Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Kobieta. Mądra, Piękna. Inteligentna. A co! Sobie komplementów nie będę żałować. Kocham smoki i ostatnio zaczynam się rozglądać za jakimś, Najlepiej czerwonym, bo ładniejszego koloru nie znam. Pozwalam zmianom, aby się działy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 82025
Komentarzy: 730
Założony: 22 lipca 2006
Ostatni wpis: 3 stycznia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ognisko

kobieta, 51 lat, Bochny

162 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 listopada 2013 , Komentarze (1)

Chciałabym się obudzić za dwa tygodnie. Wtedy będę miała czas, aby sobie poryczeć. W końcu mnie dopadło. I nie mam nawet jak poryczeć. Wredne. Pogwizduję sobie i próbuję się skupić na pracy i jedyne co mi do głowy przychodzi, to, to że chcę sobie popłakać. Długo, namiętnie, boleściwie. Wytłuc wszelkie koty, które próbują mi tego zabronić, schować do pudełka mysz i popłakać. Wojna jedna zakończona. Wynik był do przewidzenia już na samym początku, ale spróbowałam. Czy jestem dumna? Nie.

To były trudne cztery lata. Dla nas obojga trudne. Jednak nie żałuje, że były. Nie wiem, jakbym się zachowała cofając czas. Wiem, że byłam kochana i wiem, że bywałam szczęśliwa. Nauczyłam się wiele. Nauczyłam się walczyć, płynąc pod prąd, wierzyć, że coś można zmienić. Nie wyszło. Zdarza się. Kiedy spotyka się miłość swojego życia to nawet 10 minut jest wartych tego, że nie wszystko było tak jak być powinno. Dziękuję za te cztery lata. Pomyślę o tym jutro i jutro sobie popłaczę. Dziś jeszcze nie mogę.  

3 listopada 2013 , Komentarze (1)

2 listopada 2013 r.

Waga nadal wariuje. Dziś (3.11.2013 r.) pokazała 84,3 kg. Całe 70 dag mniej niż wczoraj. I żebym chociaż grzeczna była. Ale gdzie tam. Normalnie jadłam. Kalorii było na pewno więcej niż 1200. Słodyczy nie jadłam. Chociaż nie powiem, że ochoty nie miałam. Ruch ograniczył się do chodzenia po cmentarzu. Wychodzi na to, że prowadzenie wojen jest kaloriożerne. Na wszystkich frontach trwa cisza. Paru przygranicznych incydentów nie liczę, bo poradziłam sobie całkiem spokojnie z nimi. Były raczej próbą wybadania sytuacji, niż rzeczywistym atakiem. No dobrze, minimalnie się nabijam. Ale nie histeryzuje, nie zamierzam niczego naprawiać, szukać kompromisów etc. Zacięłam się wrednie i zrobiłam się uparta jak osioł. Chcę i już. A mur si bardzo ładny odbudował.

Wróciłam do pisania opowiadań. Dawno nie czułam tej radości jaka płynie, kiedy się pisze. Pomaga. Tak jak kiedyś. No i powstaje sobie nowa saga o księżniczce i smoku. Już nawet ochrzan zebrałam, że przerwałam w najciekawszym z możliwych momentów, ale o to chodzi. Aby czytelnik chciał czytać co było dalej. Idea opowiadania chodziła za mną od dłuższego czasu. Księżniczka przykuta do skały, złożona w ofierze krwiożerczej bestii ma uratować królestwo. Rycerzy brak. Księżniczka ciut leciwa (ostatecznie ma 40 lat) i w dodatku zakatarzona. Bawi się słowami i postaciami. Udało mi się nawet wykorzystać cytat Marii Konopnickiej o aniele z jednym skrzydłem, oczywiście w przewrotny i wredny sposób. Kocham pisać.

Idę odrabiać zaległości. Podoba mi się to. 

2 listopada 2013 , Skomentuj

1 listopada 2013 r.

Rozpoczęłam trzy wojny w ciągu czterech dni. Efekt jest nawet ciekawy. Wystarczyło kilka zdań, abym straciła kontakt z miłością mojego życia i dwójką przyjaciół. Dziś po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam przez kilka godziny brak jakiegokolwiek obcej ingerencji. Bez budowania osłon i murów. Zapomniałam już jak to jest. Źle? Dobrze? To nie są odpowiednie słowa. Po prostu byłam sama ze sobą. Nie trwało to długo, bo pojawiła się kobieta, która od zawsze mnie pociągała, ale równocześnie bałam się jej. To dziwne, że pokazała się akurat w takim momencie. No cóż wlazła i sobie trochę pobyła. Zawsze wiedziała kiedy przyjść. Wyczuła moment, kiedy nie udało mi się jeszcze odbudować swojej ochrony po ostatniej demolce i kiedy nie miałam się do go kogo zwrócić o pomoc. Na szczęście pobyła chwile i sobie poszła. Nie chciałam jej dać tego, czego chciała. Pewnie wróci. Ale to przyszłość. Zmiany cały czas następują.

