Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kochana, szczęśliwa, pesymistka niedoceniająca tego co ma, być może dlatego, że marzycielka, to ja! Czekam na moment sprzed lat, kiedy to zadowolenie z własnego ciała, było też zadowoleniem z życia :) Jedno z najwspanialszych uczuć świata!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 29446
Komentarzy: 378
Założony: 7 stycznia 2015
Ostatni wpis: 14 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tricked_beauty

kobieta, 34 lat, Warszawa

168 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 marca 2015 , Skomentuj

Już ubrana i gotowa szłam w stronę siłowni, ale doszłam do wniosku, ze najpierw zjem obiad, bo za mało zjadłam... tak więc zjadłam i teraz nie mam siły iść ćwiczyć. W ogóle jakoś nie mam na nic siły... Początek wiosny jak zwykle mnie jakoś dziwnie męczy.

Śniadanie: musli z mlekiem 1,5%
Obiad: tortellini z ricottą z Lidla z czerwonym pesto + sok pomarańczowy
Później: 2 ptasie mleczka (zabierzcie to ode mnie)
Kolacja: 2 kanapki z ciemnej bułki z pasztetem i pomidorem + 1 kromka białego chleba z sałatką z makreli + łupanie słonecznika

Nie przemogłam się, więc nie poszłam na siłownię, ale przebiegłam kilometr :) Wiem, że to żaden wyczyn, ale cieszę się i tak.

Wiem, ze daje ciala i z dieta i z cwiczeniami, ale i tak uznaje to wszystko za sukces, bo zmaiast tego moglabym sie obzerac i nie ruszac jak wczesniej..

17 marca 2015 , Skomentuj

Wczorajsze wieczorne załamanie trwa dalej. Oglądam się w lustrze i nie widzę nich. Mam duży, wystający brzuch, grube uda i masę cellulitu... Chyba tracę przez to zapał. Za 5 dni miną 2 tygodnie diety, wg mojego założenia powinnam być wtedy chudsza o 2kg. No ciekawe... 

Dziś zjadłam:
Śniadanie: czerwona herbata + 2 zapiekanki z chleba razowego, z szynką, serem i cebulą
Obiad: wczorajszy makaron ze szpinakiem i krewetkami
Kolacja: desperados, big milk i kilka ptasich mleczek

Ćwiczyłam:
- 40 minut na siłowni
- dźwiganie mega ciężkiej torby + spacer

Mam dziś ciezki dzien. Jakies wiosenne przesilenie...chyba na to za wczesnie. Prędzej zbliżający się okres daje o sobie znać.

Jutro postaram się zjeść 5 małych posiłków.

Waga pokazała...58 ;) Ale nadal jej nie ufam.

16 marca 2015 , Skomentuj

http://smakiedyty.blogspot.com/2014/10/pizza-z-pat...
(trzymam żeby nie zgubić^^)

EDIT:

Czuję się gruba. Naiwnie wierzyłam, że po tygodniu zobaczę jakąś zmianę, jakiś sens ćwiczeń... Wiem, że to zbyt krótko. Minimalnie widzę, że jestem chudsza na buzi, to zawsze "pierwszy objaw" tego, że zaczynam chudnąć, ale z drugiej strony nie wiem czy sobie tego nie wkręcam. 

Jeśli za 15 dni nie będę widziała zmian, a sumiennie będę wykonywać postanowienia, wybiorę się do lekarza zbadać hormony. Już od dawna olewam tą sprawę.

60 dni do celu.

Dzisiaj zawaliłam z dietą i ćwiczeniami, chociaż w porównaniu do życia przed odchudzaniem i tak nie uważam tego dnia za porażkę. 
Oparłam się pokusie pożarcia bułki albo zapiekanki żeby zaspokoić mega głód, a zamiast tego grzecznie wróciłam do domu i zrobiłam makaron razowy ze szpinakiem, pomidorami, krewetkami i serem camembert.
Z ćwiczeniami gorzej, bo naprawdę czuję się słabo. Możliwe, że jest to spowodowane zbliżającym się okresem... Masakra, już się boję co to będzie.

Moje życie ostatnio to same górki i padołki. Zero stabilnego gruntu na horyzoncie. Nie mam perspektyw, nie mam pieniędzy, za to mam rachunki, zobowiązania i potrzeby.

Nie mam już zupełnie siły. Mam wrażenie, że moje życie w końcu zmieni się na lepsze...

