Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał, Więc będzie na wieki i grzeszna, i święta, Zdradliwa i wierna, dobra i zła, I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza, I gołąb i żmija, piołun i miód, I anioł i demon, upiór i cud, I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna, Początek i koniec - kobieta- to ja!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 108237
Komentarzy: 3607
Założony: 20 stycznia 2013
Ostatni wpis: 30 czerwca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tallulah.Bell

kobieta, 36 lat, Warszawa

162 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

27 czerwca 2016 , Komentarze (60)

Wiecie jak to jest, kiedy chciałoby się iść z dzieckiem i mężem na basen, bo pogoda sprzyja, ale nie można, bo zakupiony kostium kąpielowy wygląda tak koszmarnie, że nie sposób się publicznie pokazać? Wywaliłam przy okazji porządków 7 kostiumów, bikini już nie jest dla mnie. Musiałam kupić jednoczęściowy, ale w niczym dobrze nie wyglądałam, brzuch w miarę płaski, więc tu nie mam zastrzeżeń, ale biust? Niby usztywnienia i ramiączka ale niczego to nie trzyma a co tu dopiero mówić o podniesieniu. O cenach nawet nie będę wspominać, a i wyboru za dużego nie ma.

I tak sobie żyję, radząc sobie z codziennością, rezygnując z większości rzeczy które kiedyś wydawały mi się proste i bezproblemowe. Gram rolę szczęśliwej matki i żony, uśmiecham się i robię to wszystko co powinnam robić i czego się ode mnie oczekuje. 

Nie mam złudzeń, że kiedyś pozbędę się tego okropnego uczucia, że jestem jakby obok, że to się nie dzieje naprawdę. I tak, żeby nie psuć atmosfery w domu, nie robić problemów, zaciskam zęby, ale pod prysznic chodzę w staniku i koszulce bo 5 minut patrzenia na tą kupę gówna to dla mnie za dużo.

17 czerwca 2016 , Komentarze (46)

Równo miesiąc i Mały skończy rok. Nie będzie jednak żadnej imprezy, niczego nie planuję. Nie mam na to czasu i energii. Nie chce mi się odstawiać szopki pod tytułem "szczęśliwa rodzinka". W domu nie mam miejsca żeby pomieścić 30 osób, bo tyle bym musiała zaprosić. Nie chce nic od nikogo, żadnych badziewnych prezentów, które tylko niepotrzebnie zagracą mi dom. A w restauracji Mały byłby nieznośny, mąż ogłupiałby jak zawsze gdy spotka się cala jego rodzina. On sobie wtedy "jest" z nimi, a mnie jakby nie było. Mam się tylko dzieckiem zająć, żeby on mógł się w spokoju napić z braciszkiem albo szwagrem jednym, drugim i trzecim. Chrzciny tak właśnie wyglądały i nie chcę powtórki z rozrywki. 

Nie chcę mieć do czynienia z tymi zakłamanymi, fałszywymi ludźmi, którzy uśmiechają się, są mili, ale to tylko taki pokaz. Nic od nich nie chcę, oprócz świętego spokoju, ale tego na pewno nie dostanę. 

Mąż nie jest zbyt zachwycony, że nie będzie imprezy na roczek. Tylko, że on chciałby żebym ja wszystko zorganizowała, a on tylko przywiezie mamusie na gotowe. Mszę w kościele na pewno karze nam zamówić, ale takiego w... jak Polska cała. Nie wierzę w Boga, nie chodzę do kościoła, więc nie ma mowy. 

Nie będę się wbijać w kieckę, udawać, żeby inni byli zadowoleni. Może zamówię jakiś mały torcik, żeby mój chłopczyk zdmuchnął swoją pierwszą świeczkę, ale to tyle.

7 czerwca 2016 , Komentarze (44)

Zdaję sobie sprawę, że mam wszystko, męża, zdrowe dziecko, pracę, pieniądze, dom, samochód. 

Mąż bardzo mnie rozczarował zaraz po tym jak nasze dziecko pojawiło się na świecie. Oczekiwał ode mnie, że się po prostu zajmę Małym i dam mu robić to co robił do tej pory. Oczekiwał ode mnie, żebym poświęciła dla dziecka wszystko i jeszcze przy tym skakała z radości, bo tak zachowywały się jego matka i siostry. Mam do niego o to wielki żal, bo kiedy prosiłam go żeby został z nami w domu, on był na każde zawołanie swojej rodziny. On ma tendencję do uciekania przed problemami i pomimo tego, że powiedziałam mu jak się czuję, nic z tym nie zrobił, nie usłyszałam nawet "przepraszam". 

