Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 października 2020 , Komentarze (10)

Witajcie po koniec weekendu... Jak minął? 🤔Szybko, zdecydowanie za szybko 😁 w piątek odebrałam wyniki i prześwietlenie kręgosłupa i jutro idę do lekarza.  Pobolewa mnie, ale zdecydowanie mniej, choć są momenty, że nie mogę oddychać, mimo wszystko jestem dobrej myśli.  Zaplanowałam, że w sobotę pojedziemy na działkę i wykopiemy marchewkę (mam dwie grządki), może pietruszkę... Przyjechaliśmy z mężem pełni zapału i najpierw było bardzo zimno - dobrze, że wzięłam termos z herbatą. Jak zaczęliśmy wykopywać pierwszą grządkę, zaczął padać deszcz. I już padało, padało, padało, aż do wieczora. Wyłuskałam jeszcze z tatą fasolę, przesadziłam kwiatki,wyrwałam koperek i wróciliśmy do domu. Przyjechałam zziębnięta, trochę zmęczona, z lekkim niedosytem, że nie zrobiłam w pelni tego, co zaplanowałam. Niedziela w domu, bez szaleństw, jedzenie ogarnięte, słodyczy i przekąsek brak. Zobaczymy jak pójdzie jutro. A jak u Was? Jesteście dzielne? Miłego wieczoru. Ewa

9 października 2020 , Komentarze (10)

Dzień dobry w piątkowy poranek, bardzo się cieszę, że będzie weekend, choć ja jak zwykle mam różne plany na sobotę i niedzielę i to w różnych opcjach: jak będzie zimno, jak będzie padać, jak będzie słońce ..a co z tego wyjdzie?Wiadomo życie zweryfikuje. Wczoraj byłam grzeczna i prawie 😋 zdyscyplinowana. Rano po rozwiezienie dzieci pojechałam do stomatologa. Ząbek zrobiony, nic więcej nie ma, także jeden punkt w medycznych postanowieniach tego roku zakończony. Potem pojechałam do sklepu, tak mi się marzyła brukselka i jakieś owoce, ale brukselki nie bylo, a obok owoców przechodziłam jakoś obojętnie. Na nic nie miałam ochoty, patrzyłam na nie jak kot na zdechłą mysz.. Wyszłam za to z pięknym dużym kalafioem i jakim drobiazgami, ale bez żadnych słodyczy czy przekąsek. Przeszłam koło nich i nic, nawet mnie nie ruszały. Przyjechałam do domu, zjadłam śniadanie i pomyślałam, może pójdę na kije... Tylko na pół godziny i tak sobie szlam,słońce świeciło i momentami było naprawdę ciepło. No dobra jeszcze 15 minut bo o godz. 12 miałam telekonferencje więc jeszcze trzeba się jakoś zrobić🤔 i tak przeszłam godzinkę i ponad 6 km. Czy to dużo? Nie wiem. Czy to mało? Też nie wiem. Ale uznałam, że należą mi się brawa. Mimo ciężkiego dnia (zawodowo) wieczorem zrobiłam chłopakom tartę z ciasta francuskiego,  włoskimi przyprawami jedna była z serem i pomidorami, a druga z wędliną, serem, oliwkami i pomidorami. Zapach obłędny, w smaku też dobra. Kiedy juz siadalusmt do stołu moje młodsze dziecię zapytało: ,, mama, czy któraś z tych tart jest wegańska''? 🤔🤔🤔Popatrzyłam na niego i powiedziałam ,,spróbuj i powiedz czy dobra'' 👍 Zmykam Was poczytać, a potem do swoich obowiązków. Dzisiaj odbieram wyniki i w poniedziałek znowu do lekarza. Pozdrawiam Was i życzę dobrego dnia. Ewa

8 października 2020 , Komentarze (11)