Byłam na cmentarzu. Lubię, ale kiedy jest zdecydowanie mniej ludzi, kiedy nikt nie potrąca nikogo, kiedy można iść, czytać, czuć ludzi, którzy kiedyś byli. Nieustraszony bojownik, prawnik, student medycyny, Jaś, po którym w 1895 roku płakali rodzice, Hania, którą kochała siostra, Alojz urodzony w 1914. Nie umiem się odnaleźć na pogrzebach, ale lubię cmentarze. Jakkolwiek to nie zabrzmi jest w nich życie. Wystałam grzecznie na mszy. Grzecznie, bo zwykle nie stoję, ale zrobiłam to dla mamy. Ksiądz, który prawił kazanie mówił o modlitwie za tych, którzy odeszli, bo inaczej mają przechlapane. Mówił to w tak autorytatywny sposób, że przez moment chciałam mu wierzyć. Przez moment, a potem mój wzrok padł na pomnik obok. Kochana córka, żona, matka – miała 20 lat…

Co do diety to waga oszalała. Kalorii nie liczę, ale jakoś bardzo mocno też nie grzeszę. A waga pokazuje 85,2. Sądzę, że się popsuła, dlatego nie przesuwam paska. Skłamałabym gdybym powiedziała, że mi to przeszkadza….

27 października 2013 , Komentarze (2)

26 października 2013 r.

Waga – diabli wiedzą, bo rano zapomniałam się zważyć. Spieszyłam się odrobinę. Ostatnio oscyluje od 87,5 do 86,7 kg. Czyli mimo braku liczenia nie jest źle, generalnie łapię co i ile mnie ma kalorii i na ile mogę sobie pozwolić. Uproszczenie obliczeń miało sens.

Dziś byłam w Warszawie. Po Starówce sobie przeszłam, pod niedźwiedziem posiedziałam, życzenie przy dzwonie wymówiłam, a Zygmuntowi się pokłoniłam. No i zamierzam wprowadzić pewne zmiany. Myślę, że właśnie teraz przyszedł odpowiedni moment na ultimatum, a później będę się martwić co dalej. O ile oczywiście moje Janioły nie dojdą do wniosku, że nie powinnam się martwić i zaczną walić we mnie wszelkimi odcieniami tęczy. Bycie pod ochroną bywa męczące.

Jedzenie:

Ciasto -200

Latte 200

Kanapka 182

Zupa 200

Czekolada 192

Śliwki 135

Parówka 60

Cola 2

Kapusta kiszona - 10

Jabłko – 100

Razem: 1218

 

21 października 2013 , Komentarze (1)

21 września 2013 r (niedziela)

Horror czas zacząć. 8,5 godziny przeznaczyłam dziś na pracę, ale dwa najgorsze teksty na nowy numer dzięki temu powstały. Reszta to już będzie pryszcz. Zdążyłam nawet do lasu pojechać i grzybów trochę nazbierać. Podgrzybki są już duże i mało ciekawe, dwa prawe, które udało mi się wypatrzeć nie nadawały się do wzięcia. Za to gąski, marzenie. Mama obiecała mi jutro rosołek z lanymi kluseczkami. Żyć nie umierać.

Waga 87,3

Jedzenie:

Bułka 220

Winogron 45

śliwki 60

Kawa 80

Grejpfrut100

Zupa 200

Nektarynka 70

Jabłko 70

Kanapki 364

Danio 168

Razem 1382 -znów przekroczyłam. Jakoś nie mogę ostatnio trafić. Pocieszające jest, że  zanim poszłam spać na wadze było 88,00. Wieczorem! 

20 października 2013 , Skomentuj

19 października 2013 r. (sobota)

Zamierzam to w końcu ogarnąć bałagan. Popatrzyłam na pokój i pomyślałam ile zapłaciłabym za takie coś w hotelu. Spałam już w różnych miejscach od pięciogwiazdkowych po namioty. Za wynajem pokoju  u siebie zarządzałabym dopłaty. W związku z powyższym zmieniłam pościel i zabiłam tysiące małych zwierzaczków z łóżku. Nawet przetarłam pojemnik na pościel na mokro. Do wody dolałam kilka kropel zapachu jałowcowego. Pachnie ładnie w całym pokoju.

Uzupełniłam wpisy na vitalii. Nie chciało mi się, ale stwierdziłam, że to nie ma najmniejszego znaczenia. Z porażek trzeba wyciągać wnioski, a jak nie będę o nich mówić to nie znikną.

