Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Kobieta. Mądra, Piękna. Inteligentna. A co! Sobie komplementów nie będę żałować. Kocham smoki i ostatnio zaczynam się rozglądać za jakimś, Najlepiej czerwonym, bo ładniejszego koloru nie znam. Pozwalam zmianom, aby się działy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 81963
Komentarzy: 730
Założony: 22 lipca 2006
Ostatni wpis: 3 stycznia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ognisko

kobieta, 51 lat, Bochny

162 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 października 2013 , Skomentuj

27 września 2013 r.

Przejście graniczne przekroczyliśmy w Łysej Polanie. Słowacja powitała nas jakąś polską reklamą. Słowackie Tatry pokazały się w cudownej odsłonie Nadużywam tego słowa. ?cudowne?. Trudno,

Podobają mi się góry, mimo, ze zasłaniają widoki na resztę rzeczy.

Bielańskie jaskinie odkryte w XVII w. przez poszukiwaczy złota. Pod koniec XIX wieku 1884 r. udostępniono dla zwiedzających. Trasa turystyczna około 1 km. Podejście około 1 km. Ci co nie chcieli zostali U furmana, czyli w tym czymś na zdjęciu.

Kilometr kilometrowi nie równy. Najpierw kazali nam iść do góry, mocno do góry. Chociaż właśnie mi wytłomaczono, że to wcale góry nie są. Nie wiem, kto wymyślił chodzenie pod górę, ale widocznie był sadystą. I to dużym sadystą. Po wejściu na górę (szlak żółty) okazało się, że cel został ukryty za wielką bramą. Strzegł jej cerber, co bez specjalnego kawałka papieru nie chciał wpuścić człowieka do podziemi. Przy kasie jest ciekawy zegar. Chodzi do tyłu. 


Zdjęć właściwie nie mam. Żądali dziesięć euro za prawo pstrykania fotek, wiec sobie darowałam. Po jaskiniach oprowadzała nas kobieta. Trochę mówiła po polsku. A to czego nie mówiła szło z głośników. Jaskinie są wielkie. I mają 860 schodów, nie licząc podestów i przejść. Podobno nawet sześć gatunków nietoperzy tam mieszka, ale chowają je przed watahami turystów. Trudno się dziwić. Ludzie jakoś krzywo patrzą na te ssaki. Wracając do tematu szłam sobie tymi schodami i szłam. Głównie w górę, ale żeby nie było czasem w dół też schodziliśmy. Gdzie nie gdzie woda skapywała ze ścian i tworzyła maleńkie stawy. Zarządzający skrzętnie to wykorzystywali i lampkami pooświetlali, tworząc legendy o spełnianiu życzeń. Wrzuć grosza, a będziesz?.  Grosza nie wrzucałam, ale przy każdej sobie życzenie mówiłam. Ostatecznie chytra jestem, po mieczu poznanianka.

Poodtykałam też kilka stalagmitów. Miłe w dotyku gładkie, no i kształt mają znajomy, tylko jakby ciut większy. Natura jest piękna. Setki lat, miliardy kropel wody i powstaje krokodyl, krzywa wieża, ogromny hamburger, ogród, krasnale. W jednej z sal były nawet organy. Na koniec czekała mała niespodzianka. Sala muzyczna. Podobno czasem odbywają się tam koncerty muzyki poważnej. Ma ponoć wspaniałą akustykę. Ja się na tym kompletnie nie znam więc pozostało mi wierzyć.

Po przeczołganiu się przez te wszystkie schody na końcu tunelu pojawiło się światełko. I poszłam w jego stronę. Po ponad 70 minutach znów byłam tam gdzie wcześniej. Pozostało jeszcze zejście na dół i ponad godzinna przerwa. Jak można wykorzystać czas wolny mając pod nosem dwie restauracje i całkiem sporo kalorii w zapasie. Oczywiście na latte z ciachem. Kawa była dobra. Ciacho ze śliwkami, na ciepło, do tego bita śmietana w spreju. Tej ostatniej nie ruszyłam. Ciasto zjadłam. Najlepsze nie było. Szkoda zmarnowanego dnia na słodycze.

Później pojechaliśmy do Kezmarku. Po drodze minęliśmy osadę romską. Podobno Słowaccy nie są zachwyceni tym, że wielu z ich obywateli to Romowie. Trudno się im dziwić, spoglądając przez okna autobusu, ale to inny temat.

