Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dążę do tego, by stać się tym, kim myślę że jestem.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7370
Komentarzy: 179
Założony: 4 maja 2017
Ostatni wpis: 27 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Skrytozerca

kobieta, 36 lat, zielona góra

167 cm, 65.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 maja 2017 , Komentarze (6)

Dawno mnie tu nie było... Niestety brak czasu mnie pogrążył i nie miałam kiedy tu zajrzeć, ale dietę starałam się przez ten czas trzymać. Starałam, choć nie ściśle- zwłaszcza w kwestii godzin. No i wpadło raz sushi. Grunt, że obyło się bez słodyczy i fast foodów. Niestety nie było też bez sportu.

via GIPHY


Mimo to jestem zadowolona. Choć na wadze 0,3 do przodu - myślę, że to przez o. Czuję się jednak jakbym miała 10 na minusie. Jest super i mogę powiedzieć, że moje ciało jest już ok.


To tak w skrócie, bo czas mnie goni. Myślę, że w tym tygodniu uda mi się wszystko poukładać i będzie mnie tu więcej, bo mi Was brakowało przez ten tydzień:)

22 maja 2017 , Komentarze (4)

Tak się zapierałam. Niemalże rękoma i nogami, że nie... że nie mogę... że za wcześnie, a jednak w pełni świadoma swych praw i obowiązków zdecydowałam się w niedzielę nieco odpuścić.


Nie złamały mnie żelki, nie złamał mnie hamburger. Pokonały mnie szparagi mamy w masełku i młoda kapustka z boczkiem :) Ale spokojnie pilnowałam się. Później jeszcze zjadłam pół loda na spółkę z dzieckiem, bo w moim mieście nie zjeść chociaż raz w sezonie lodów z budki pamiętającej moje szczęnięce lata to grzech (na prawdziwej śmietanie... z owocami sezonowymi... zimne choć nie zmrożone. Możecie to sobie wyobrazić? Ja nie chciałam na wyobraźni kończyć ;p)

via GIPHY

Aaaa...jak ja kochałam tą bajkę! Kto zna, kto pamięta?


Dzień 16 

diety upłynął mi bez problemów, choć wpadło kilka rodzynek (zaczyna się czas wzmożonego zapotrzebowania na słodkie ;) ). Nie spodziewam się jednak w tym tygodniu cudów. Wątpię by pojawił się spadek, bo czasu na ćwiczenia nie będzie. Wszędzie wokół choróbska, ja też dziś czułam się niewyraźna. No i Dzień Mamy nadchodzi wielkimi krokami, więc nie będę nawet myśleć o treningu. Jak się jednak uda to uda i poćwiczę.


Dziś jedynym ćwiczeniem były te z miotłą, odkurzaczem i przy garach. Szkoda tylko, że prasowanie wciąż kuleje. No, ale coś za coś ;)


A jak Wy po weekendzie się czujecie?

20 maja 2017 , Komentarze (6)

A jednak. Jak widzicie pasek wagi przesunęłam o 1kg w dół. Czy to znaczy, że schudłam tyle od wczoraj? Nie.


To znaczy, że dałam się nabrać mojej wadze.


Wczorajsze ważenie było niespodzianką - nie wiedziałam, że zmienił mi się dzień z soboty na piątek. Dopiero jak weszłam z telefonu na Vitalię wyskoczyło mi gigantyczne okno do wpisania wagi. Spieszyłam się do pracy więc szybko siupnęłam na wagę i ... nic. Zero zmian. Problem w tym, że siupnęłam w łazience, a waga jak się okazało stała na kablu od suszarki, który dyndał sobie z szafki. A ona na niestabilnym podłożu zawsze pokazuje więcej.


Zmieniłam wczoraj dzień ważenia z powrotem na sobotę, więc dziś znów powitało mnie duże okno. Położyłam wagę na stabilnej podłodze, weszłam 4 razy dla pewności i za każdym razem było 62,5.

Brawo ja :)

via GIPHY

Dziś 14 dzień diety


I spędzę go na grillu, ale ale... spokojnie wszystko pod kontrolą. Poprosiłam aby przygotowano mi szaszłyka, który akurat dziś pojawił się w moim menu. Jedynie może okazać się, że będę musiała zamienić kolejność posiłków. Kolacja na obiad, a obiad na kolację.

Miłego weekedndu również Wam :) I spadków, bo wiem, że dużo Was waży się w sobotę :). A ja dziś zmykam na zakupy, bo za pokonanie pierwszej fazy miałam wpisaną nagrodę: kosmetyki!!!!

19 maja 2017 , Komentarze (19)

No i masz babo placek.

Znaczy nie masz, bo jesteś na diecie, ale i tak ... nie chudniesz ;)

Dziś miałam dzień ważenia (niespodziewanie przestawiłam go na piątek). Wchodzę na wagę i bach! Ani drgnęła. Spodziewałam się trochę tego, po zeszłotygodniowym 2,5 kg w dół - myślę, że waga potrzebowała czasu aby się ustabilizować, albo ... tak sobie tłumaczę swoje grzechy ;p

Zastanówmy się zatem, co narozrabiałam przez ten czas...