Dwadzieścia minut (całe) poświęciłam na pracę. Jedna stała rubryka z głowy. Z ciekawszych świąt  24 października obchodzimy Światowy Dzień Walki z Otyłości (ciekawe jakby tu je uczcić), a 28 październik będzie Dzień Odpoczynku dla Zszarganych Nerwów.

Godzinę i czterdzieści minut zajęło mi umycie okna, wytarcie karnisza, zmiana firanki i zrobienie porządku z kwiatami, które na parapecie stały.  Dobrą energię do wejścia do mieszkania zachęciłam. Tylko co będzie jak ona zobaczy co jest dalej. W każdym razie pierwsza pułapkę na nią już zastawiłam. Okna nie myłam od kilku miesięcy. Brudne było. Przyznaję się bez bicia. Gdzie te czasy, kiedy myłam je co tydzień? Wtedy szybciej szło. No ale wtedy nie udawałam, że coś robię tylko robiłam. Przy okazji odkryłam do czego służą rękawiczki. Okna jednak nie należy myć mając czerwony lakier na paznokciach, no chyba, że ktoś lubi sztukę współczesną na białych ramach. Na początku nie łapałam o co chodzi, skąd te czerwone mazaje, kiedy popatrzyłam na paznokcie zrozumiałam. Na szczęście miałam nowy zmywacz, usunął wszystko. Paznokcie przyszło mi obciąć i pociągnąć odżywką. Nic to. I tak były już za długie.

Na stronę internetową organizacji wstawiłam zaległą imprezę, a to się zdziwią. Już chyba nie liczyli na to. Nawet długo mi to nie zajęło, a jednej kartki mniej.

No i doliczyłam kolejne 1,55 h do rozpiski dla pracodawcy. Za pół godziny zacznę ciągnąc na nadgodzinach. Tekścik mi wyszedł całkiem ładny, więc narzekać nie będę. Chociaż poczekać na niego sporo musieli.

Zbliża się druga. Zamierzam iść spać. Listę rzeczy do zrobienia zmniejszyłam dziś zdecydowanie. Dołożyłam jeszcze jednego króciaka. Tyle tylko, że musiałam się trochę na czytać, bo o spinningu mam marne wiadomości, ale mam już głowy. Pozbyłam się kilku ładnych kartek z podłogi, wystarczyło tylko zrobić drobną listę. Najbardziej jednak cieszy mnie porządek. Powoli zaczyna się wyłaniać. Dawno nie sprzątałam tak gruntownie. Podoba mi się coraz bardziej.

Jedzenie

Kanaki 364

Bułka 220

Warzywa z patelni – 200

Jabłko 140

Kawa 40

Cola 2

Nektarynki 120

Śliwki 135

Razem 1221. Jakoś przeżyję. Waga rano pokazała 87,5

19 października 2013 , Skomentuj

18 września 2013 r (piątek)

Dobre rzeczy zdarzają się nawet w piątek. Rano wstałam i z niedowierzaniem weszłam na wagę. Równe 87 kg. Znaczy się schudłam mimo rogalików. Ja tam wadzę nie wierzę od samego początku naszej znajomości, ale jak pokazuje mniej to mogę ją nawet polubić. Szczególnie, że schudłam w momencie, kiedy zaczął mi się okres.

Wzięłam się za robotę. Sterta papierów zmalała. W pewnym momencie dogrzebałam się nawet do dokumentów z początku maja. Co prawda, wcześniej przełożyłam je wyżej, bo tematycznie pasowały do wrześniowych, ale zostały odhaczone jako już zrobione. Porobiłam rozliczenia dla mojej organizacji i przynajmniej z tym mam już święty spokój do grudnia.

Kolejne 4 godziny zeszły mi z pracy. Do dobicia tego tygodnia zostały mi już tylko 5.5. Teoretycznie przez ten czas powinnam napisać 15 tekstów. Teoretyczne, bo fizycznie nie da się tego zrobić. Będę wyrabiać nadgodziny. Co mi tam, jak wojna to wojna.

Jedzenie -najlepiej nie było. Rogale ciągnęły mnie jak … Nie zjadłam, ale ochotę miałam.

Kanapki 728 (4 kromki, a miałam ochotę na więcej, ale jak pomyślałam, o liczeniu, to jakimś cudem się powstrzymałam)

Jabłka 280

Kawa 40

Brzoskwinie 120

Kurkowa z makaronem 69

Winogron – 90

Danio - 168

Razem 1495. Wiem znów za dużo. Żyć jednak jakoś trzeba.

19 października 2013 , Komentarze (2)

17 października 2013 r (czwartek)

Najchętniej spuściłabym zasłonę milczenia na ten dzień. Ale trudno, żyje się codziennie i to w jaki sposób to moja sprawa. Skoro przeżyłam to tak to znaczy, że dokonałam takiego wyboru, nie innego.

