Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 9503 |
Komentarzy: | 339 |
Założony: | 16 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 6 listopada 2014 |
kobieta, 51 lat, Warszawa
173 cm, 90.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Dzień 156... - czyli drugi początek...
Historyjka tragikomiczna.
Poranne zakupy w Biedronce, w towarzystwie mojej 4-letniej córeczki. Zakupy niewielkie, w koszyku parę rzeczy, ale ustawiłyśmy się akurat do kasy, w której przed nami stała młoda kobieta z koszem całym załadowanym górą produktów. Kobieta sprawnie wypakowuje swoje zakupy na taśmę, ale wiadomo, że z racji ilości chwilę jej to jednak zajmie. Moja córa zaczyna okazywać pierwsze oznaki zniecierpliwienia.
I w tym momencie przemiła pani kasjerka obrzuciwszy mnie spojrzeniem, z życzliwym uśmiechem i głosem dość donośnym zaprasza mnie do siebie, oznajmiając, że skoro jestem w CIĄŻY to nie ma potrzeby, żebym czekała tak długo! Czując jak na mej twarzy pojawia się ognisty rumieniec, zdołałam wydusić jedynie nieśmiałe "nie, nie", co tylko pogorszyło sprawę, gdyż w tej chwili do konwersacji włączyła się kobieta wypakowująca zakupy oświadczając, że absolutnie mam stanąć przed nią, bo jej to jeszcze trochę zajmie. Zrezygnowana, z rękoma drżącymi ze zdenerwowania podeszłam, więc do kasy i nie patrząc w oczy kasjerce starałam się załatwić sprawę jak najszybciej.
Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię....
W sumie sytuacja dość zabawna, ale nie byłam w stanie obrócić wszystkiego w żart.
Dla mnie to czysty HORROR.
Od dziś do kasy podchodzę na głębokim wdechu. ;)
Nie krzyczcie na mnie za bardzo, ale trochę zmodyfikowałam swój plan i przełożyłam rozpoczęcie diety OW na najbliższy poniedziałek. Wiem, że na pierwszy rzut oka to nie brzmi najlepiej, bo zaraz się nasuwa komentarz, że to wymigiwanie się i ciągłe przekładanie na później i ogólnie rzecz biorąc nie wychowawczo. Ale...
Po pierwsze to te dwa tygodnie (które miną w niedzielę najbliższą) będą dla mnie wstępem do diety OW, czyli w 80% jem warzywa i owoce a pozostałe 20% to produkty pełnoziarniste, orzechy i pestki, odrobina oliwy z oliwek i suszonych owoców.
Po drugie i w zasadzie decydujące to w niedzielę kończę 40 lat i urządzam urodzinowy obiad, no i po prostu nie wyobrażam sobie, że podczas własnego przyjęcia nie jadłabym tego co goście i nie spróbowała tortu urodzinowego.
Przyznacie, więc chyba, że tak trochę to jestem usprawiedliwiona ;)
Kiedy podejmowałam decyzję, że teraz to już koniec, od jutra dieta itd. to jak same się zorientowałyście po moich wpisach po prostu byłam w lekkim dołku i chciałam wszystko naprawić od razu. No, ale wiadomo, że jak się człowiek zastanowi na spokojnie to jest to nieco bezsensowne. Te z Was, które znają zasady diety OW wiedzą doskonale, że tak na dobrą sprawę to nie powinno się robić pełnych 6 tygodni tak z marszu tylko właśnie rozpocząć od przygotowania i stopniowego wykluczania z diety innych składników poza warzywami i owocami. Nie fundujemy wtedy swojemu organizmowi tak dużego szoku i w pewnym stopniu minimalizujemy niezbyt przyjemne skutki uboczne diety (czyli fatalny ból głowy, który najczęściej dopada w pierwsze dni).
A propos bólu głowy to pamiętam dosyć zabawną historię, która przytrafiła mi się podczas mojej pierwszej diety OW. Otóż kiedy dopadł mnie ten sławetny ból głowy to naprawdę nie był przyjemny, a ponieważ musiałam normalnie funkcjonować to łyknęłam jednak jakąś tabletkę przeciwbólową. W każdym razie kiedy po południu wróciłam do domu z dzieciakami odebranymi z placówek oświatowych i wjechaliśmy do garażu podziemnego pod naszym blokiem zobaczyłam, że moje pociechy słodko chrapią w swoich fotelikach, a ponieważ nigdzie się nie spieszyliśmy postanowiłam dać im chwilę na drzemkę i posiedzieć z nimi w samochodzie. Pomimo tabletki, ból głowy i tak o sobie przypominał, więc pomyślałam, że w zasadzie to może ja też utnę sobie z nimi malutką drzemkę. No i zasnęłam. Niestety wiadomo, że na siedzeniu samochodowym warunki nie są komfortowe i chcąc nie chcąc człowiek zasypia na tak zwaną "popielniczkę". Musiałam wyglądać dosyć podejrzanie, bo obudziło mnie pukanie sąsiada do okna samochodu i pytanie czy wszystko z nami OK. :)
I tym miłym akcentem (jak mawiał jeden z moich profesorów na uczelni) kończę moje wywody.
A chciałam jeszcze nadmienić, że wczoraj marsz godzinny zaliczony. ;)
Dziś jestem z siebie dumna. Postanowiłam nie dać wiośnie czekać na siebie już dłużej i wreszcie zrealizowałam to, co zaplanowałam już dawno temu a w czym przeszkodziły mi: kontuzja kończyny dolnej oraz ostatnie ataki zimy (jeszcze nie tak dawno temu). A mianowicie wyruszyłam na 1,5 godzinny marsz w tempie dość intensywnym (w miarę możliwości) i ... dałam radę (choć pod koniec ledwie powłóczyłam nogami).
Dla większości z Was, regularnie uprawiających aktywność fizyczną to zapewne nic wielkiego, ale moja kondycja fizyczna jest w stanie opłakanym, więc dla mnie to spore osiągnięcie.
Znając ograniczenia mojego zbyt małego pęcherza moczowego tym razem nie uraczyłam się wielkim kubkiem herbaty przed marszem, a dodatkowo jak mantrę powtarzałam sobie, że tym razem nic nie stanie mi na przeszkodzie a już na pewno nie takie drobne słabości organizmu i poskutkowało. ;)
Mój plan zakłada takie marsze codziennie i mam nadzieję, że teraz będę go realizować już bez przeszkód.
40 puka już do mojego okienka, urodzinowe przyjęcie tuż tuż, więc jutro śmigam do fryzjerki coby zrobić się na tak zwane bóstwo. Potem niestety już nieco mniej przyjemne zadania, czyli mycie okien i wiosenne porządki na balkonie (tzn. wielkie sprzątanie).
Tak mnie cieszy ta prawdziwa, długo wyczekiwana i wytęskniona wiosna, że hej!
No to mam za sobą pierwszy dzień diety OW.
Wczorajsze menu:
Śniadanie: resztka sałaty lodowej z pomidorkami koktajlowymi i kiełkami rzodkiewki, jabłko, herbata czerwona
Drugie śniadanie: duża porcja zupy krem z porów, sałatka z kiszonej kapusty, marchewki i cebuli, herbata czarna migdałowa
Obiad: duża porcja zupy ogórkowej, chipsy marchewkowe, herbata czerwona
Kolacja: smoothie melonowo-ananasowo-mandarynkowe