Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (64)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 335668 |
Komentarzy: | 8446 |
Założony: | 21 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 22 lipca 2021 |
kobieta, 38 lat, Katowice
163 cm, 63.50 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
A więc mam za sobą pierwszą porażkę i pierwszą smutną minkę w kalendarzu. Wczorajsze popołudnie począwszy od szarlotki na ciepło z lodami był totalną porażką. Wino, drink, chipsy… szkoda gadać. A weekend był taki fajny, tak super się trzymałam…. ale jest jeden plus, gdyby rozpasanie nastąpiło w piątek to trwało by do niedzieli, a tym sposobem dzisiaj już wszystko ok. Czyli do dupy miałam jedno popołudnie.
Cały czas trwa @, ale zupełnie inny niż dotychczasowe. 2 i 3 dnia cierpiałam z powodu bólu brzucha, a sam @ jest dość obfity. Chciałam wczoraj poćwiczyć w ramach odkupienia win, ale trochę się bałam z tym moim krwawieniem.
Zgodnie z planem byliśmy w sobotę na innym basenie. Dużo bardziej nam się podoba. Jak tylko “wypływamy” karnet to będzie zmiana na inny obiekt. Mój Mąż się tyle napływał, że wczoraj bolały go mięśnie pośladków! Z tego powodu nie pojechaliśmy na łyżwy, ale wszystko przed nami.
Trzymam kciuki za kolejne dni. Mam nadzieję, że dzisiaj już będzie ok - bez szaleństw. Wstyd mi za wczoraj...
Mam 100g wzrost wagi w stosunku do ostatniego pomiaru. Nie załamuję rąk, bo dzisiaj pojawił się w pracy @ i liczę, ze mimo wszystko mam jakiś spadek. Okaże się za tydzień. Na razie dzielnie się trzymam i mam zamiar nie odpuszczać. Co dzień pojawiają się kolejne zielone uśmieszki. Dzisiaj kolega w pracy ma urodziny i oczywiście jest ciasto. Postaram się jakoś wymiksować, a w najgorszym wypadku zjeść w ramach drugiego śniadania.
Wczorajszy wypad na basen był raczej nie udany… było kuuupę ludzi i bardzo ciężko było znaleźć dla siebie miejsce. O moim Mężu nie wspomnę, który pływa słabo i większość czasu przesiedział na murku. Na karnecie zostało 5 wejść, ale i tak już zaplanowaliśmy sprawdzić inny basen w okolicy. Generalnie an tych wszystkich basenach jest bardzo mało godzin ogólnodostępnych i potem jest tłok. Wczoraj się zniechęciłam…
Szczerzę mówiąc to liczę na to, że ten weekend będzie pierwszym grzecznym weekendem od wielu tygodni. Gorzej z kolejnym, bo na piątek i sobotę mamy zaproszenie do znajomych. W piątek do moich, w sobotę do znajomych Męża. Nie mam zamiaru sobie wszystkiego tam odmawiać, ale też nie mam zamiaru się obżerać, jakbym tydzień jedzenia nie widziała. Poprawię sytuację aktywnością fizyczną, a przynajmniej taką mam nadzieję.
Na koniec życzę Wam wszystkim dietetycznego weekendu!!
Może i śmieszne, ale działa :-)
Buźki działają:-) Wczoraj udało mi się wszystko ogarnąć i samym wieczorem oddałam się układaniu puzzli. Mój Mąż otworzył piwo i na moje stwierdzenie, że coś mnie głowa ćmi powiedział: “Napij się piwa to Ci przejdzie”. A co ja na to?? “Kochanie nie mogę, bo nie będę mogła namalować sobie zielonej buźki” :-) I udało się - mam już dwie, choć Mąż zaproponował, że jutro może namaluję sobie kwiatuszka.:-) A propos jutro…. jutro ważenie - ciekawe czy będzie spadek.
