Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uwielbiam gotować, no i oczywiście jeść :D. Ostatnio staram się optymistycznie podchodzić do życia i tego całego odchudzania. Mam nadzieję, że dzięki ulepszeniu swojej diety na nowo ożywię swoją pasję do gotowania i uzyskam wymarzoną sylwetkę :).

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 28856
Komentarzy: 652
Założony: 24 lutego 2013
Ostatni wpis: 22 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
granolaa

kobieta, 30 lat, Truckers Hitch

181 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 maja 2013 , Komentarze (13)

Witajcie!


No właśnie, gdzie jest lato? Planując sobie tydzień laby myślałam raczej o słońcu, opalaniu, spacerach i wypadach na rower... A to, co dzieje się za oknem, delikatnie mówiąc mnie rozczarowuje. No, ale nie ma co narzekać, cieszę się, że mam wolne i nie muszę się uczyć, to potrafi osłodzić nawet tę paskudną aurę :D.

I gdzie są TRUSKAWKI? Pamiętam, że sezon rozpoczynał się zawsze pod koniec maja, a teraz to o ile gdzieś się uda je znaleźć to są strasznie drogie. A ja już chcę te koktajle, owsianki i pierogi z nimi w roli głównej. No chcę po prostu! I to nie jakieś zagraniczne, tylko nasze, patriotyczne, polskie truskaweczki ;p.


Teraz rzadziej dodaję wpisy, bo jakoś mi natchnienia brakuje. Właściwie to nie mam, co opisywać. Zdrowego jedzenia i ćwiczeń się trzymam, nawet są tego jakieś efekty, ale nic wielkiego się nie dzieje. W ogóle rzadko włączam kompa, większość czasu trawię na czytaniu książek albo gotowaniu. Taki, ot pustelniczy żywot sobie wiodę. Jak już wspominałam brakowało mi tego. Niestety (?) jutro się to już skończy. Siostra ma urlop i przyjeżdża wraz z moim szwagrem, więc się nie będzie szans na błogie marnowanie czasu. W piątek może się wybierzemy na jakąś wycieczkę (tylko nie wiem, czy przy takiej pogodzie to ma sens), a z kolei w sobotę jest dzień dziecka, więc mama pewnie przygotuje mi coś pysznego i sprezentuje słodycze, ale wszystko oczywiście sobie będę rozsądnie "dawkować". W niedzielę przyjaciółka mnie zaprosiła do siebie. Wrócę pewnie w poniedziałek. Są jakieś koncerty w jej rodzinnym mieście, nic wielkiego, ale zawsze to okazja do spotkania :). Nie wiem, jak będzie z ćwiczeniami, postaram się znaleźć na nie czas, ale cudów się nie spodziewam.

Z większych sensacji to mogę napisać, że spodnie, w które praktycznie się już nie mieściłam teraz leżą wyśmienicie. Fajne uczucie, niby nic wielkiego, ale poprawia humor i trochę motywuje. 

Skończyły mi się książki, a w bibliotece nie ma tych, które chciałam. Z racji tego, że mój tato też uwielbia czytać to właśnie wyszukuję interesujące mnie pozycje na allegro. Powiedziałam, żeby mi zamówił po długim weekendzie w ramach spóźnionego dnia dziecka :D. A tymczasem zabiorę się za "Mistrza i Małgorzatę", tatusiek mi ją polecał, mówił, że ciekawa. Właściwie to klasyka, więc wypadałoby się z nią zapoznać :).

No to na dzisiaj tyle :)

Miłego długiego weekendu!

26 maja 2013 , Komentarze (19)

Witajcie!

Dzisiaj myślałam, że spadnę z krzesła (ze śmiechu na szczęście). Moi rodzice ogólnie są przyzwyczajeni do tego, że często jem 'nietypowe rzeczy'. Poprosiłam więc tatę, żeby kupił mi pestki dyni, żurawinę i gorzką czekoladę (btw. owsianka z nimi smakuje obłędnie!). Niestety tato ma skłonności do przesady, a ja swoich potrzeb nie sprecyzowałam. I owszem, kupił mi 1 kg pestek dyni, 0,5 kg żurawiny i czekoladę z 90% kakao (ciekawe, czy da się to jeść). Chyba do końca roku mi tego wystarczy. Jak to mówią, od przybytku głowa nie boli :D.

