poszłam na siłownię wieczorem, bo rano zabrałam się za domowe prace i jakoś tak zeszło do siedemnastej. Potem włączył mi się leń i zaczęły fajne pogaduch z moim facetem...
Zmobilizowałam się ok. 19.15 i ruszyłam :))
Zrobiłam trening na orbitreku, podniosłam stopień trudności o jeden, mimo, że planowałam to dopiero w poniedziałek, no i czas o 5 minut wydłużyłam.
Jestem baaardzo zadowolona.
Ps. Jedzenie jest w miarę normalne, ale rozsądne. Nie jem słodyczy i ograniczam mocno pieczywo i ziemniaki. Czasami zjem parę kopytek babci Jadzi, bo pyszniutko są i trudno się nie skusić. Diety stosować nie potrafię, nie dam rady. Troje dzieci, zamieszanie, praca, treningi... I tak uważam, że jest super.
Buziaczki na dobranoc przesyłam :))