Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od kilkunastu lat mieszkam w Szkocji. Od samego początku pobytu tutaj zaczęłam tyć aż doszłam do 116kg. Tu to chyba nawet powietrze tuczy. Chciałabym wreszcie schudnąć, żeby móc bardziej cieszyć się życiem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18364
Komentarzy: 1034
Założony: 6 marca 2016
Ostatni wpis: 13 marca 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Szkotka116

kobieta, 49 lat,

169 cm, 101.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Jak na razie weekend całkiem przyjemny.
Zanotowałam niewielki spadek wagi - 0,4kg. Wynik na kolana nie rzuca, ale zawsze to minus, a nie plus.
Wczoraj Szczęście kładło resztę płytek na ścieżce, a ja w końcu zabrałam się za plewienie w ogrodzie. Dwa wory niechcianych roślin i chwastów! Pod wieczór zaczęło padać, więc przerwałyśmy pracę i pojechałyśmy po restauracji nad jeziorem na obiad. Posiłek był pyszny, więc nie żałuję że zaszalałam.
Dzisiaj obudził nas blask słońca i piękne błękitne niebo. Od razu chciało się żyć. Skoczyłyśmy do sklepu, a później znowu ogród - Szczęście wykańczało patio i ścieżkę, a ja znowu plewienie, koszenie trawy, no i gotowanie. Komuś może się to wydawać monotonne, ale mnie to uspokaja i sprawia satysfakcję, kiedy widzę jak nasz ogród pięknieje z dnia na dzień.
Jutro mnie czeka koszenie i plewienie od frontu :D.
No i znowu gruntowne sprzątanie domu zostanie mi na niedzielę. Zazwyczaj robimy to razem w piątek po pracy lub w sobotę rano, ale teraz musimy "łapać pogodę" z powodu prac ogrodowych i wszystko stoi na głowie. Mam nadzieję, że od przyszłego weekendu wszystko wróci do normy.
Kiedyś jedna z Was pisała o zapiekance gołąbkowej i postanowiłam ją dzisiaj wypróbować. Super sprawa. Smakuje jak gołąbki, a o wiele mniej pracy, można zużyć całą kapustę i zamiast sosu polałam wszystko passatą pomidorową, więc zaoszczędziłam na kaloriach ;)
Mam nadzieję, że jutro też będzie tak ładnie i przyjemnie, czego i Wam życzę. Miłego weekendu. Magda.
Spacery 34/54
Rowerek 25/54

3 sierpnia 2016 , Komentarze (6)

a ja się cieszę, 

W zeszłym tygodniu Szczęście z naszym przyjacielem usuwali stare kafle z patio i kładli nowe. Ja w tym czasie robiłam za project managera, catering i sprzątaczkę (to wszystko dodatkowo do zwykłej aktywności zawodowej) .
W sobotę i pół niedzieli czyściłyśmy podjazd sąsiadów zgodnie z naszą obietnicą. Resztę niedzieli poświęciłam na doprowadzenie domu ładu. W niedzielnie i poniedziałkowe popołudnia dalej kończyłyśmy kładzenie płyt w ogrodzie. Jeszcze nam kilka płyt zostało, ale od wczoraj pada deszcz. Z jednej strony boimy się, żeby nam piasku spod płyt nie wymyło, a z drugiej strony cieszę się, że trochę odpoczynku złapiemy, bo ja już padam na twarz.(pot)
Dietkowo nie najgorzej. Oficjalne ważenie pokazało -0,6kg za zeszły tydzień (obecna waga 108,2kg), a od dwóch dni nieśmiało mruga mi siódemeczka.:)
Dzisiaj w pracy mieliśmy niespodziankę.Od samego rana nie działało łącze internetowe i nie można było pracować. Serwery firmy są w Niemczech, więc bez internetu nie można nawet otworzyć Excela ani zalogować się do systemu. Więc wzięłyśmy się za porządkowanie biura (przy okazji naprawiając zatkany odkurzacz). Niby cały budynek sprząta specjalna firma, ale jak sobie kurzu w biurek nie wytrzemy, to są zakurzone. W końcu po 13:00 jeden z dyrektorów stwierdził, że nie warto dalej czekać i pozwolił nam wcześniej  wyjść do domu. Ja i tak musiałam czekać, aż Szczęście skończy pracę o 15:15, ale za to udało mi się zrobić zakupy, które planowałam na piątek, więc wtedy wrócę wcześniej do domu ;-)). Tylko jutro w pracy trzeba się będzie sprężać, bo nadal mam miesiąc nie zamknięty.
A za tydzień przyjeżdża znowu moja mamusia.....:DJuż się nie mogę doczekać.
Spacery 32/51
Rowerek 24/51
Miłego wieczorka. Magda