Dzisiaj wieczorekiem oczywiście basen. Mój Mąż się waha, czy iść czy nie, ale pewnie się namyśli :-)
Dla odmiany we wpisie wczorajszy jadłospis:
7.00 2 kromki pełnoziarnistego chleba z serkiem twarogowym Jana, 2 plastry wędliny drobiowej, 3 ogórki kiszone, kawa inka z mlekiem 1,5%
9.20 kawa naturalna z mlekiem 3,2%
10.00 jogurt Activia naturalna, jabłko
13.00 porcja zupy-kremu z dyni z ziarnami (ok. 1 łyżka), dwie kromki chrupkiego chleba posmarowane serkiem twarogowym
16.30 plaster schabu ze śliwką z sosem śliwkowym na bazie śmietany i wina (bez mąki), 2 łyżki brązowego ryżu, 2 łyżki buraczków na ciepło
19.30 porcja zupy-kremu z dyni, jajko sadzone
za wczorajszy dzień zasłużenie namalowałam na kalendarzu zieloną uśmiechniętą buźkę - zachowuję się jak dziecko z tymi znaczkami, no ale jeśli ma pomóc to spróbuję każdej metody na znalezienie motywacji. Trzymałam się jak trzeba - byłam twarda jak skała. Cieszę się, bo czuję że jakoś na nowo znalazłam siłę i motywację. Chyba mobilizuje mnie fakt, że odchudzać się mogę tylko do końca tego roku, bo potem zacznę ostre przygotowania do zmiany swoje stanu “świeckiego” na “błogosławiony”. Jak buźek będzie więcej to wstawię fotkę mojego kalendarza.
Wieczorkiem odwiedziłam basen razem z Mężem-jestem z niego dumna, bo sporo pływał. Zaczął coś ze sobą robić. W niedzielę planujemy też wyskoczyć na łyżwy. Na basen chodzi też taki chłopak, który schudł chyba ze 20 kg! Po czym to stwierdzam? Po “biuście”, który niestety mu zwisa na klatce piersiowej. Takie widoki powodują, że uświadamiam sobie, że schudnąć to tak naprawdę pestka, ale przy dużej nadwadze to co dzieje się ze skórą… często jedynym wyjściem jest poddanie się operacji plastycznej, ale koszty i cierpienie są ogromne. Niech to będzie przestroga dla nas Wszystkich kiedy waga niebezpiecznie szybuje w górę!
Dzisiaj po przyjściu do domu musimy ogarnąć kwestię naszych rowerów, bo już trochę zawadzają w pokoju, a pogody chyba już i tak na nie nie będzie! Przy okazji odwiedzimy rodziców, bo tata wrócił z zagranicy i trochę się nie widzieliśmy. Wieczorkiem planuję trochę poćwiczyć - 5 min skakanka, Mel B - uda i brzuch, 20 min skakanka. Mam nadzieję, ze zdażę też pomasować uda. I to pewnie tyle, choć chciałabym jeszcze poukładać puzzle, które rozłożyliśmy z Mężem na stole w dużym pokoju Może nagnę dzisiaj jakoś czasoprzestrzeń
Dzisiaj wstałam z nowymi siłami, przez cały weekend nastawiałam się na ostry początek. Weekend jak to weekend - nie grzeszył dietetycznością. Mam nadzieję, ze to ostatni tego typu. Zresztą podczas sobotniej kąpieli zobaczyłam jak zmieniło się moje ciało… niestety na niekorzyść. Dużo w tym zasługi mojego kręgosłupa, który znacząco ograniczył mi ćwiczenia.
W sobotę byłam na integracji z pracy. Miałam okazję lepiej poznać osoby, z którymi teraz współpracuję. Było bardzo fajnie - wyszalałam się, wytańczyłam, głowa mnie w niedziele bolała. Mój Mąż miał ze mnie meeega ubaw! Mój kac spowodował, że w niedzielę miałam ciągoty do jedzenia. Ehhh.. alkohol. Niestety nic tak skutecznie nie pobudza apetytu.
