Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kiedyś ważyłam 60 kg... Potem nastało 7 lat tłustych... A teraz przyszła pora na 7 lat chudych... Mam nadzieję, że uda się szybciej ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9503
Komentarzy: 339
Założony: 16 stycznia 2013
Ostatni wpis: 6 listopada 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
NieNitka

kobieta, 51 lat, Warszawa

173 cm, 90.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 czerwca 2013 , Komentarze (4)

..., czyli 5 dzień diety OW. Jest super!

Wczorajsze menu:
Śniadanie: sałatka z pomidorów malinowych i dymki, herbata Pu-erh
Drugie śniadanie: jabłko, arbuz, woda lekko gazowana
Obiad: zupa krem z kalarepki, fasolka szparagowa, ogórek małosolny, herbata Pu-erh
Kolacja: bakłażan duszony w pomidorach z cebulą i czosnkiem, truskawki, herbata Pu-erh

Aktywność: popołudniowy spacer z dzieciakami

Dzisiejsze menu:
Śniadanie: sałatka z pomidorów malinowych i dymki, herbata Pu-erh
Drugie śniadanie: marchewka z chrzanem, jabłko, woda lekko gazowana
Obiad: duszone warzywa śródziemnomorskie, herbata Pu-erh
Kolacja: zupa krem z kalarepki, arbuz, herbata Pu-erh

Zmiany we wskazaniach wagi są optymistycznie zaskakujące, ale na razie nic nie zmieniam na pasku ;)

21 czerwca 2013 , Komentarze (4)

Trzeci dzień diety OW.
Wczorajsze menu podobne do dnia pierwszego a dziś:
Śniadanie: duże jabłko, sałatka z pomidorów malinowych, dymki i sałaty lodowej, herbata Pu-erh
Drugie śniadanie: tarta marchewka z chrzanem, sałatka z arbuza i jabłka, woda
Obiad: fasolka szparagowa ze szczypiorkiem i ogórkiem małosolnym, truskawki, herbata Pu-erh
Kolacja: kalarepka, rzodkiewki, pomidor, ogórek, herbata Pu-erh

Na szczęście upały sprawiają, że głód nie dokucza. :)

Aktywność na dziś: mycie okien i sprzątanie całego mieszkania, czyli to co tygrysy lubią najbardziej :(


19 czerwca 2013 , Komentarze (5)

No i się doigrałam. Wróciłam do punktu wyjścia, czyli zaczynam od nowa. Ale nie o tym miałam dziś pisać to tylko tak w ramach wyjaśnienia sytuacji.

Pisać miałam o tym, że wreszcie się ogarnęłam i zebrałam w sobie i dziś zaczęłam dietę OW (taką troszkę zmodyfikowaną, tak jak to wyjaśniałam już na początku pamiętnika).
Dzięki zakupom na giełdzie warzywno-owocowej w Broniszach całą lodówkę i okolice zapełnione mam świeżutkimi warzywkami, które aż proszą żeby je schrupać :) W ogóle to jakiś taki mega optymizm mnie ogarnął od rana - chyba ta przepiękna aura za oknem tak na mnie działa (uwielbiam lato i upały też nie są problemem).

Dzisiejsze menu:
Śniadanie: duża miska sałatki z pomidorów malinowych, roszponki i dymki, herbata Pu-erh
Drugie śniadanie: mus truskawkowy, surówka z marchewki z chrzanem, 
Obiad: zupa krem z cukinii, kalafior na parze z ogórkiem małosolnym (własnej produkcji), herbata Pu-erh
Kolacja: rzodkiewki i kalarepka, arbuz, herbata Pu-erh

Życzę wszystkim przemiłego i energetycznego dnia!



27 maja 2013 , Komentarze (8)

Wyjazd mazursko-rowerowy udał się wyśmienicie, pogoda jak marzenie, komarów w zasadzie brak, było super. Dietowo całkiem nieźle, no i zrobiliśmy kilka wycieczek rowerowych, niezbyt długich, bo z dzieciakami, które mają ograniczone możliwości, ale za to bardzo przyjemnych.

Kolejny tydzień nie był jednak zbyt wielkim sukcesem, bo zmiana pogody nie podziałała na mnie zachęcająco, a do tego w ostatnią sobotę byłam na obiedzie weselnym we włoskiej restauracji, więc trudno było zachować wymagania dietowe. 
Tragedii nie ma, ale i spadków spektakularnych też nie odnotowałam. Starałam się pedałować codziennie na rowerku stacjonarnym przez 45 min.

Ostatnio zrobiłam porządki w garderobie i wyeliminowałam (kontener PCK lub śmietnik) ciuchy, które czekały na powrót do dawnej sylwetki już zdecydowanie zbyt długo. Nie, żebym straciła nadzieję na tenże powrót, ale po prostu przestały mi się już podobać albo zdecydowanie zrobiły się już niemodne lub nieodpowiednie do wieku obecnego, mojego. Cały czas czekam jednak na ten moment, gdy będę mogła z czystym sumieniem pozbyć się tych w największych rozmiarach...

