Witajcie Kochane!
Nie było mnie tydzień, bo zabiegana, zalatana byłam. Skupiłam się na pisaniu mojej magisterki i kolejny rozdział gotowy. Wchodziłam codziennie na vitalię i zaglądałam do Waszych pamiętników, które bardzo mnie motywują.
Na diecie jestem już 4 tygodnie.
Dzisiaj po kolejnym, minionym tygodniu postanowiłam się zważyć.... i co? Właśnie o to chodzi, że NIC. Waga stanęła... centymetry również... ani drgnęło... NIC.
Jestem świadoma, że taki etap nastąpiłby prędzej czy później więc nie załamuję się. Jeśli chodzi o dietę to staram się trzymać i ćwiczenia również są. Mam nadzieję, że przy kolejnym ważeniu za tydzień ubędzie mi chociaż parę deko :).
Aaaa dzisiaj miałam przygodę... Siedzę w domu, piszę prace a tu nagle telefon.. dzwoni sąsiad i mówi mi, że widzi mojego psa jak chodzi po okolicy... Oj ile strachu się najadłam, bałam się, że mi ucieknie ale dzięki niemu i mojej szybkiej interwencji mój Kazan wrócił do domu. Oczywiście musiałam na niego ostro nakrzyczeć, bo strasznie się zdenerwowałam i zmartwiłam. Okazało się, że mama wychodząc do pracy musiała zostawić uchyloną bramkę.
A oto mina mojego psa, kiedy po powrocie z jego spacerku na niego nakrzyczałam, oczywiście potem go przytuliłam, bo tak bardzo go kocham, tego mojego zwierzaka i nie darowałabym sobie gdyby zginął, no przyznajcie, że skruchę trochę widać :P
Na szczęście cała historia skończyła się pozytywnie.
Trzymajcie si Kochane moje! Miłego weekendu!