Zjadłam:
Śniadanie: mały cebularz (juz ostatni)
Obiad: spaghetti razowe ze szpinakiem, pomidorami, serem camembert i krewetkami
Kolacja: koktajl z pomarańczy, kiwi i bananów

Muszę nadrobić jeszcze picie wody i wypić z 3 herbatki.

Ćwiczenia:
- 10 minut Orbitrek
- 30 podnoszeń na nogi na Atlasie
- 40 podnoszeń na ręce na Atlasie
- 50 brzuszków
- 30 przysiadów

__________________________________________________________________

8 dzień odchudzania wymiary:

Talia: 78

Brzuch: 88

Biceps: 26

Udo: 95

15 marca 2015 , Komentarze (1)

Pierwszy tydzień diety za mną. Było kilka wpadek, ale i tak jestem zadowolona, bo pierwsze kilka dni przetrwania w nowym stylu życia jest zawsze najtrudniejsze. Ja mam w końcu myślenie nastawione na odchudzanie :)

Nie wiem dokładnie czy cokolwiek schudłam, a jesli tak to ile, ale myślę, że 1kg poleciał, wierząc mojej cudownej wadze.

Dzisiaj nie było wzorowo ani z dietą, ani z ćwiczeniami. Dojadłam poimieninowe pozostałości, a jak zaczęłam ćwiczyć, to jakoś słabo się poczułam i trzyma mnie do teraz.. mdli mnie i jest mi tak jakoś słabo...

Zjadłam:
- 2 kawałki pleśniaka
- mały cebularz własnej roboty
- obiad: 3 kawałki piersi z kurczaka, frytki z marchewki, sałatka z miksu sałat i pomidorów, mała miseczka flaczków

Ćwiczyłam:
- rozgrzewka z Mel B
- Tiffoczki
- 10 minut ćwiczeń z ciężarkami na ręce
- 80 brzuszków

Mam nadzieję, że jutro będę miała więcej siły i uda mi się poćwiczyć 2h, bo do środy nie będzie siłowni...

15 marca 2015 , Skomentuj

Dzisiaj nie ma o czym gadac. Bylam na to gotowa... Brak cwiczen i meega obzarstwo. No ale trudno, teraz trzeba wziac sie do roboty i odpracowac grzeszki. Jutro trening w domu, zobaczymy co z tego wyjdzie ;)

13 marca 2015 , Skomentuj

Poza siłownią chciałabym dołączyć też ćwiczenia w domu. Postanowiłam, że w pierwszym miesiącu skupiam się na aerobach i tylko to ćwiczę na siłowni, ale w dniach kiedy mam dużo czasu i marnuję go przed komputerem, mogłabym dodatkowo poćwiczyć w domu. Dzisiaj przez ból kręgosłupa nie mogłam zrobić nic, więc zebrałam to wszystko w całość.

Wstępnie uporządkuję to sobie dniami tygodnia, wyjdzie jak wyjdzie.

PONIEDZIAŁEK:

BRZUCH, BOCZKI, RĘCE, POŚLADKI

WTOREK:

BRZUCH, RĘCE, BOCZKI, NOGI

ŚRODA:

BRZUCH, POŚLADKI, NOGI, BOCZKI, RĘCE

CZWARTEK:

BRZUCH, BOCZKI, RĘCE, POŚLADKI

PIĄTEK:

BRZUCH, RĘCE, NOGI

SOBOTA:

BRZUCH, RĘCE, BOCZKI, NOGI

NIEDZIELA:

BRZUCH, RĘCE, NOGI

BOCZKI

NOGI

BRZUCH



RĘCE

POŚLADKI

W razie gdyby było mi mało (w co wątpię :D), treningi znajdę tu: http://tipsforwomen.pl/spalamy-swiateczne-grzeszki...

Dodatkowo spróbuję ruszyć chociaż z jednym wyzwaniem :)


*jeśli zrealizuję chociaż 1/10 z tego co tu napisałam, będę skakać do nieba ;)

13 marca 2015 , Komentarze (4)

Kolejny powód do dumy - nie skusiłam się wczoraj na zamówienie pizzy! To mój dotychczasowy największy wyczyn.

Dzisiaj rano wizycie w toalecie, wlazłam na moją super mega dokładną oldschoolową wagę i moim oczom ukazało się...59kg! Och jakie to by było piękne, jeśli okazałoby się prawdziwe... jednak nie do końca ufam tej wadze. Póki co będę się nią wspierać, ale co do konkretów, poczekam na elektroniczną.