W piątek się spotkałam z przyjaciółmi. Fajnie. Szkoda tylko, że prawie nie mogłam mówić przez moją niedyspozycję gardłową. Do tego męczył mnie (i dalej męczy) kaszel. Niech to świństwo wreszcie przejdzie!

Cieszę się, że mam w końcu ten tydzień tylko dla siebie. W ciągu ostatniego roku niewiele było takich dni. Zawsze coś musiałam. Czy to zadania do szkoły, czy na korki, czy tez ktoś czegoś potrzebował. I w sumie nie mogłam nigdy tak zupełnie odpuścić i robić to, na co akurat miałam ochotę.  Zwłaszcza, że zeszłe wakacje też minęły niepostrzeżenie. Zaczynałam wtedy kurs na prawo jazdy i pomagał siostrze w organizacji ślubu i wesela, także... Intensywnie nadrabiam zaległości książkowo-filmowe. Uwielbiam wylegiwać się w łóżku z dobrym kryminałem. Jak ja dawno tego nie robiłam! Aż się dziwię, że jako dziecko nie przepadałam za czytaniem, na szczęście z biegiem czasu zmieniły się moje preferencje i teraz mogę dosłownie pochłaniać książki. W ogóle to muszę się wybrać do biblioteki, żeby zwrócić książki, które były mi potrzebne do prezentacji z polskiego i zaopatrzyć się w jakieś fajne czytadła :D.

Wczoraj oglądałam z rodzinką mecz. Dobrze, kibicowałam Bayernowi i wygrał :). Nie wiem, czemu, ale jakoś Lewandowski mnie nie jara. Trudno, najwyżej zagorzali patrioci mnie za to zjadą :P.

Wypiłam też 3 drinki i zjadałam trochę nieciekawych rzeczy. Ale wszystko, jak zwykle w granicach rozsądku. I super. Jakoś dziwnie mi się tolerancja alkoholu zmniejszyła. Jeszcze kilka miesięcy temu 3 drinki to była dla mnie śmieszna ilość. Potrafiłam na jednej imprezie wypić 4 piwska i poprawić jakimś drinkiem, i co najlepsze wcale nie byłam specjalnie pijana. A wczoraj po takiej małej ilości poczułam się co najmniej 'dziwnie'. Ech, starość nie radość :D.

To, że się leniwię w domu wcale nie znaczy, że zaniedbuję ćwiczenia. I tak na przykład w piątek udało mi się spalić aż 600 kcal na stepperze, a dzisiaj 500, no i do tego zawsze rozciąganie. W tygodniu zawsze robię sobie dzień przerwy.

W dni 'nieświąteczne' jem smacznie i zdrowo. Najczęściej na śniadanie pożywne owsianki z różnymi dodatkami, obiad to zwykle mięso, warzywa i ryż brązowy/kasza/makaron pełnoziarnisty, a na kolację serek wiejski 'z czymś'. W ciągu dnia zawsze też zjadam jakąś małą przekąskę (owoc, czy jogurt), żeby dobić co najmniej do tych 4 posiłków. Także elegancko :D.

Planuję z przyjaciółką wybrać się na Coke Live Festival i kilka dni spędzić w Krakowie. Ale na to muszę sobie zarobić. Jak tylko skończy się mój tydzień 'ładowania akumulatorów' wysyłam CV gdzie się da. Oczywiście będzie to musiała być praca dorywcza, bo bardziej stała zupełnie mi nie pasuje. Nie wiem jeszcze dokładnie, co i gdzie będę w te wakacje robić, więc to byłoby bez sensu.

A teraz idę sobie obejrzeć jakiś film, i Wam także życzę miłego wieczoru :)



Ta piosenka się mnie ostatnio uczepiła :)






Do napisania!


22 maja 2013 , Komentarze (15)

Hej!

Dzisiaj zdałam ostatnią maturę - ustny polski. Niezły miałam z tym przypał, bo pisałam wszystko od nowa dziś o 1 w nocy. Pierwotna wersja w ogóle mi nie wchodziła i wszystko musiałam pozmieniać. I tak całe wystąpienie było raczej wielką improwizacją :D. Na szczęście komisji chyba się spodobało, bo zaliczyłam na 100%. Mój egzamin był rekordowo krótki, trwał jakieś 13 minut ( prezentacja + pytania). Egzaminatorki chyba doceniły oszczędność czasu :D. Dobrze, że miałam temat, który chociaż trochę mnie interesował, bo dzięki temu odpowiedziałam na wszystkie pytania i mimo swoistego freestyle'u mówiłam z sensem.