Witajcie, na początku chciał podziękować za każdy wpis, nawet nie wiecie, jaka mi sprawia radość. Także bardzo, bardzo dziękuję. W tym tygodniu pracuje od 12 do 20 więc nie mam za dużo czasu dla siebie, zresztą nawet jak mam wolne to jego też nie nam. Kiedyś dzieci mi powiedziały, że jak mam wolne to mam pięć razy więcej zajęć, bo przecież wtedy chce zawojować świat. Wczoraj jak to w zwyczaju zawiozłam starszego na przystanek, młodszego do szkoły i no właśnie ...co zrobić z tym wolnym czasem 🧐🧐🧐🧐. Umówiłam się z tatą na działce bo to już październik wrzesień trzeba wszystko zbierać i posprzątać, więc zebraliśmy dwie grządki fasolki, a właściwie wyrwaliśmy dwie grządki bo fasola była tylko na jednej, a druga zmarzła. Ale i tak uzbieraliśmy dwa wiadra - nie powiem spore te wiadra- więc wieczorem mąż mi troszkę ugotował, żeby spróbować i nawet mi smakowała. Także praca na działce była innym rodzajem aktywności: nie kijkowaniem, nie ćwiczeniami, ale aktywnością, z której byłam zadowolona mimo, że nie spaliłam 300 czy 500 kalorii. Ale wieczorem złapał mnie dól, a to z tego powodu, że weszłam na wagę o ja głupia !!!! I zobaczyłam o 2 kg na plusie!!! Oczywiście wiem jestem przed @, ale miało być 2 kg na minusie. Ale się poddaje, dzisiaj mam w planach zakup mnóstwa warzyw i owoców. Tylko co z tego wyjdzie?? A Wam jak idzie? Pozdrawiam Ewa

7 października 2020 , Komentarze (13)

Dzień dobry,

Nie myślałam, że organizm tak szybko upomni się o cukier. Wieczorem bolała mnie już głowa i moje myśli kręciły się dookoła słodyczy. Rano jeszcze nic tego nie zapowiadalo; zjadłam grzecznie śniadanie (pieczywo razowe z mnóstwem zielonej sałaty lodowej, wędliną drobiową i pomidorami), na drugie śniadanie wasa z białym serem, obiad leczo, a na kolację mąż zrobi zapiekankę z makaronu, piersi z kurczaka, passaty i żółtym serem (ja bez sera). W ciągu dnia wypiłam pół litra wody i to mój mały sukces. Wieczorem już zaczęła mnie boleć głowa i już zaczynałam szukać usprawiedliwienia dla jednego ciasteczka, kawałka czekolady. Wpadła mi nawet myśl, że może poproszę męża aby pojechał do cukierni po jakiś kawałek ciasta. Chodziłam śpiąca, zniechęcona, z bólem głowy, zresztą kręciło mi się w głowie i wtem usłyszałam jam mąż mówi do dziecka ,,przynieś mamie jednego batona" więc oczami wyobraźni widziałam coś czekoladowego, a dziecię przyniosło batona musli z orzechami, żurawiną z miodem. Zjadłam i potem zaczęłam się zastanawiać czy słodycze mnie pokonały czy jednak ja zwyciężyłam. Do tej pory nie wiem ...Ból głowy utrzymuje się do teraz. Ale to nic, ból kiedyś przejdzie a ja się nie poddaje. Chciałabym w święta ubrać moja czerwoną sukienkę z koronkowymi wstawkami. Pozdrawiam i życzę miłej środy. Ewa

6 października 2020 , Komentarze (14)

Dzień dobry we wtorkowy ranek. Wczorajszy dzień minął z różnym nastawieniem emocjonalnym u mnie. Najważniejsze jednak było to, aby trwać w postanowieniu, że właśnie zaczynam coś zmieniać. Bo wiecie jak to jest dzisiaj postanowimy, a za godzinę postanowienie jest już nieaktualne. Najpierw rozwoziozłam chłopaków do szkoły, wróciłam do domu i... No właśnie co robić? Może napije się wody, albo kawy? Nie, nie mogę bo przecież idę na badania, śniadanie to odpada bo prześwietlenie kręgosłupa, to może pójdę na bieżnię, ale napić się też nie można więc zrobiłam 30 minutowy trening, ale taki bez szaleństw, bez skakania, ale raz taki który dzisiaj czuję przede wszystkim czuje mięśnie nóg i ramiona. Ponieważ rtg miałam po godz. 10.30 śniadanie wypadło później i już następne posiłki też pouciekały  głównie ilościowo. Śniadanie to dwie kromki chleba razowego z zieloną sałatą, drobiową wędliną z warzywami i pomidory. Obiad to sam rosół, a na kolację zjadłam leczo. Generalnie mało posiłków i zdaje mi się, że kalorii też nie była góra. Wody nie było, ale za to nie było też słodyczy więc za słodycze brawo ja, a za wodę bububu. Działam dalej , choć aura za oknem nie jest sprzyjająca: szaro, buro i ponuro. Ale przecież najważniejsze jest moje postanowienie, cyt. ,,Tak mi się nie chce, tak bardzo nie chce, lecz kiedyś jeszcze będę sexy". Miłego dnia. Ewa