Keźmarak to małe miasteczko, porównywalne do tego w którym mieszkam. Istnieje od 700 lat, więc trochę historii już ma. No i ma swój zamek, który został specjalnie wybudowany na terenie miasta, aby można się było w nim bronić przed wrogami. A budowali go Zapolscy. Był też w posiadaniu Laskich. Generalnie nie podobał mi się. Zamki rozczarowują. Jedyny, który mnie zauroczył stoi w Malborku.

Widziałam jeszcze elewacje miejskiego ratusza, które z daleka prezentują się całkiem ładne, z bliska już trochę mniej. Rynek miejscami przypomina Toruń. Stare kamieniczki, które niedawno zostały odremontowane. Tyle tylko, że w Toruniu wszyscy się spieszą, biegną. W Keżmarku czas płynie powoli.

Dwie wystawy sklepowe przypomniały mi stare czasy. Spłowiałe od słońca kartonowe pudełka. Jedne to nawet po polskich paluszkach. Na drugiej stały rządkiem kwiaty doniczkowe, z przewagą paprotek. Zaopatrzenie niezbyt wygórowane, ale studencka gorzka była tam najtańsza.

Udało mi się zwiedzić też kościół Zwiedzić to bardzo dobre określenie, skoro trzeba było wykupić bilet. Ponoć pieniądze potrzebne są renowacje. I nie dziwię się. Na niezbyt wielkiej przestrzeni zgromadzili tyle zabytków, że można by obdzielić spokojnie kilka kościołów. Pierwsza świątynia została wzniesiona już w XIII wieku. W obecnej można oglądać pozostałości gotyckich filarów. W ołtarzu głównym znajduje się rzeźba ukrzyżowanego Chrystusa, której autorem podobno był Wit Stwosz. W świątyni są aż trzy organy. Do tego, że znajdują się one po przeciwnej stronie ołtarza zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale żeby wisiały z boku to już nie.

Ciekawie wygląda też ława pod chórem. Jest na niej napis 1518, więc kilka pokoleń tyłków w niej zasiadło. Do najwygodniejszych nie należy. Natomiast ma ładne malowidła, które w dużej części już się zatarły.

Konfesjonały też się różnią od naszych. Są zabudowane i żeby wejść do środka trzeba otworzyć drzwi. I żeby się nie pomylić do którego spowiednika to na drzwiach są napisy z nazwiskami Przynajmniej ja tak je interpretowałam, Być może się mylę.

Kościół jest pod wezwaniem świętego Krzyża i Jana Paweł II ustanowił go bazylika mniejszą.

W bezpośrednim sąsiedztwie bazyliki stoi sobie dzwonnica z 1591 r. Podobna jest najpiękniejsza na Spiszu. Dla mnie była, bo innych nie widziałam

Do Bukowiny wróciliśmy spokojnie. Kolacja też była spokojna. Pierogi dostałam z serem, ale na słono. A później się zaczęło. Myślałam, ze zwariuję. Wyjec się odezwał. Mocno i dobitnie zaznaczył swoją obecność. Miałam dość. Zaczęłam jeść. Pod ręką były lentilki. Wysłałam jeszcze wiadomość Zmorze, że mam dość tego całego odchudzania.

I nie mam pojęcia co się stało, ale wszedł we mnie nowy duch. Cukierki odstawiłam i wzięłam się za robotę. Wyjec się uciszył.

 

 

Kanapka 182

Kanapka120

Kawa 60

Twaróg 100

Latte 200

Ciastko 300

Marchewka 60

Jabłko 72

Lentilki 250

Pierogi 390

Razem 1734

O lentilki za dużo. 

27 września 2013 , Komentarze (1)

26 września 2013 r.

Od rana zapowiadali deszcz. Jednak widok z okna był nieziemski. Nierzeczywisty. Nie mogę się przyzwyczaić do gór. Są piękne, majestatyczne i obce. Boję się i kocham. Przyciągają swoim magnetyzmem.

Dziś pojechaliśmy do Zakopanego. Przewodniczka zaprowadziła nas najpierw do starego kościółka. Kiedyś rządził tutaj proboszcz Józef Stolarczyk. Aby zachęcić parafian do chodzenia na nabożeństwa pozwalał im palić w świątyni. Palić fajki, oczywiście, bo rzecz się miała w latach 50-tych dziewiętnastego wieku. Gazda przychodził sobie do kościoła. W najlepszym niedzielnym ubraniu. I zanim rozsiadł się w drewniej ławce i zanim pokłonił się Bogu, to najpierw ogniem ze świecy płonącej na ołtarzu podpalał swój cybuch. Ale dzięki temu ksiądz miał frekwencję na mszach.