Jestem z siebie mega dumna, bo przez cały okres matur nie zawaliłam żadnego dnia. Ani razu się nie obżarłam i nie zrezygnowałam z ćwiczeń. Efekt jest taki, że spódnica, która była opięta na pierwszym egzaminie, dzisiaj była już duuuużo luźniejsza. I dobrze. Myślę, że spokojnie mogę przesunąć pasek - ze 2 kg na pewno zeszło. Muszę w końcu tę wagę naprawić. Miałam tyle w swoim życiu przygód z odchudzaniem, że na podstawie wymiarów spokojnie mogę określić wagę. Poza tym  dobrze się czuję i mam lepsze samopoczucie.

Niemniej jednak na ten weekend mój sposób odżywiania nie będzie raczej przykładny. W piątek idziemy uczcić zakończenie matur i urodziny przyjaciółki, a w sobotę świętuję z rodzinką, a do tego w niedzielę jest dzień matki (kurczę, muszę coś wymyślić ;p).

Niestety złapało mnie jakieś przeziębienie i strasznie boli mnie gardło. Oby przeszło, bo mam za dużo planów :D.

Ten tydzień poświęcam na kampletny wypoczynek, potem zaczynam znowu poszukiwanie pracy i jakąś konkretniejszą organizację wolnego czasu.

Cieszę się, że wreszcie mam wolne. Oby wyniki pozostałych egzaminów okazały się co najmniej pozytywne. Ale tym będę się martwić pod koniec czerwca :).



Do napisania :)!

17 maja 2013 , Komentarze (12)

Hej :)!

Przed chwilą jadłam pyszny makaron pełnoziarnisty ze szpinakiem i fetą. Moja mama to ma czasem świetne pomysły. Tego mi było trzeba. Po takim obiedzie od razu lepiej się poczułam, bo dzisiejszy dzień mnie wykańcza. Spałam może ze 3 godziny i czuję się, jak na kacu :). Położyłam się specjalnie wczoraj wcześniej spać, żeby mieć świeży umysł na biologię. No właśnie - SPECJALNIE. A że odzwyczaiłam się od chodzenia spać przed północą to nie mogłam zasnąć i dzisiaj szłam tam ledwo żywa.

Niedobrze mi się robi na myśl o tym polskim. Wczoraj polały kolejne 4 osoby. Można by pomyśleć, że chodzę może do kiepskiej szkoły. Ale tak nie jest, to jedna z najbardziej cisnących szkół we Wrocławiu. I tak też dobierają komisje. Dyrektorka bierze egzaminatorów z 2 innych szkół na podobnym poziomie i jest jakaś totalna masakra. Nie ma mowy o jakimś pomaganiu, czy "przepychaniu". Co rusz kogoś oblewają. Moja przyjaciółka wczoraj zdawała. Była świetnie przygotowana i odpowiedziała na każde pytanie. Efekt? Ledwie 30 %. To chyba coś nie tak. Ja rozumiem, że chcą trzymać wysoki poziom, ale bez przesady. Gdzie jest obiektywizm ja się pytam? Egzaminatorzy powinni być dobierani losowo, a nie przez takie ustawianki. Jak  dostanę choćby te 6 pkt to będę mega szczęśliwym człowiekiem.

Zaczynam widzieć pierwsze efekty ćwiczeń i zdrowszego odżywiania. Myślę, że spokojnie już wróciłam do stanu sprzed tej felernej zimy, która zaowocowała dodatkowymi kilogramami. Wagowo niestety nie mam pojęcia, bo waga jest popsuta. I dobrze. Może na koniec maja podam wymiary :).

Na dzisiaj w planach spalenia 450 kcal na stepperze i rozciąganie.

Muszę iść wcześniej spać, bo nie wyrobię. Dzisiaj się nie uczę, bo chyba bym zwariowała.

Trzymajcie się!


