Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem mama cudownej dziewczynki i zona wspanialego faceta. To dla nich chce byc zdrowa i silna ale przede wszystkim chce byc dumna z siebie. Wszystko co chcialam w zyciu juz osiagnelam, mam rodzine na medal i super prace. Czas by zrealizowac kolejny cel (- 55 kg). Zrobie to bo mam dla kogo !!!

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6319
Komentarzy: 379
Założony: 3 stycznia 2017
Ostatni wpis: 9 lutego 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Natee86

kobieta, 38 lat,

166 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 stycznia 2017 , Komentarze (24)

Dzień mi minął na sprzątaniu i walce samej z sobą. Strasznie chce mi się zgrzeszyć i zjeść coś słodkiego. Dobrnęłam do końca dnia bez zboczenia z obranej przeze mnie dietowej drogi, ale dosłownie uciekałam z domu. Na spacerze z córką byłam 3 razy, a jak mąż wrócił z pracy to wsiadłam w samochód i pojechałam po prezent dla teściowej na urodziny - chociaż ta wiedźma będzie miała swój jubileusz dopiero za kilka tygodni. Najgorszy moment przyszedł kiedy już położyłam córeczkę spać. To jest ta chwila (dom posprzątany, dziecko śpi, poprasowane, wyprane, zakupy zrobione, plan wykonany w 100%) na objadanie się frykasami przed telewizorem. Jak tylko o tym pomyślałam to nawet nie spojrzałam w stronę pilota i uciekłam do łazienki. Zrobiłam sobie kąpiel tak jak wczoraj i poczytalam książkę. Jak już się wymoczyłam to już mi się troszkę odechciało tego objadania frykaskami. Jakoś sobie trzeba radzić, hehe. 

Chciałam jeszcze zwrócić uwage na inny fakt. Nie wiem czy to zasługa diety i ćwiczeń czy może wieku mojego dziecko ale znajduję coraz więcej czasu dla siebie. W dodatku coś mi się chce, gdzieś chce wyjść, coś zobaczyć, przeczytać, chcę żyć pełną piersią. Pamiętam kiedy córcia się urodziła to cały mój świat zawładnęła właśnie ona, ta malutka istotka. Muszę jednak podkreślić, że bardzo chciałam udowodnić wszystkim wokół i sobie, że nic się nie zmieniło. TO PRZECIEŻ DZIECKO A NIE KULA U NOGI, BĘDĘ ŻYŁA NORMALNIE, DAM SOBIE RADE ZE WSZYSTKIM, WAKACJE Z DZIECKIEM ? - PRZECIEŻ TO NIC TAKIEGO. Oj jakie to było głupie z mojej strony. Dziecko zmienia wszystko. Pamiętam ile książek pochłaniałam zanim Mała przyszła na świat, przynajmniej raz w miesiącu byłam w teatrze, w kinie, itd. A teraz prawie 3 lata później na palcach jednej ręki (no może dwóch rąk) mogę policzyć ile książek przeczytałam. Co do teatru to nie byłam od 3 lat. Pamiętam te wszystkie wyjazdy i pakowanie się, samochód choć pojemny ledwo to mieścił, a na lotnisku zawsze musiałam płacić za dodatkową walizkę. Oj głupia JA... Pamiętam, że jeśli nawet znalazłam chwilkę dla siebie to byłam tak zmęczona, że zasypiałam na siedząco. Teraz córcia jest już bardzo samodzielna, potrafi sama się pobawić, rysuje, śpiewa. Mogę zająć się sobą. Wraca do mnie życie. Do tego od 3 tygodni mam nowy cel. Chcę stworzyć nową siebie i już nigdy nie zapomieć, że ja też jestem ważna ;)

A tak z innej beczki jestem odrobinkę podekscytowana bo jutro pomiary. Sama jestem ciekawa jak poszło mi przez ten tydzień. A Wy już po pomiarach czy dopiero przed ???

26 stycznia 2017 , Komentarze (18)

I tak oto dziś mija 3 tygodnie jak zaczęłam swoją przygodę z Vitalią. Jestem zadowolona ze swoich postępów i mam nadzieję, że zapału starczy mi do końca. 