27 lipca 2016 , Komentarze (8)

Spacery 27/44
Rowerek 20/44

Jak w temacie - waga zaczyna nieśmiało schodzić w dół. Nareszcie!!!! :)
Należę do tej grupy, która waży się codziennie. Nie mam takich dobowych wahań, jak niektóre z was, więc nie działa to na mnie demotywująco, a raczej ostrzegawczo.
Jestem z siebie dumna, bo w pracy leżą słodycze, a ja ich nie tknęłam w tym tygodniu. W zeszłym złamałam się prawie każdego dnia. Wiem, że dziewczyny starają się być koleżeńskie i dlatego przynoszą te wszystkie rzeczy (sama też tak zrobiłam po Wielkanocy), ale to masakrycznie wpływa na moją silną wolę.
Wymyśliłam nowy sposób żeby się bardziej zmotywować do reżimu dietowo-ćwiczeniowego. Za każdy dzień z idealną dietą i minimum dwoma aktywnościami (spacer, rowerek, fitness etc) dam sobie jednego funta. To niedużo, szczególnie, że to ja zarządzam naszym całym budżetem, ale to będą takie zaskórniaki całkowicie guilt-free. Żeby szczęście nie było poszkodowane, też będzie mogła zarobić swojego funcika. Ona nie ma problemów wagowych, ale zdarza jej się ostro przeklinać, czego ja nie trawię. Więc za każdy dzień bez przekleństwa dostanie
funta. Zobaczymy, czy ten eksperyment zadziała na którąś z nas.
Miłego wieczorka. Magda

23 lipca 2016 , Komentarze (6)

Spacery 23/40
Rowerek 17/40
Ależ mnie wszystko boli. Już tydzień temu zaczęłam czyścić podjazd (jest zrobiony z kostki i jest całkiem spory). Szorowałam go najpierw szczotą metalową. Dzisiaj za to wymyłam go Karcherem. No i moje tłuste nóżki i plecki porządnie to odczuły. Jeszcze jutro mnie czeka spryskanie go środkiem chwastobójczym i wysypanie ubytków świeżym piaskiem.
Rozwijam się... ;-)) nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam. Różnica w wyglądzie jest bardzo widoczna. Sąsiadom się spodobało, bo sąsiadka przyszła pochwalić i zapytać się, gdzie wypożyczyłyśmy Karchera. Wytłumaczyłam, że to nasz i zaproponowałam jej, że im pożyczymy. Ale w tej samej minucie wpadłam na inny pomysł. Powiedziałam jej, że my jej ten podjazd wyczyścimy, a oni w zamian za to będą podlewać nasze rośliny (w domu i w ogrodzie), jak my pojedziemy na urlop. Sąsiadka wyraźnie się ucieszyła, mnie też spadł kamień z serca. Po całym tygodniu siedzenia w biurze ruch dobrze mi zrobi, no i zrobimy dobry uczynek - sąsiedzi mają już pod 70-tkę, więc dla nich taki wysiłek fizyczny byłby dużym wyzwaniem. Za to my nie będziemy musiały prosić naszych przyjaciół, żeby jechali specjalnie 30 mil tylko po to, żeby nam podlać kwiaty.
Tym bardziej, że już raz sąsiedzi już raz nam bardzo pomogli. Wyobraźcie sobie, że w zeszłym roku dokładnie 26/12 o 4:00 rano (w dniu wyjazdu na urlop do Meksyku) wysiadł nam piec centralnego ogrzewania.Miałyśmy tylko godzinę do wyjścia z domu. Niewiele myśląc napisałam list z prośbą o pomoc do sąsiadów i wrzuciłam im razem z kluczem przez otwór na listy. Po wylądowaniu w Meksyku dostałyśmy wiadomość, że się wszystkim zajmą, a po następnych kilku dniach (wiadomo, święta), że awaria została naprawiona. Nie wiem, co byśmy zrobiły, gdyby nie oni. Wszyscy nasi polscy znajomi mieszkają kawałek od naszego nowego domu i nie jestem pewna, czy ktokolwiek z nich dogadałby się ze szkockim fachowcem.
Wagowo bez zmian. Zastopowało mnie. Mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie lepszy. Zamierzam się spiąć, żeby jednak spełnić swoje postanowienie wakacyjne.
Miłego weekendu. Magda