Wczorajszy dzień, był dniem już od dawna planowanym. Postanowiliśmy z Mężem, że będzie to nasz dzień - dzień pełnego wypoczynku i totalnego lenistwa! Do 10.00 spaliśmy, potem śniadanie, obejrzeliśmy film, potem obiad, znowu drzemka, potem deser (uruchomiliśmy czekoladowe founde), układanie puzzli z widoczkiem z Wenecji, sałatka grecka na kolację… potem ja postanowiłam trochę rozruszać mięśnie. Ćwiczyłam pierwszy raz chyba od miesiąca. 5 min rozgrzewki na skakance, potem ćwiczenia na pośladki, brzuch i 15 minu na skakance. Kręgosłup mnie dzisiaj nie boli, więc raczej go nie przeforsowałam. Dzisiaj w planach basenik. Ciekawe czy mój Mąż ze mną pójdzie.
Na koniec chciałabym się jeszcze z Wami podzielić moim nowym odkryciem spożywczym. To serek naturalny Jana. Co w nim takiego niezwykłego? Skład: mleko pełne pasteryzowane - i tyle. Smaczny, zdrowy - polecam!
Ale ten czas mija. Dzisiaj mija 3,5 roku od kiedy wyszłam za mąż, a wydaje mi się, ze to było tak niedawno! Pamiętam te wszystkie przygotowania, samą uroczystość. Czy jestem szczęśliwa? Tak jestem - na szczęście niczego nam nie brakuje, mamy prace, mamy gdzie mieszkać i mimo, że czasem się kłócę z tym moim Mężem to go bardzo kocham! Dzisiaj wprawdzie chyba zapomniał o tej dacie, no ale cóż.. to tylko Mężczyzna Ja mimo wszystko kupię mu po pracy jakiś słodki drobiazg.
Wczorajszy dół troszkę mi minął. Wczorajszy dzień zaliczam do udanych jeśli chodzi o dietę. Trzymałam się jadłospisu - jedyne odstępstwo to pół piwa książęcego burgund. To jakiś nowy smak na zimę ważony z dzika różą. Dla mnie strasznie gorzkie, więc się zawiodłam - nie umywa się do jasnego-ryżowego.
Co do diety to wymyśliłam sobie system motywacyjny. Na kalendarzu w kuchni za każdy dzień, kiedy trzymam dietę będę zaznaczać uśmieszek, kiedy nie będzie dietetycznie będzie smutna minka. Mam nadzieję, że chęć posiadania samych uśmieszków będzie mnie motywować, a smutna minka pozwoli mi się opamiętać kolejnego dnia, bo niestety czasem jak wpadnę “w ciąg” to przez kilka dni nie potrafię wrócić na właściwe tory.
A propos diety potrzebuję jeszcze waszej porady - jednak co kilka głów to nie jedna . Mój rozkład posiłków wygląda następująco:
7.00 śniadanie - zazwyczaj są to dwie kromki ciemnego pieczywa (z wędliną, twarogiem, dżemem, jajkiem - różnie) do tego jakieś warzywa i kawa inka z mlekiem 1,5% czasem owsianka, bądź kasz jaglana na słodko
10.00 drugie śniadanie w pracy - tutaj zazwyczaj jakiś jogurt bądź kefir np. z ziarnami lub zamiast ziaren owoc.
13.00 lunch w pracy - choć ja nazywam to trzecim śniadaniem i tutaj zazwyczaj zupa-krem. Ostatnio z grzybów, dzisiaj z dyni. Zupę posypuję ziarnami i dodaję np. 2 łyżki ugotowanej kaszy, ryżu (co mi zostanie z obiadu) lub zjadam kilka tekturek.
16.30 obiad w domu
20.00 kolacja. Tu staram się, żeby zawsze była białkowa.
Mam pytanie odnośnie drugiego śniadania. Znudziły mi się w kółko te jogurty - poradźcie co innego mogłabym jeść w pracy?? Kompletnie nie mam pomysłu na ten posiłek….
Wczoraj byłam na basenie i poszedł ze mną mój Mąż. Jest to o tyle fajne, że niezbyt dobrze pływa. Pływa tylko na plecach i to do momentu kiedy wie, że będzie miał grunt pod nogami. Niemniej stwierdził, że było bardzo fajnie, trochę się zmachał i będzie mi czasem towarzyszył. W sumie basen opuściliśmy jako ostatni.
Ale się rozpisałam - ok już Was nie męczę.