Dziecko wyszło już na prostą, jest zdecydowanie łatwiejszy w obsłudze i ten najgorszy etap udało mi się jakoś przetrwać. I pewnie wszystko było by dobrze, gdyby ciąża nie zdewastowała tak mojego ciała. Chciałabym się tym nie przejmować, ale nie potrafię. Brakuje mi bliskości, ale nie mogę się przełamać, bo ja będąc facetem i zobaczywszy takie coś, nie dotknęłabym nawet. Kiedyś byłam wręcz bezwstydna, a teraz obsesyjnie naciągam bluzkę, żeby mi broń boże fałda nie wylazła. A co dopiero gdybym miała się rozebrać i pokazać mężowi nago. 

Muszę się jakoś pogodzić, że tak będę się czuła do końca życia. Mąż nie jest w stanie mnie w żaden sposób skomplementować. On chce seksu dla samego seksu. Według niego wyglądam jak kobieta po ciąży i  trzeba nad tym przejść do porządku dziennego. To jest coś w stylu oglądania się na ulicy za ładnymi dziewczynami, żeby się napatrzeć, bo obok idzie potwór ze zniekształconym ciałem. Zaraz będzie, że nie kocha mojego ciała tylko mnie. Ale każdy wolałby ładne, nowe zabawki a nie zużyte i brzydkie. 

Wiecie co od niego usłyszałam? Że "ogólnie" wyglądam dobrze, ale on nie chciałby mieć takiego brzucha i źle by się z tym czuł. Pogodził się z tym, że będzie miał nieatrakcyjną żonę, bo taka jest cena posiadania dziecka. 

I niby mam wszystko, ale tak naprawdę nie mam nic, bo nie potrafię się pogodzić z tym jak koszmarnie wyglądam, Może i jestem szczupła, potrafię się ubrać i umalować, mam ładne włosy, twarz się nie zmieniła. Jednak to już nie jest to samo, nie ma tego blasku, bo ciągle myślę o tym jakiego potwora ukrywam. Nikt inny o tym nie wie, ale ja wiem. 

6 czerwca 2016 , Komentarze (27)

Mały za tydzień skończy 11 miesięcy. Ostatnie kilka dni były koszmarne, miał chyba skok rozwojowy, bo z dnia na dzień nauczył się chodzić, sam, nie za rączkę, ale całkiem sam chodzi sobie po domu. Wspinaczka na kanapę jest na porządku dziennym, zupek w dalszym ciągu nie chce jeść. Ładnie śpi w nocy, jest uroczy i czarujący. 

Mój mąż chciał zostać policjantem. Była to w zasadzie taka zachcianka, chęć przeżycia jakiejś przygody, bo ma dobrą pracę. Wspierałam go, zachęcałam bo wiedziałam, że to jest to czego pragnie, choć to bardzo skomplikowałoby nam to życie. Niestety nie udało się, i teraz zgrywa obrażoną na cały świat dziewczynkę, której ktoś zabrał lalkę. Nie odzywa się do mnie prawie w ogóle, a wszyscy tak go żałują i cackają się z nim jakby nie wiadomo co się stało. A to, że ja od miesięcy czuję się jak kupa gówna, nikogo nie interesuje. On sam zachowuje się jak skończony hipokryta, bo mi mówi, że powinnam żyć dalej, że już nic nie zmienię i powinnam się pogodzić z sytuacją. Sam natomiast nie potrafi się pogodzić, że się do tej policji nie dostał i ciągle do tego wraca. Przegląda fora policyjne, czyta o tym. 

Ode mnie wymaga żebym była "normalna", czyt. zajmowała się dzieckiem, domem, chodziła do pracy i skakała przy tym z radości. A tymczasem nic się takiego nie stało, bo może znowu spróbować i mu się uda. Mnie tymczasem życie się tak zawaliło, że nie da się tego zmienić . Już zawsze będę wyglądała jak potwór. 

25 maja 2016 , Komentarze (33)

Czas mija i nie mam na to wpływu, jednak zmiany w wyglądzie spowodowane procesem starzenia nie są gwałtowne i nie następują szybko. Poza tym, mam w miarę dobrą sytuację jeśli chodzi o geny, bo moja mama nie wygląda na swoje 50 lat. Ludzie widząc mnie i moją młodszą o 3 lata siostrę, sądzą że to ja jestem młodsza. Mając 26 lat nadal wyglądałam jak osiemnastolatka i pewnie ten stan trwałby jeszcze ładnych kilka lat. Niestety zachciało mi się dziecka i zniszczyłam swoje ciało, psychikę i życie. 