15 maja 2013 , Komentarze (13)

Dziś cały dzień spędzony z miłością mojego życia, którą już nie raz miałyście okazje poznać - BIOLOGIĄ. Ha. Ha. No tak mi się nie chce, że nie daje rady. Nie wiedziałam już co mam czytać. Tu genetyka, tam jakieś wodniczki tętniące. Żeby nie zwariować to robiłam sobie często przerwy, ale chyba nie pomogło :C. Ta piękna pogoda za oknem zachęca do jakiegoś wyjścia na rower spacer, czy cokolwiek, a tu się uczyć trzeba.

Już nawet mamę męczyłam opowieściami o cyklu Krebsa i Calvina, ale uciekła :C.

Mickiewicz i Dostojewski na razie nie ruszeni. Z tymi panami porandkuję chyba dopiero w weekend. Mam nadzieję, że mi załatwią zaliczenie prezentacji :D.

Za to z jedzeniem i ćwiczeniami całkiem przyzwoicie. Dosyć dobrze sprawdza się u mnie stepper. Dziś wystukałam 450 kcal i jeszcze rozciąganie, jak zwykle.

Wytrwale się też peelinguję i balsamuję. Cellulit chyba powoli zaczyna się poddawać. Nie obraziłabym się, gdyby już całkiem skapitulował :).

I sobie zjadłam truskawki. Na śniadanie dodałam do owsianki, a na kolację do serka wiejskiego. Tego mi brakowało. Już nie mogę się doczekać na pełnię sezonu i te wszystkie pyszne smoothie, galaretki, jogurty, fondue. Ach! Wszystko z truskawkami :).

Chętnie bym też poszła na jakieś zakupy. Ale oczywiście nie mam kasy. Rodzicom nawet nie przypominam, bo lada dzień muszą wywalić kilka stów na mój nieszczęsny samochód :C. No po prostu pracę muszę znaleźć. Jak? Gdzie? Kiedy? Te pytania chyba jeszcze długo będą mnie nurtować. Jakiś czas temu byłam w pośrednictwie i pytałam o oferty zagraniczne. Nic z tego.

Dobra, starczy tego. Teraz kilka apetycznych obrazków :)





Ciepłego i letniego wieczoru Wam życzę :)!

14 maja 2013 , Komentarze (19)

Wiem, że to, co teraz napiszę jest dosyć głupie, ale właśnie się obudziłam, że 22 mam ustny polski. I żyłabym sobie w błogiej nieświadomości, gdyby kolega mi nie powiedział, że wczoraj komisja oblała 3 osoby. Masakra! U mnie w szkole to się zdarza bardzo rzadko, ostatnio wszyscy zdali. Trochę mnie dreszcze przeszły, bo co prawda wszystkie potrzebne książki czytałam, ale dosyć dawno temu. Chyba muszę się zabrać za streszczenia .

Dzisiaj napisałam chemię. Tragedii nie było, ale jednego zadania nie umiałam zrobić. Męczyłam się do ostatniej minuty, ale nic nie wymyśliłam.

I jeszcze oddałam rzeczy do szatni w hali sportowej, gdzie pisali rozszerzenie i przez cały ten czas wszystko było zamknięta. Musiałam czekać pół godziny bez telefonu, czy czegokolwiek. Dobrze, że mój kolega był na tyle dobroduszny, że poczekał ze mną, żebym się nie zanudziła. W sumie nawet dobrze, dawno z nikim znajomym nie miałam okazji pogadać dłużej niż 5 min. Nawet mi to humor poprawiło.

Powtarzam tę nieszczęsną biolę w nadziei, że uda mi się jeszcze czegoś nauczyć. Oby. W każdym razie to nic stresującego, tylko ten polski. Bleh. Właściwie to nawet nie chodzi o stres. Po prostu ja niezbyt dobrze pracuje pod presją czasu.

Ogólnie mimo delikatnego przestrachu mój humor uległ znacznej poprawie. Pewnie przez okres. Dzisiaj właśnie się pojawił. Punktualnie jak nigdy, co do dnia. Aż się zdziwiłam, u mnie to się praktycznie nie zdarzało. Podejrzewam, że to przez usystematyzowanie trybu życia i odżywiania. Dobrze to na mnie wpłynęło najwidoczniej.

