Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jak nie ja to kto? Jak nie teraz to kiedy? Wracam na dobrą drogę!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11999
Komentarzy: 175
Założony: 27 grudnia 2012
Ostatni wpis: 19 sierpnia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ChudszyModel

kobieta, 40 lat, Wrocław

174 cm, 77.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Wreszcie chwilka dla siebie.

Dietowo trzymam się ładnie.
Jutro rano ważenie - jestem ciekawa wyników, bo spodnie tak wspaniale z tyłka zwisają!
Wygląda to tak niechlujnie jakbym zarzuciła na siebie dresy wypchane na kolanach i na tyłku.
Nie ma bata - pierwsze efekty tych dwóch tygodni WIDAĆ! I będzie tego dowód na centymetrze!! Niezależnie już co pokaże waga :))

Zaczęła mi zwisać lekko skóra na brzuchu - w miejscu zazwyczaj wypchanej "opony" zrobił się zwis skórny. Nie było rady - zainwestowałam w sprawdzone rozwiązanie: Cellu-destock Vichy. -2cm w 28 dni - i to prawda!!! Skóra się napina jakby ktoś ją ściągnął. Po tygodniu stosowania Tołpy koncentratu antycellulitowego zauważyłam tylko wygładzenie skóry. Żeby poprawiła się gęstość czy napięcie to nie..

I rozkręcam się jeśli chodzi o różne mazidła do kąpieli.
Odkąd przestałam karmić swoje emocje odstresowuję się kąpielami w różnych solach, olejkach itd itp. Przestrzeń na wannie i wokół wanny zastawiona szczelnie.
I jest to bardzo przyjemny substytut.

Walczę też ze sobą w dni największego zagrożenia: wtorki i czwartki, kiedy to godzinę przed angielskim pałętam się po centrach handlowych, kawiarniach itd.
I tak np we wtorek - kolacja w coffee heaven wyglądała tak:  zamówiłam dużą herbatę zieloną (PÓŁ LITRA!!!) i wciągnęłam do niej kanapkę zgodną z zaleceniem mojej smacznie dopasowanej. A obslugująca mnie niunia proponowała oczywiście muffina do kawy. O nie kochana, na muffina to ja conajwyżej popatrzę niełaskawym okiem!!
Muffinem mnie nie wezmą!!

I dzisiaj.. Dzisiaj to już przekomicznie było.
O 16 byłam umówiona na kawę z siostrą. Zajechałam tak 15min przed i...
i jadłam w aucie, na parkingu kanapkę zrobioną sobie oczywiście wg mojej diety.
Bo akurat była moja "pora karmienia" :) Gdybym odsunęła to jedzenie w czasie skończyłoby się - w najlepszym przypadku - małą porcją tiramisu do kawy. I to przy dużej  dawce dobrej woli, bo do tiramisu mam dużą słabość. Podsumowując: można?
MOŻNA!

Potem był test czy dam radę.
Już się zbierałam do domu jak zadzwonił Maużon: "kotek, weź mi big maca na wynos"
I co? Wzięłam. Jechałam z nim w jednym samochodzie. A on tak pachniał.
I jak na złość korki.. I stojąc w tym korku 40 minut prawie, wręcz robiłam na głos listę powodów, dla których nie rzucę się na niego. Ocalał. Byłam z siebie cholernie dumna.

Do cholery w końcu - schudnięcie i utrzymanie wagi nie może być aż tak trudne nie??
Tylko wymaga czasu...

Takie coś - na niesłabnącą motywację:

I tego się trzymam: moje odchudzanie dla mnie.
Dla mojego lepszego samopoczucia. Dla mojej pewności siebie.
I dla tej diabelnej satysfakcji, że DAŁAM RADĘ!!!!