Dziś w ramach programu - zrób coś dla siebie - postanowiłam sobie zrobić długą kąpiel. Nie oceniajcie proszę. Jako mama małej dziewczynki, nie mam okazji żeby brać długie kąpiele. Owszem mam chwilę na szybki prysznic, ale i tak jak się już ubieram to mała istotka wpada z impetem do łazienki i mówi MAMA A CO ROBIS, A CEMU, CHODŹ POBAW SIĘ ZE MNĄ, itd. Wracając do tematu. Kupiłam sobie świeczki zapachowe, mój ulubiony kokosowo czekoladowy płyn do kąpieli (no właśnie ulubiony, już mam coś ulubionego - kto czytał posty od początku ten wie o co chodzi). Nalałam sobie gorącej wody do wanny i nawet wyciągnęłam z zakamarków łazienkowych szafek poduszkę do wanny, którą zawsze chciałam mieć - niestety nie miałam kiedy jej użyć. Och jak przyjemnie było. Świeczki, fajny i delikatny zapach płynu do kąpieli, maseczka na włosach i twarzy, gorąca woda. Brakowało mi winka, ach... Wiecie co i brakowało mi też czekoladki. Tak własnie było zanim urodziłam córeczkę - kapiele niczym w spa, a do tego smakołyczek i winko. Od początku diety, pierwszy raz miałam taką ochotę na coś słodkiego. Myślę, że jest to też spowodowane tym, że zbliża się dar od matki natury. Dziewczyny jak Wy sobie radzicie właśnie z tymi comiesięcznymi zachciankami ??? Wytrwałam do końca dnia bez czekolady (przecież to,m.in. właśnie przez takie kąpiele, dziś ledwo mój tyłek mieści się w wannie).;)

25 stycznia 2017 , Komentarze (16)

Długo mnie nie było. Już jestem i zaprzyjaźniam się z nowym sprzętem. Przez te ostatnie sześć dni nic specjalnego się nie stało. Walcze z kilogramami i samą sobą. Oj ciężkie są te treningi Ewy. Chyba muszę troszkę zwolnić i robić je co drugi dzień, bo zmęczenie daje o sobie znać. Jestem troszkę ospała i pozbawiona energii. Tyle, że jak podsumuje te ostatnie dni to nie ma co się dziwić. Miałam sporo pracy, więc piekłam na potęgę. W sobotę miałam jeden baby shower i dwóch jubilatów dla których musiałam przygotować słodkości. W niedzielę też pracowałam. Wiecie co ? Ale pod koniec dnia to zmęczenie nie ma już takiego znaczenia. Mam poczucie, że robię wszystko co do mnie należy. Zajmuję się córeńką (moim oczkiem w głowie), zajmuje się moim drugim dzieckiem (tym 32 letnim) i domem. Pracuje, ćwicze, staram się nie zaniedbywać znajomych. Zaczynam czuć się szcześliwa, tak codziennie - nie dlatego, że coś zrobiłam i to dało mi chwilową radość - czuję się fajnie, bo to szczęście zaczyna się zakotwiczać w mojej codzienności. Zauważyłam również, że przestałam zwracać uwagę na to, że jestem na diecie. Stało się to dla mnie rutyną i czymś niezbędnym jak oddychanie. To dobry znak (choć nie chcę zapeszać). Kiedyś jak się odchudzałam również miałam ten moment uświadomienia sobie, że bycie FIT wkradło się w moje życie. Najgorsze jest to, że nie potrafiłam utrzymać tego stanu i tamtej wymarzonej wagi. A jak to jest u Was ? Osiągnęliście kiedyś swoją wymarzoną wagę i zaprzepaściliście swój sukces ? ;)

21 stycznia 2017 , Komentarze (20)

Kochani moi. Nie odzywam się bo wczoraj wieczorkiem zepsuł mi się laptop. Dziś znalazłam godnego następcę. Poniedziałek, wtorek powinien dotrzeć. Z telefonu nie lubię klikać. Powiem tylko, że w piątek robiłam pomiary i 1,5 kg w dół i znów ubyło kilka cm tu i ówdzie. Ewa daje mi kopa. Pozdrawiam Was gorąco !!!

19 stycznia 2017 , Komentarze (25)