16 maja 2013 , Komentarze (8)

Ogarnięcie się... powiedzmy, że tak na mocną czwórkę :)

Przez ostatnie parę dni i pewnie przez kilka najbliższych również moje menu wygląda i wyglądać będzie następująco:
Śniadanie: dwie kromki wieloziarnistego chleba, sałatka z 3 pomidorów malinowych z cebulką i łyżką oliwy z oliwek (dla mnie to jest ideał śniadania, po prostu uwielbiam), herbata Pu-erh
A potem już do końca dnia warzywa i owoce w różnych kombinacjach, sporo herbaty Pu-erh, no i próbuję się przyzwyczaić od wody (testuję Cisowiankę lekko gazowaną).

Aktywność: na razie rower stacjonarny lub ten prawdziwy i przymierzam się do wznowienia codziennych marszy z kijami.
Wczoraj przejechane (rower stacjonarny): 14 km / 38 min / 322 KCal - bez rewelacji, ale niestety @ mnie dopadła i więcej nie dałam rady.

Jutro wyruszamy na 3 dniowy rodzinny wypad rowerowy na Mazury, więc mam nadzieję, że będzie aktywnie. :)

6 maja 2013 , Komentarze (16)

Hmm... Nie pisałam ostatnio, bo po prostu jest mi wstyd. Znowu nie wykonałam planu, który dla siebie przygotowałam. 
Ostatnio nie mogę dojść ze sobą do ładu. Czasem mam wrażenie jakby były we mnie dwie osoby: jedna to ta, która o dietach wie prawie wszystko, ma w głowie tabele kaloryczne i wszelkie zasady dotyczące zdrowego odżywiania i jest wielką fanką diety owocowo-warzywnej dr Dąbrowskiej, a druga to ta, która ma to wszystko w nosie i zachowuje się kompletnie irracjonalnie. Nie muszę chyba dodawać, że tej drugiej zupełnie nie rozumiem i nie lubię, a ostatnio to po prostu mam jej dość i jestem już nią najzwyczajniej w świecie zmęczona. Mogłabym jej powiedzieć, że nie chce mi się z nią gadać. ;)

Wstyd mi przed Wami, bo w końcu jesteśmy tu po to, żeby się motywować a nie użalać nad sobą i jęczeć. Następny wpis zrobię, więc jak się wreszcie ogarnę, a tymczasem czytam dzielnie Wasze pamiętniki i cieszę się bardzo, że Wam idzie zdecydowanie lepiej. :)

18 kwietnia 2013 , Komentarze (16)

Historyjka tragikomiczna.

Poranne zakupy w Biedronce, w towarzystwie mojej 4-letniej córeczki. Zakupy niewielkie, w koszyku parę rzeczy, ale ustawiłyśmy się akurat do kasy, w której przed nami stała młoda kobieta z koszem całym załadowanym górą produktów. Kobieta sprawnie wypakowuje swoje zakupy na taśmę, ale wiadomo, że z racji ilości chwilę jej to jednak zajmie. Moja córa zaczyna okazywać pierwsze oznaki zniecierpliwienia.

I w tym momencie przemiła pani kasjerka obrzuciwszy mnie spojrzeniem, z życzliwym uśmiechem i głosem dość donośnym zaprasza mnie do siebie, oznajmiając, że skoro jestem w CIĄŻY to nie ma potrzeby, żebym czekała tak długo! Czując jak na mej twarzy pojawia się ognisty rumieniec, zdołałam wydusić jedynie nieśmiałe "nie, nie", co tylko pogorszyło sprawę, gdyż w tej chwili do konwersacji włączyła się kobieta wypakowująca zakupy oświadczając, że absolutnie mam stanąć przed nią, bo jej to jeszcze trochę zajmie. Zrezygnowana, z rękoma drżącymi ze zdenerwowania podeszłam, więc do kasy i nie patrząc w oczy kasjerce starałam się załatwić sprawę jak najszybciej.

Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię....

W sumie sytuacja dość zabawna, ale nie byłam w stanie obrócić wszystkiego w żart.

Dla mnie to czysty HORROR.

Od dziś do kasy podchodzę na głębokim wdechu. ;)

17 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

Nie krzyczcie na mnie za bardzo, ale trochę zmodyfikowałam swój plan i przełożyłam rozpoczęcie diety OW na najbliższy poniedziałek. Wiem, że na pierwszy rzut oka to nie brzmi najlepiej, bo zaraz się nasuwa komentarz, że to wymigiwanie się i ciągłe przekładanie na później i ogólnie rzecz biorąc nie wychowawczo. Ale...

Po pierwsze to te dwa tygodnie (które miną w niedzielę najbliższą) będą dla mnie wstępem do diety OW, czyli w 80% jem warzywa i owoce a pozostałe 20% to produkty pełnoziarniste, orzechy i pestki, odrobina oliwy z oliwek i suszonych owoców.