Jak czytam Wasze wpisy, uświadamiam sobie, że wokół nie wszyscy są tacy za****ście perfekcyjni. I nie musimy. Ale ważne, żeby coś ze sobą robić, nawet jak czasem nie wychodzi. Dlatego duży szacun dla tych, co się nie poddają. I dla tych, którzy jak dadzą d***y to się jednak ogarniają i zaczynają raz jeszcze!

DOPÓKI WALCZYSZ - JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!

9 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Dzisiaj byle jak..
Ciężki dzień w pracy, wróciłam przemielona. I trochę głodna.
Jem zgodnie z rozkładem jazdy, mimo, że wczoraj miałam angielski wieczorem i jadłam dosłownie przed zajęciami. Chodzę jednak z tymi wszystkimi plastikowymi pudełkami i tylko mieszam.. :)

Nastrój taki sobie średni, ale WALCZĘ!
Jutro będą dwa tygodnie, wagi nawet nie podglądam - wszystko przez @.
Boję się trochę, że moje wysiłki nie zostaną w tym tygodniu zmaterializowane w postaci mniejszej "cyfry" na wadze. No trudno, będzie co ma być.

Nie mam dziś "powera", ale znalazłam jednego takiego motywatora:



Damy radę, przecież uda nam się :))

Siadam poczytać co tam u Was :)

7 stycznia 2013 , Komentarze (7)


Dzień 9-ty, motywacja nie słabnie!

Dziś w pracy był kolejny kosz słodyczy od dostawców: tym razem pod hasłem MILKA.
Crispello, Milka-Delicje, Milka-ciastka z czekoladą, rodzynki w czekoladzie..

I wszyscy jedli, a ja starałam się napatrzeć.
Napatrzeć na te fioletowo-srebrne papierki, kuszące i wołające po imieniu..
Tak, te wszystkie szeleszczące porażki - leżały blisko mnie: jedna obok drugiej. Tu 50kcal, tam 110kcal. Wszystko mega słodkie, wszystko pyszne. Wytłumaczyłam sobie tak po cichu, że szkoda mojego wcierania balsamów ujędrniająco - antycellulitowych żeby tak się teraz złamać. Poza tym - choć to nie jest powód do radości - ich słabość jest moją siłą!
Oni nie mogą się pohamować - ja umiem. I to jest dla mnie powód do zadowolenia.
Wreszcie nie jestem niewolnikiem wszystkiego co słodkie. Wreszcie to ja wybieram czy coś zjem czy nie!!!

I ku mojemu zadowoleniu zauważyłam, że spodnie mam luźniejsze.
Dla samego tego luzu w nogawkach w udach WARTO!!! Nic mnie tak nie motywuje jak uczucie luźnych spodni!! Smętnie zwisających na czterech literach :)))

Za 92 dni jedziemy do Tropical Islands (na urodziny Maużona).
I żeby nie wiem co chcę wystąpić w bikini. Nie w stroju jednoczęściowym. Nie w tankini.
Ma być dwuczęściowy!!!! I to będę sobie powtarzać jak mantrę codziennie. I wizualizować sobie siebie w czerwonym stroju kąpielowym. Szczupłą.

Odchudzanie niestety kawał czasu zajmuje - po 9ciu dniach to wiadomo, że jest motywacja. Mam nadzieję, że po 90 będzie równie mocna. Trzeba jak to mówią
OKREŚLIĆ SWOJE PRIORYTETY:


...ale my się nie damy :)
Siadam czytać co tam u Was :)



6 stycznia 2013 , Komentarze (4)

Dziś z braku czasu będzie krótko i treściwie:

dzień zaliczony na plus, chociaż była pokusa.
Robiłam dziś babkę cytrynową, którą bardzo lubię - specjalnie na odwiedziny mamy.
Musiałam się bardzo hamować żeby przy krojeniu nie uszczypać kawałka dla siebie.
Ale oparłam się pokusie pachnącego, ciepłego ciasta. JESTEM TWARDA!!