Usłyszałam też inną opowieść. O tym jak budowano kościół murowany w Zakopanym. Najpierw wykorzystano wszelkie materiały, które pozostały po hutnikach. Jednak to nie wystarczyło. A do kamieniołomów trudno było kogoś namówić, aby poszedł. Na wspaniały pomysł wpadł miejscowy proboszcz. Każdy kto cudzołożył za pokutę musiał iść do kamieniołomów po kamień na budowę kościoła. Wyobrażacie sobie ile dziś dzięki takiego rodzaju pokucie różnych rzeczy można by zrobić.


A później był spacer po Pęksowym Brzysku. To najładniejszy cmentarz jaki widziałam. Lubię oglądać cmentarze. Ten jest jednak wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. Pomijając fakt, że większość nazwisk wyrytych na tablicach jest znana ze szkolnych podręczników (Makuszyński, Witkacy, Chałubiński, Marusarz, Czech, Sabała, Przerwa ? Tetmajer itd.) to jest tu coś niepowtarzalnego. Mimo upływu lat ci ludzie ciągle żyją. A cmentarz sprawia wrażenie miejsca, gdzie tylko na chwilę przystanęli, by odpocząć. Żadnego patosu, cierpiętnictwa, niepotrzebnej gigantomanii. Proste, czasem nawet nieociosane kamienie, które dawno porósł mech, drewniane kapliczki, jakich nie spotyka się nigdzie indziej, rzeźby znanych mistrzów, szum lasów i wspaniały widok na góry czynią ten zakątek niepowtarzalnym.


Czarne chmury kłębiły się nad nami gdy szliśmy pod Gubałówkę . Po drodze odkryłam, że popsuły mi się buty. Jedyne, które nadawały się do chodzenie po górach. Pięknie się zapowiadał dzień. Na Gubałówkę wjechaliśmy koleją linową. Nie narzekam. Mogliśmy wjechać. Widok był całkiem całkiem na Zakopane. Przy okazji okazało się, że pamiątki z gór są dokładnie takie same jak te znad morza. Chociaż nie, foczki nigdzie nie widziałam. Wpadły mi za to w oko stringi z motywem góralskich chust. Jak schudnę to sobie kupię.

A później był jeszcze spacer Doliną Strążyską. Buty uwierały potwornie, ale warto było. Potok sobie szemrał cichutko, głazy stały, wybrałam sobie nawet jeden ładny kamyk na pomnik. Kiedy dochodziliśmy do herbarciarni wdzięcznej nazwie Parzenica zaczął padać deszcz. Ulewny deszcz. I przez niego nie usłyszałam jak zwoływano chętnych do wyprawy nad wodospad. Trochę żal. Ale za to zjadłam pierwszy raz w życiu rydze. Smażone. Pyszne były. Porcją podzieliłam się jednak. Za dużo jakoś tak.

Do autobusu wracaliśmy w strugach wody. Szybko się nóżkami przebierało, oj szybko. Później była jeszcze chwila na muzeum, gdzie kilka filmów o tatrzańskiej przyrodzie nam wyświetlono. Takie susły zapadają w sen zimowy na ponad 5 miesięcy. Pozazdrościć. Wypchane zwierzęta zdecydowanie mi się nie podobały. Ale to inna dyskusja, więc komentować nie będę.


Na zakończenie było jeszcze 40 minut na Krupówkach. No i dzięki temu mam nowe, czarne buty. Cudo.

 

Jedzenie

Kanapka ? 182

Kanapka - 120

Rydze smażone 200

Kawa ? 40

Cola ? 1

Śliwki 135

Alkohol 55

Placki smażone200

Sok jabłkowy 38

Jeżyny -100

Twaróg 100

Chleb- 90

Razem 1081

No i teraz wiem czemu byłam głodna.

Aha. Wieczorem rozegrano dwa turnieje. W warcaby byłam trzecia, a w szachy zwyciężyłam. Facetów na kolana położyłam, ale mistrzynią zostałam.

26 września 2013 , Skomentuj

25 września 2013 r.

