Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem raczej radosną osobą, która ostatnio się trochę pogubiła i właśnie składa siebie i swoje życie od nowa.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 12071
Komentarzy: 84
Założony: 6 marca 2013
Ostatni wpis: 29 marca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kontrasputnik

kobieta, 41 lat, Głogów

168 cm, 72.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Wczoraj wszystko było w porządku aż do wieczora. Dzień spędziliśmy z dzidzią i moim mężczyzną spacerując, w przerwach siadając w różnych miłych miejscach i czytając. Śniadanie zjadłam malutkie (to chleb o niskim Ig i malutkich kromkach)

W ramach przekąski malutki rogalik do kawy i niecała szklanka napoju sojowego

Wizyta w wegetariańskiej knajpie, w której gotują lekko i bez polepszaczy (te talerze są trochę tylko większe od takich do filiżanek, a kaszy zjadłam połowę - na tym z prawej przepyszny pasztet strączkowy w lekkim (nie wiedziałam, że tak się da!) sosie pieczarkowym)

No i wieczorem niespodziewani goście. Zastawiłam stół, a nocne Polaków rozmowy przeciągnęły się prawie do drugiej. No i z tego stołu pościągałam przez ten czas. Głównie ogórków małosolnych i konserwowych, ale do tego trochę więcej niż pół małej bagietki z masłem czosnkowym, kilka papryczek nadziewanych serem i parę plasterków sera pleśniowego. Jak bym nie liczyła wychodzi mi więcej niż 400 kcal. Jak się tak siedzi i gada, atmosfera jest przyjemna a stół zastawiony, to ciężko po coś nie sięgnąć:(. Nie wiem, będę musiała unikać chyba takich sytuacji przez pierwsze pięć kilo, albo nauczyć się kontrolować. Jak wy sobie z tym radzicie? Na imprezach, spotkaniach z przyjaciółmi, kiedy na stole pojawia się masa jedzenia, niekoniecznie dietetycznego?

31 maja 2014 , Komentarze (1)

Wczoraj byłam już całkiem dzielna. Dieta ok, Turbo Spalanie zaliczone:). Za to wieczorem dopadł mnie jakiś kryzys energetyczny chyba. Czułam się jakbym nie miała mózgu. Mam nadzieję, że to chwilowe. W związku z tym ćwiczenia jednak dziś odpuszczam. Pójdziemy z dzidzią na długi spacer. Pogoda jest piękna. 

30 maja 2014 , Komentarze (5)

Nie do końca jestem z siebie zadowolona. Niby dietowo było wszystko ok, ale na dobranoc wypiłam lampkę białego wina. Bardzo głupio do tego. Wieczorem mój cudowny mężczyzna zaczął mnie namawiać, żeby otworzyć pysznego rieslinga. Oczywiście byłam twarda, powiedziałam, że za 5 kilo i poszłam, mając zamiar uciąć wszelkie dyskusje na ten temat, pod prysznic. Mimochodem rzuciłam, że mogę wskoczyć na wagę i jak pokaże 66 kg, to możemy się napić:). Oczywiście powiedziałam tak, żeby już na pewno się tego wina nie napić, no bo w końcu to dopiero drugi dzień odchudzania, a 67 to ja ważę rano i bez majtek. Weszłam na tę wagę a tam... 66 kg! No nie miałam już jak się z tego wymanewrować:). To było wskazanie z wieczora i w dodatku utrzymało się do rana, więc zmieniam na pasku, chociaż miałam zamiar ważyć się i aktualizować pomiary tylko we wtorki:). Od ćwiczeń wczoraj odpoczywałam, bo czułam, że mięśnie potrzebują odpoczynku. Dziś już zaliczone. Mogę się wyluzować, bo już 3 razy były w tym tygodniu, ale postaram się nie odpuszczać:).

29 maja 2014 , Komentarze (14)

Pierwszy dzień diety prawie zaliczony:). Podjadłam małej jednego biszkopcika:). Na szczęście to tylko 30 kacl. No ale oprócz tego podjadałam tylko ogórki.