19 lipca 2016 , Komentarze (2)

Spacery 20/36

Rowerek 16/36
Wreszcie mam chwilę dla siebie. Dietowo poległam. Nie miałam siły i czasu patrzeć na innych jedzących tradycyjne polskie obiady i przygotowywać sobie wszystko osobno z Vitalii. Tyle, że starałam  się ograniczać ilościowo.Od wczoraj wracam na dobrą drogę.
Dziękuję za wszystkie sugestie odnośnie rocznicy rodziców. W końcu wzięłyśmy ich do restauracji, dostali też kartkę z życzeniami i drobne upominki.
Praktycznie przez cały ich pobyt pogoda była pod psem, tylko dwa dni były całkiem ładne. W jeden z nich mieliśmy grilla z przyjaciółmi, a w drugi w końcu pojechaliśmy na wycieczkę. Poniżej kila fotek.

To Kalzie Garden, gdzie byliśmy w ostatnią sobotę.Rodzice wyjechali w niedzielę rano, a my od wczoraj mamy upały, tzn. powyżej 24 stopni ;-)).
W zeszłym tygodniu miałam wolne i cały czas, kiedy tylko nie padało spędzam w ogrodzie. Oto rezultat:

To żółte coś zakwitło z olbrzymich łodyg, które wyrosły z pozostałości po poprzednich właścicielach. Nie powala na kolana, chyba się tego pozbędę na jesieni. Pięknego liliowego hiacynta dostałyśmy od rodziców, piwonie zakwitły z sadzonek od siostry, a dalie kupiłyśmy sobie same.
A zdjęcie różyczki specjalnie dla Krysi Mefisto. W rzeczywistości jest o wiele piękniejsza - na soczysty łososiowy kolor.
Pozdrawiam z nareszcie słonecznej Szkocji.
Magda

6 lipca 2016 , Komentarze (7)

Spacery 15/23

Rowerek 14/23

Nie ma sie czym chwalic. Po przytyciu 1 kg w zeszlym tygoniu nie moge wyjsc na prosta. Tylko i wylacznie ze swojej winy. W pracy jeszcze sie w miare trzymam dietowo, ale w domu porazka kompletna. Wciagam wszystko w zasiegu wzroku. No i zalapalam lenia na calego. Po "odrobieniu prac domowych" nic mi sie nie chce.

Pogoda caly czas pod psem. Od 3 tygodni nie bylo dnia, zeby nie padalo i regularnie musze wlaczac centralne ogrzewanie.

Kiedy czytalam pamietniki niektorych w Was, dziwilam sie, ze brakuje Wam do jakiegos celu 0.5-1kg i nie dajecie rady go przeskoczyc.Teraz to bardzo dobrze rozumiem - 2 tygonie temu brakowalo mi 0.8kg to pierwszego etapu chudniecia. Tylko tyle i az tyle....... Teraz to juz 1.8kg. Alez jestem glupia!!!! Niech mnie ktos kopnie poteznie, bo inaczej sie z tego marazmu nie wygrzebie.