Wstałam po czterech godzinach snu. A dziś środa powinnam się odsypiać. No, ale okazja była nie byle jaka. Jadę w góry. Zatem na sen znajdę czas kiedyś później. Waga pokazała 89,2 kg. To nawet mniej niż na pasku. Przez moment zaświtał mi pomysł, żeby skubaną zapakować do torby, ostatecznie jeszcze sporo miejsca mam, ale to był tylko pomysł. Realizować go nie zamierzałam.

W Warszawie byliśmy przed siódmą. Przesiadka do autobusu i do Krakowa. Kocham to miasto. Widziałam przez moment, a kocham. Obowiązkowo zaliczyłam Wzgórze Wawelskie. Tym razem pochodziłam sobie po komnatach królewskich. Koniecznie chciałam zobaczyć arrasy. Zdjęcia, które oglądałam jeszcze w szkole nie dawały mi spokoju. Zatem odłączyłam się od szanownej wycieczki i poszłam na Wawel. Najpierw odstałam swoje w kolejce do kasy. Później wykupiłam bilet na zwiedzanie apartamentów reprezentacyjnych i po przejściu kontroli bramkowej weszłam do zamku. Pierwsze wrażenie po wejściu to rozczarowanie. Nie te arrasy. Moje miały być duże i kolorowe. Ten który wisiał na ścianie był jakiś taki mały i wyblakły. Nie mój. Ale jak już weszłam to idę dalej. Idę i idę, nawet podziwiam skrzyneczki podróżne, jedna nawet pod głowę była. Dłużej postałam przy łóżku z baldachimem. Łóżko jak łóżko, ale zaskoczył mnie rozmiar. Wiem, że ludzie byli kiedyś niżsi niż teraz, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Po obejrzeniu owego mebla dołączyłam się do sympatycznej grupy Słowaków, którzy mieli przewodniczkę. Mówiła po Polsku wiec sobie posłuchałam. W kolejnej komnacie zobaczyłam w końcu mój arras. Dokładnie taki jaki chciałam. Arras podarowany narodowi czyli mnie też przez Zygmunta Augusta. 20 metrów kwadratowych. Był na nim Noe z synami. Z zamku udało mi się wynieść (jak to brzmi) wiedzę o tym, że:

- Zygmunt August był strasznie brzydki. Duży wielki nos, mała postura. Brzydki i już

- Zygmunta Starego nazywa dojutrek a wszystko przez to, że jako stateczny król (został nim mając 40 lat) z ważniejszymi decyzjami musiał się przespać, a więc ich podjęcie odkładał do jutra. Też bym tak chciała. Ostatecznie stateczna ze mnie już pani

- arrasów jest 136. Wystawiają tylko kilka. Największy ma 40 metrów kwadratowych

- Do arki Noego wejść jako pierwszy miał król zwierząt lew, ale cwańsza i szybsza okazała się świnia.

- rudy kolor włosów jest nazwany piętnem kainowym. Po zabiciu brata Kainowi zmienił się kolor włosów właśnie na rudy, po to aby żaden człowiek, nie zwierz go nie zabili (historia przedstawiona została na trzech arrasach) i musiał się błąkać przez kilka wieków po ziemi, kary za grzechy.

- Nazwa Wawel nie odnosi się do zamku tylko do wzgórza.

Po podszkoleniu z biblii przyszedł czas na czakram. Tajemnicza moc pod Wawelem ponoć działa. Nie poczułam, ale wierzę, że działa.



W Krakowie zaliczyłam jeszcze sukiennica i kościół mariacki. Do spowiedzi mimo usilnych namów nie poszłam. Latte wypiłam w Jamie Michalikowej. Mam 1500 kcal do dyspozycji to korzystam. Na koniec, tuż przed odjazdem autobusu ktoś specjalnie dla mnie wypatrzył tę restaurację. Zetem z dedykacją dla wegetarian

A później były już góry. Na zachód słońca dojechaliśmy do Bukowiny. Z okna patrzę sobie na jakieś ładne pasmo. Cudeńko.

Zbieram się, bo za chwilę śniadanie. Żyć nie umierać. Możecie zazdrościć. Pozwalam

 

Latte 200

Bułka z serem 220

Śliwki 450

Ziemniaki, surówka jajko sadzone 450

Ogórki 50

Marchewka 30

Rzodkiewka 20

Cola 2

Razem 1422

24 września 2013 , Skomentuj

24 września 2013 r.

