Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał, Więc będzie na wieki i grzeszna, i święta, Zdradliwa i wierna, dobra i zła, I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza, I gołąb i żmija, piołun i miód, I anioł i demon, upiór i cud, I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna, Początek i koniec - kobieta- to ja!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 108180
Komentarzy: 3607
Założony: 20 stycznia 2013
Ostatni wpis: 30 czerwca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tallulah.Bell

kobieta, 36 lat, Warszawa

162 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

26 kwietnia 2016 , Komentarze (67)

Mam poważną decyzję do podjęcia. Mam okazję iść do pracy. Z tym, że nie wiem czy dam radę. Pracowałabym od 20 do 4 rano, czyli nocki. Potem musiałabym normalnie wstać o 7, kiedy Mały się obudzi i zajmować się nim tak jak do tej pory, aż mąż wróci z pracy o 14. Dopiero wtedy mogłabym się jeszcze przespać. 

Warunki finansowe bardzo korzystne, dodatek nocny i praca nie taka ciężka. Nie wiem tylko czy dam radę tak funkcjonować. Okropnie mi żal odrzucić taką opcję, bo i tak nic z życia nie mam. to chociaż bym miała pieniądze. 

Szkoda, że najbliższy żłobek mam 30 km od domu. 

25 kwietnia 2016 , Komentarze (20)

Ma 9 miesięcy, uczy się chodzić, buzia mu się nie zamyka, wreszcie pojawił się pierwszy ząbek. Ma taką czuprynę, że chyba nie dotrwamy do 1 urodzin z obcięciem włosów. Podoba mi się jak wygląda, taki mały człowieczek. 

Nie mam bezpośredniego porównania, ale wydaje mi się, że jest bardzo wymagający. Było ciężko od samego początku, bardzo mało spał w dzień, jak nie spał to płakał. Noce miałam koszmarne, bujałam go w wózku, bo w łóżeczku nie chciał za żadne skarby usnąć. Zrezygnowałam z karmienia piersią bardzo szybko. bo jadł pół godziny i spał pół godziny, i tak w kółko przez całą noc. Brak snu odbierał mi zdolność logicznego myślenia.

Im bardziej świadomy otaczającego świata się staje tym jest gorzej. Teraz jedyną dobrą rzeczą jest to, że w miarę dobrze śpi w nocy. Jednak nigdy nie pozwalam sobie na pójście spać później niż o 21 bo nigdy nie wiem czy tej nocy będzie spał czy nie, albo czy nie zachce mu się wstać na dobre już o 4 rano. Spanie w dzień wygląda różnie, ale czasem budzi się z płaczem już po pół godziny, chociaż była cisza. Bywają takie dni, że ledwo nastawię na obiad, a ten już stoi w łóżeczku i ryczy. Jak nie mam ani chwili spokoju w ciągu dnia, to ciężko mi znaleźć siłę na cokolwiek.

Wymusza wszystko, wyje tak długo aż mój mąż np. weźmie go na kanapę. Ja nie ulegam, nie będę sobie sznura na własną szyję kręcić. Odmawia jedzenia czegokolwiek poza mlekiem, ewentualnie mleko zagęszczone kaszką wchodzi w grę. Zupki nie chce, zaciska usta, macha rękami, a po 15 minutach wyje, bo chce butle. 

Jednak najgorsze jest to, że nie da się z nim nigdzie pójść ani pojechać. Poza domem nic nie zje, nawet mleka. Muszę wszystko tak planować, żeby jechać zaraz po karmieniu, i wrócić przed kolejnym. W innym domu, nawet jeśli był tam już niezliczoną ilość razy, nie chce się bawić, musimy go z mężem cały czas trzymać na rękach, bo zaczyna od jęczenia, a kończy się na ryku. 

Z zazdrością patrzę na matki chodzące na zakupy z dziećmi. U nas nie ma mowy, żeby go gdzieś zabrać. Zbliża się majówka, ale my nie pojedziemy nawet na krótką wycieczkę, bo zaraz trzeba będzie wracać do domu bo jemu coś nie będzie pasowało. Poza tym, jak sobie pomyślę ile rzeczy trzeba ze sobą zabierać, to mi się wszystkiego odechciewa. 

Najbardziej lubię ten moment w ciągu dnia, kiedy on już śpi, a ja mogę wreszcie iść pod prysznic i położyć się do łóżka. 