Słodkości były?

Nie było. Zero. Null. Nic. No dobra zjadłam z kilka rodzynek w tym czasie. Łącznie może garść.

Fast foody były?

Niet.

Treningi były?

No, właśnie też prawie niet. Ot kilka minut na rolkach. Sukces z Chodakowską i pilates. 

Dieta utrzymana?

Tak. Choć zdarzały się poślizgi czasowe.

Zatem gdzie jest haczyk?

W kawie! Kawa mnie pogrąża... ;p Tak myślę.

Plan na ten tydzień?

Ruszyć dupę, trzymać dietę, walczyć z kawą.


Mimo, że efektu wymiernego nie ma to czuję się dobrze ze sobą. Lekko. Pewniej. I w dodatku mam satysfakcję ogromną, dlaczego?

Już opowiadam.

Rano wiedziałam już, że moja tygodniowa dieta nie poskutkowała. W dodatku w pracy pojawiły się dziś....

via GIPHY


I wiecie co zrobiłam? Odmówiłam. Ja. Ja odmówiłam.

Duma mnie rozpiera :)

Zatem lecimy pełni nowej motywacji przed weekendem!


PS. Jak myślicie zmniejszyć nieco kaloryczność posiłków (obecnie mam 1400) czy pozostać przy tym co jestem? (mam zaznaczoną małą aktywność, a tak na prawdę wychodzi, że niemal wcale jej nie mam - dodam że dieta Vitalii);p

17 maja 2017 , Komentarze (21)

Kolejny dzień na pełnych obrotach. Kolejny dzień kiedy starałam się robić wszystko i... przez to wszystko zaczęłam zastanawiać się, co my sobie właściwie robimy?


Kiedyś kobieta zajmowała się domem. Krąglejsze kształty były czymś naturalnym. A dziś? Dziś kobieta, która decyduje się zostać przy dziecku staje się obiektem drwin ( sama tego doświadczyłam, ponieważ moją córką opiekowałam się 24h przez ponad 2,5 roku - to okazało się wystarczająco długim czasem by usłyszeć "a bo ty nie pracujesz to możesz się sobą zajmować" , "nie pracujesz? To Ty nic nie wiesz o życiu"). Same stworzyłyśmy sobie presję pracy i równoczesnego bycia "perfekcyjną" mamą.


Nie mówię, że to źle, ale na tym się nie skończyło. W szybkim tempie do tej listy dopisałyśmy stanie się fit, osiągnięcie wyglądu niczym z czasopism o modzie, stanie się dekoratorkami wnętrz, kucharkami, krawcowymi, studentkami i wiele, wiele innych.

Nie mówię, że źle jest dbać o własny rozwój. Złe jest dążenie do perfekcyjności na każdym polu. Wypełniamy sobie dzień do ostatniej sekundy. Wpisujemy kolejne pozycje w planner. A niedotrzymanie, któregoś z punktów wywołuje w nas wyrzuty sumienia i poczucie bycia gorszym (stąd krótka droga do przejadania poczucia winy).


Chyba nie na tym polega szczęście.


Dlatego chcę nauczyć się rezygnować z pewnych rzeczy, bez zatruwania sobie tym głowy. Nie zrobiłam treningu? Trudno zrobię jutro, ważne by w tygodniu chociaż trzy,  cztery razy poćwiczyć porządnie - tyle mi wystarczy, w końcu mam też inne obowiązki.

via GIPHY

Dziś minął mi 

Dzień 11

Niestety, znów kolacja wpadła później, bo byłam na zebraniu rodziców. Później szybkie zakupy i znów zjadłam o 20:30. W dodatku nie chciałam tracić kolejnych minut na przygotowywanie posiłku, więc zrobiłam kanapkę z chleba razowego z serkiem Almette i wędliną z piersi z kurczaka. Do tego trzy nerkowce. Poza tym nie mam do siebie zastrzeżeń ;)


Mam nadzieję, że Wy do siebie też nie :)

16 maja 2017 , Komentarze (6)

Chciałam pokusić się dziś na napisanie czegoś mądrego, ale... zmęczenie mnie dopadło i mój mózg chyba jest już niedyspozycyjny. A tu jeszcze gotować trzeba ;/ Eh. Dom, praca, zajęcia dodatkowe, kawa, sala zabaw - baterie wyładowane. I gdzie tu jeszcze wcisnąć ćwiczenia?

via GIPHY

Dni 9-10

minęły mi bez kryzysów. Jem dalej to co mam w diecie, choć dziś miałam aż godzinny poślizg z kolacją. Trudno. Niestety treningi kuleją, ale w czwartek jestem umówiona na nową siłownię. Zobaczymy czy mi się spodoba :)

A Wy jak sobie radzicie?

