Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zmotywowana i szczęśliwa. Do odchudzania skłonił mnie stan zdrowia i chęć utarcia nosa tym, którzy we mnie nie wierzyli. Chcę dobrze wyglądać i dobrze się czuć we własnej skórze, a robiąc zakupy nie martwić się, że żadne jeansy na mnie nie pasują, że już nie wspomnę o sukience. Marzenie...włożyć kozaki na obcasie, które swobodnie zasunę, które w ogóle zasunę :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 72400
Komentarzy: 3290
Założony: 24 lipca 2015
Ostatni wpis: 29 marca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
karaluszyca

kobieta, 44 lat, Warszawa

158 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 kwietnia 2016 , Komentarze (17)

Melduję posłusznie, że:

1. Jem pięć średnio-skromnych posiłków.

2. Nie jem słodyczy i nadal jestem przekonana, że to chrom :)

3. Piję wodę- może nie zawsze 6 szklanek, ale nigdy nie mniej niż 4.

4. Do 3 posiłków zjadam warzywa, dorzuciłam też kiełki i zrezygnowałam z mussli.

5. Zintensyfikowałam trening ( wróciłam do dłuższej jazdy rowerem- tylko robię sesje 3x 20 min.), a pozostałam też przy siłowych, no i stepper.

6. Waga spada- póki co 2 kg. ale jestem dobrej myśli. Tak już walczę tydzień prawie. najlepiej mi się podoba niechęć do słodyczy, no i zapał do treningu. zdecydowanie mniej węglowodanów i mam dużo więcej energii. A jest mi potrzebna, bo mam teraz mnóstwo pracy- co pewnie widać po intensywności z jaką nie piszę :D Terminy gonią.

I mam małe pytanko- kupiłam sobie kilka przepięknych ręczników normalnie w sklepie producent polski,100 % bawełny i...no tak cholernie pylą że szlag mnie trafia po kąpieli, kiedy z balsamem rolują mi się po ciele kolorowe nitki. Co ciekawe wyłażą dopiero przy smarowaniu, przed ich nie widać - takie spryciary ]:> Zna ktoś na to sposób, pranie jedno już było, problem nadal jest.

15 kwietnia 2016 , Komentarze (16)

Jestem przeszczęśliwa! Dlaczego? A to dlatego, że dzięki anjance ( wzorem moim niedoścignionym jeszcze będącej ;)) dowiedziałam się jak pozbyć się ochoty na słodycze. O zbawczyni ma, całowałabym ślady stóp Twych :D Nie tylko nie zjadłam dziś NIC co by nawet zakrawało na określenie "Słodkie" , ale nawet nie miałam ochoty, szczególnie ja mając zawsze w godzinach popołudniowych. No genialne uczucie. Może to siła sugestii, może to zadziałało jak placebo- nie mam pojęcia i nie obchodzi mnie to, póki działa. Zawsze była zagorzała przeciwniczka tabletek, ale chrom jest suplementem organicznym, zapłaciłam 15 zł. a czuje się dosłownie fantastycznie z tym genialną niechęcia do słodkiego. Chrom reguluje wydzielanie insuliny, więc normalnie jedząc, nie ma się tez chęci na podjadanie.

Trening na 100%, żaden posiłek nie ominięty, żaden nie dodany i ani śladenieńku słodkiego. Co ciekawe po południu ZAWSZE ostatnio miałam niepohamowana chęc na słodkie, rozmyślałam o tym, i zazwyczaj na chęciach się nie kończyło, a wieczorem po kolacji zawsze chodziła za mną kanapka- nawet jeśli nie jadłam, to o niej myślałam. A dziś tak sobie chodziła i najpierw powtarzałam - "skup się na tym jednym dniu" a potem okazało się, że wystarczyło zapytać siebie w myślach oczywiście :Dczy ja rzeczywiście jestem głodna- i za każdym razem, dochodziłam do wniosku, że jednak nie- stąd ani razu nie pojadałam pomiędzy posiłkami.

A teraz pazurrrrrki :P

Uwielbiam wszelkie róże, fiolety zielenie, niebieskości ...ech... (dziewczyna)

13 kwietnia 2016 , Komentarze (14)

To napisała mi jedna z Was i barrrrdzo barrrrrrdzo dziękuję. Niby takie proste zdanie, a jednak okazało się, że potrafi czynić cuda.