Ja postrzegam macierzyństwo jak więzienie z masą dodatkowych obowiązków. I jest tak dlatego, że się nie odnalazłam w roli matki. Dziecko nie wynagradza mi tych wszystkich okropnych rzeczy, które musiałam przeżyć. Czasami się zastanawiam czy ja mam w ogóle jakiś instynkt macierzyński, czy to tylko poczucie obowiązku, bo w końcu chciałam mieć dziecko i trzeba ponieść konsekwencje swoich decyzji. 

Staram się tego wszystkiego bez przerwy nie analizować, bo nie byłabym w stanie normalnie funkcjonować. Mam wyrzuty sumienia, że nie potrafię się cieszyć tym co mam. 

22 kwietnia 2016 , Komentarze (42)

Od rana wszyscy wyprowadzają nie z równowagi, z Małym na czele. Sprzątanie domu zajęło mi o wiele więcej czasu niż zwykle, bo jak tylko zaczęłam zaczął jęczeć, a skończył jak tylko ja skończyłam. Nie cierpię tego jak wspina mi się po łydkach i wyciąga ręce żebym go nosiła. Jestem więźniem jego wrzasków.

Myślałam że skoro tak się uryczał, to będzie ładnie spał i nie obudzi się po pół godziny. I tak by pewnie było, gdyby nie zadzwonił kurier. Mój mąż ma 2 telefony, służbowy zabiera do pracy, a ten drugi zostaje w domu. I ten właśnie numer jest podany na allegro i mimo, że to nie była paczka do nas, tylko do siostry męża i numer mieli do niej w mailu, to i tak dzwonili do nas. Już mnie to wkurzać zaczyna, że jak ktoś chce coś zamówić to przyłazi do nas, tak jakby sobie konta na allegro nie mogli założyć. A Mały budzi się natychmiast jak usłyszy dzwoniący telefon.

Próbowałam dać mu zupkę, odmówił kategorycznie. Wczoraj nie jadł nic od 9 rano do 17, a i tak nie chciał niczego tknąć. Próbowałam zupki i ryżu z jabłkiem, nic mu nie pasowało. Już nie mam pomysłu, wymyślam już cuda, żeby tylko zjadł coś innego niż mleko. Sadzałam go przed telewizorem, próbowałam na spacerze coś mu dać, ale nie chce nawet buzi otworzyć. Zaczyna mi się kończyć cierpliwość. 

20 kwietnia 2016 , Komentarze (31)

Wywaliłam 3 worki ciuchów. Przede wszystkim ciążowych, albo takich w których już nigdy nie wystąpię (np krótkie topy). I przede wszystkim pozbyłam się 5 kostiumów kąpielowych. Wyłam jak bóbr, bo wróciły wspomnienia z wakacji, miałam do tych szmatek sentyment. Jednak szkoda, żeby zajmowały miejsce skoro już nigdy ich nie włożę. Jeśli nie uda mi się doprowadzić brzucha do stanu "akceptowalnie płaskiego" to już nigdy nie wystąpię w kostiumie, nawet jednoczęściowym. 

Teraz jeszcze muszę przejrzeć buty, ale tego nie mogę zrobić z dzieckiem uwieszonym na mnie, bo trzymam buty w komodzie na klatce schodowej i jeszcze mi spadnie z tych schodów i wybije sobie zęba (wreszcie się pojawił, czekamy na kolejne). 

Siostrzenica mojego męża przynosi mi ubranka po swoim dziecku. Większość jest w takim stanie, że nie nadaje się do niczego, czasem coś z tego wybiorę, ale naprawdę są to pojedyncze sztuki. I nie wiem co mam z tym robić, głupio wyrzucać, bo istnieje prawdopodobieństwo, że jak w rodzinie pojawi się kolejne dziecko (a rodzina duża), to przyjdą do mnie i będą chcieli, żebym przekazała dalej te ciuchy. No i tak to pakuję do pudeł i wynoszę na stryszek, ale zajmują tylko miejsce. Muszę jakoś taktownie dać do zrozumienia, że nie chcę żeby mi to dawała. 

Ja sama oddałam wielkie pudło ubranek bratu mojego męża, bo w czerwcu urodzi im się dziecko. Tylko, że moje były naprawdę zadbane i wyglądały jak nowe. Prałam to osobno, używałam odplamiacza, kiedy Mały ulewał. I wiedziałam, że będą zadowoleni, że odpadną im spore wydatki. 

Ubierałybyście swoje jedyne dziecko w poplamione, zniszczone i sprane do granic możliwości rzeczy? Stać mnie na nowe, a nie ukrywam, że kupowanie ubranek i wymyślanie dla Małego "outfitów" bardzo mnie cieszy. 