89,6 kg ?jak przewidywałam spadek by duży. No i osiągnęłam najniższą wagę od początku tej edycji odchudzania. Polubiłam nawet te ważenia. Zawsze jakieś inne cyferki się pokazują. 

Na pandemonium wtorkowe spuszczę zasłonę milczenia. "Sztresu" było mnóstwo, za dużo. Ale wszystko poszło na czas, zatem mam trochę spokoju. Po pracy obcięłam sobie włosy. To pewnie kolejne deka schudnę. No i spełni się sen. Śniło mi się, że jestem w ciąży, a to podobno oznacza zmiany i że nowe idzie w życiu. 

A teraz najważniejsze rano wyjeżdżam pooglądać sobie góry, Taterki dokładnie. I będę je sobie oglądać do poniedziałku. I nie ważne, ze z laptopem i tego typu pierdolami, ważne, ze jadę.

Zabawa co można zrobić w godzinę coraz bardziej mi się podoba. Zatem:

- Wstawić wpis informujący o turnieju badmintona na fb i stronę internetową. Nawet jakiś obrazek znalazłam., żeby ładniej wyglądało.

- Schowałam aparat i kabel. Ciekawe, ze bez przerwy lobuza chowam i bez przerwy jest na wierzchu.

- Porozdzielałam papiery na biurku. Na biurku, raczę zauważyć. Zaczyna mi się powoli klarować plan robót. Ostatecznie na urlop jadę to będę musiała to ogarnąć z daleka. Czyli tradycyjne z laptopem na kolanach, ale kilka ładnych opisów gór też powstanie. Lubię pisać.

- Torbę do pakowania przyniosłam. Na dnie leży już ręcznik, bo za CHRL nie pamiętam czy mają i piżama, bo tej wiecznie zapominam, a nie wiem z kim przyjdzie mi zaleć. Mam nadzieję, że samej. A i przytachałam też książkę. Sama się dziwię swojej naiwności jakim cudem zdążę ją przeczytać, ale optymistycznie zakładam, że jednak zdążę.

Druga godzina idzie

- Paznokcie pomalowałam sobie na złoto. Nawet nie wiedziałam, że mam taki kolor lakieru. Nie uszczęśliwił mnie, ale za to mogę ze spokojem ducha stwierdzi, że złota ze mnie dziewczyna.

- Buty z grubsza ogarnęłam. Schną sobie grzecznie. Kocham moje nike i nie zamierzam się bez nich ruszać. Po górach będę łazić w innych, ale po płaskim mowy nie ma. Mimo, ze białe i wiecznie się brudzą to darzę je miłością wielką. Są piekielnie wygodne. \

_ Spakowana prawie jestem. Prawie, bo ładuję laptopa i muszę buty jeszcze wrzucić, ale to już szczegół

Minęły prawie dwie godziny,

Jedzenie

Deser kawowy bakomy (niedobry, o ile jogurt pyszny deser niedobry) 204

Kanapka ? 182

Grzanki z jajkiem 600 (chyba, ale nie chce mi się szukać i tak nie przekroczę limitu)

Kawa -40

Śliwki ? 135

Cola 2

Inne warzywa - 40

Razem 1203. Trzy się nie liczą.

Idę spać. Wyjeżdżam o 5. Zamierzam spać aż do Krakowa

24 września 2013 , Skomentuj

23 września 2013 r.

7.15 -8.45

Pięć minut udawania, że budzik wcale nie dzwonił. No bo wiadomo, że człowiek aby się wyspać potrzebuje jeszcze tylko pięć minut

Prysznic

Śniadanie. W czasie kiedy woda się gotowała na herbatę zamiast oglądać ?Małą miss? grzecznie pozmywałam naczynia. Zrobienie jednej kanapki nie zajmuje zbyt dużo czas.

Po zjedzeniu śniadania zważyłam się. To nie był najlepszy pomysł, bo waga znów pokazała 90,6kg, ale może jutro dzięki temu schudnę ponad pół kilogram, więc jakiś plus będzie.

Przejrzałam poczty i wpisy na blogach. Nic nowego się nie dzieje. Zresztą trudno, aby ktoś do mnie pisał między 1.30 a 7.00.

Wstawiłam zdjęcie i opis turnieju koszykówki. Podpisami niech się zajmie stażysta. Ostatecznie sam grał. Przy okazji przygotowałam dla niego kilka zajęć aby umilić człowiekowi siedzenie w biurze. Na pewno się ucieszy.