Z innej beczki. Za tydzien moi rodzice beda mieli 42-ga rocznice slubu. Zazwyczaj kupowalysmy im cos praktycznego do domu lub dokladalysmy sie do remontu itp. W tym roku zupelnie nie mam koncepcji. W domu raczej nic im nie trzeba, remont planuja na przyszly rok dopiero (jedziemy im pomoc w nim), obecnie sa u nas, wiec nie moge kupic nic duzego lub ciezkiego, bo nie zmiesci sie do walizki. Zaproszenie do knajpy odpada, bo dla mojego ojca to bardziej stres niz przyjemnosc, a poza tym zrobimy male przyjecie z naszymi znajomymi dzien pozniej. Moze jekies sugestie?

Zycze wszystkim milego dnia.

27 czerwca 2016 , Komentarze (4)

Spacerów dzien 13/15

Rowerek dzien 12/15

No i weekend jak zwykle minal za szybko. A ja sobie pozwolilam na duzo za duzo. Z powodu przyjazdu rodzicow zapelnilam cala lodowke (i nie tylko), no i nie bylabym soba, gdybym tez wszystkiego z nimi nie jadla. Pogoda raczej nie zachecala do jakis wycieczek, a siedzenie w domu przed telewizorem tylko zwiekszalo nasza aktywnosc konsumpcyjna.

Dzisiaj wracam na dobra droge. Z tego, co zauwazylam w pracujace dni o wiele latwiej jest mi trzymac diete i wykonytac cwiczenia, mimo ze to w weekend mam wiecej czasu, wiec powinnam go miec tez wiecej na przgotowywanie dietetycznych dan i na cwiczenia. No chyba taka przewrotnosc mojej podswiadomosci, ze w wolne czuje sie "spuszczona ze smyczy".

Ostatni weekend byl tez dla mnie stresujacy z powodu wynikow brytyjskiego referendum. Mysle, ze tutaj tak naprawde nikt nie wierzyl, ze stronnicy opuszczenia UE moga wygrac, wiec wyniki byly dla nas kompletnym szokiem. Problemem dla mnie nie jest fakt mojej narodowosci (mam tez obywatelsto brytyjskie), ale przyszla sytuacja gospodarcza w tym kraju. Obecnie od kilku lat pracuje w brytyjskim oddziale duzego niemieckiego koncernu. Obawaiam sie, ze Niemcy zlikwiduja nasz oddzial jak tylko podzial UE stanie sie faktem. Inne firmy tez pewnie beda ciely zatrudnienie, wiec moze sie powtorzyc sytucaja z czasow krachu bankowego. A nasze zycie jest teraz tutaj i nie chce mi sie zaczynac wszystkie od poczatku gdzie indziej. To, co bylo przygoda, gdy mialam 30 lat, teraz jest raczej ogromnym wyzwaniem. Tym berdziej, ze czujemy sie w Szkocji bardzo dobrze i  zawsze chcialysmy tu juz zostac na stale.

Trzeba bedzie zastosowac motto AA, ktore zawsze uwazalam za bardzo madre:

Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

23 czerwca 2016 , Komentarze (3)

Spacerów dzień 10/11

Rowerka dzień 10/11

Będę sobie wpisywała w pamiętniku ile dni ćwiczyłam, żeby się mobilizować. Trudniej się coś zarzucić, jeśli wiesz, że ktoś się o tym dowie. ;)

U nas dzisiaj znowu 20 stopni i nieśmiałe słoneczko. Hurra! Jak człowiek nie na zagwarantowanej pogody w lato, to po kilku lata uczy się cieszyć z pojedynczych dni.

Wczoraj mignęło mi na wadze 107,9kg, ale szybko uciekło...... może wróci do jutra rana? (mysli) Bo jutro oficjalne ważenie......