Wszystko dietowo i ładnie, a mam wrażenie, że we mnie jedzenie stoi: pewnie przez @.
A zaraz czeka mnie szykowanie jedzenia na jutro, kąpiel, mycie i suszenie włosów, manicure i czas spać. Jak szybko ten weekend przeleciał!!!

 Życzę spokojnego początku nowego, chudszego tygodnia!

5 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Witajcie,

dziś humor zdecydowanie lepszy :)

I na wadze dziś 77,8kg!! 29.12 było 82!

Dla mnie bomba :-)
Zmiany w obwodach też są - kilka cm w brzuchu!!!!
Idzie ku dobremu.

Dziś skorzystałam pierwszy raz z opcji "posiłku dowolnego" w mojej diecie - oczywiście w pełni wyspecyfikowanego i wrzuconego w moją dietę (Vitalio, uwielbiam Cię za to!). Taka opcja była koniecznością - byliśmy z maużonem na mieście na obiedzie z dawno nie widzianymi znajomymi. Ale spokojnie - panowałam nad sobą i zjadłam najzdrowszą i najmniejszą potrawę jaka była w menu. Popiłam świeżo wyciśniętym sokiem z grapefruitów.Było zdrowo. I nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia, bo na szczęście nie skusiłam się na żaden z moich standardów w tej restauracji... (standardy mają niestety ponad 800kcal na porcję :( ) Wagowo zwykle jadałam tam porcję 0,6kg. Dziś było 0,4kg.
Ale czułam się tak obżartaaaaa, że po powrocie z obiadu padłam w kimę na godzinkę.

Przy okazji wypadu do miasta tak za dnia, mieliśmy chwilę czasu na szybkie zakupy w drogerii. Dermokonsultantka namówiła mnie na takie coś (jak już prawie miałam Vichy Cellu Destock w ręku):




Ktoś stosował? Rezultaty rzeczywiście takie porywające?
Będę psikać co wieczór i wmasowywać, zobaczymy z jakim rezultatem.


Na marginesie chciałabym podzielić się jeszcze jednym plusem mojej diety:
-- nie piję alkoholu ( poza 4 drinkami w Sylwestra).

Mam dość stresującą pracę i po cięższym dniu lubiłam wypić lampkę dobrego wina po kolacji. Teraz mnie odrzuca. Może przez to, że moje jedzenie nie stanowi dobrego podkładu pod wino. Tzn. po pierwszych dwóch łykach twarz mi się robi niemożliwie czerwona, alkohol uderza do głowy i jest spory szum. To zdecydowanie nie jest standardem - jeśli chodzi o wino to mam baaardzo mocną głowę. W każdym razie: teraz stresy odreagowuję dobrą książką i dłuuuugą kąpielą w bąbelkach. Zdrowiej, a moja piwniczka czeka na lepsze czasy.

Zasiadam do Waszych pamiętników :)






4 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Piątek, ale jestem z lekka zdołowana.

Obniżka nastroju i te sprawy (PMS w pełni).
Wiem, że nie jestem sobą i muszę się podwójnie pilnować, żeby nie zrobić nic głupiego (a szafka ze słodyczami woła mnie po imieniu). Dziś jest jeden z tych dni, gdzie chciałabym się zamknąć w mojej ulubionej cukierni i jeść tiramisu kilogramami.

Nie jest sztuką mieć powera jak się ma najwyższą motywację.
Sztuką jest nie złamać się jak: za oknem pada, czujesz się jak góra tłuszczu (co gorsza, wyglądasz jak góra tłuszczu), generalnie jest źle i nikt Cię nie kocha.
Teraz to trochę pojechałam po całości, ale co tam - każdy może mieć gorszy dzień.

Do tego dziś jestem głodna.
Po 2h po posiłku już mnie ssie w żołądku i już wynajduję sobie zajęcia, żeby nie znaleźć się w sąsiedztwie jedzenia. Jakoś mi się udało. Gorzej teraz wieczorem. Cichy szum lodówki pulsuje mi w uszach. Do mojej kolacji zostało jeszcze jakieś pół godziny - i wytrzymam je.
Razem z kubkiem obrzydliwej czerwonej herbaty, do której się zmuszam ostatnio (1 kubek dziennie).

