Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nieduża kobietka po pięćdziesiątce, która postanowiła kiedyś, że nigdy nie będzie starą, marudzącą, grubą BABĄ! Do odchudzania skłoniły mnie ciasne spodenki, w których jeszcze w ubiegłym roku chodziłam po górach.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6584
Komentarzy: 256
Założony: 26 marca 2017
Ostatni wpis: 27 marca 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pola789

kobieta, 58 lat, Płońsk

158 cm, 67.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 listopada 2018 , Komentarze (3)

No i rozgościł się nam listopad... Koniec października i przygotowania do Święta Zmarłych to dla mnie jedne z najcięższych dni w roku. Dużo pracy fizycznej, zakup kwiatów, świec i ten dziwny nastrój kiedy w głowie natłok wspomnień i tęsknota. Nad grobami powtarzam sobie zawsze piękne, podnoszące na duchu słowa:

Daj nam wiarę, że to ma sens,

Że nie trzeba żałować przyjaciół.

Że gdziekolwiek są dobrze im jest,

Bo są z nami choć w innej postaci.

 .....

Że odeszli po to by żyć.

I tym razem będą żyć wiecznie.

Obecność na cmentarzu to również doroczne spotkania z "żywą" rodziną i tu już bywa gorzej. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego niektórzy ludzie zawsze muszą okazać swoją "wyższość". Nie potrafię się uodpornić i wyhodować sobie grubej skóry. Takie kontakty odbierają mi na jakiś czas pozytywne nastawienie do życia... Dobrze, że był przy mnie mój mąż, który mnie zawsze w takich sytuacjach podtrzymuje na duchu i wspiera (przytul).

To świąteczne zabieganie i stresy przyczyniły się do spadku wagi. Zmieniłam pasek na stabilne, utrzymujące się od kilku dni 57,5 kg 8). Za bardzo pozwoliłam sobie na zluzowanie diety FODMAP ale fatalne samopoczucie szybko nawróciło mnie na właściwą drogę. Wracam do bezpiecznego, sprawdzonego jedzenia bo szkoda życia opanowywanie bolesnych skutków łakomstwa :x.

14 października 2018 , Komentarze (14)

Miałam pisać regularnie, bo to pomaga w samodyscyplinie, mobilizuje itd. No i nie wyszło. Loguje się, czytam, komentuje i jakoś tak... Dzieje się dużo, czas pędzi, trudno to wszystko ogarnąć (uff).

Najważniejszy jest powrót lata - pięknie, słonecznie, ciepło i przede wszystkim kolorowo. Dzisiaj urządziłam sesję fotograficzną ścianom winobluszczu żeby chociaż w ten sposób zachować sobie trochę tego piękna. Aż trudno uwierzyć, że to połowa października. Wszyscy wiemy, że nie ma się co przyzwyczajać bo natura swoje pokaże, ale na razie jest cudnie i trzeba się cieszyć. Dni już krótkie a pracy naprawdę dużo: grabienie liści, wycinanie kwiatów, zabezpieczanie na zimę. W tym roku obrodziły orzechy włoskie, problem jest z jabłkami - nawet te późniejsze odmiany po zerwaniu bardzo szybko gniją i nie ma co przechowywać. Długie wieczory zmobilizowały mnie do wcześniejszego chodzenia spać i powiem szczerze, że przez te kilka dni bez wieczornych posiedzeń przed komputerem naprawdę odpoczęłam. 

Przez ostatnie tygodnie zaliczyłam dwie wizyty u lekarzy. Część badań zrobiona, część jeszcze przede mną. O traktowaniu pacjentów szkoda nawet się rozpisywać. Ja trafiłam do endokrynologa, który w tonie niby żartobliwym okrzyczał mnie, że nie wycięłam sobie do tej pory guza tarczycy. I w ogóle co to za lekarz mnie leczył :<. Po usłyszeniu czegoś takiego ręce opadają. No bo co - ja miałam wziąć skalpel i sama to załatwić?!?! A decyzja o pozostawieniu guza do obserwacji zapadła w CZMP i potwierdził ją profesor - krajowy konsultant od chorób tarczycy. Chyba zrezygnuję z tego doktora - porobię badania i zobaczymy co dalej. Poczytałam sobie o usuwaniu płata tarczycy i to wcale nie jest taki sobie prościutki zabieg (szloch).