Czy powtarzanie tego sobie działa?

 Tak. Bez względu na to, czy robiłam to w myślach, czy peplałam jak psychiczna pod nosem, czy w samochodzie- tak, to działa.

Jak działa?

Ano bardzo prosto- mam ochotę na coś słodkiego albo na jakieś odstępstwa co do diety i treningu, ale zanim to wezmę albo kupię, zanim nawpieprzam się jak małe (swinia), zanim zrezygnuję z części treningu, kłapię sobie ozorem pod nosem "Skup się na tym jednym dniu" i...po chwili myślę sobie, że to ten dzień, dziś. Nie robię planów na sto tysięcy kolejnych. Tylko tu i teraz. I tego dnia. I kurczę to działa. Dosłownie działa, aż się zdziwiłam. mało tego, że rzeczywiście wracając do domu, zajechałam w miejsce gdzie zwykle coś tam "dokupiłam" na drogę ]:> tak dziś...wystarczyło powiedzieć to sobie i nic, nul, zero...grzecznie pojechałam do domu, potem na zakupy, potem jeszcze raz i...nic :) działa...a do tego rozbudowałam trening. dziękuję igusek. To Twoja zasługa <3

Ale na wszelki wypadek dokupię jeszcze chrom :) i podzielę się opiniami.

11 kwietnia 2016 , Komentarze (30)

1. Już nigdy nie tknę słodyczy.

2. Już nigdy nie zjem więcej niż w planie.

3. Już nigdy nie pominę wody.

4. Nie opuszczę żadnego treningu.

Nie jest dobrze. Z pełną tego świadomościa mogę powiedzieć, że jest bardzo źle. Waga skacze. czasem jest 85, czasem 89. Jestem przerażona, ale zaczynam cos, po czym znów nie panuję i objadam się słodyczami. To przerażające. I czuję, że mam już problem. Albo nad tym zapanuję, albo za chwile będę ważyć tyle, co na starcie. Dlaczego człowiek jest taki głupi. A konkretnie ja. Idealną dla mnie sytuacją była by taka, kiedy nad sobą umiem panować. Ileż razy można zaczynać i łamać się tego samego dnia. Jakie to wstrętne. mam poczucie winy, że nad sobą nie panuję. Dokładnie wiem co robię. Wpieprzam słodycze, jakby od tego zależało moje życie. Po kryjomu jak alkoholik wódkę. Jak to możliwe, że rzuciłam palenie, że słodyczy nie jadłam ze dwa lata, a teraz każdego dnia obiecuje sobie od nowa. I każdego dnia widzę jak waga rośnie. Co najśmieszniejsze jestem załamana, a jednocześnie zmotywowana. każdego wieczora, kiedy myślę o odchudzaniu, jestem pewna, że mi się uda. Póki nie mam okazji kupić czegoś słodkiego. Co ze mną jest do cholery. Dziś było świetnie- śniadanie, II, przekąska w pracy - wafel ryżowy obiad, kolacja. Pomiędzy obiadem a kolacją trening. Ale wracając z pracy pojechałam kupić dla męża papierosy i...w ostatniej chwili poprosiłam o 2 twixy ( ponad 500 kcal)- a tyłek rośnie.

Jestem załamana. A jednak wiem, że w końcu to opanuję. Jeśli uda mi się wytrwać- pochwalę się. Jeśli nie... nie mam planu na taką opcję- może to znak, że takiej nie przewiduję.

P.S. osobiście wkurzają mnie akie osoby jak ja- które zaczynają 50 tysięcy razy. A ja taka teraz jestem- z czego wniosek, że sama siebie wkurzam. :D

1 kwietnia 2016 , Komentarze (34)

Tak sobie właśnie pomyślałam, że przesunę zakopanie się w pościeli o kilka minut i kilka luźnych refleksji i być może w końcu zacznę regularnie nów pisać. Zalatana troszkę jestem :D

Pisuje nocami jak widać- jak ta zmora tłuszczowa jakaś ]:>

A Co otłuszczona zmora ma do przekazania potomnym? Otóż:

1. Obejrzałam wczoraj na yt filmik o dziewczynie, która schudła 26 kg. Podobało mi się, bo mówiła logicznie, z lekka pretensją co bardzo lubię, bo widać, że podchodziła do sprawy bardzo emocjonalnie. Pretensja objawiała się w chwilach, kiedy mówiła o głupotach popełnianych przez osoby odchudzające się...i wszystko super, motywacja dla mnie naprawdę ogromna, ale...wszystko pięknie...tylko tej jej anorektyczne rysy. Tak. Chce być 58 kilogramową siksą :D ale cholernie boje się anorektycznej twarzy...tej dłuuuugiej brody, tych wąskich warg... No ale zmotywowała mnie babka strasznie. I dzięki temu już wiem, że nie ma opcji, wracam do starych pomysłów, dzięki już raz schudłam :)

2. Wprowadzanie białka. Już pisałam, że jestem alergikiem, ale w szpitalu ( po ataku astmy, której szczęśliwą posiadaczka też jestem (smiech)) dietetyczka, która do grubaski tam przysłali powiedziała, że jeśli jest źle- białka ani grama, ale kiedy sytuacja już się unormuje poza jajami kurzymi, mogę wprowadzać powoli nabiał, coby mi się kości trzymały kupy i dupy (tajemnica) - o to musli zawitało do domu mego. Nie takie  z paczki. Owo mulsi zrobione memi ręcami 8)i niech mi ktoś powie, czy ono na diecie ma sens. Skład jeden mały jogurt naturalny bakoma, 2 garstki otrąb żytnich ( mogłabym je jeść ze wszystkim jak prosię jakieś (swinia) ) kilka suszonych żurawinek, 2 suszone śliwki ( zoperowane przeze mnie osobiście i rozczłonkowane na części wiele :PP) oraz morele- w ilości sztuk również rozczłonkowanych dwie tudzież dyniowa pestka ( w ilości kilku) i szczypta wiórków kokosowych. No i co? czy to ma sens. Mogę to 2, 3 razy w tygodniu, żeby sobie krzywdy nie zrobić nadmiarem białka znowu.

3. Trening. Noooo....przybyło mi troszkę. Az wstyd się przyznać. I czuję, że dlatego, że nie ćwiczyłam. Kiedy zaczynam ćwiczyć w tydzień sylwetka zaczyna nabierać proporcji. Wczoraj i dziś robiłam to z przyjemnością, ale miałam znów dłuższą przerwę, do której już nie dopuszczę, Przerwa jednak wpłynęła druzgocąco i na kondycję i na to jak ciuchy nagle (kujon) beznadziejnie lezą, a brzuch wystaje jak bym była w 5 miesiącu. Ale już walka się rozpoczęła.

4. Słodycze. Jak ja  nienawidzę cukru. (bomba) I mogę dosłownie latami nie jeść słodyczy, po czym rzucam się na nie jak idiotka. Jem kompulsywnie- dosłownie. Teraz wracam do poprzednich pomysłów. Nie umiem jeść trochę. Ja umiem albo dużo, albo w ogóle- jak z paleniem.(wymiotuje) i dlatego wybieram drugą opcję- w ogóle.

5. Woda. Od dwóch dni pije jak szalona. I to nie jest poświąteczny kac, tylko mocne postanowienie poprawy i zmiany.

6. Inka- co Wy na to? Pić to, czy lepiej nie?

O 16 minut jest pierwszy dzień reszty mojego życia.

I choć to kolejny początek, to lepszy jakiś, niż się poddać. A dziś znalazłam taki tekst- to będzie parafraza.

Można zaczynać wiele razy. Tylko trzeba uważać, bo każdy kolejny zmarnowany dzień skraca nam czas, kiedy będziemy mogli cieszyć się wymarzona sylwetką :)

Czy coś w ten deseń...:D

O Bogowie chudości i kościstości tudzież !  dajcie mi siłę, żebym w postanowieniach swych wytrwała i nie hodowała kolejnych tłuszczowych komórek, które namnażać się we mnie chcą i potrafią, a w swym szaleńczym jakimś erotycznie orgistycznym rozmnażaniu się pozbawiają mnie dupki  fajnej i brzuszka może jeszcze nie płaskiego, ale już całkiem słusznego w swej płaskości przyszłej :D Amen.

22 marca 2016 , Komentarze (16)

Zrobiłam sobie rozpiskę co i kiedy jeść- tak ogólnie. I pomaga.

Nie ćwiczyłam, źle jadłam, źle piłam jestem wkurzona i zmęczona.

Jutro będzie lepiej...

