"Aby zerwać z nawykiem, wyrób sobie inny, który go wymaże." - Mark Twain
"Zasiejesz myśl, zbierzesz działanie. Działanie zaowocuje nawykiem,
a ten da plon w postaci charakteru. Charakter jest ziarnem,
z którego wykiełkuje twoje przeznaczenie." - William Makepeace Thackeray
Oczywiście, jak tylko zaplanowałam sobie pisanie wcześniej, to musiało coś pójść nie tak... Tym razem była to tylko częściowo moja wina. Około południa, gdy postanowiłam zasiąść przed laptopem, moje kochane urządzenie oświadczyło, że może trza uaktualnić swój system do Windowsa 10 (choć czekałam na to już od końca lipca...). Pomyślałam, a co tam, zrobię sobie w tym czasie kawę. Powiem wam jedno. Robienie kawy nie trwa trzech godzin, a zmiana systemu operacyjnego to i owszem. A że pisanie dłuższych tekstów na tablecie wkurza mnie, to wyszło, jak wyszło. Po południu dopadła mnie senność i zamknęłam oczy na pięć minut... Obudziłam się po trzech godzinach. W sumie tyle tylko poszło dzisiaj źle, a zawsze mogło być gorzej. W sumie, jako urodzona pesymistka, to spodziewałam się czegoś więcej... Może brak dostępu do internetu, awaria wodociągu albo brak prądu. Choć może lepiej nie wywoływać wilka z lasu...
W każdym razie jest kilka rzeczy, o których chciałam napisać wczoraj. Po pierwsze, to gdy byłam na zakupach, kasjerka zdziwiła się, że kupiłam tyle pomidorów (na moją obronę, to robiłam zapasy krojonych pomidorów w puszce i przecieru pomidorowego, które powędrowały do skrytki lokatorskiej...). Odpowiedziałam jej, że jestem na diecie i w jadłospisie mam codziennie pomidory. Wtedy spojrzała na mnie i powiedziała: "Dieta? Ale chyba nie odchudzająca?". Bez wstydu powiem, że byłam przeszczęśliwa. Jeśli ktoś obcy uważa, że wygląda się dobrze, to jest to niesamowicie budujące.
Poza tym w końcu wymieniłam w końcu baterie w moim krokomierzu. Kto by pomyślał, że wypad do sklepu zaowocuje ponad siedmioma tysiącami kroków... Teraz nie muszę już bawić się w programie na telefonie, które mierzą dystans, a później dzielić tego przez długość mojego kroku. Obecnie w ramach mojego wyzwania zrobiłam 41231 kroków w dziesięć dni. Wiem, że nie jest to specjalnie dużo, ale wciąż się staram. Przeskoczyłam już na miejsce jedenaste z dwudziestu siedmiu.
Komentarze do wczorajszego wpisu dały mi dzisiaj niezłego kopa i w końcu zajrzałam do Klubu Fitness Online. Mam teraz plan treningowy i dzisiaj zaczęłam ćwiczyć. Na początek miałam trening Pilates I, który trwał szesnaście minut. Może nie jest to nic imponującego, ale jestem z siebie dumna, że zaczęłam coś robić. Kolejny trening (Stretching I, dwadzieścia dwie minuty) mam wykonać do środy i pomyślałam, że nie będzie problemem wprowadzić takie szybkie i przyjemne ćwiczenia, jako nie do końca nowy, ale odświeżony sprzed lat nawyk. Dlatego ogłaszam wszem i wobec, że będę ćwiczyła codziennie. Czuję jakby ciężar spadł mi z barków, ponieważ jak mam gdzieś zapisany albo ustalony przez kogoś plan, to nie mam takich trudności z jego przestrzeganiem.
Co do diety, to miałam bardzo smaczny dzień. Najbardziej zaskakującą potrawą była przekąska: surówka brzoskwiniowo-paprykowa. Do wymienionych w nazwie składników dodałam sok z cytryny, miód, oliwę z oliwek oraz pieprz. Po przeczytaniu przepisu miałam spore wątpliwości, ale okazało się, że to jest po prostu pyszne. Zaczynam patrzeć na paprykę w zupełnie innym świetle. Kiedyś było to dla mnie po prostu warzywo, ale teraz dostrzegam, że jej soczystość i słodkość idealnie kombinuje się z owocami. Ciekawa jestem iloma jeszcze przepisami zaskoczy mnie Vitalia...
Jutro jest mój dzień ważenia i jeśli powiedziałabym, że nie jestem niespokojna, to skłamałabym. Ciekawość walczy u mnie z obawą. Z jednej strony widzę w lustrz efekty (tak przynajmniej wydaj mi się; rozsądzi to miar jutro), ale z drugiej, to jem więcej i pełniej niż na jakiejkolwiek innej diecie. Rano okaże się, czy będzie to dzień świętowania, czy może przelewania żalu do wpisu w pamiętniku...
A teraz z innej beczki. Ostatnio mam fazę na filmy związane z podróżami kosmicznymi. Oglądałam Interstellar i Grawitację. Oba zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ten pierwszy trzymał mnie w napięciu prawie do samego końca i problemy, które co krok spotykały głównego bohatera na prawdę poruszały emocjonalnie. Jeszcze przez kilka dni myślałam o tym filmie. Ten drugi film najlepiej podsumowuje zdanie: ""Grawitacja" sprawdza się zarówno jako rozsadzające gałki oczne widowisko za
wywrotkę dolarów, jak i kameralny dramat rozpisany na aktorską parę George Clooney - Sandra Bullock." napisane przez Michała Walkiewicza w recenzji tego filmu pod tytułem Dryfując w pustkę na portalu Filmweb. Przez cały film miałam wrażenie, że jestem tam z bohaterką i był to jeden z niewielu filmów o kosmosie, przy którym nie miałam wrażenia, że jest to sci-fi.
Myślże tyle wystarczy na dzisiaj. Pozdrawiam i dobranoc!