Kolejny dzień za mną, zatem kolejny mój mały sukces. Wczoraj obiecałam, że napiszę o wyzwaniu jakie podjęłam. Otóż, moi Kochani. Dziś jest 3 dzień moich ćwiczeń z E. Chodakowską. Podjęłam się KILLERA. Jest strasznie męczący ale po tych 40 minutach ćwiczeń mam ogromną satysfakcję. Zrezygnowałam z ćwiczeń z trenerem, gdyż były one bardzo monotonne (głównie ze względu na brak odpowiedniego sprzętu, mam tylko hantelki i ekspander). Oczywiście były bardzo pomocne, ale idąc za radą jednej z dziewczyn, która czytuje moje wpisy, poszukałam czegoś co mi się spodoba i co polubię. Mam koleżankę, która schudła z Vitalią i Ewą. Ważyła tyle co ja teraz i też zawalczyła o siebie. Wygląda super. Napisałam do niej, które z ćwiczeń Chodakowskiej wykonywała i powiedziała mi, że najpierw SKALPEL I KILLERA (na zmiane), a później TURBO SPALANIE i BIKINI. Nadal ćwiczy. Strasznie jej kibicowałam i nadal kibicuję żeby już zawsze była FIT. Schudła 47 kg, skóra jej nie wisi - to zasługa ćwiczeń. Pisała, że ćwiczenia Ewy są bardzo męczące ale naprawdę przynoszą efekty. Poszłam za jej radą i dziś po raz trzeci zrobiłam KILLERA (SKALPEL wydawał się za łatwy, a KILLER taki w sam raz - naiwna bylam i głupia). KILLER jest mega męczący i nie bez powodu nazywa się jak się nazywa. Pierwszego dnia myślałam, że ducha wyzione. W poniedziałek i wtorek nie dawałam rady, padałam ze zmęczenia po 20 minutach, ale maszerowałam chwilkę i wracałam do ćwiczeń. Dziś zrobiłam całość, może nie w takim tempie jak trenerka, ale i tak jestem dumna. Dziewczyny, która chce do mnie dołączyć ??? Wymieniałybyśmy się wrażeniami i efektami. No dalej !!! Nie dajcie się prosić !!! Ja i KILLER nie jesteśmy jeszcze przyjaciółmi, ale zaczynamy się kolegować ;)

17 stycznia 2017 , Komentarze (13)

Wczoraj malutko napisałam, bo byłam naprawdę zmęczona. Od rana było aktywnie. Rano poćwiczyłam z córeczką, później poszłyśmy na sanki, następnie były zakupy, wypiekanie urodzinowych babeczek niespodzianek dla męża  klientki i jeszcze miałyśmy gości. Punktem dnia był jednak mój wypad do kina (w ramach projektu, W KAŻDYM TYGODNIU ZRÓB COS TYLKO DLA SIEBIE). O mały włos, a poddałabym się i zaostała w domu, bo moje kinowe towarzystwo zawiodło. Jedna zachorowała, drugiej dziecko zachorowało, a trzecia nie miała jak przyjechać skoro ta pierwsza zaniemogła. Postanowiłam pojechać sama, a co mi tam. Wsiadłam w samochód i pojechałam. Po drodze, pod nosem zwyzywałam kierwoców i uznałam, że tu naprawdę za łatwo dostaje się prawo jazdy. Jednak nic nie było w stanie zepsuć mojego dobrego humoru. Dojechałam troszkę za wcześnie, więc postanowiłam odwiedzić moje ulubione butiki. Kupiłam sobie nawet to i owo:D Nadszedł czas seansu. Wchodzę do kina i dopadł mnie zapach popcornu oraz karmelowych orzeszków. WYTRWAJ SOBIE POWTARZAŁAM,WYTRWAJ !!! I wiecie co ??? Nie wytrwałam. Nie wytrwałam, bo nie musiałam. Podeszłam do tego na chłodno. Nie kupiłam sobie nic, ponieważ przyszłam do kina, a nie żeby się najeść. Przez cały seans nie pomyślałam już nawet o jedzeniu. Wyszłam z kina uśmiechnięta z poczuciem, że jestem wolna. Tak zwyczajnie wolna i nie muszę jeść żeby obejrzeć film w kinie.

Przed rozpoczęciem diety miałam podobnie jeśli chodziło o oglądanie telewizji. Wieczorem gdy dziecko poszło spać, siadałam przed telewizorem i zajadałam się chipsami i czekoladą. Oglądaniu TV zawsze toważyszyło obżarstwo. Najśmieszniejsze jest to, że wraz z pojawieniem się dziecka zapanowała u nas w domu zasada jedzenia przy stole a nie na kanapie. Przecież trzeba dziecko nauczyć dobrych manier i nie zaszczepić w nim kanapowego obżarstwa telewizyjnego. Szkoda tylko, że samemu nie umie się korzystać ze swojej wiedzy. Wczoraj było inaczej. Poczułam się wolna od łączenia jedzenia i oglądania TV jednocześnie. 

Wróciłam do domu szczęśliwa. Poćwiczyłam jeszcze 20 minut z KFO i po prysznicu opadłam z sił. Byłam zmęczona ale zadowolona z siebie. A jak to jest u Was ??? Zjadacie posiłki przy stole bez telewizora czy może całkiem odwrotnie ??? Dajcie znać ;) Dodam tylko, że jutro napiszę kilka słów o podjęciu przeze mnie nowego wyzwania. 