Dzisiaj siłownia, pewnie tyle co wczoraj. Jutrzejszy dzień bez ćwiczeń...za dużo będzie się działo i się JADŁO :|

Mogę śmiało powiedzieć, że dieta mnie ratuje...serio. Czuję się o wiele lepiej psychicznie, skupiając się na tym, że robię coś dla siebie, w dobrym kierunku, że mogę być dumna z siebie z powodu małych rzeczy. To był dobry krok. Gdyby nie odchudzanie, leżałabym pewnie teraz w łóżku, patrząc w sufit i pożerając kolejne kawałki pizzy.


Dzisiaj zjadłam:

Śniadanie: musli z jogurtem + herbata mnicha
Obiad: sałatka z łososiem + kompot
Kolacja: miseczka flaków
szklanka coli + kieliszek likieru
Czyli powrót do domu...

Ćwiczyłam:
- 30 minut bieżnia
- 20 minut rowerek
- 20 minut Orbitrek
= 1h 10min ruchu

A waga nadal 59 :D

____________________________________________________________________

EDIT

OMG...przeglądałam moje zdjęcia z poprzedniego odchudzania i dostałam takiego motywującego kopa, że zaraz odlecę. Dzięki temu, wiem, że mogę dojść do takiego stanu, jeśli tylko będę nad sobą pracować tak jak wtedy. I póki co wszystko się na to zapowiada :) Wstawiam zdjęcia z tamtego okresu, to jest najrealniejszy cel. O wiele realniejszy niż zdjęcia z Internetu.

23 dzień diety, a ja wyglądałam tak:

Tyle, że wtedy miałam wykupiony karnet na hardkorowy fitness, gdzie po prostu nie dało się nie chudnąć...teraz mnie na taki nie stać, ale postaram się innymi sposobami. No i nie miałam też wtedy aż tak ogromnego cellulitu jak teraz, ale trudno, jakoś będę z nim walczyć ;)

12 marca 2015 , Komentarze (3)

Wczoraj mogłam nie jeść nic przez cały dzień, za to dzisiaj mój brzuch burczy jak szalony i ślinka cieknie na myśl o czymś niezdrowym a pysznym... Jednak jak pomyślę o wyrzutach sumienia, to cofam te głupie myśli. Nie chcę marnotrawić mojego wysiłku na siłowni. Chociaż dzisiaj nie obejdzie się bez czegoś zakazanego, bo będę zmuszona zjeść obiad w centrum handlowym i zupełnie nie mam pomysłu co mogłabym tam zjeść...

ZWAŻYŁAM SIĘ! Mam old schoolową wagę, nie elektroniczną, jedyną na którą było mnie stać :) Waga pokazała 60 kg. Dopatruję się tam nawet malutkiego 59...no ale nie dowiem się dokładnie. Więc zmieniłam pasek, zakładając że chociaż pół kg za mną. Teraz startuję od sześćdziesiątki :)

Zastosuję terapię zdjęciami. Najem się psychicznie tym, co lubię najbardziej i może to mi wystarczy :D

Ooo, taką pizzą bym się zdrowo najadła!
http://lapsus.blog.pl/2012/07/19/razowa-pizza-z-cu...

Spaghetti... moje najwieksze uzależnienie :/
http://przyjemneodchudzanie.blog.onet.pl/2010/08/0...

No i piwko! Wieczorny relaksik, te sprawy... A tak serio, to uwielbiam smak piwa, niestety tak mam.

I na koniec McDonald's...

taki malutki mc zestawik...

______________________________________________________________________

Dzisiaj zjadłam:
Śniadanie: musli z mlekiem 2%
II śniadanie: ryż na mleku waniliowy
Obiad: Sałatka z kurczakiem + kompot + batonik z karmelem na deser :/
Dziś będzie alkohol! Trudno, uznam to za nagrodę za silną wolę, bo dziś zamiast bomby kalorycznej, zamówilam sałatkę, jestem z siebie dumna.
Wieczorem: 2 drinki z martini z sokiem jabłkowym, szklanka Cydru, trochę paluszków + tost z serem żółtym :|

Jutro wybiorę się na pyyyszną sałatkę...