Mój monolog wewnętrzny mówił mi dzisiaj jak wracałam z pracy, żeby dać sobie spokój.
Że pewne rzeczy są poza zasięgiem - w tym szczuplutka sylwetka. I żeby nie kopać się z koniem. Że jest tyle czekoladek na tym świecie i nie mają nieskończonego terminu przydatności! Eeeeeehhhh..

Poczytam Wasze pamiętniki, może mi się poprawi...

[jutro oficjalne ważenie]



3 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Tak jak zapowiadałam - zważyłam się dziś rano.
Po tygodniu diety w ogóle, po 4 dniach smacznie dopasowanej.
Wynik:
-3,4kg!!!!


I chociaż mam świadomość, że jak na razie to zeszła ze mnie głównie woda to i tak jest bardzo nieźle!! W spodniach jest jakby odrobina luzu!!!! Przestały się tak bardzo opinać :)

Na razie nie zmieniam paska wagi. Poczekam do pierwszego, oficjalnego ważenia po tygodniu Smacznie Dopasowanej. Wtedy też się pomierzę :)

Jako zadanie motywacyjne (na spadek formy, gorszy dzień, zwykłą nieostrożność i co tam jeszcze) postanowiłam sobie zrobić listę powodów dla których się odchudzam.

Pierwszy - mój ogromny kompleks: BRZUCH





Za te 10,6kg, które jeszcze muszę zrzucić tej opony nie będzie!!!!


Ani grubych ramion ani kolan ani ud.
Będzie pięknie!!!

Siadam do czytania innych pamiętników.
Świadomość, że nie tylko ja walczę dodaje mi energii :)
TRZYMAJMY SIĘ!

2 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Powrotu do szarej codzienności dzień pierwszy.

Kurczę jak się nie chciało wstawać z samego rana!! Ale trudno, wszystko na zwolnionych obrotach ale się ogarnęłam. Nawet nie ryzykowałam malowania kresek na powiekach - mogłoby się to skończyć włożeniem eyelinera do oka

W pracy patrzą na mnie jak na chorą na jelitówkę. Gotowany kurczak? Z łyżką ryżu?
I pukają w czoło - po co się katować takim jedzeniem jak stołóweczka wydaje biały makaron bolognese? I standardowe komentarze: przejdzie Ci, do końca tygodnia rzucisz ten "niewydarzony" pomysł.

Ehh..  nie złamałam się.
Może to gotowane mięso nie należy do najpyszniejszych rzeczy na świecie - ale jest sycące.I pierwszy raz od bardzo dawna wróciłam do domu bez uczucia pt. "jak-dopadnę-lodówki-zjem-wszystko!". Naprawdę jem co 3,5h i to mi wystarcza. Nawet zaczęłam podejrzliwie patrzeć na tą moją smacznie dopasowaną. Czy to możliwe żeby jedząc 5 posiłków dziennie (nie będąc głodnym!) schudnąć? Się zobaczy. Jutro rano się zważę - to będzie równy tydzień od rozpoczęcia diety, a 4-ty SD. Ciekawa jestem wyników...

Z innych rzeczy - kupiłam w Sylwestra takie oto delicje (jowis1984 - to coś dla Ciebie!):


Faktycznie - trufle i migdały jak żywe!! Wczoraj przetestowałam - coś wspaniałego!!
Trzeba sobie trochę podogadzać :))

Pomijając utratę wagi (oby, oby, oby) to na tej diecie czuję się o dziwo bardzo dobrze :)
Żeby tylko się nie zapomnieć - i będzie sukces. I cały czas pozytywna wizualizacja!!

!!! Trzymajmy się ramy!!!