:*

18 marca 2016 , Komentarze (16)

Krótko i na zwięzłowato :D, bo mogę paść na pyszczek.

1. Menu:

-6.00 śniadanie -  2 kanapki z szynki plastra połową, chlebkiem wieloziarnistym i papryką czerwoną

-9.00 surówka z miksu gotowego sałat w worku z rukolą a do tego czerwoną papryka. Micha sporych rozmiarów 8)

-12.00   banan

-15.00 kanapka ( jak na sniadanie)

-17.00 pierożki takie domowej roboty leciutkie z serem ( 6 maluszków :p )

-20.00 kanapka j.w

Godziny dziś szalone :D

A trening tylko lekki kardio w ramach odpoczynku:

1. Rower stacj. 15 min.

2. stepper 10 min.

I (fala) piłam piłam i piłam, aż wypiłam 5 szkl.

Rozpisałam sobie wczoraj też posiłki tak przykładowo, żeby nie jesc ciągle kanapek i nie jeść ciągle tego samego, bo do tego mam tendencję. Co ciekawe czuję się znacznie lepiej :)

17 marca 2016 , Komentarze (15)

Powiedzmy, że dzień zaliczę do udanych. Pomijając fakt, że jestem napęczniała jak bombka choinkowa, bo mam okres, to zachowywałam się jak grzeczna dziewczynka na diecie ]:> a wiadomo, że grzeczna dziewczynka, grzeczna jest zwykle tylko w nazwie ]:> Słucham teraz tego przy czym ćwiczę " Can't Stop Playing"  (muzyka) bo ja zamiast spac to " Can't stop talking" (smiech). A jak było dziś? Dziś:

1. Kali jeść- Kali zjeść:

 - 6.00 serek wiejski z odrobina dżemu jagodowego

-  9.00 kanapka z chlebkiem wieloziarnistym, masłem ku poślizgowi i plastrem schabku prosiaczego :PP

- 12.00 jabłko z biedronki hahahahaa:D ( zawsze mnie śmieszy to zestawienie słów )

- 15.00 kanapka j.w

- 17.00 kurczak pieczony (pierś i trochę z nóżki) z warzywami ( sałata, ogórek, papryka, czerwona kapustka- czyli surówka rodem z bałaganu jaki miewam w głowie (pomysl) ) dość spora porcja na oko, bo się najadłam jak bąk (slina)

2. Kali zgrzeszyć ]:> i zagryźć dzień ciasteczkiem sezamowo słonecznikowym (składa się z sezamu, słonecznika i miodu i można zakupić w mojej ukochanej piekarni ) w ilości sztuk dwie (ciasteczka)

2. Kali pić- Kali pić jak idiota, bo wypić niezliczona ilość kaw i tylko jedna szklankę wody(kujon)

3. Kali trenować :D o księżycu, bo Kali późno wrócić z pracy(noc). Kali:

- popirzać na rowerku w pokoju przy gazetce o fitnessie aż całe 15 min. omal się przy tym z wiadomych powodów nie wykrwawić tudzież nie zejść na zawał nagły ;)

- Kali poczłapać na stepperze pół połowy tego co zwykle sapiąc przy tym niemiłosiernie(strach)

- Kali uwalić się po tej mordędze na podłodze  i zrobić serie zwykłych brzyszków, bo po A6W mógłby Kali trafić do Aniołków (swiety)

- i na tym Kali zakończyć, żeby się już nie kompromitować bardziej (ninja)

Tak oto wyglądał dzień mój. Jedzenie do du..i wszystko inne również, ale zawsze mogłoby być gorzej :D

P.S o pazurkach pamiętam i pokażę (cwaniak)

                                   

16 marca 2016 , Komentarze (25)

Skasowałam wszystko co napisałam... Ale w skrócie. Co jest ważne?

1. Konsekwencja- konsekwentnie jadłam co 3 godz., konsekwentnie trenowałam ( choć myślałam, że dziś odpuszczę, bo późno wróciłam ]:> ) konsekwentnie nabąblowałam się wody ( o 1 szkl. mniej niż powinnam, ale jednak )

2. Upór- wytrwałam, bo uparłam się, że nie zjem nic słodkiego ( a okazje były dwie) uparcie trenowałam nie ominąwszy żadnej serii, a było już późno i takie pomysły przychodziły mi do głowy :D

3. Porządek- to przede mną. Uważam, że porządek w głowie, na talerzu i wokół mnie ( z tym ostatnim akurat nie mam problemu :Djam żona zaradna wielce (smiech) ) jest dla mnie gwarancją sukcesu.