Znowu szarpnę się na wstawienie menu:
1) owsianka (3 łyżki płatków owsianych, 1 łyżka otrąb, łyżeczka kakao, 4 suszone śliwki, pół szklanki mleka, szklanka wody)
2) jabłko
3) trochę pomidorówki z kuskusem, mielone pieczone w folii z pieczarkami i cebulą, surówka, 5 łyżek ugotowanej kaszy gryczanej
4) serek wiejski, jabłko, 2 plasterki chudej wędliny, łyżka kuskusu

A z ćwiczeń to dzisiaj spalone 400 kcal na stepperze + rozciąganie :D.

Siostra kupiła dużo truskawek, jutro koniecznie wrzucę do owsianki. Mniam.


Trzymajcie za mnie kciuki :).

Miłego wieczoru!

12 maja 2013 , Komentarze (12)

Hej!

W ten weekend z jedzeniem tak sobie. Wczoraj planowałam trochę "szaleństw", dlatego oszczędziłam trochę na innych posiłkach i ogólnie starałam się nie przesadzać. A dzisiaj spaliłam ponad 500 kcal na stepperze! Jestem z siebie dumna. 

Szkoda tylko, że z nauką tak dobrze nie idzie. Miałam dzisiaj trzaskać zadania z bioli, ale normalnie się nie mogę na niczym skupić. Straszne! Chodzę zła i sfrustrowana. A do tego w najbliższym czasie pewnie przyjdzie okres.

Macie jakieś sposoby na poprawienie koncentracji? Bo ja nawet jeśli już siądę do konkretnych zadań to po chwili gdzieś odpływam myślami i efektywność mojej nauki jest praktycznie zerowa. Nie wiem już co ze sobą robić. Boję się tego wszystkiego. Nie czuję żadnego stresu, czy spięcia. Po prostu się boję. Może nie tyle tych głupich matur, bardziej tego, co będzie po nich. Chciałam się wyprowadzić od rodziców, ale nie mogę żadnej sensownej pracy znaleźć. Nawet nie wiem, czy po studiach znajdę jakieś zajęcie ukierunkowane na moje wykształcenie. Rozmawiałam o tym z siostrą, ale myślę, że ona najzwyczajniej w świecie tego nie rozumie. Po prostu zawsze chciała być lekarzem, świetnie się uczyła, była zdeterminowana i spełniła swoje pragnienie. A ja nawet nie wiem, co jest moim powołaniem. A nawet jeśli coś mnie interesuje to w Polsce jest to kierunek bez żadnej przyszłości.

Mam chyba za duże oczekiwanie wobec życia. Chciałabym schudnąć, trafić na 'drugą połówkę', znaleźć pracę i wyprowadzić się. Takie niby zupełnie prozaiczne, ale mnie to ostatnio nurtuje. Czas biegnie w zabójczym tempie a ja ciągle stoję w miejscu. Przeraża mnie to. 

No dobra, już Was nie zmuszam do czytania tej egzystencjalnej paplaniny. Po prostu nie mam teraz nikogo, komu mogłabym się wyżalić. Czuję, że trochę oddaliłam się od najlepszych przyjaciółek. Możemy czasem gdzieś razem wyjść, pogadać o pierdołach, ale raczej nie umiałabym tak po prostu zadzwonić i powiedzieć, że denerwuje mnie to, czy tamto. Albo, że mam jakiś problem. Chociaż wiem, że to nie jest niczyja wina. Teraz mają więcej swoich spraw, a to, że ja nie do końca sobie radzę to już mój problem. Z rodzicami raczej nie mam ochoty na te dyskusje, bo choć wiem, że by mnie wysłuchali i nawet próbowali pomóc to i tak nie zrozumieją.

No i w ten właśnie sposób wylałam swoje smutki na Vitalii. Świetnie, teraz już widzicie jaki ze mnie porąbaniec :).








Trzymajcie się!

10 maja 2013 , Komentarze (8)

Tak, właśnie. Gardło mnie boli i nos mam zatkany. Właściwie to już od wtorku czułam się jakoś "niepewnie". Wczoraj wieczorem i dzisiaj rano było jakieś apogeum. Teraz już trochę lepiej, ale i tak mam samopoczucie do kitu.

Ostatnio nawet fajnie ze zdrowym jedzeniem mi idzie. Przez te matury zapomniałam o słodyczach. Na śniadania zwykle jem owsianki z jakimiś fajnymi dodatkami. No może dzisiejszy dzień nie do końca udany, bo trochę podjadałam. Ale chyba sobie za to podaruję kolacje, i tak jestem najedzona.