4 października 2020 , Komentarze (9)

I małymi kroczkami chce coś zmienić.. ile razy sobie coś obiecywałam i za godzinę, za dwie już moje postanowienia już było po wszystkim ... Na razie zaczęłam pić wodę- wprawdzie troszkę więcej niż pół litra- ale to zawsze coś. Dzisiaj troszkę poćwiczylam i to jest dla mnie już coś, ponieważ w ostatnim czasie bardzo bolał mnie kręgosłup i niestety nie mogłam się ruszać. Jak powiedział mój mąż skoro poszłam do lekarza, robię różne badania i prześwietlenia to znaczy, że musiało mnie ostro boleć. Zresztą słyszał, jak płakałam gdy próbowałam w nocy obrócić się na drugi bok... Próbuje, każdego dnia będę próbowała, bo dopóki będę walczyć będę zwycięzcą. Miłego wieczoru Ewa

20 września 2020 , Komentarze (6)

A u mnie padaka totalna.... Zastanawiam się gdzie ta dziewczyna, której chciało się chcieć, która miała pelno planów - to nic, że się nie udawało ich zrealizować, albo legły w gruzach po dwóch czy trzech dniach, ale były!!! Teraz nawet nie chce mi się nawet planować. Każdego tygodnia uświadamiam sobie, że kolejne dni zmarnowałam. Szukam wymówek i usprawiedliwień zamiast kopnąć się w doopę i wziąć się do roboty. Praca zdalna też mi nie pomaga, pracy jest więcej bo zawsze coś ... I zawsze ktoś... Nawet mój mąż przychodzi do pokoju i mówi, że wyłączy mi kompa, bo już starczy, a pracy i tak nie przerobię. Jedynie co mi się ostatnio udało, to ogarnąć zajęcia pozaszkolne dla chłopaków. Fakt, jak patrzę na plan młodszego to lekko jestem przerażona; idzie do szkoły na 8.00, a kończy o 16.00. Jego szkoła była jedyną w mieście, która nie miała nauki zdalnej i teraz wychodzi: najchętniej siedziałby przez komputerem czy z telefonem w ręku. Zresztą nie tylko on😁😁😁, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie. Starszy maturzysta też wszystkie rozumy pozjadał, przecież jest już dorosły i na wszystko ma czas!!! Wychodzi na to, że tylko ja jestem niezorganizowana, no i jeszcze się czepiam. Nigdy ludziom niczego nie zazdrościłam, ale czasem chyba pojawia się taka nutka, że macie czas na czytanie książek, regularne ćwiczenia, rozwijanie swoich pasji itp. Dosyć tego smutku, cieszcie się tym co macie, łapcie niedzielne promienie słońca i róbcie to co kochajcie bo to jest naprawdę fajne. Pozdrawiam 

25 sierpnia 2020 , Komentarze (7)