Udało mi się wrócić do wagi sprzed ciąży, ale nie wyglądam tak samo. Brzuch nie jest płaski, skóra cała w rozstępach i wisi, pomarszczona jak rodzynka. Z piersi zostały dwa płaskie naleśniki zwisające smętnie dwa pietra niżej niż powinny. Na nogach mam kilka pękniętych naczynek, które pojawiły się w ciąży, ale to stosunkowo łatwo da się naprawić mało inwazyjnym zabiegiem. Blizna po cc wygląda źle, zrobił mi się bliznowiec po jednej stronie i ciągnie czasami. 

Zmiany które zaszły odebrały mi całą pewność siebie, bo lubiłam dobrze wyglądać, dbać o siebie i robić tym wrażenie. Nigdy nie pomyślałam nawet o innym, ale wiedziałam, że podobam się mężczyznom. Ot taka kobieca niegroźna próżność. 

Czasami mam wrażenie, jak tak patrzę na siebie, że jestem w jakimś obcym ciele, bo przecież ja nigdy tak źle nie wyglądałam. Tak szybko się to wszystko posypało, że nie miałam szans jakoś tego oswoić. 

Może i jestem pusta, jeśli to kryje się pod chęcią podobania się sobie. Tylko której kobiecie jest obojętne jak wygląda? 

Nie byłoby takiej wielkiej tragedii, gdybym w zamian za zniszczone ciało dostała coś co by mi to zrekompensowało. Tymczasem macierzyństwo to jedna wielka porażka, nie dająca mi nic oprócz całej góry nowych obowiązków i zmartwień. Owszem, Mały jest uroczy, śliczny i zdrowy, robi niesamowite postępy, jednak nie wynagradza mi zamknięcia w domu, wykluczenia ze wszystkiego, rozwalonego małżeństwa, zrujnowanego ciała i tego jak bardzo zawiodłam się na rodzinie. 

Gdybym miała możliwość cofnięcia czasu to nie wahałabym się ani jednaj milisekundy i nigdy nie zachodziłabym w ciążę. 

21 maja 2016 , Komentarze (108)

Kiedy nadchodzi weekend istnieje większe prawdopodobieństwo, że mąż będzie czegoś ode mnie chciał. Ja już dawno dałam sobie spokój. Już w ciąży wiedziałam, że pożegnam się z seksem, ze już nie będziemy tego robić. Odpuściłam, bo nie jestem w stanie się przełamać. A jak słyszę te jego wymuszone ''komplementy", że mu się podobam, że uwielbia moje piersi. Nieszczery stek bzdur, który mi wciska, bo wypada. On chce seksu, dla samego seksu, a nie dla mnie. Nie mam pretensji, rozumiem go. 

W przypływie szczerości powiedział mi, że nie chciałby mieć takiego brzucha i nie zamieniłby się ze mną, gdyby było to możliwe. Cieszy się, że dalej wygląda dobrze, że ma syneczka, ale to ja musiałam przejść piekło, żeby pojawił się na świecie. 

Nie będę robić z siebie pajaca, zakładając gorsety czy inne koszulki, żeby zakryć zwis na brzuchu, żeby cycki były chociaż mniej więcej na wysokości, na której się kiedyś znajdowały. Czułabym się śmiesznie tak się oszukując, bo przecież nic nie zmieni tego jak wyglądam. 

Dlatego niczego nie ma między nami i nie będzie. Nie miałabym pretensji gdyby poszedł do innej. Jest tyle ładnych dziewczyn, które nie mają takich problemów jak ja. 

Mnie i tak by już nikt nie chciał, więc wszystko mi jedno, obojętne mi czy będę sama czy z nim. To smutne, że mając 27 lat jestem taka smutna, zgorzkniała i zrezygnowana. Jednak mam świadomość tego, że miałam już swoje życie, przeżyłam te 27 lat i to było moje życie. Miałam wszystko, byłam szczęśliwa. studiowałam, pracowałam, spotkałam wielką miłość, było wielkie wesele i sielskie życie, wakacje, wyjazdy, imprezy, wspólne pasje. I to było moje życie, które się skończyło, bo ciąża i urodzenie dziecka mnie zniszczyło. W niczym nie przypominam dawnej siebie, od wyglądu zaczynając, na energii i pewności siebie kończąc. 