17 stycznia 2017 , Skomentuj

Kochani dziś był dzień pełen wrażeń.  Padam na twarz. Nie mam siły stukać w klawiaturę. Napiszę tylko , że wytrwałam kolejny dzień z dietą i ćwiczeniami. A może nie wytrwałam??? Hehe;)

16 stycznia 2017 , Komentarze (6)

Oj leniwie zaczęła się dla mnie niedziela. Wstałam pozbawiona energii, bez humoru i bez zapału do działania. Wczorajsza fajność mnie opuściła. Mąż widząc co się dzieje, mówi ZJEMY ŚNIADANIE A PÓŹNIEJ IDZIEMY NA SPACER. Mruknęłam coś, że nie chce mi się  po czym poszłam się umyć. Jakoś tak wszystko robiłam jakby w zwolnionym tępie, miałam wrażenie, że spędziłam w łazience godzine a byłam tam zaledwie 20 minut. Zjadłam śniadanie i gniłam na kanapie. Dziecko wyrwało mnie z czarnych myśli mówiąć MAMA IDZIEMY NA DWÓR. Tak zrobiliśmy. Pojechaliśmy do naszego ulubionego parku, a tam co kilka metrów budki z pączkami, pieczonymi jabłkami, kakao z przeróżnymi dodatkami, z lodami na ciepło. Zapachy się niosły wraz z podmuchami wiatru. Nie chciało mi się jeść tych rzeczy ale brakowało mi tego, że inni sobie idą i tak po prostu mogą kupić coś pysznego. Nie miałam na te smakołyki ochoty, ale chciałam je móc kupić. Irracjonalne ??? Wiem. Wierzchołkiem góry lodowej, było stoisko z moją ulubioną kawą. Zadowolona, że i ja mogę sobie coś kupić, ustałam w kolejkę. Z rogalem od ucha do ucha mówię poproszę kawe, a pani na to, że KAZWY NIE MA, BO SIĘ MASZYNA ZEPSUŁA, ALE MAJĄ LATTE, GORĄCĄ CZEKOLADE, ITD. Podziękowałam i odeszłam. Po chwili przypomniałam sobie słowa znajomego alkoholika - nie pije już przeszło 20 lat. Pamiętam, że na jakiejś uroczystości rodzinnej ktoś nieświadomy problemu ów pana zaproponował mu drinka. Odpowiedź była prosta JA JUŻ W MOIM ŻYCIU WYSTARCZAJĄCO WYPIŁEM. Wyciągnęłam wnioski, i powiedziałam sobie, że JUŻ WYSTARCZAJĄCO SIĘ W ŻYCIU NAJADŁAM SMAKOŁYKÓW. Uśmiechnęłam się, wróciłam do córki i męża. Poszliśmy zjeżdżać na sankach i zmęczyłam się bardziej niż podczas interwałów z trenerem. Po raz kolejny cieszę się, że nie uległam. Jestem w 100% na diecie i to już 11 dzień. Czytając mój wpis doszłam do jeszcze jednego wniosku. STRASZNY ZE MNIE DZIECIAK.  Wymyślam sztuczne problemy i nie cieszę się z mojego poukładanego życia. Powiem więc tak, sama do siebie OGARNIJ SIĘ DZIEWCZYNO ;)

15 stycznia 2017 , Komentarze (14)

Przede mną jeszcze kolacja, ale wiem, że wytrwam. To był fajny dzień. Z samego rana zabrałam się za dekorowanie wypieków i pakowanie przysmaków. Przed wyjazdem do pracy zdążyłam jeszcze wysprzątac mieszkanie i zrobić się na bóstwo. Przyjęcie zakończyło się sukcesem, a ja zyskałam dwa kolejne zlecenia na imprezy pępkowe i jedne urodziny. Rozmawiałam dziś z przyszłą mamą i powiedziała mi, że schudłam od naszego ostatniego spotkania. Podziękowałam jej oczywiście, a w duszy zastanowiłam się czy te moje -3,2 kg rzeczywiście już widać ? A propo wczorajszego wpisu, niewidocznie się rozchichotałam. Zapytała mnie czy robię coś specjalnego? Czy mam jakąś diete (biedna 45 kg przybrała w ciąży) bo ona chce się zabrać za odchudzanie po porodzie. Powiedziałam jej co to jest Vitalia i doradziłam poszukanie podobnego kandyjskiego portalu. Doradziłam jej również, że musi być pod opieką specjalisty i mądrego dietetyka, bo przecież będzie karmić. 