Ćwiczenia:
- 40 minut rowerek
- 30 minut Orbitrek
- 20 minut bieżnia
= 1,5 h ruchu

Na koniec motto życia:


               

11 marca 2015 , Skomentuj

Czasem mam wrażenie, że śmieję się tylko na pokaz, zmuszam się żeby nie narzekać na wszystko i do wszystkich wokół mnie. Vitalia miała nie być pamiętnikiem, ale chyba tylko tu bezkarnie mogę rozprawić się sama ze sobą kiedy nikt nie słyszy, nikt kto mnie zna nie widzi, nikt nie ocenia... Wszystko jest jakieś takie...oszukana. Nawet ja sama. Ostatnio zaliczam same upadki, bez wzlotów, a przecież zawsze musi być lepiej, jeśli bywa gorzej. Tak strasznie czekam na ten wzlot...
To co napiszę będzie żałosne, ale ostatnio codziennie zastanawiam się "dlaczego ja?". Dlaczego ja muszę na wszystko pracować, a inni dostają to samo za darmo, dlaczego ja mam po prostu pecha, dlaczego inni mają normalną pracę, a ja muszę toczyć skomplikowaną walkę o każdy grosz... Mam dość. 

Dzisiaj, tak jak pisałam wczoraj, nie było siłowni. Była praca, czyli 8h ruchu. Szkoda, że nie mam krokomierza, chętnie dowiedziałabym się ile tam kroczków zapierdzielam przez te kilka godzin. W każdym razie nie czuję, że to nie był aktywny dzień. Jutro postaram się iść na 2h na siłownię.

Zjadłam:

Śniadanie: musli
Obiad: 1,5 kanapki z bułki razowej z sałatą, kurczakiem, serem i pomidorem
Podwieczorek: malutki kawałek pizzy, cieniutkiej jak papier, więc bez przesadyzmu...
Kolacja: tost z pełnoziarnistego chleba razowego z serem żółtym

Piję wodę z cytryną, wypiję jeszcze herbatkę mnicha i pokrzywę.

10 marca 2015 , Komentarze (3)

Postawiłam sobie cel - nowe ciało do 15 maja! A żeby mieć te nowe ciało muszę zrzucić 10 kg. W najlepszym okresie mojego życia (no może nie życia, ale wtedy kiedy wyglądałam najlepiej) ważyłam 52 kg i wcale nie byłam za chuda, wyglądałam zdrowo i czułam się ze sobą cudownie. Ach...pamiętam czas kiedy nawet niedoskonałości mi nie przeszkadzały...

Chciałabym dołożyć do ćwiczeń na siłowni jeszcze ćwiczenia z ciężarkami w domu, natknęłam się przed chwilą na Tamilee Webb's, więc może spróbuję z nią...

No i dzisiaj wieczorem koniecznie muszę się wziąć za brzuszki, bo wczoraj przez ból głowy nie dałam rady się podnieść po powrocie z treningu. Aaa... i maszeruję dziś po krem na cellulit, więc wieczorem owijanko!

Z kolejnych postanowień: z moim towarzyszem odchudzania <3 ustanowiliśmy sobotę cheat day'em :) No i rzeczywiście, najbliższa sobota zapowiada się ostroo...

Dzisiaj zjadłam:

Śniadanie: musli z mlekiem 2% + herbatka mnicha na odchudzanie
Obiad: Zupka krem ze szpinaku z makaronem i serem żółtym
Podwieczorek: Mały Mars (szloch)
Kolacja: Kanapka z bułki razowej z sałatą, jajkiem i szynką

+ herbatka na odchudzanie, woda z cytryną 1,5l, sok limonka z miętą hortexu (do filmu zamiast piwka :D)

Ćwiczenia:

- 50 minut rowerek
- 30 minut Orbitrek
= 20 km ruchu

Źle się czuję. Nie wiem o co chodzi ale od wczoraj moja głowa pęka z bólu po powrocie z siłowni... Nie wiem czy to wina ćwiczeń czy pogody, bo na każdą jej zmianę też tak reaguje, ale mam nadzieję, że to ta druga opcja.
Musiałam dzisiaj zeżreć Marsa, bo dosłownie miałam wrażenie, że spadl mi cukier... Rzadko mam ochotę na coś słodkiego, a tym razem po prostu musiałam. Trudno, nie chcę popadać w paranoję, jak przy poprzednim odchudzaniu, kiedy płakałam przez pół małego kebaba. Najwyżej będę chudła wolniej, ale zdrowiej psychicznie. 

I dziwne to wszystko... Wczoraj wyrwałam z kopyta, jak na tyle czasu nieruszania się, a dziś ani śladu zakwasów, tylko zmęczenie. Wczoraj też robiąc to samo co dziś, aż tak się nie spociłam, a dziś lało się ze mnie tak, że w kółko latałam się wycierać. Wszystko chyba zależy od dnia... Jutro nie będzie ćwiczeń, bo pracuję cały dzień, ale pociesza mnie fakt, że tam też mam dużo ruchu. Jeśli będę miała siłę to po powrocie porobię jakichś dywanówek.

Kupiłam dzisiaj:

Więc jazda!