Edit: Nie wiem jak się sprężyłam, ale odniosłam jeszcze "Sukces" z Chodakowską i to bez opierdzielania :)

14 maja 2017 , Komentarze (21)

Dzień 7/8 diety 

(muszę zmienić system, bo moja motywacja jest wyższa od mojej zdolności posługiwania się pisownią rzymską ;p )

Weekend upłynął spokojnie, choć godziny się nieco rozjechały i wpadło kilka nadprogramowych rodzynek czy orzechów. Mimo to jestem dumna, bo pokusa by sobie odpuścić była wysoka. Tydzień powinien być spokojniejszy - choć po tym spadku wagi Vitalia ucięła mi również kalorie do 1400. Sport? Kulał, ale spędziłam trochę czasu na rolkach szlifując "talent".

via GIPHY

Tak wyglądałam podczas hamowania.

Moją głowę zajmowało coś zupełnie jednak innego. Dziś pojechałam na obiad do rodziców. Każdy jadł karkówkę z ziemniakami, a ja? Przygotowaną wcześniej zupę z soczewicy. I wtedy uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, kiedy usiadłam do rodzinnego obiadu bez wyrzutów sumienia. Chyba ostatni raz w liceum. Tak się teraz zastanawiam, czy to już zawsze będzie tak wyglądać?


A jak Wam minął weekend?

13 maja 2017 , Komentarze (40)

A więc, jednak sporo poszło w dół, bo całe 2,5 kg. Cieszę się, ale wiem, że teraz czeka mnie dwa razy więcej pracy nad sobą :) Jestem na to przygotowana. 

Jak oceniam dietę przez ten czas? 

Szczerze? Jestem bardzo zadowolona. Potrawy smaczne, ani razu nie miałam napadu, że "muszę coś zjeść, bo zaraz padnę". Myślę, że dostarcza mi to czego potrzebuję. 

Cel na przyszły tydzień? 

Ustawiłam sobie 0,7 kg tygodniowo i tego się trzymam. Jedyne, co muszę zrobić to dołączyć więcej treningów (w tym były tylko trzy) i zacząć stosować jakieś drapaki i kremy do ciała.

obrazki.jeja.pl

To co lecimy dalej?

12 maja 2017 , Komentarze (2)

Wątek, który zaczęłam wczoraj, a kontynuuję dziś. Dziś też zresztą miałam się ważyć, ale... stwierdziłam, że poczekam jednak do tej wyznaczonej soboty. Zatem jutro z rana pomiary, a potem mam nadzieję trening :) Ale... ale, bo uciekam od tematu.


Dzień VI diety 

(ło matulu, ale paskudny kolor) 

minął mi na zastanawianiu się, co właściwie chciałabym zobaczyć na wadze. Czy wynik 3 kg w tydzień ucieszyłby mnie? Z jednej strony pewnie bym się uśmiechnęła, z drugiej wcześniejsze doświadczenia szybko by mi ów uśmiech zdjęły z ust. Nie raz nie dwa udawało mi się dokonać tak szybkiego zrzutu i... w tym właśnie momencie kończyła się moja dieta. Pojawiało się myślenie "tydzień męki i 3 kg z głowy? Łeee to nic się nie stanie jak się dziś nawpierdzielam. Za kilka dni zgubię".

via GIPHY

 Zatem (nie wspominając nawet o kwestiach zdrowotnych) myślę, że wolne odchudzanie może okazać się znacznie bardziej efektywne.


A dziś oficjalnie wytrwałam i nie złamałam diety :) Muszę jeszcze wymyślić aktywność na dziś. Może bieganie, może trening w domu? Zobaczymy.


A Wasze nastroje na weekend jak?

11 maja 2017 , Komentarze (7)

Stało się. Zrobiłam to i nie mam nawet wyrzutów sumienia. Dziś zjadłam tortillę. Dokładnie dwie. Dlaczego nie mam wyrzutów? Ano dlatego, że miałam je wpisane w diecie :) Co prawda rozwałkowanie dwóch placków z czterech łyżek mąki spokojnie mogłoby zastąpić mi wizytę na siłowni (na którą swoją drogą jeszcze nie dotarłam), to i tak było warto.

Smacznie, zdrowo i niskokalorycznie.


Dzień V


mojej diety mogę uznać za udany. Przede mną jeszcze ćwiczenia. Dziś mam zaplanowany trening z Vitalii. Tu jednak mam do Was pytanie. Jak podczas odchudzania zapobiec temu, by po zrzuceniu kilogramów nie powitać luźnego brzucha? Już raz miałam taką sytuację, mimo że było to raptem (aż) 10 kg, a przez cały ten czas zachowywałam aktywność (siłownia, A6W, hula hop). Myślę, że przegięłam wtedy z cardio, ale jak to zbalansować?

Może macie jakieś pomysły, jak rozplanować treningi tak aby działały na moją korzyść, a nie przeciwko? Z góry dziękuję za mądre rady :)

via GIPHY

Dziś dieta utrzymana na tip top (jedynie półgodzinna obsuwa w posiłkach i po drodze wpadły dwa orzechy nerkowca). Jutro rano się ważę. Nie liczę na cuda. Zresztą u mnie one są nie wskazane, bo mam tendencję do spoczywania na laurach :)


Pochwalcie się jak u Was?