Waga na stałym poziomie z nieznacznymi wahaniami. W tygodniach kiedy piekę chleb nie chudnę. A jeszcze dodatkowo trafiły się okazje do zjedzenia ciasta - spróbowałam, smakowało, a co odchorowałam to moje :x. Widziałam ostatnio chleb bezglutenowy z mąki gryczanej i chyba go wypróbuję chociaż cena mało zachęcająca, prawie 10 zł za malutkie opakowanie. Powoli kończą mi się winogrona, które obrodziły w tym roku wyjątkowo, a w ciepłe dni pachną przepięknie na całym podwórku. Podstawa mojego menu to w tej chwili ziemniaki i marchewka no i klasyka czyli ryż. Znacznie ograniczyłam cukier bo trochę przesadzałam i wróciły objawy nadkwasoty. Na dolegliwości pomógł mi, jak zwykle paskudny ale i niezawodny, Zuber. 

A co do aktywności fizycznej to najwyższa pora brać się do rąbania drewna - to moje ulubione zajęcie jesienno - zimowe, które świetnie wpływa na mięśnie brzucha i okolic. Chociaż znam ludzi, którzy nie potrafią wyobrazić sobie mnie z siekierą w dłoni (smiech). Gabarytów drwala co prawda nie mam ale takie zajęcie bardzo pomaga na wszelkie stresy. Tylko na palce trzeba uważać bo nie odrastają... I tym mrożącym krew w żyłach akcentem kończę (cwaniak).

26 września 2018 , Komentarze (4)

Piękny, słoneczny, gorący tydzień i nagły koniec sielanki. I nie ma już lata - to dopiero czwarty dzień a ja już tęsknię (szloch). Pogoda zrobiła się jak na złość zgodna z kalendarzem: lało, wiało, chłód przenikliwy... Załamanie pogody - załamanie nastroju.  Smętek zawisł w powietrzu a ja poczułam smutek i taki bezsens tego wszystkiego, łącznie z chudnięciem i pisaniem tutaj... A w głowie Koniugacja Poświatowskiej: Ja minę, ty miniesz, on minie, mijamy, mijamy... i podobne rozkminy. Klasyczna chandra sezonowa :(

I klasycznie potwierdziło się, że z takich opresji mogą nas uratować najprostsze rzeczy. Na szczęście dla mnie na początek tygodnia byłam umówiona u mojej mądrej fryzjerki - strzyżenie, farbowanie i najważniejszy z zabiegów czyli rozmowa, która bardzo rozjaśniła mi w głowie (pomysl). Poszłam za ciosem i zafundowałam sobie wizytę u kosmetyczki - oprócz henny zrobiła czary-mary po nazwą dermabrazja, kawitacja i jakieś cudnie pachnące maseczki a ja poczułam się już całkiem dobrze, szczególnie po obejrzeniu w lusterku efektów. A najważniejsza pocieszajka to mój mąż, który zapowiedział się na weekend. Teraz już nie mam czasu na jakieś egzystencjalne rozterki. Muszę być zorganizowana, zwarta i gotowa. Dom na szczęście ogarnięty, zakupy i menu w trakcie planowania 8).

Od wiosny dokarmiałam dwa koty - jeden to taka łazęga od sąsiadów, którzy zwierzęta traktują jak żywe zabawki dla dzieci tylko z karmieniem już gorzej. Drugi wydaje się całkowicie bezdomny i chętnie przygarnęłabym go na stałe. Niestety, jest bardzo nieufny ale dzisiaj pierwszy raz dał się pogłaskać. Lody zostały przełamane i może coś z tego będzie ku obopólnej korzyści :).

Dieta ok chociaż przyjazd męża i gotowanie dla niego wiąże się z ryzykiem złamania wszystkich zasad FODMAP-u. A mój brzuch nie lubi takich akcji i bardzo szybko się buntuje. Mam nowe tabletki od lekarza i skierowanie na kolejne badania i to takie z gatunku bardzo nieprzyjemnych. Ale na razie o tym nie myślę - teraz planuję pięknie spędzić weekend (przytul).  

18 września 2018 , Komentarze (5)

Uwielbiam piosenkę w tej wersji i bez teledysku, który mnie bardzo przygnębia.... (muzyka)

16 września 2018 , Komentarze (4)

Tydzień minął szybko, dni pracowite aż trzeba się pilnować, żeby nie było tak, jak w starym dowcipie o robotniku na budowie: biegał z pustą taczką bo nie miał czasu jej załadować (smiech). Na szczęście czuję się lepiej, serce po lekach wyhamowało i daje odpocząć. Odebrałam też wyniki badań i wszyscy, którzy widząc moją dietę wieszczyli mi rychłe zejście na szkorbut, anemię i galopujące suchoty poczują się rozczarowani. Jeszcze nigdy nie miałam tak dobrej morfologii i nawet wyniki tarczycowe pierwszy raz mam w normie 8). Pozostałe badania odbiorę w czasie wizyty u doktora w tym tygodniu i zobaczymy co dalej. 