Posłałam łóżko, a brudne rzeczy wyniosłam do kosza w łazience.

Zebrałam grzecznie rzeczy i ruszam na poniedziałkowy podbój miasta. Mam nadzieję, że maksymalnie o 11.30 będę z powrotem i spokojnie zacznę pisać. Jutro wszak najgorszy dzień tygodnia. Wtorek.

Od 20.57 do 22.00 zamierzam wysłać do grafika makietę nowego wydania i pięć stron. Mam nadzieję, że pójdzie.

5 poszła. To najłatwiejsza strona. Bo mało tekstów, mało zdjęć, mało wszystkiego. Zostaje jeszcze 14 stron. Dlatego nie lubię poniedziałków. Tylko nie lubię. Nienawiść zdecydowanie żywię do wtorku.

Więcej ze względu na nadchodzące pandemonium dalej  nie pisałam.

Jedzenie

Kanapki 484 (jedna z serem, jedna z pasztetem sojowym i jedna z wysmażonymi śliwkami)

Kasza  z jajkiem - 400

Jogurt kawowy 193

Arbuz  126

Kawa 80

Cola 2

Razem 1284 możliwe, ze gdzieś przesadziłam. Ale skoro przyjęłam, że tyle zjadłam to zjadłam. Zostaje te 84 za dużo 

23 września 2013 , Skomentuj

22 września 2013

Rano postanowiłam się wyspać. W związku z tym z łózka zwlekłam się po 12.00. Nie pamiętam już tak cudownej niedzieli. Tylko jeden telefon mnie obudził, ale to nie było nic pilnego więc mogłam sobie spać dalej.

Co można zrobić w godzinę?

Zalać i wypić kawę

Posłać łóżko (bez szaleństw z odkurzaniem)

Pochować do szafy ubranie, brudne wynieść do kosza w łazience, schować do pudełka buty, które stały obok szafy jak wyrzut sumienia od dwóch tygodni.

Posegregować jedną kupkę papierów na kilka ładnych stert rzeczy do zrobienia

Wynieść makulaturę, zgnieść i wynieść butelki (nie zapominajmy o odklejeniu etykietek i odkręceniu korków, bo te zbiera dziecko sąsiada), umyć pięć kubków

Podlać kwiaty w jednym pokoju, napełnić wodą 15 półtoralitrowych butek

Schować aparat fotograficzny do pudełka, a kabel do szuflady

Przebrać się, bo jadę na festyn, a przy okazji zamierzam zahaczyć o grzyby, o ile oczywiście pogada wytrzyma

Pogadać przez chwilę na gg

Napisać co można zrobić przez godzinę

I mam jeszcze 4 minuty to może część rachunków popłacę. Zapłaciłam wszystkie, ale to dlatego, że kierowca mi się spóźniał.

 

Na festynie, a później na grzybach spędziłam 4 godziny. Nie żałuję, ale masa rzeczy zwali mi się jutro na głowę. Grzybów trochę mimo ciemności złowiłam.

 

Ile tekstów można opracować w godzinę?

Opracowanie od napisania różni się tym, że dostaję gotowe informacje i muszę je tylko przeredagować, aby miały ręce i nogi. W formie jakiej przychodzą rzadko daje się puścić.

Taki przykładzik: „Bezkonkurencyjny tego dnia okazał się Piotr Kowalski z wagą 17,4 kg”. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy oni na tych zawodach wędkarskich oprócz łowienia ryb zajmowali się jeszcze konstruowaniem wag i czyja cięższa ten zwyciężał. No dobrze leciutko się nabijam. Ale wolno mi, to korzystam

Poprawki na sondę były najprostsze. Dziewczyna prawie wszystko zrobiło ok.

Zaproszenie na wieczór poetyki też nie było trudne

Przy walnym zebraniu organizacji utknęłam. Miałam za mało informacji od organizatorów. Ktoś kto pisał wiadomość nie raczył pofatygować się nawet ze stwierdzeniem kto stoi na jej czele i jakie są  główne cele. Oczywiście stowarzyszenie nie ma własnej strony. Ostatecznie to organizacja kilku gmin i powiatu, więc nie ma możliwość aby tak wielką rzecz uczynić. Za darmo tam nikt przecież pracował nie będzie. Poszukiwanie potrzebnych wiadomości do sklecenia całości zajęło mi masę czasu.

Zatem przez godzinę trzy teksty się udało

 

89,9 kg.