Ciekawostka !!! Przyszla mama zapytała mnie również jak godzę odchudzanie z moją pracą. Wiecie co? Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a przecież ja robię słodkie imprezowe stoły. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że to będzie kłopot. Podczas pieczenia, robienia kremów i dekoracji nie przyszło mi do głowy żeby to zjeść. Dziś moim smakiem był mój Mąż (tak zostanie na długi czas), to mój najwierniejszy krytyk. Jeśli mu smakuje, to innym też będzie. Uświadomiłam sobie, że te 9 dni zdziałało u mnie cuda. Przeszła mi ochota na smakołyki. Poczułam się tak fajnie, nieuzależniona od cukru. To dla mnie coś kompletnie nowego. Zastanawiam się jak to jest u Was. Przygotowujecie jedzenie dla bliskich osób ??? Macie pokusę żeby w tym jedzonku zatopić zęby ? Jeśli Wasza odpowiedź to Tak, oto moja rada. NIE WARTO. Na koniec dnia kiedy już wygracie z zachciewankami, poczujecie się tak FAJNIE jak ja !!!;)

14 stycznia 2017 , Komentarze (18)

Dziś obudziłam się zdrowsza, Temperatura już mi nie dokucza, jeszcze troszkę osłabiona jestem ale daje rade. Stanęłam na wage z samego rana i super niespodzianka -1,2 kg. W sumie przez 9 dni spadło mi 3,2 kg. Wiem, że te pierwsze kilogramy lecą szybko ale i tak bardzo się cieszę. Miałam dziś dużo pracy w związku z jutrzejszym przyjęciem ale znalazłam czas na ćwiczenia. Dziś ćwiczyłam już dwa razy, czyli naprawdę wracam do siebie. Wiem, że ścisłe przestrzeganie diety i ćwiczenia działają - to mnie bardzo motywuje !!!

Tak dziś sobie myslałam, o tym czy Wy Kochani dzielicie się ze swoim otoczeniem tym, że się odchudzacie ??? Czy wiedzą tylko Wasi najbliżsi ??? Czy wiedzą również znajomi ??? Ja mam niemiłe doświadczenia. Pamiętam, że jeszcze jako nastolatka podczas odchudzania koleżanki niby mnie wspierały, ale jak powinęła mi się noga to mialy więcej z tego satysfakcji niż ja ze zjedzenia mojego ukochanego, kokosowego ptasiego mleczka. Pamiętam również, hasła z cyklu ,,MOŻESZ SIĘ ODCHUDZAĆ ALE TY JUŻ TAKIEJ GRUBEJ KOŚCI JESTEŚ I NIGDY NIE BĘDZIESZ SZCZUPŁA. Najbardziej jednak dotknęło mnie to, że gdy schudłam i utrzymywałam swoją super wagę przez ponad rok, to tylko kilka osób (naprawdę mi życzliwych) powiedziało SUPER, TAK TRZYMAJ DZIEWCZYNO. Większość mojego otoczenia nagle coś oślepiło. Oprócz rodziców, cioć, babć i najlepszej przyjaciółki nikt nawet nie powiedział zwykłego FAJNIE WYGLĄDASZ. Tłumaczyłam sobie to tym, że może ludzie nie chcą mi robić przykrości poprzez komplement. No wiecie. Mówisz komuś FAJNIE WYGLĄDASZ, WIDAĆ, ŻE SPORO SCHUDŁAŚ - czyli co??? Wcześniej byłeś brzydkim grubasem ??? HAHAHA !!! Inaczej się sprawy miały jak znów przytyłam. Wzrok wszystkim wrócił i był lepszy niż u polującego sokoła - ALE SOBIE POFOLGOWAŁAŚ albo OOOO TROSZKĘ CI SIĘ PRZYTYŁO HAHA - mówili. 

Teraz nie pisnęłam słówka nikomu. Wie tylko mój ślubny. Rodzicom nie mówię, bo mama znów wpadnie w panikę, że jestem sama na końcu świata i do tego się odchudzam więc juz na pewno na anoreksje zapadne. Kochana kobieta jest ale uwielbia się martwić. Tesciom nie mówię, bo by mnie specjalnie czekoladkami zasypywali, a ze znajomymi czuję, że byłoby podobnie jak za ostatnim razem. Ja tym razem schudnę i utrzymam swoją wage na zawsze - takie jest moje postanowienie - a przy okazji utre nosa tym co we mnie nie wierzyli ;)