Menu ( do linczu, wiem :D):

1. 6.00 2 kanapki z wieloziarnistym pieczywem ( bo takie tylko jadam) masełkiem dla poślizgu (smiech) więc odrobinka i 2 plastrami schabu i papryką czerwoną

2. 9.00 kanapka j.w

3. 12.00 banan

4. 15.00 kanapka j.w ( ciąglem w pracy była :D)

5. 18.00 gruszka i dwie kanapki z dodatkiem ogórka korniszona .

Trening:

1. 30 min. rower stacj.

2. 10 min. stepper

3. brzuszki zwykłe

4. seria brzuszków z A6W ( ale nie robie całości, kiedyś doszłam o 18 powtórzeń i myślałam że zejdę, choć efekty widoczne) teraz sobie robie wszystkie ćwiczenia po 6 powtórzeń i jedną serię. A potem będę dokładać po 2 powtórzenia. Całości raczej nie będę robic, bo poza bólem pleców można zemrzeć z nudów ) :D

5. hantle ( póki co po 2 kg na rękę ) i 3 serie po 15 powtórzeń w serii zwyczajnie do siebie, tyle samo na ujędrnienie biustu tyle samo każdą łapką w górę ( po 3 serie na łapkę ) i tyle samo na tzw. pelikana.

I jeszcze dołoże trucht o jutra i dorzucę pewnie schodek a'la step i na łydki, bo to proste, a chce mieć ładne :)

-Motywacja?

- Obecna :D

14 marca 2016 , Komentarze (30)

... do skutku. Bo przychodzi taki dzień, że czujemy, że uda nam się wszystko. I ja mam dziś właśnie taki dzień. Odchudzanie, a raczej zmiana nawyków po przerwie jest trudniejsza niż mogłoby się wydawać. To jak z rzucaniem palenia. Mówią, że kiedy rzuca się, a potem wraca do palenia, to pali się więcej niż przed i kolejny raz jest rzucić o wiele trudniej. To prawda. A jak jest z rzucaniem jedzenia? Dokładnie tak samo. Schudnąć, zmienić nawyki- to mieć na tyle dużo silnej woli i mądrego podejścia do życia, do siebie, swojego ciała i swoich prawdziwych potrzeb, żeby trwać w postanowieniach i żeby postanowienia stały się nie czymś co musimy, ale czymś, co chcemy. I choć próbowałam już kilka razy, to tak naprawdę od ponad pół roku kręcę się w kółko. Tyje i chudnę na zmianę. Po kilka kilogramów, ale to nie jest dobre. A prawda jest taka, że drugi raz jest o niebo trudniej, ale to możliwe. Tak jak rzucanie palenia. Robiłam to dwa razy. Za drugim się udało i jestem pewna, że już nigdy nie zapalę. I to nie rak mnie przeraził. Myślę, że większy sukces osiągnięto by, gdyby na paczkach fajek pokazać zdjęcia pomarszczonych kobiet z poczerniała osmalona skórą i żółtymi paznokciami. Ale ja nie o tym... Napisałam, że kręciłam się w kółko. Tak. I zis dnia też do najfantastyczniejszych zaliczyć nie mogę. Ale... No właśnie. Ale wydarzyły się 2 rzeczy, które uzmysłowiły mi, e każdy czas jest dobry. Nie ważne, że z dietą nie było najcudowniej, ale nie zjadłam aż tyle, żeby z tego powodu rozpaczać. Nie zjadłam pewnie nawet tylu kalorii ile powinnam. Nie będę już nic odkładać. Dlatego nie pomyślałam już, że od jutra, bo dziś z dieta nie bardzo. Od dziś, od wtedy...I już. To jak by otworzyło mi się coś w głowie, a coś innego zamknęło. Może przesadzam, ale tak to czuję. Coś co pozwala mi być pewną, że wszystko się zmieni i, ze da mi to ogromną satysfakcję. A druga rzecz- zwyczajna historia kogoś, kto schudł. Usłyszałam, obejrzałam zdjęcia i znów uwierzyłam, że to możliwe, że i ja tak chcę. Bo można... :)