1 stycznia 2013 , Komentarze (4)

Noworocznie...

Wczoraj wieczorem całkiem grzecznie: na imprezie zjadłam tylko: dużą łyżkę sałatki z tuńczykiem, 2 duże łyżki makaronu z pesto (bez mięsa), 9 (słownie: dziewięć) orzeszków ziemnych w chrupiącej pikantnej panierce.
Drinki...
150ml malibu, 0,5L soku bananowego, 0,5L soku ananasowego.
1 kieliszek szampana

I to wszystko co "poza dietą".

Niestety dzisiaj..
Wszystko dietowo oprócz incydentu u teściów.
Byliśmy oboje z Maużonem odebrać psa, który sylwestrował z nimi.
I na moją zgubę teściowa wczoraj wieczorem robiła tort bezowy z bitą śmietaną i wiórkami czekolady. Próbowałam się migać. Maużon również: bierzemy na wynos, na miejscu tylko kawa.. Ale nie dało się. Teściowa naburmuszona, że 1szy raz robiła a my tacy niewdzięczni, nawet nie chcemy spróbować. No to my po sobie - no dooobraaa ale tylko kawałeczek. Ja chciałam (żeby jej nie obrazić ale jednak spróbować) wziąć "łyżkę" z Maużona porcji - nie przeszło.  Ukroiła mi kawał "jak zwykle", ale podzieliliśmy się nim na pół. Maużon stwierdził, że dla niego za słodkie i żeby mu na wynos nie pakować. No i wygadał się, że mi też nie pakować, bo na diecie... Nie wiem czy uwierzyła czy uznała to za wymówkę - ale pocieszona nie była.

Ciasto dobre ale nie na tyle, żeby z tego powodu rujnować poprzednie parę dni jedzeniowej dyscypliny.Byłam zła na siebie, że dałam się wrobić w to jedzenie "z grzeczności" - bo się obrazi, bo nie wypada, bo się napracowała a my niewdzięczni.. Muszę ćwiczyć asertywność...

Poza tym - okej. Moja dieta jest naprawdę smaczna. No, może poza: jogurtami naturalnymi, które jem codziennie i za którymi tak średnio..Jutro w planie obiadu pracowego sałatka z kurczakiem gotowanym ( nie lubię gotowanego mięsa!), zobaczymy jak będzie - dam jej szansę.

I wszystko wraca na stare tory: praca, praca..
Dobrze, że do weekendu blisko :)

A teraz siadam do czytania innych pamiętników - zauważyłam, że mnie to motywuje...




31 grudnia 2012 , Komentarze (3)

Koniec roku nieoczekiwany - do wczoraj do 16 status był: siedzimy w domu, dopiero wieczorem padła propozycja pójścia na domówkę. Jeszcze jestem zaskoczona...

Dietowo dzisiaj grzecznie i konsekwentnie. Katar się przypałętał więc nie czuję kompletnie nic - żadnego zapachu gołąbków teściowej (ehh zrobiła z 15 specjalnie dla nas - Maużon zje  ). O mojej diecie nie wie nikt poza: Maużonem, Mamą oraz siostrą. Oraz wszystkimi na Vitalii :D I tak niech zostanie.

Do diety dorzucam dziś 2 kubki zielonej herbaty - jakoś ostatnio film mam na nią, tak jak wcześniej na malinową z Herbapolu.. Miejmy nadzieję, że mi nie minie zbyt szybko..

Z przygotowań Sylwestrowych udało mi się na tą chwilę umyć głowę.
Sałatkę kupiłam (nikt się nie zorientuje, a ja uniknęłam podjadania przy krojeniu).
Kreacji brak, coś się znajdzie w szafie. Generalnie bez spiny.

Tylko jeszcze celów na następny rok brak, to na jutro sobie zostawiam.
Tymczasem życzę WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE i dużo wytrwałości w gubieniu kg w Nowym Roku!!