Rano wybrałam się do Warszawy. Parę spraw miałam do załatwienia, ale najważniejszą był Wedel. Jechałam świętować zaległy Dzień Nauczyciela. No bo dlaczego nie. Zamówiłam truskawkowe pole- sorbet truskawkowy z bitą śmietaną, posypany kawałkami chałwy do tego kawałek biszkoptu i czekolady. No dobrze całego nie zjadałam. Oddalam biszkopt, czekoladę i większa część bitej śmietany z chałwę. Pyszny było jakby ktoś mnie pytał. I wszystko byłoby ok, gdyby nie powrót do domu do rogalików z serem i drożdżówki. Nie pamiętam, no dobrze nie liczyłam ile cholerstwa zjadłam. Ale oceniam, że słodyczy było łącznie na 800 kcal i tej wersji będę się trzymać. A teraz pytanie dlaczego jadłam? Wymówek pewnie znalazłabym miliony. Ale wychodzi na to, że jestem ciastoholikiem. Muszę pomyśleć co z tym zrobić

Jedzenie:

Kanapki 364

Latte 200 (małe zamówiłam, a chodziło za mną wielkie, namawiał mnie nawet miły człowiek w kawiarni, kusił dolaniem espesso)

Słodycze – 800

Jabłko – 70

Cola 2

Kalafior – 50

No i mamy razem 1486. 

17 października 2013 , Komentarze (1)

16 października 2013 r.

 

Nowa środa, nowe życie. Po 12 godzinach snu wstałam jak nowo narodzona.  Weszłam na wagę i popatrzyłam z lekkim niedowierzaniem. No dobrze z całkiem sporym niedowierzaniem. Było 87,10 kg, czyli 80 dag mniej niż wczoraj i 30 mniej od najniższej zanotowanej w tym podejściu wagi. Wygląda na to, że jednak chudnę. Cały czas mnie to dziwi i raczej w to nie wierzę. Przypadek i tyle.

Dziś rano złapałam się na jednej rzeczy. Jadałam, oglądałam telewizję i próbowałam ułożyć sobie plan dnia. Właśnie miałam wstać i zrobić sobie coś jeszcze do zjedzenia, kiedy uświadomiłam sobie (SAMA!), że już kanapkę zjadłam. Wychodzi na to, że jednak wielozadaniowość nie popłaca. Głodna nie głodna dalej nie jadłam.

Dziś pracowałam 3,5 godziny. Zostaje mi już tylko 9,5. Ciekawa jestem kto zrobi resztę za mnie. Pisanie trochę czasu jednak zajmuje. A na nowy numer dopiero zbieram materiały.

Jedzenie:

Kanapki 546

Jabłko 70

Danio 164

Warzywa na patelnię 141

Kawa 80

Cola -2

Razem 839 kcal

I były jeszcze orzechy. Niedużo, więc w limicie się zmieściłam. Zapomniałam jeść dziś i dojadałam na kolację.

 

16 października 2013 , Skomentuj

14 października 2013 r.

Waga 87,4 kg. Podoba mi się to. Wiem, że 20 dag to nie jest jakieś spektakularne chudnięcie, ale jest moje i mi się poda. Koniec. Kropka. Nerwowy dzień przede mną.

Kanapka 182

Suszone morele 42

Kawa 40

Morele ? 42

Obiad ? 450

Jabłko 70

Bułka 220

Rezem 1046

Zostało jeszcze 154. Głodna jestem. Tyle tylko, że nie wiem co z nimi zrobić. Zjadłam jeszcze jedną pomarańczę ile ważyła nie mam pojęcia. Dla 240 g jest 106 kcal. Nawet jakby była to trochę większa, to mimo wszystko się zmieściłam.

Jeden tekst poszedł. Jeszcze 478 i będzie z górki. Chyba nigdy już nie będzie z górki. Absolutnie nie.

 

 

15 października 2013 r.

Wtorek był wredniejszy niż zwykle. Wkurzył mnie pracodawca. Nie podoba mu się mój nienormowany czas pracy. Zatem przejdziemy na normowany. Dokładnie mu będę zapisywać co i ile robię. W ciągu dwóch pierwszych dni pracowałam 28 godzin. Czyli z 40 godzin, które powinnam w tym tygodniu zrobić zostaje mi już 12.Dzis mam spotkanie, na którym posiedzę kolejne dwie. Zostanie 10. A ciągle jestem sama. Ale skoro pan chce płacić za nadgodziny jego problem.

Jedzenie

Bułka 220

Kanapka 182

Jabłko 70

Śliwki 450 (liczę, ze był kilogram)

Kawa 80

Rzodkiewka 12

Razem 1014

Waga 87,9 ? po 3,5  godzinach snu ciężko się dziwić