Za dwa dni przyjeżdżają moi rodzice. Już się nie mogę doczekać mamy. Tak fajnie nam się razem siedzi lub jeździ. W tym roku jestem prawdziwą szczęściarą, bo mama przyjeżdża do nas co kilka tygodni i zostaje zazwyczaj 4-6 tygodni. Wcześniej musiałam się "dzielić" z młodszą siostrą, która mieszkała to tu to tam (w ciągu 9 lat zaliczyła Szkocję, Niemcy i Anglię ze względu na pracę męża). W tym roku wyjechali do USA i już chyba zostaną tam na stałe (szwagier jest Amerykaninem). W przyszłym roku nie będzie już tak różowo, bo rodzice pewnie pojadą ich odwiedzić i planują pobyć tam nawet do 3 miesięcy. No, ale tym się będę martwiła za rok, na razie wykorzystuję sytuację na maksa. :D

Dietę wczoraj lekko zarzuciłam, bo zobaczyłam w sklepie piękną polędwicę wołową i strasznie zachciało mi się tatara, więc zrobiłyśmy sobie po małej porcyjce - to pewnie dlatego ta 7 tak szybko ciekła ze szklanej.

No, ale nie można dać się zwariować. W końcu to ma być zmiana stylu życia, a jeśli człowiek sobie wszystkiego odmawia, to w końcu kiedyś pęknie i popłynie na całego.
To tyle ciekawostek na dzisiaj. Do zobaczenia.

21 czerwca 2016 , Komentarze (6)

Ostatnia sobota to był chyba wypadek przy pracy. Od niedzieli temperatura wróciła do przedziału 10-16 stopni, a słońce wygląda może na kilka minut dziennie.

Ale w sumie dzięki temu nie mogę narzekać, że jest mi zbyt gorąco lub zbyt duszno podczas aktywności fizycznej :).

A więc nie poddaję się i nadal spaceruję z moją Zołzą, plus rowerek w domu. Od początku zeszłego tygodnia odpuściłam tylko jeden dzień. Dietowo nie najgorzej, chociaż kilka razy delikatnie "popłynęłam". No, ale waga jak na razie w tym tygodniu mnie nie rozpieszcza. Nic to, zacisnę zęby i poczekam do piątku... albo do następnego piątku jeśli będzie trzeba...

Czyli "byle do piątku"....

I tym "pozytywnym"  przesłaniem kończę na dzisiaj.

18 czerwca 2016 , Komentarze (8)

Ktoś mnie tam u góry chyba lubi w tym tygodniu. Najpierw super spadek w kg, a teraz zgadnijcie ile dzisiaj było stopni? 21 w cieniu i słońce z okresowymi zachmurzeniami :D.
Rano najpierw szybkie zakupy (miały być tylko spożywcze, ale znowu nie wytrzymałyśmy i kupiłyśmy nowe rośliny do ogrodu), a później prace ogrodowe. Szczęście montuje światło na zewnątrz, a ja plewiłam i wsadzałam nowe roślinki. Wogóle ciekawie mamy z tym ogrodem. Dom kupiłyśmy pod koniec października zeszłego roku, więc ogród stanowiła po prostu trawa i jakieś suche badylki. Suche badylki wycięłyśmy, resztę zostawiłyśmy w ziemi, no i teraz wyrastają tam różne ciekawe rzeczy. Co tydzień nowa niespodzianka(kwiatek). Podoba mi się to.
Poniżej możecie zobaczyć kilka zdjęć tylnego ogrodu.

Te żółte cudowności, to właśnie jedna z niespodzianek. Nie wiem, co to jest. Chyba jakiś gatunek lilii. Teraz czekam, żeby zobaczyć co się wylęgnie z tych wielgaśnych liści, które widać po prawej stronie.
Dzisiaj zaliczyłam spacerek z moją Zołzą (drugie imię Azy, kiedy mnie zirytuje). Jeszcze rowerek mnie czeka. Dietowo trochę do góry nogami, bo dopiero za chwilę będziemy jadły obiad. Wcześniej przekąsiłyśmy tylko lekki lunch, ponieważ od pracy fizycznej i ciepła nie za bardzo chciało nam się cokolwiek jeść.
Życzę wszystkim (i sobie też) słonecznego weekendu.