Rano przebrnęłam przez Skalpel. Przyznam wam się, że przez tę nagonkę na Ewę bardzo długo nie miałam zamiaru z nią ćwiczyć. Aż kiedyś przyszedł taki bardzo zły dzień, że nic tylko płakać. Stwierdziłam w tej rozpaczy, że potrzebuję dać sobie wycisk i włączyłam killera. Nie spodziewałam się takiego efektu:). Przebrnęłam przez 2/3, pot spływał ze mnie strumieniami, a świat stał się piękniejszy;). Od tej pory włączyłam ją na stałe do mojego planu treningowego, a chwilowo nie ćwiczę nic innego, bo wybór treningów z Ewą jest szeroki i zróżnicowany. Uważam, że robi naprawdę dobrą robotę dla promocji fitnessu i zdrowego stylu życia. A ataki na nią są takie typowo... polskie.

28 maja 2014 , Komentarze (5)

Czekałam na moment, w którym wreszcie będę mogła zacząć się poważnie odchudzać długo, więc miałam dużo czasu na przemyślenia. Przez ten czas ułożył mi się w głowie całkiem spójny plan działania. Przynajmniej na pierwsze 5 kg, bo potem być może trzeba będzie bardziej przycisnąć, żeby były efekty. Jestem przekonana, że uda mi się trzymać wszystkich założeń i wytrwać we wszystkich postanowieniach (dziś jestem pewna;)). Zwłaszcza, że mam tu taką cudowną, dyscyplinującą Vitalię:). Mój plan odchudzania wygląda więc następująco:

Dieta:

  • 3 główne posiłki dziennie, nie przekraczające 400 kcal, wszystkie bogate w warzywa 
  • w dni ćwiczące z rana jogurt z otrębami a po treningu szklanka mleka
  • w dni niećwiczące jedna przekąska, około 200 kcal
  • ZERO SŁODYCZY 
  • ZERO PODJADANIA W TRAKCIE PRZYGOTOWYWANIA POSIŁKÓW
  • ZERO ALKOHOLU
  • na wilczy głód, który dopadnie między posiłkami - chrupiące warzywa jak marchewka, rzodkiewka, ogórek
  • nie więcej niż 2 kawy dziennie (ja wiem, że to i tak dużo, no ale nie mogę się aż tak zadręczać;))
  • duuuuuuużo wody
  • codziennie na Vitalię wrzucę kolaż ze zdjęć WSZYSTKICH posiłków

Sport:

  • ćwiczę z Ewą. Minimum 3 razy w tygodniu. Idealnie - 3 razy trening interwałowy, 2 razy modelujący
  • spacery z wózkiem, minimum 30 minut codziennie (niech będzie, że w każdy bezdeszczowy dzień)

Mam nadzieję, że wytrwam choć miesiąc:D. Chociaż jak wytrwam miesiąc, to będzie z górki. Trzymajcie kciuki:).

27 maja 2014 , Skomentuj

Długo mnie nie było. Najpierw w ciąży tyłam i tyłam (+19 kilo mi się uzbierało!), więc pomyślałam, że nie ma tutaj o czym pisać, a potem karmiłam piersią, więc zdecydowanie nie miałam zamiaru stosować żadnych diet. Pilnowałam dzielnie, żeby jeść około 2000 kcal dziennie w zbilansowanej diecie, bo musiałam dbać o kondycję mojego mózgu. Mimo przestrzegania tej zatrważającej diety udało mi się zrzucić prawie wszystko, co przez ciążę uzbierałam. Do wagi sprzed ciąży brakuje mi jeszcze 3 kg, a do mojej wymarzonej 12. Chociaż od pewnego czasu stoi w miejscu, mimo że dzielnie ćwiczę 3-6 razy w tygodniu z Ewą. Wróciłam teraz, bo chyba mogę już bez strachu o mój mózg, kondycję skóry i zdrowie dzidzi uciąć sporo z tych zjadanych codziennie kalorii, bo dopadł mnie jakiś potworny kryzys laktacyjny z którym nie mam już siły walczyć. Powoli, z konieczności, odstawiam więc małą od piersi i mogę się czuć w pewnym sensie wolna. A przynajmniej moja dieta ma już wpływ tylko na mnie i na moje ciało. Witam tę, nową bądź co bądź, sytuację z niekłamaną ulgą. Nie zrozumcie mnie źle, karmienie jest naprawdę cudowne i dzielnie dawałam mojemu maleństwu przez te niezbędne pierwsze pół roku to co podobno najlepsze, ale nie pamiętam, żebym się wcześniej czuła tak "wyżęta" i potrzebowała witaminowej suplementacji mimo całkiem zdrowej i dobrze zbilansowanej diety. Ale z drugiej strony smutno mi potwornie. Myślałam, że będę karmić długo. Rok przynajmniej. No ale nic nie poradzę na to, że nie mam już czym:(. Będę ją karmić jeszcze rano, bo wtedy dzidzia nie protestuje i trochę ciągnie. Może to mleko wróci? Ale na razie się nie zanosi, więc mówię - żegnajcie wszystkie wymówki, żegnajcie słodycze. A niedługo powiem - witaj nowa sylwetko:). 