17 kwietnia 2016 , Komentarze (19)

Spłynęło to na mnie w formie oświecenia. Rodzina mojego męża, a także moja rodzina (myślałam, że rozumieją, ale jednak chyba nie), sądzą, że skoro urodziłam dziecko to nie ma dla mnie, a raczej nie powinno być dla mnie większego szczęścia niż zajmowanie się nim. Nawet jeśli miałoby to oznaczać siedzenie w domu, w zamknięciu. Po prostu należy się poświęcić. Może dla większości kobiet, poświęcenie swojego życia dla dziecka nie stanowi problemu, ale niestety ja do nich nie należę. No i tak mnie zostawiają, mogłabym mnożyć bez końca sytuacje, kiedy ja siedziałam z dzieckiem w domu, a wszyscy inny robili razem coś "fajnego". Np. gril. Muszę iść z Małym do domu, bo jest już zimno, a mój ojciec "no to idź do domu, a my sobie jeszcze posiedzimy. To tylko taki przykład, ale schemat powtarza się ciągle. Ciągle ograniczona przez dziecięce potrzeby, ale to tak naprawdę nie jest wina dziecka, tylko ludzi bez wyobraźni. Bo nie przyjdzie im do głowy, że potrzebuję towarzystwa, że całymi dniami nie mam do kogo gęby otworzyć. To odizolowanie mnie dobija, a wygląd jest tylko tzw. gwoździem do trumny. 

12 kwietnia 2016 , Komentarze (111)

Jest aż tak źle, więc proszę mi nie zarzucać, że przesadzam i to są moje wymysły. Patrzę na to codziennie i ani trochę się nie poprawia, pomimo ćwiczeń i smarowania się kremami i balsamami ujędrniającymi 50+. 

11 kwietnia 2016 , Komentarze (19)

Zaczynają na mnie pasować ciuchy sprzed ciąży. Wczoraj założyłam jeansy, których nie miałam na sobie 1,5 roku. Jednak nie nic to dla mnie nie znaczy, nie cieszy. Stałam przed lustrem i nie widziałam nic poza rozstępami sięgającymi daleko poza linię spodni i obwisłe cycki. Muszę nosić zabudowane staniki, takie babcine, bo z tych bardziej wyciętych wszystko mi się wylewa. O rowku między piersiami mogę tylko pomarzyć. 

Mam bardzo ładne włosy, długie do połowy pleców, gęste, grube, nigdy nie farbowane. Łatwo mogę zamienić je w burzę loków, albo lekkie fale. 

Mam piękne paznokcie, długie, mocne, o ładnym kształcie, zawsze pomalowane.

Moja pani stomatolog na każdej wizycie mówi mi, że mam zęby jak gwiazda, białe, równiutkie, jakbym dopiero co zdjęła aparat.

Ogólnie zawsze uchodziłam za ładną. Umiałam się korzystnie ubrać i profesjonalnie umalować.

Teraz to nie ma znaczenia bo jestem zniszczona, uszkodzona. Ciągle z tyłu głowy siedzi mi ta myśl o brzuchu i biuście, nie potrafię się od tego uwolnić. I nawet w pięknej sukience, szpilkach, zrobiona na tip top, nie przestaję myśleć o tym co ukrywam. 

9 kwietnia 2016 , Komentarze (24)

To znowu będzie wyraz mojego niezrównoważenia, ale motywują mnie porażki innych. Pozbierałam się do kupy i zaczęłam dietę i ćwiczenia dzięki mojej siostrze. Na święta Bożego Narodzenia stwierdziła, że od 1 stycznia się odchudza. A że mieszka 300 km ode mnie i widujemy się raz na miesiąc, czasem rzadziej, to różnica w wyglądzie zawsze bardzo rzuca się w oczy. 

Nie mogłabym przeżyć tego, że ona schudnie a ja nie, więc ogromnym wysiłkiem udało mi się wrócić do zdrowego odżywiania i ćwiczeń. Oczywiście ona się nie odchudza a ten świąteczny zapał był bardzo słomiany.

To samo jest kiedy w rodzinie mojego męża któraś zaczyna się odchudzać, to jestem cała chora, że jej się uda a mnie tak opornie idzie. Na szczęście szybko się poddają, a ja nie. Ale za każdym razem towarzyszy mi uczucie paniki, szczególnie, że wiele razy słyszałam od różnych osób, że nie uda mi się schudnąć. 