16 maja 2016 , Komentarze (48)

Kamufluje się bardzo dobrze, mąż myśli że mi przeszło, rodzice sądzą że tworzymy udany zwiazek i dziecko jest naszym oczkiem w głowie. Nikt nie ma pojęcia w jakiej czarnej dziurze nadal tkwie. Dobrze że chociaż w pracy nie mam czasu na myślenie o różnych rzeczach. Jest ciężko, bo bardzo mało śpię, potem muszę cały dzień zajmować się dzieckiem. Motywują mnie pieniądze, nie będę zaprzeczać, oraz to że chociaż przez kilka godzin dziennie nie muszę się zajmować Malym. Niestety macierzyństwo to nie moja bajka, sama siebie zniszczylam decydując się na to. I czasem tak się oszukuje, że kiedyś się obudze, a to wszysto był tylko zły sen. 

8 maja 2016 , Komentarze (23)

Za pierwsze pieniądze zarobione w nowej pracy postanowiłam kupić sobie coś do ubrania. Całe wieki nie kupiłam sobie żadnego ciucha, nie widziałam w tym sensu. A teraz siedzę i przeglądam internet, ale nie wiem co bym chciała. Mam do wydania kilka stów i nie wiem na co się zdecydować. Kiedyś nie miałabym z tym problemu, ale teraz nie jest tak samo jak kiedyś. Bardzo podoba mi się sukienka z jasnego lekkiego denimu, ale czy będę się dobrze w niej czułą. Kiedyś uwielbiałam sukienki i spódnice. 

Poza tym uważam, że takie "chowanie potwora w szafie" jest bez sensu. Co z tego, że inni ludzie nie wiedzą co mam pod ubraniem, ale ja to wiem i nawet w najfajniejszej kiecce nadal mam pomarszczony brzuch i obwisłe cycki. To samo tyczy się wszelkich gorsetów i koszulek, które miałabym założyć idąc do łóżka z mężem. Nie będę się ośmieszała udając, że wszystko jest w porządku, że jestem tak samo otwarta w tych sprawach jak przed urodzeniem dziecka. 

Jestem całkowicie pogodzona z tym, że nic się nie zmieni, nie będzie lepiej, przeszłość w żaden magiczny sposób nie wróci. Przestałam się miotać i rozpaczać, bo to nic nie zmieni, tylko traciłam energię. 

5 maja 2016 , Komentarze (46)

Mam teraz jeszcze mniej czasu dla siebie, ale nie przeszkadza mi to jakoś bardzo. Funkcjonuję według schematu i nie zastanawiam się często nawet nad czynnościami, które wykonuję. Nie było ze mnie zbyt dużego pożytku, więc powrót do pracy przynajmniej poprawi naszą sytuację finansową, i to bardzo. 

Nie oznacza to jednak, że coś się zmieniło na lepsze w moim życiu. Nadal uważam, że nic dobrego mnie nie czeka, nie mam marzeń. Już przeżyłam co miałam przeżyć, już byłam szczęśliwa. Teraz po prostu ciągnę to jakoś, bo dokonałam wyboru i nie da się tego cofnąć, a uciec nie mam dokąd. 

Chudnę. Jednak mój brzuch wygląda coraz gorzej, piersi są coraz bardziej obwisłe. Nie pokazuję tego mężowi, bo brzydzę się swojego ciała. Pogodziłam się z tym, że już niczego między nami nie będzie. 

Wiem, że powinnam się cieszyć, bo mam bardzo dużo. Mój syn jest zdrowy i śliczny, mam dom, jeżdżę fajnym samochodem, mąż przynosi mi pieniądze, nie ma zgubnych nałogów, nie mamy długów. 

Ale...

27 kwietnia 2016 , Komentarze (20)

Nie mam nic. Nie ma czegoś takiego w moim życiu co sprawiałoby, że chciałoby mi się żyć. Wszystko co dobre już mnie spotkało i nie mam na co czekać. Pogodziłam się z tym, że już zawsze będzie tak źle. Wszystko mi jedno co się ze mną stanie, nie mam żadnych marzeń. 

Dlatego właśnie zdecydowałam się iść do tej pracy, żeby przynajmniej nie martwić się o pieniądze. Dziecko to generator niekończących się kosztów. Dla siebie nie widzę sensu czegokolwiek kupować, nie ma to sensu. 

Z mężem żyjemy jak współlokatorzy i nie chce mi się starać, żeby to się zmieniło. Pewnie się nie rozstaniemy, bo dziecko, a mnie, z takim zniszczonym ciałem i tak nikt by nie chciał. Ogólnie "szczęśliwa rodzinka" to nie moja bajka. Żałuję, że chciałam mieć dziecko, bo ono będzie teraz płacić wysoką cenę za mój brak wyobraźni. 

Ja już swoje życie przeżyłam. Mogłabym umrzeć w każdej chwili i nie miałabym czego żałować. 

I chciałabym myśleć inaczej, ale nie potrafię.