Nie wiem, czy w ogóle jeszcze mi się opłaca coś do tej biologii uczyć. Podstawę umiem świetnie, ale rozszerzenie to już inna bajka. Wczoraj gadałam z kolegą, który też to zdaje. I na początku również myślał o podstawie, ale potem jednak zadeklarował rozszerzenie. Stwierdziliśmy, że oboje idziemy trochę w ciemno i liczymy bardziej na szczęście. Dobrze, że jeszcze tę chemię zdaję. Mam nadzieję, że chociaż ona dobrze pójdzie.

Nie lubię tak siedzieć w domu. Niby coś powinnam jeszcze wkuwać, ale mi się nie chce. Ja chyba umiem się uczyć tylko pod masakryczną presją czasu. Eh... A poza tym jestem trochę "przetrącona" przez chorobę i czuję ogólne zniechęcenie.

Dzisiaj wyjątkowo menu podam, bo nie pamiętam, kiedy to ostatnio robiłam:
1) owsianka (3 łyżki płatków owsianych, 1 łyżka otrąb, banan, 1,5 łyżki pestek dyni, 1 szkl. mleka)
2)  jabłko, kromka chleba pełnoziarnistego (bez niczego)
3) trochę rosołu z 1 łyżką makaronu, serniczki z patelni (zużyłam do nich ok. 180g twarogu na osobę, ale robiłam dla całej rodziny, więc dokładnie nie wiem :). Mogę tylko stwierdzić, że były pyszne :))
5) no i to nieszczęsne podjadanie : ok. 0,5 kromki chleba pełnoziarnistego, kilka łyków mleka sojowego, trochę twarogu.
6) nie wiem może jabłko na kolację, ale tylko jeśli naprawdę zgłodnieję

Zamierzam poćwiczyć na stepperze ze 40 min, jednakże nie wiem, czy dam radę ze względu na dzisiejszy niezbyt dobry stan zdrowia.

Dobrze, że już niedługo zacznę wakacje z prawdziwego zdarzenia. Ach! Przyda mi się :). Oby tylko wszystkie plany wypaliły.

I porcja wakacyjnych skojarzeń na koniec :D





Miłego wieczoru!

9 maja 2013 , Komentarze (15)

... jeszcze tylko 4 i po wszystkim :D. A tak szczerze to polski mnie rozwalił. Co to w ogóle był za tekst o jakichś 44 zerach. No nie wierzę. Spodziewałam się bardziej jakiegoś Sienkiewicza, Dostojewskiego, czy Mickiewicza, a nie artykułu z gazety. No nie wiem... może LITERATURY po prostu. Wiem, że wiele osób zjechało by mnie za takie podejście, bo niby tekst był napisany przystępnym językiem, no ale ludzie! To przecież matura z polskiego. Zawsze uważałam, że ten przedmiot to w pewnym sensie mój konik, od kiedy pamiętam szedł mi łatwo. Ale po tej maturze sama nie wiem, czego się spodziewać. Nie jestem zadowolona.

Za to matma była naprawdę spoko. Zadania raczej nieskomplikowane, myślę, że spokojnie do zaliczenia dla przeciętnego maturzysty. Zrobiłam wszystkie, przy czym pewnie walnęłam kilka głupich błędów zupełnie nieświadomie, choć z drugiej strony wszystkie wyniki wychodziły sensowne, więc zobaczymy :).

A dzisiaj zdawałam ustny niemiecki. Zaliczyłam na 80%. Szału nie ma. Ale zważywszy na to, że wylosowałam chyba najgorszy z możliwych zestawów to i tak dobrze sobie poradziłam. Miałam tak pokręcone zadania, że nie wiedziałam, jakby to po polsku sobie w głowie ułożyć :D. Ale na szczęście już po wszystkim.