20 lipca 2013 , Komentarze (4)

Miły pan w pedantycznie wykrochmalonym fartuchu powiedział, że prawie na pewno mały mieszkaniec mojego brzucha jest dziewczynką (HURA!!!!!!!!!:). Trochę mnie to pociesza, bo mogę sobie tłumaczyć, że przybieram na wadze aż tyle właśnie dlatego, że dziewczynki zgodnie ze wszelkimi ludowymi zabobonami odbierają urodę:). Cały czas jeszcze się mieszczę w większości przedziałów wagowych dla przyszłych mam o mojej wadze wyjściowej, które znajduję na różnych stronach. Co prawda jest to raczej górna granica, ale staram się nie panikować. Ostatni tydzień i trochę poza domem, skazana na knajpiane jedzenie. Bilans miesiąca + 3 kg (może część z tego to woda i waga jutro pokaże coś innego? Taaaaaa, jasne...). Straszne to jest. Przy pierwszej ciąży nie dość, że nie przytyłam tyle, to jeszcze sporo schudłam. No ale to był chłopczyk. A tak się staram być grzeczna:(. 

18 czerwca 2013 , Komentarze (1)

Mam ostatnio urwanie głowy i nie mam za bardzo czasu, żeby się tu spowiadać dokładnie ze wszystkiego. Jedzeniowo jestem grzeczna. O ćwiczeniach też nie zapominam, więc powinno być ok. Ważne, że przestałam tyć w tym zatrważającym tempie:).

15 czerwca 2013 , Skomentuj

Wczoraj cały dzień w biegu i prawie cały poza domem. Wstałam za późno i wróciłam za późno żeby ćwiczyć, ale przyrzekam uroczyście, że to się więcej nie powtórzy. Jadłam chyba grzecznie. Co prawda cały czas pozwalam sobie na jakieś małe słodkości, bez tego chyba by było już stanowczo za mało kalorii jak na potrzeby dzidziusia.

Śniadanie:
Jajecznica z cebulką i kiełbasą z dzika, herbata z cukrem. Około 450 kcal.



Obiad:
Makaron z łososiem i szpinakiem w śmietanowym sosie posypany kozim serem. Około 700 kcal.



Kolacja: Kromka razowca, 2 cieniutkie kabanosy, truskawki z jogurtem naturalnym i brązowym cukrem. 235 kcal.



Inne: Ciasteczko owsiane 81 kcal, 2 gałki lodów (sorbet truskawkowy, jogurtowe) 150 kcal, sok bananowy z porzeczkowym 150 kcal. Razem 381 kcal.

13 czerwca 2013 , Skomentuj

No dziś to chyba trochę przesadziłam:). Ale to pewnie dobrze. Nie mogę zagłodzić mojego maleństwa przecież. W drugim trymestrze podobno zapotrzebowanie kaloryczne organizmu wzrasta o jakieś 300 kcal, więc i tak powinnam być na lekkim minusie:).

Śniadanie:
Kanapki z (wielkiej) bułki z ziarnami. Około 510 kcal

Drugie śniadanie: Kanapka razowa, cienkie kabanosy, danio. Razem 433 kcal.

Obiad: Wariacja na temat zupy cebulowej z pierożkami z mięsa rosołowego (wykorzystałam do ich zrobienia papier ryżowy). Około 349 kcal.

Kolacja: Kawałki ananasa, kromka pełnoziarnistego chleba z pasztetem. Około 220 kcal.

Inne: 4 wafelki andante, bułka dyniowa z serem i sałatą lodową, herbata z cukrem. Razem 504 kcal.