Jedzenie

Kanapki 546

Jabłko 40

Sałatka 400

Śliwki 135

Cola 2

Kawa 40

Grzyby 33

Razem 1196

Ale ochotę na krówki miałam przemożną, stały na stole w pudełku i kusiły. Nie zjadłam, ale chciałam, mocno chciałam. Widać w przedziwny sposób Zmór znalazł radę jak pogłębić we mnie przeświadczenie, że to nie jest dozwolone. Ciekawe kiedy mu się znudzi. 

22 września 2013 , Komentarze (1)

21 września 2013 r.

W nocy obudziło mnie poczucie, że czegoś jednak nie zrobiłam. Nawet szybko wpadłam na to co to jest. Bateria do aparatu zdążyła się naładować.

Biegi się odbyły. Pogoda była ok. Ludzie przyszli mali i duzi. Łydki mnie bolą, ale nie od biegania. No nie, na to żebym z własnej nieprzymuszonej woli poczłapała ponad 10 km to nie ma mowy. Ale przez siedem godzin latam z miejsce na miejsce robiąc zdjęcia, krzycząc na innych, że źle stoją, rozpakowując, pakując, udzielając miliona odpowiedzi na dziwaczne pytania , szukając materiałów do wywiadu Bardzo spodobała mi się wypowiedź jednego z dzieciaków:   nie lubię biegać, ale chcę grać w piłkę. Trener powiedział, że jak nie będę biegał to nie mam szans na bycie Ronaldo. No to przyszedłem i pobiegłem. Mówił to grobowym głosem, z nieszczęśliwą miną, a udręka malowała się na jego twarzy przez całe 35 sekund. Więcej nie zdążył mi powiedzieć, bo musiał lecieć, watę właśnie przywieźli.

Wiecie, że można wbiec na 20 piętro po schodach w 2 minuty? Wbiec, na piechotę. Żadna winda. Ja nie wiedziałam, ale niezbite dowody stały przede mną  w zielonej koszulce i przekonywająco opowiadały o tego rodzaju podbiegach.

A tak w ogóle to nigdy więcej organizacji biegów. Kilkanaście lat w zupełności wystarczy. Nie chce, nie umiem, nie potrafię i wszelkie inne nie.

90,5 kg 

Jedzenie:

Kanapka 182

Kanapka 182

Kawa 40

Sok pomidorowy 42

Sok jakiś tam 84

Kalafior 88

Rzodkiewka 16

Ogórek 30

Śliwki250

Grzyby 20

Michałki 3 sztuki 81 x 3 =243

Krówka 1 sztuka 40

Cola 2

Razem 1189

Byłam się gotowa założyć, że krówka jest dużo bardziej kaloryczna niż michałek. A że mie miałam z kim to nie przegrałam. 

20 września 2013 , Komentarze (1)

20 wrześnie 2013

90,1 kg ale ważyłam się po wypiciu coli, więc nie mam zielonego pojęcia jak to wpłynęło na całokształt.  Medale dosłali na biegi. Zastanawiam się co nie zostało zabrane i o czym zapomniałam. Rano się okaże. Jak przeżyję jutrzejszy dzień to przeżyję wszystko. Przynajmniej do następnego roku.

Wystraszyłam się i to mocno. Mój szacowny tatuś nagle zaczął wzywać pomocy. Zanim zbiegłam po schodach miliony rzeczy przeszły mi przez głowę. Bardzo złych rzeczy. W krzyku był niepokój. No i okazało się, że szacowny staruszek potrzebował pomocy przy obieraniu grzybów. Co przeżyłam to moje.

A pro po grzybów. Na 1,60 kg borowika znaleziono w lasach niedaleko mnie. W niedzielę nie ma bata. Jadę na małe polowanie na prawe. 

Nie ćwiczę, nie chodzę, nie biegam., ba ja nawet nie odchudzam się z własnej woli. Ale mimo wszystko kocham to uczucie, bycia zmuszaną do czynności których nie chce mi się wykonać. Takie małe zboczenie.

 Opowiadanie napiszę. Już wiem jak. Tylko muszę trochę ochłonąć. To nie było fair. 

Jedzenie:

Kanapki 546

Leczo 400

Śliwki 135

Kawa 80

Cola 2

Grzyby 33

Razem 1196

20 września 2013 , Komentarze (1)

19 września 2013 r.