Poniedzialek byl zaplanowany w miarę dokładnie: wstaje po 6, idę na kije - robię dłuższą trasę około 12 km, wracam do domku, pracę rozpoczynam o 9, kończę o 17. Potem pojedziemy na działkę bo musimy zrobić porządek z truskawkami. Około 19 zawieziemy tatę domu i potem już do siebie...Około 12 dzwoni koleżanka i pyta czy będę w domu bo ma sprawę więc jej odpowiadam, że od 17 do 17.30, a potem od 19.30. więc ona, że wpadnie o 17. Akurat pomyślałam, punktualność nie jest jej domeną. No i dzwoni o 17.30 czy jestem w domu do ona jest jeszcze gdzieś tam i potem by przyjechała...mąż kręci głową, że nie będziemy czekać i już musimy jechać więc umawiam się z nią na parkingu przy sklepie, chwilę obgadałyśmy co miałyśmy i ona wyciąga skrzynie pomidorów...  Jednej strony się ucieszyłam (darmową skrzynią limy nie pogardzę), ale kiedy to zrobię??? Wpadamy na działkę, a tata, że pozbierał spady jabłek i mi naszykował, bo ja to zawsze z nimi coś zrobię .... No tak! Robota głupiego kocha... Wpadamy truskawki i słyszę: ciocia, ciocia. Rozglądam się a tu idzie kuzynka z rodziną u mówi, że w środę wracają do Paryża więc chcieli się z nami jeszcze zobaczyć, wiecha że my na działce i te truskawki i potem tatę do domu i czy mogliby przyjechać po 19? A oni, że nie bardzo, że coś tam i coś.. więc się na szybko pakujemy, tatę prawie expresem do domu, wracamy i przyjechali. Posiedzieli prawie do 22, fakt miło było, ale mój misterny plan wziął w łeb na dzisiaj nic już nie planuję. Jak zadzwoniłam do męża i zapytałam co robimy zaczął się śmiać i powiedział, zobaczymy po 17. Także chcąc nie chcąc jutrzejszy dzień wolny mam chyba zaplanowany mimowoli. Pozdrawiam 

18 sierpnia 2020 , Komentarze (16)

W niedzielę w ramach porannego kijkowania poszliśmy na działkę po warzywa na rosół. Popatrzyłam, podglądałam moje grządki, powkurzałam się na chwasty i uschniętą fasolkę i wróciłam do domu. Zawsze jest tak, że oglądam to co w szklarni czy z przodu, a już co w ciemnych kątkach to tak po macoszemu. Po południu przyjechał do mnie tata i pyta czy będę zrywała rabarbar bo on już taki duży... mhm rabarbar pomyślałam faktycznie dawno do niego nie zaglądałam. I wczoraj pojechałam na działkę mnie to żeby go zobaczyć tylko trochę poplewić, ale poszłam go obejrzeć. I widzę duże (nawet bardzo duże) zielone liście, grube i cienkie, długie i krótkie, zielone i mocno czerwone łodygi więc je zerwałam z jednego krzaka, a zostały jeszcze dwa. No i tak myślę co z nimi zrobić bo moi chłopcy jakoś za nim nie przepadają. Kompot? Jest dzisiaj chłodno więc nie przejdzie, ciasto z kruszonką? Jest w planach. A Wy lubicie rabarbar? Co z nimi robicie? Jakieś pomysły? Proszę... Pozdrawiam i życzę dobrego dnia.

17 sierpnia 2020 , Komentarze (8)

Witajcie Połowa sierpnia za mną, a ja w punkcie wyjścia i z gonitwą myśli. Pogoda u mnie jak na Karaibach, albo innym Mauritiusie: gorąco, dusznie i bardzo słonecznie, dawno już nie padało więc wszędzie jest bardzo sucho. A dwie, trzy minuty jazdy ode mnie już kilka razy padało... Nadal pracuję w domu i wrzesień będę na pewno tak pracowała, a co potem to zobaczymy. Coraz częściej zaczynam myśleć, że chłopcy wracają do szkoły i z jednej strony się cieszę, a z drugiej się martwię - jak to statystyczna Półka i mama. Cieszę się, bo lekcje zdalne to nie to samo co stacjonarne zwłaszcza,  że młodszy wogole ich nie miał i wiem, że kompletnie nic nie pamięta z tego co robił w domu, a teraz dojdzie fizyka, chemia, niemiecki, zmiana wychowawcy, nauczyciela matematyki... Starszy będzie pisał maturę więc to też ciężki czas, a nauka zdalna w naszym przypadku kompletnie nie zdała egzaminu. A ja? Jestem w punkcie wyjścia z moimi zmianami: jem zdrowiej, więcej warzyw, ale nie przedkłada się to na spadek wagi, więcej się ruszam:codziennie idę na kije lub na rower, ale kg nie spadają. Za to odzywają się różne bóle: a to kolano, a to stopa, a to kręgosłup.. normalnie się starzeje!!! Siwy włos ukryjesz pod farbą, zbedny kilogram lub dwa pod szeroka bluzką, ale bólu nie da się ukryć. Jeny co ja narzekam!!! Biorę zadek w troki i do roboty samo się nie zrobi!!! Pozdrawiam i życzę dobrego tygodnia