Mój mąż, który jest prawie 2000 km ode mnie, kazał mi leżeć i płaszczyć tyłek całą niedzielę, co by noga odpoczęła i kolano się zregenerowało. A ja, jako ta posłuszna żona, karnie wypełniłam zadanie 😂. A szczerze, to faktycznie chciałam coś tam na brzuch zrobić, ale mąż dzwonił co chwilę na Whatsappa i sprawdzał czy aby nie przyszedł mi jakiś głupi pomysł do głowy 😁. W życiu nie miałam tak mało kroków. Dobrze, że przynajmniej nie zjadłam za dużo z nudów.
Zjedzone 1665 kcal
Kroki 3448 I brak ćwiczeń 😱
Noga, ręka i twarz obdarte, ale wszystko ładnie się goi i zniknął obrzęk.
Mogłam spokojnie dziś zanotować spadek -0,9 kg. W sumie w niecały tydzień. Jest jeden plus tego mojego zalegania na kanapie. Obejrzałam fajny film na Canal Dokument, "Czego nam nie mówią o dietach". Nie myślałam, że czegoś nowego się dowiem, ale chciałam pobudzić swoją motywację. A tu jednak parę informacji wpadło i zobaczyłam pewne działania w innym świetle. Początek filmu jest trochę denerwujący bo skupia się na amerykańskich etykietkach na żywności. U nas w Unii Europejskiej, jednak te przepisy są zdecydowanie lepsze. Dalsza część filmu jest już bardziej uniwersalna. Jeżeli ktoś chce poszerzyć swoją wiedzę, polecam. Jedną z najważniejszych informacji, jaką mój mózg zanotował, to że kobieta średniej budowy, na jeden posiłek wchłania około 300 kcal. Wszystko co jest ponad, zostaje odłożone. Organizm nie jest w stanie jednorazowo więcej przerobić. Dlatego niektórzy, pomimo dobrej dobowej kaloryczności, nie chudną. Wszyscy mówią żeby jeść mało i często ale nigdzie nie znalazłam przekonujących argumentów na to. Teraz rozumiem sens. A Was by to przekonało? 🤔 Skusi się ktoś na oglądanie? 📺