Kiedy schudłam w 2013 roku, tak naprawdę nikt we mnie nie wierzył i to mnie napędzało do działania. Mówiłam sobie "ja wam wszystkim jeszcze pokażę". I pokazałam. Byłam gwiazdą w obcisłej sukience na każdej rodzinnej imprezie. Miałam takie chore uczucie satysfakcji, kiedy z zazdrości nie komentowały mojego wyglądu.

Teraz mam właśnie problem z motywacją. Siostrzana rywalizacja zawiodła, na obcisłe sukienki nie ma szans bo brzuch mi już zawsze będzie wisiał. I ta świadomość, że pod ubraniem chowam coś na kształt pobojowiska. 

5 kwietnia 2016 , Komentarze (98)

Właśnie poszedł sobie pojeździć na rowerze. Ja zostałam sama z Małym w domu. 

Moja dzisiejsza aktywność polegała na tym, rano ćwiczyłam Fitness Blender, a Mały siedział w kojcu, czym nie był zbyt zachwycony. Potem poszłam z nim na spacer. Więc dla mojego męża oczywiste jest, że to on idzie na rower po południu bo ja przecież już dzisiaj ćwiczyłam. Nic nie znaczy, że wszystko co robię, robię z dzieckiem uwieszonym u nogi. I tym sposobem cały dzień zajmuję się dzieckiem. 

Mąż, kiedy zajmuje się Małym nie robi już nic innego poza pilnowaniem go. Gdyby został z nim przez kilka dni to nie byłoby ani obiadu, ani sprzątania, a prania urosłaby wielka sterta. Ja tymczasem ogarniam, bo muszę, bo tego się ode mnie oczekuje. Powinnam przy tym jeszcze pięknie wyglądać i być zadowolona z życia. 

To trochę moja wina bo przyzwyczaiłam wszystkich, że radzę sobie ze wszystkim i nie potrzebuję pomocy. A teraz nawet zrozumienia nie znajduję, nie mówiąc o tym, że ktoś miałby mi pomóc. 

Nie potrafię być taka fałszywa i zawzięta w tym udawaniu jak inne kobiety. Tutaj też na pewno takie się znajdą co to zgrywają idealne matki, żony i kochanki. Tylko, że prawda nie jest taka piękna jak się na zewnątrz wydaję. To taka szopka przed innymi kobietami, żeby broń panie boże nie okazać słabości, bo nie wypada. Udają, kłamią jak to jest cudownie, żeby poczuć się lepsze, żeby inne poczuły się gorsze. I z tego zakłamania powstał obraz kobiety, która odkłada swoje potrzeby na rzecz potrzeb dziecka, męża i jeszcze jest tym zachwycona. Najbardziej mnie śmieszą teksty typu: "dziecko wcale nie ogranicza, z dzieckiem można robić różne fajne rzeczy". Moim zdaniem matki mają po prostu przesrane w życiu, a te które mówią, że są szczęśliwe po prostu nie mówią prawdy. 

4 kwietnia 2016 , Komentarze (96)

Mam serdecznie dość. Skaczę koło niego jak kretynka, wymyślam, a ten dalej nie chce żreć. Nie wiem już co mam robić. Gówniarz mnie jawnie terroryzuje. Jestem bezsilna. Mam dość słuchania tego ryku, codziennie to samo. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mieliśmy udany dzień. Ciągle jest coś nie tak, albo nie je, albo nie śpi, wyjścia to koszmar, nie daje mi chwili na ćwiczenia, wisi na mnie bez przerwy. Ileż można z uśmiechem na twarzy sprzątać rozlaną zupę, albo rozwalone chrupki i biszkopty.

Żałuję codziennie, że się zdecydowałam na dziecko. Mogłam sobie spokojnie żyć i mieć święty spokój, chodzić do pracy, po prostu żyć. A teraz jestem udupiona już na zawsze i jedynym wyjściem z sytuacji jest sznur. Byłam taka szczęśliwa i zadowolona z życia, a zamieniłam się w rozżaloną, zgorzkniałą babę, zamkniętą  w domu. W ogóle nie odnajduję się w roli matki, nawet drażni mnie jak ktoś mówi o mnie "mama". 

Nic mnie nie cieszy, nic mi się nie chce, codziennie wieczorem ryczę w łazience. Mąż mnie nie rozumie, rodzina gnębi. Może i jestem złym człowiekiem, ale jestem w takim stanie, że przestałam mieć nawet wyrzuty sumienia. Nie zależy mi na życiu.