać w kostiumie kąpielowym.

Sprzedaję dom i kupuje nowy, przeprowadzam się. Szukam swojego kąta w jakiejs uroczej wiosce, gdzie będę mogła sadzić swoją własną sałatę. Zamiast się cieszyć i ekscytować, to ja patrzę tylko na negatywne aspekty przeprowadzki. Boję się, że będę samotna w nowym miejscu.
Głupie to, zważywszy na to, że teraz też jestem wiecznie sama. Wczoraj czułam się bardzo źle, przeleżałam cały dzień w łóżku, prawie nic nie zjadłam, ponieważ nie miałam siły zejsć do kuchni i cos sobie zrobić. Trochę to przykre, że nawet w tak rzadkich momentach słabosci, nie mogę liczyć na pomoc. Przez to wszystko czuję nagłą potrzebę zweryfikowania mojego zwiazku z R.
Żyjemy na odległosć, dwójka dorosłych ludzi, którzy mają swoje życie i widują sie raz na tydzień, czasem raz na dwa tygodnie.

Ojej, zamiast skupić się na jednym problemie, zaraz myslę, o wszystkich drobnych i wielkich sprawach, a jak mi mało to szukam nowych. Sama powtarzam przyjaciołom: "one step at a time" - może powinnam się do tego zastosować?

Jutro ważenie, wskoczyłam na wagę z czystej ciekawosci - 2 kg mniej w ciągu dwóch dni, tak jak myslałam :( Ciekawe ile z tego mi powróci i w jak szybkim czasie.

OK, ruszam cztery litery i zabieram się za ten bałagan, który się wokól mnie nawarstwił.




30 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Moje ciało jest oficjalnie przeciwko mnie.
Do mojego kalejdoskopu objawów przeziębieniowych doszły żołądkowe rewelacje.
Dzisiaj praca z domu.

Wpycham w siebie jedzenie na siłę, ale i tak po sobie widzę, że trochę mnie ubyło. Problem w tym, że takie niekontrolowane spadki wagi, są bardzo zdradzieckie. Jak wyzdrowieję, zaraz wszystko do mnie wróci z nawiązką.

I tu pojawia się prawdziwy problem. Zaczęłam trenować w październiku, za dietę wzięłąm się ostro w grudniu. Wszystko po to by ładnie i zdrowo zgubić chociażby te 5kg do moich wakacji planowanych na początek marca. W październiku ważyłam 60kg, a teraz waga jak zaklęta nie chce zejsć poniżej 62kg.

Był plan A, był plan B, pora na plan C...




28 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Tak jak pisałam, przypałętało mi się jakies cholerstwo, a jako że zawsze jestem ciekawska co tam u mnie w nosie gra, postanowiłam to sprawdzić w powszechnym źródle wiedzy - wikipedii.

Przeziębienia są powodowane przez rinowirusy. Są najpowszechniejszym wirusowym czynnikiem zakaźnym u ludzi i są przyczyną najpowszechniej znanej choroby jaką jest przeziębienie. Występuje ponad 100 serotypów wirusa, które powodują objawy przeziębienia, i są odpowiedzialne za ok. 50% przypadków przeziębień. Nazwa pochodzi z greckiego słowa rhin, które oznacza "nos".

Wcale mi się po tym lepiej nie zrobiło, więc podnoszę białą flagę (w tym wypadku chusteczkę higieniczną o ograniczonej szansie na przeżycie do dobranocki) i idę w pielesze poczytać książkę lub pooglądać stare odcinki True Blood.

Na dworze zimno, ciemno, wietrznie i baaardzo mokro. Oprcz resztki jogurtu i musli, nie mam w domu nic więcej do jedzenia. Może to być zatem początek pięknej diety.


Pozdrawiam dziewuszki i do usłyszenia, APSIK!