Po drugie i w zasadzie decydujące to w niedzielę kończę 40 lat i urządzam urodzinowy obiad, no i po prostu nie wyobrażam sobie, że podczas własnego przyjęcia nie jadłabym tego co goście i nie spróbowała tortu urodzinowego.

Przyznacie, więc chyba, że tak trochę to jestem usprawiedliwiona ;)

Kiedy podejmowałam decyzję, że teraz to już koniec, od jutra dieta itd. to jak same się zorientowałyście po moich wpisach po prostu byłam w lekkim dołku i chciałam wszystko naprawić od razu. No, ale wiadomo, że jak się człowiek zastanowi na spokojnie to jest to nieco bezsensowne. Te z Was, które znają zasady diety OW wiedzą doskonale, że tak na dobrą sprawę to nie powinno się robić pełnych 6 tygodni tak z marszu tylko właśnie rozpocząć od przygotowania i stopniowego wykluczania z diety innych składników poza warzywami i owocami. Nie fundujemy wtedy swojemu organizmowi tak dużego szoku i w pewnym stopniu minimalizujemy niezbyt przyjemne skutki uboczne diety (czyli fatalny ból głowy, który najczęściej dopada w pierwsze dni).

A propos bólu głowy to pamiętam dosyć zabawną historię, która przytrafiła mi się podczas mojej pierwszej diety OW. Otóż kiedy dopadł mnie ten sławetny ból głowy to naprawdę nie był przyjemny, a ponieważ musiałam normalnie funkcjonować to łyknęłam jednak jakąś tabletkę przeciwbólową. W każdym razie kiedy po południu wróciłam do domu z dzieciakami odebranymi z placówek oświatowych i wjechaliśmy do garażu podziemnego pod naszym blokiem zobaczyłam, że moje pociechy słodko chrapią w swoich fotelikach, a ponieważ nigdzie się nie spieszyliśmy postanowiłam dać im chwilę na drzemkę i posiedzieć z nimi w samochodzie. Pomimo tabletki, ból głowy i tak o sobie przypominał, więc pomyślałam, że w zasadzie to może ja też utnę sobie z nimi malutką drzemkę. No i zasnęłam. Niestety wiadomo, że na siedzeniu samochodowym warunki nie są komfortowe i chcąc nie chcąc człowiek zasypia na tak zwaną "popielniczkę". Musiałam wyglądać dosyć podejrzanie, bo obudziło mnie pukanie sąsiada do okna samochodu i pytanie czy wszystko z nami OK. :)

I tym miłym akcentem (jak mawiał jeden z moich profesorów na uczelni) kończę moje wywody.

A chciałam jeszcze nadmienić, że wczoraj marsz godzinny zaliczony. ;)

 

15 kwietnia 2013 , Komentarze (7)

Dziś jestem z siebie dumna. Postanowiłam nie dać wiośnie czekać na siebie już dłużej i wreszcie zrealizowałam to, co zaplanowałam już dawno temu a w czym przeszkodziły mi: kontuzja kończyny dolnej oraz ostatnie ataki zimy (jeszcze nie tak dawno temu). A mianowicie wyruszyłam na 1,5 godzinny marsz w tempie dość intensywnym (w miarę możliwości) i ... dałam radę (choć pod koniec ledwie powłóczyłam nogami).

Dla większości z Was, regularnie uprawiających aktywność fizyczną to zapewne nic wielkiego, ale moja kondycja fizyczna jest w stanie opłakanym, więc dla mnie to spore osiągnięcie.

Znając ograniczenia mojego zbyt małego pęcherza moczowego tym razem nie uraczyłam się wielkim kubkiem herbaty przed marszem, a dodatkowo jak mantrę powtarzałam sobie, że tym razem nic nie stanie mi na przeszkodzie a już na pewno nie takie drobne słabości organizmu i poskutkowało. ;)

Mój plan zakłada takie marsze codziennie i mam nadzieję, że teraz będę go realizować już bez przeszkód.

40 puka już do mojego okienka, urodzinowe przyjęcie tuż tuż, więc jutro śmigam do fryzjerki coby zrobić się na tak zwane bóstwo. Potem niestety już nieco mniej przyjemne zadania, czyli mycie okien i wiosenne porządki na balkonie (tzn. wielkie sprzątanie).

Tak mnie cieszy ta prawdziwa, długo wyczekiwana i wytęskniona wiosna, że hej!

 

 

10 kwietnia 2013 , Komentarze (7)

No to mam za sobą pierwszy dzień diety OW.

Wczorajsze menu:

Śniadanie: resztka sałaty lodowej z pomidorkami koktajlowymi i kiełkami rzodkiewki, jabłko, herbata czerwona

Drugie śniadanie: duża porcja zupy krem z porów, sałatka z kiszonej kapusty, marchewki i cebuli, herbata czarna migdałowa

Obiad: duża porcja zupy ogórkowej, chipsy marchewkowe, herbata czerwona

Kolacja: smoothie melonowo-ananasowo-mandarynkowe