Kumulacja codziennych prac porządkowych nastąpiła wczoraj. Rano była mżawka, dlatego miałam w planach tylko umycie okien - cztery bardzo duże i kilka mniejszych oraz ogarnięcie z grubsza wszystkich pomieszczeń w domu. Pech chciał, że na koniec zostawiłam sobie okno w łazience i w ten sposób wywołałam porządkowy efekt domina. Umyte okno nie pasowało do nieumytych płytek na ścianach, te zaś z kolei, po wyczyszczeniu łącznie z fugami, źle się komponowały z brudnymi fugami na podłodze. A że podłoga w łazience przez podłogę w sieni łączy się z kuchnią (prawie 30 metrów kwadratowych!) to szorowanie zajęło mi cały wieczór (uff). No ale efekt wart jest włożonej pracy i mogłam go dzisiaj w promieniach słońca podziwiać!

Kusi mnie dieta zupowa ale przez ograniczenia FODMAP z warzyw mogę używać tylko: marchewkę, pietruszkę, seler, pomidory, czerwoną paprykę, zielone części pora, szczypiorek i ziemniaki. Gotuję z tych składników rodzaj zupy gulaszowej, pomidorową, taką zwykłą kartoflankę z warzywami, rosołek i mam w planach po prostu  robić to częściej. Waga znowu sobie stoi ale mam nadzieję, że będzie tak jak ostatnio i za jakiś czas spadnie skokowo. Powinna mi się zresztą szklana odwdzięczyć za wczorajsze wyczyszczenie jej na błysk przy okazji mycia łazienki :D

9 września 2018 , Komentarze (10)

Nuda panie, nic się nie dzieje... - ale ja taki stan zaczynam kochać coraz bardziej (pomysl). Zwyczajność, codzienność, wszyscy zdrowi i brak złych wiadomości czyli tak zwany święty spokój jest mi potrzebny jak powietrze.  Lata szarpaniny z życiem zostawiły mi w spadku niezły balast, który w słabszych chwilach daje znać o sobie. Czas upłyną, rany się zabliźniły ale złe wspomnienia czasem nie odpuszczają. Ten tydzień już lepszy ale moje głupie serce coś za bardzo się rozhuśtało i muszę zrobić badania. Osobiście podejrzewam tarczycę ale wszystko będzie wiadomo po diagnostyce. Na razie mam brać leki i się nie denerwować co też usiłuję robić z mniejszy lub większym powodzeniem (swiety).

Jesiennie się zrobiło i trzeba znowu przyłożyć się do prac ogrodowych. Wczoraj całe popołudnie klęczałam pod mirabelką (smiech) I nie z powodu pokuty lub innych ekspiacyjnych rytuałów - po prostu usiłowałam wyzbierać małe, żółte śliweczki, które wreszcie opadły i uniemożliwiają koszenie trawy. Ręce miałam zajęte, głowę wolną i tak sobie myślałam o moim podwórku. Wyszło mi, że to co na nim rośnie to swoisty ogród pamięci - niektóre drzewa owocowe, krzewy i byliny sadzili jeszcze moi dziadkowie i rodzice. Rodzice nie żyją już ponad dwadzieścia lat, dziadkowie jeszcze dłużej, a to wszystko co roku owocuje i kwitnie. Ja tylko staram się dbać i pielęgnować. Oczywiście też coś tam dosadzam i zmieniam ale nie lubię zbyt nowoczesnych ogródków pod sznurek. A w ramach najnowszych nabytków mam krzak dzikiej róży - prezent, jeden z trzech w ogóle, który dostaliśmy po ślubie od znajomych. Ma dopiero trzy lata ale w tym roku pięknie obrodził i pierwszy raz będziemy robić nalewkę. Po prostu przyjemne z pożytecznym: cudowne wspomnienia, piękny krzak i zdrowy trunek 8)

Przyszły tydzień zapowiada się pracowicie ale wszystko uzależnione jest od mojego samopoczucia i pogody. Waga bez zmian, jedzenie opanowane i zgodne z FODMAP ale jednak chleb nie sprzyja mojemu traceniu kilogramów. No i te nieszczęsne gruszki (szloch) pozostaje tylko przeczekać. Jest chłodniej i od razu mniej piję, co też nie jest dobre. Na szczęście przemogłam się i chodzę wcześniej spać bo widziałam, że wieczory spędzone przed komputerem coraz mniej mi służą... No i myślę o planku - i na myśleniu, niestety, się kończy (pa).