Nie wiem, czy jestem nienormalna, ale praktycznie w ogóle nie miałam stresu przed którąkolwiek z matur. Jeszcze wszystkich uspokajam. Znajomi mówili, że do takiego chilloutu tylko mi piwka w ręce brakuje :P. Coś w tym jest. Przed głupim prawem jazdy przeżywałam nieporównywalnie większe zdenerwowanie. No niem wiem, mam taki dziwny charakter po prostu :).
Plany na najbliższy czas?
14.05. - chemia pp
17.05. - biologia pr
21.05. - niemiecki pp
22 .05.- polski ustny
Przydałoby się zacząć uczyć tej prezentacji z polskiego i porobić coś jeszcze na biologie. Ale dzisiaj odpoczynek, żeby mi się mózg nie przeciążył.'

Tak z innej beczki to przyszedł stepper. Na razie mi się podoba. Ćwiczę na nim codziennie po 40 minut i po tym czasie już zdążę się nieźle spocić :).Myślę, że będę go sobie przeplatać z rowerem. A wygląda on tak:


No to na razie tyle. 

Do napisania!

A nastrój mam taki sobie. 
Gorzko-słodki można powiedzieć. 
Dlatego też piosenka adekwatna:










5 maja 2013 , Komentarze (12)

Hej Wam!

Dziś kilka słów o majówce.

Spędziłam ją głównie w gronie rodzinnym. Jakoś nie miałam specjalnie ochoty na siedzenie ze znajomymi i użalanie się nad nieszczęśliwym losem maturzysty :). A poza tym praktycznie wszystkie moje przyjaciółki mają facetów i czuję się trochę, jak piąte koło u wozu. Rozumiem, że się kochają itd., ale w ostatnim czasie te wszystkie pary są praktycznie "nierozłączne". Nie ukrywam, że tęsknię trochę za beztroskimi czasami wspólnych wygłupów i wyjść... No cóż pozostaje mi sobie kogoś znaleźć, ale nie wiem, jak. Teraz są matury itd., gorzej jak zaczną się wakacje i jakieś wspólne wypady. Pozostaje tylko nadzieja, że uda mi się gdzieś za granice wyjechać do pracy.

W piątek mieliśmy gości. Właściwie to miało być Garden Party ale ze względu na pogodę musieliśmy zostać w domu :/.

Wczoraj był wspomniany wyjazd do Książa. Fajnie było. Stwierdziłam, że nawet nieźle wychodzę na zdjęciach, tylko morda mi się roztyła. Do kitu. Muszę jakoś odchudzić swoją facjatę, bo żal patrzeć :D.

Dzisiaj siostra już sobie pojechała. Kurde, jakoś mi jej brakuje od kiedy pracuje i wyszła za mąż. Chciałabym się z nią czasem tak spontanicznie spotkać, ale ponieważ jest lekarzem to coś takiego jest praktycznie niemożliwe. Pracuje czasem w dziwnych porach, w końcu ludzie chorują cały czas :/.

Teoretycznie powinnam sobie poprzypominać lektury, ale mi się nie chce. Trudno, jakoś dam radę :).

Jeśli chodzi o jedzenie w ostatnich dniach to tak średnio. Starałam się mało jeść (z wyjątkiem dzisiejszego dnia ;p), więc myślę, że wyjdę "na zero". Szkoda, że piwo też jest takie kaloryczne :(. Ale teraz mam inną strategię, w tygodniu jem stosunkowo niedużo, żeby "oszczędzić" trochę kalorii na weekend. Ja po prostu muszę jeden dzień w tygodniu mieć na "grzeszki", w inne spokojnie daję radę na niedużych ilościach zdrowego jedzenia. Na razie się tego trzymam.

Czuję, że znów mnie jakaś depresja łapie. Właściwie to już od roku źle się psychicznie czuję. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale ogólnie rzecz biorąc dobrze nie jest. Nie chcę iść do żadnego psychologa. Brat mojego taty jest psychologiem i świetnie wiem, jak wygląda takie "badanie" i ewentualne sesje. Raczej mi to nie pomoże. Nie potrafiłabym nawet poważnie do tego podejść. I do tego nie mam ochoty na wyrzucanie kolejnej kasy. Musze sobie z tym jakoś poradzić. Może to ze zmęczenia i jakiegoś podświadomego stresu? Sama już nie wiem...

Jutro może już przyjdzie stepper. Chociaż znając funkcjonowanie poczty, to jednak mało prawdopodobne. Dziś wieczorem chyba wyjdę na rower, pogoda się ładna zrobiła.

Chaos! Chaos w mojej głowie i tym wpisie ;p

Trzymajcie się :)