Zmuszam się do zrobienia każdej kolejnej rzeczy. Wrednie mi idzie, ale się zmuszam. Na złość sobie i temu, że chciałabym spokojnie posiedzieć przed kompem i dopasować kolejne kostki mahjonga. Zmuszam się do tego by nie zejść do kuchni, nie otworzyć szuflady i nie posmarować chleba masłem, położyć na nim dwa plasterki sera i zjeść. Zmuszam się, aby miliona różnych rzeczy. Łatwo nie jest. Kłócę się sama ze sobą i przekonuję, że na cholerę mi to wszystko. Ale wymówki jakoś nie działają. W każdym razem niespecjalnie. Czasem dam się skusić kolejnej fajnej rzeczy, która powoduje, że coś tam odkładam, ale na krótko. Jednym zdaniem życie zaczyna robić się straszne. Szukam wymówek, żeby nie mieć wymówek. To jest już wyższy szczyt perwersji.

W sobotę odbędzie się największa impreza, jaką robi moja organizacja. Biegi. Nogi powinnam mieć jak z galarety, żołądek ściśnięty do granic możliwości i czarne sny, że nikt nie przyjedzie, że padać będzie tak obficie, że trasa całkowicie znajdzie się pod wodą, że ? A tu cholercia nic. Nawet wyrobiłam się już z większością rzeczy, które miałam zrobić. Panikować pewnie będę jutro.

Zmór łaskawie mi darował te 20 kcal. Ba nawet się zgodził na coś słodkiego raz w tygodniu. Dziś waga pokazała całe 0,10 kg mniej. Czyli ważyłam 89,8. W takim tempie to ja chuda niedługo będę. Całkiem chuda. Pełnia jest. Jeśli wierzyć fazom księżyca to teraz powinno się chudnąć, bo skoro on cieniej to kobiety też powinny.

Jedzenie

Kanapka 546

Leczo 200

Zupa 200

Brzoskwinia 40

Śliwki 135

Kawa 80

Cola 2

Razem 1203

19 września 2013 , Skomentuj

18 września 2013 r.

Nie doszłam do 1000, ale ciągle mam na minusie przez to wczorajsze.  Ale waga była mniejsza -  89,9. No dobrze nabijam się lekko, ale tylko lekko. 

Dziś nie miałam czasu mieć apetytu. Od rana latałam. Udało mi się nawet narozrabiać i podpuścić jedną stronę na drugą. A wszystko przez donicę. Zwykłą kamienną donicę, która stała kiedyś przed pamiątkową tablicą upamiętniającą 300 pomordowanych przez hitlerowców. Sadzono w niej kwiaty.  Ktoś ją zbił. I zapomniano wstawić nowej. W sumie to już było tyle lat temu, wiec  na co komu pamięć. Urzędnik tłumaczył się, że nie ma pieniędzy w budżecie na zakup nowej. No to skorzystałam z okazji, że jest sesja rady. I grzecznie poprosiłam jednego z radnych, aby wprowadzając zmiany w budżecie pomyśleli o pieniądzach na donicę. Chryja była jak nieboskie stworzenie. Ale donica podobno ma być. Wszyscy mają pełne usta frazesów o patriotyzmie, ale mała misa z kwiatami staje się już problemem.

Na sesji wkurzyła mnie jeszcze jedna rzecz. Jeden z radnych dał żółtą kartkę burmistrzowi, bo ten nie poszedł na msze w związku z rocznicą napaści ZSRR na Polskę w  1939 r. A nie poszedł, bo był wtorek, 10 rano i akurat przyszedł do niego mieszkaniec  miasta. No cóż podobno powinno się wybierać priorytety. Dla mnie nabożeństwo nie jest priorytetem, nawet jak ktoś modli się za ojczyznę, ale ja jestem ateistką, wiec pewnie nie zrozumiem tego nigdy.

A później żeby się odstresować pojechałam do lasu na grzyby. Godzinka i wiaderko się uzbierało. Same podgrzybki, z brązowymi mokrymi łepkami. Uwielbiam takie obgotowane i z solą. Trzeba czegoś więcej do szczęścia.

 

jedzenie

Kanapka 182

Kanapka 150

śliwki 90

kawa 40

zupa 200

sałata z ogórkiem 100

kawa 45

paluszki 50

grzyby 66

cola 2

pomidor 10

kawa 40

971

 To coś ponizej pochodzi ze strony https://app.vitalia.pl/site_media/obrazki/08006-8b57ec8c1ee8ea7.jpg