2 września 2018 , Komentarze (8)

Ubiegły tydzień z gatunku tych do szybkiego zapomnienia. Było mi smutno, źle i w ogóle do niczego :(. Złe wiadomości, zamartwianie się na zapas, obawa o zdrowie najbliższych i moje słabe samopoczucie - zrobiła się taka kumulacja przykrości, że mimo całego swojego optymizmu nie potrafiłam wydostać się z dołka. Dziś już jest lepiej i usiłuję "przez rozum" postawić się do pionu. 

Jestem z siebie dumna bo przez kilka dni ogarnęłam ciężką, fizyczną pracę, przy której spaliłam pewnie z milion kalorii 8). Ręce, nogi i "cała reszta człowieka" bardzo odczuły ten wysiłek i dlatego nie miałam serca dobijać się plankiem, ale po regeneracji mam zamiar podjąć wyzwanie. Naczytałam się o efektach i jestem ciekawa jak to będzie bo ćwiczenie proste i mało absorbujące a podobno jest skuteczne. Dziękuję Nobliwej za inspirację ;).

Brzuch mi dokucza ale wiem, że sama robię sobie "kuku" - nie potrafię przejść obojętnie obok dojrzałych gruszek. Raz do roku są takie pyszne i mam ich nawet nie spróbować?! Pochłaniam także dojrzewające winogrona, niby są dozwolone ale tu wchodzi w grę kwestia ilości. Nawet przy zdrowych jelitach można sobie zrobić niezłe winogronowe oczyszczanie... Dzisiaj chyba wreszcie wezmę się za pieczenie mojego gryczanego chleba. Nie jadłam go już prawie dwa miesiące i chce mi się takich zwykłych kanapek.

Waga na szczęście w dół. W ciągu tygodnia było nawet 57,4 ale wczoraj wyświetliło się 57,7 i tego się trzymam. Oby przyszły tydzień był lepszy pod każdym względem i mniej stresujący 8).

26 sierpnia 2018 , Komentarze (3)

Oto widzisz, znowu idzie jesień - człowiek tylko leżałby i spał... - tak to widzi mistrz Ildefons, a ja ze swojej strony mogę jeszcze dodać: jadłby 8). Ten dzisiejszy deszcz i chłód przypominają o nieuchronnym końcu lata. Z jednej strony dobrze, że kończą się upały ale równocześnie człowiek ma świadomość, że bardzo szybko zatęskni za słońcem i ciepłem.

Dni mijają mi w pracy i na codziennej krzątaninie przy domu - wycinam przekwitłe byliny, koszę trawę, grabię opadające już liście, usiłuję zagospodarować dojrzałe jabłka, gruszki i śliwki. Wczoraj rozpoczęłam smażenie powideł z prawdziwych węgierek i przerobiłam na dżem ostatnie maliny. 

Waga utrzymuje się ale niestety z tendencją zwyżkową :<. Jem za dużo wieczorem a ostatnio, przez trzy dni z rzędu, mój mózg spał dłużej niż ja i do porannej kawy serwowałam sobie batoniki czekoladowe (kreci). Ale koniec z tym - trzeba znowu się zmobilizować i powalczyć o mniejszą wagę. Idzie jesień i w szafie leżą trochę za obcisłe ubrania, które były idealne 3 kg temu. No i mój FODMAP - z konkretnym jedzeniem raczej nie mam problemu, za to poległam na całej linii przez owoce. No bo jak można wypestkować wiaderko śliwek i nie zjeść żadnej albo zbierać gruszki czy jabłka i nawet nie spróbować (szloch). Brzuch od razu pokazał kto tu rządzi i paskudne dolegliwości zaczęły wracać :x. W tym tygodniu postaram się częściej pisać - to jednak pomaga w pilnowaniu miski i ogólnej samokontroli.

Ostatnio doszłam do wniosku, że odchudzanie się jesienią jest wbrew naturze. Wszystko w przyrodzie szykuje się na jesienne i zimowe chłody co widać najlepiej na przykładzie kotów - zaczęły jeść więcej i robią się takie puszyste i tłuściutkie. A człowiek musi walczyć, żeby taki nie był ;)

11 sierpnia 2018 , Komentarze (8)

Piękne, gorące lato mija a ja dryfuję na oceanie czasu w maleńkiej łupince życia - że tak poetycko sobie zacznę 8). Myślę, że to pokłosie moich częstych ostatnio kontaktów z żywymi poetami i ich sposobem patrzenia ma świat. A wczoraj spędziłam dodatkowo upalne popołudnie w malinowym chruśniaku, prawie jak z Leśmiana, ale niestety wyłącznie w celu zrywania owoców, które dzisiaj zupełnie już prozaicznie przerabiam na dżem :).

Dziś deszczowy dzień i odpoczynek po tych obezwładniających upałach a zmiana pogody odbyła się na szczęście bez żadnych katastrof. Ja lubię temperatury do max 25 stopni ale mój mąż kocha gorąco i tylko ze względu na niego nie marudzę - niech ma to co lubi, a i tak przecież przez większość roku jest chłodno. Przez to ciepło wszelka moja aktywność została zawieszona - robiłam tylko to co konieczne i bezpieczne dla zdrowia. Dieta narzuciła się sama przez brak apetytu i wreszcie mogłam uczciwie zaktualizować pasek wagi :D. Picie wody zrealizowane na 200% - codziennie jedna Muszynianka i około litra zielonej herbaty, do tego oczywiście kawa. Chleba nie jadłam bo nie chciało mi się go piec - wizja gorącego piecyka w nagrzanej kuchni skutecznie wybijała mi głupie pomysły z głowy. Jem dużo ryżu, ziemniaków, pomidorów, ogórków, jajek ale królem mojej diety został jogurt naturalny (oczywiście bez laktozy) jedzony praktycznie do wszystkiego 8).

W przyszłym tygodniu urlop i wyjazd i piękne dni z mężem (przytul). Dieta w dalszym ciągu uzależniona od pogody i stanu moich zbuntowanych bebeszków, które póki co są grzeczne bo ja nie grzeszę (swiety).  

22 lipca 2018 , Komentarze (7)

Cały ubiegły tydzień przeleciał mi pod znakiem wielkiego lenistwa - nie dosyć, że lało to jeszcze naprawdę nic mi się nie chciało.  Ale moja mądra babcia mówiła zawsze w takich wypadkach "mus lepszy od niechcieja" w znaczeniu "bierz się do roboty bo nikt za ciebie tego nie zrobi". No i od piątku, wraz z poprawą pogody, nastąpiła wielka mobilizacja. Oberwałam i przerobiłam czarne porzeczki na dżem, dokończyłam pranie, zrobiłam porządki w szafie, ogarnęłam dom. A wczoraj cały dzień zszedł mi na koszeniu trawy i porządkowaniu podwórka. Musiałam wykombinować jakieś podpórki pod jeżyny bo zaczynają dojrzewać, kiście są ciężkie a jak leżą na trawie to gniją. Dzisiaj bolą mnie ręce i ogólnie nie mam siły ale niedziela jest przecież dniem odpoczynku - mam zamiar tylko ugotować i poczytać sobie 8).

Waga na stałym poziomie ale pomierzyłam się i czuję zresztą po spodniach, że mam luz w pasie, okolicach brzucha i bioder. Po górskim wysiłku było trochę spadku ale niestety nie udało mi się go utrzymać. Jadłam dobrze tylko jednak za dużo i w te leniwe dni na pewno z nudów :<. A jeszcze mąż przed wyjazdem zakupił mi słój masła orzechowego 100% - zdrowe, dobre tylko ja nie potrafię jeść go w rozsądnych ilościach...Słoik umyty, temat zamknięty (pomysl). Jem dużo ogórków i pomidorów, jest młoda marchewka, bardzo lubię młode ziemniaki - dobry sezon dla mojej diety. Wróciłam do Debutiru na wzmocnienie jelit i już widzę poprawę tylko wyczytałam, że może powodować wzrost wagi, czyli coś za coś.

W przyszłym tygodniu mam zamiar (jak zwykle zresztą) pilnować ilości jedzenia. Zapowiadana ładna pogoda wygoni mnie pewnie sprzed komputera do zajęć podwórkowych i będzie więcej ruchu 8).

I jeszcze jedno ważne przypomnienie: zakupienie nawet najdroższych i najlepszych balsamów do ciała, włosów, rzęs itp.i postawienie ich na półce w żaden pozytywny sposób nie wpłynie na nasz wygląd, trzeba ich jeszcze używać! To taka moja refleksja po zrobieniu porządków w szafce z kosmetykami... (smiech)