Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 kwietnia 2018 , Komentarze (28)

A efektów żadnych, tzn są nie przytyłam, ale przecież w tym wszystkim nie chodzi o to, aby nie przytyć, ale schudnać. Przestałam lubić swoją wagę :) i raczej w najbliższym czasie się z nią nie zaprzyjaźnię. No cóż przecież nie muszę mieć kolejnej przyjaciółki. Właśnie zdałam sobie sprawę, że za kilka dni rozpocznie się maj czyli za mną 4 miesiące podczas których nie osiągnęłam wyznaczonego celu. Zresztą nie tylko ja bo czytam wiele pamiętników i niestety często przewija sie, że nie schudłam tylko przytyłam. Dlaczego tak się dzieje? Przecież plany mamy dobre, chęci też tylko zawsze coś stoi na przeszkodzie. I zawsze znajdziemy usprawiedliwienie: w to problemy w pracy, w związku, komunie, urodziny, spotkanie z przyjaciółmi... A przecież kawałek pizzy czy czekolady nam nie zaszkodzi. A jednak szkodzi!!!! Zaprzepaszcza każdy nasz trud i ciężką pracę, naszą wytrwałość i oddala nas od tego światełka w tunelu czyli lepszej nas. Dziewczyny i chłopaki, kobiety i mężczyźni, którzy chcecie coś ze sobą zrobić DO DZIEŁA!!! Przypomnijmy sobie nasze noworoczne postanowienia, przeanalizujmy co robimy źle i do dzieła i zacznijmy od nowa. Ale nie od poniedziałku, nie od jutra. Tylko od dziś!. No Ewa bierz się do roboty!!! Pozdrawiam Was wtorkowo. 

21 kwietnia 2018 , Komentarze (10)

Bo jak określić stan nic nierobienia w kierunku lepszej, piękniejszej, sexowniejszej, zgrabniejszej, szczuplejszej mnie? Dieta odeszła w zupełną odstawkę, coraz częściej pojawia się białe pieczywo, kiełbasa, słodycze: a to ciasteczko, cukierek albo dwa, czekolada, popcorn... A najbardziej śmieszne jest to, że mam ochotę na produkty, ktore rzadko jadłam np. kiełbasę. Wodę pije, aktywności zero - sensie ćwiczeń, które pozwoliłyby ogarnąć moje ciało. Ostatni tydzień ciężki zawodowo bo koniec miesiąca więc panika czy zrobimy plan, starszy miał egzaminy gimnazjalne więc stres się udzielił wszystkim. Za to działam na działce: jedna strona jest prawie zrobiona: posiana cebula i marchewką i to po dwie grządki, jedna grządka buraczków, dwie grzadki przygotowane pod fasolę i kawałek przygotowany pod astry, które zresztą posiałam do skrzynek i czekam, aż wieksze urosną, aby je popikować. Czosnek tata posadził jesienią, ja popikowałam por i seler. I to jak narazie wszystko. Zbieram tulipany i żonkile. Aha posadziłam jeszcze kilka kwiatków, a chłopaki zrobili po jednej stronie płot bo ten stary to był prehistoria. Niestety na drugą stronę jak narazie brak materiałów. Dzisiaj jest niesamowity upał więc może pojadę po wieczorem zobaczyć jak po wczorajszej robocie. Teraz siedzę na tarasie w cieniu i słucham, jak młodszy się na sprawdzian. Nic mi się nie chce, nie mam motywacji i po raz kolejny podziwiam mojego męża, który wczoraj kopał na działce, a dzisiaj jest na rowerowym rajdzie. Jak wczoraj się szykował usłyszałam: ty jutro odpoczywaj, posiedź na tarasie więc jako żona posłuszna odpoczywam czego i Wam życzę. 

15 kwietnia 2018 , Komentarze (13)

Witajcie w niedzielne popołudnie, u mnie raz słońce świeci, a raz jest za chmurami. Ja po wczorajszym dniu zmęczona i ma nic nie mam ochoty. Wczoraj pojechałam na 8.00 do pracy, a w tym czasie mąż malował salon. Owszem podobało mi się, że chce odświeżyć ściany, ale wolałam po południu pojechać na działkę. Ja chyba ją polubiłam: to pielenie, te plany co będziemy robić, siać itp. No trudno. Jednak kiedy przyjechałam do domu po pracy, mąż krzyknał, abym szybko jadła obiad bo jedziemy na działkę, a ja no ale jak? Ściany owszem pomalowane, ale trzeba pomyć okna, powiesić karnisze, firanki, pomyć podłogi, poukładać meble itp. A on a co Ty się martwisz? Nie będziemy długo, że wszystkim zdążymy. No i pojechaliśmy: roboty tam co nie miara, mąż chciał robić płot, ale tata miał inną wizję tzn. nie chciał nic robić i powiedział, że możemy jechać do domu. No to mąż zabrał się za kopanie, a ja za plewienie. Wtedy przyszedł mi brat i zaczęli robić ten płot, ale nie skończyli i są w połowie. Tata ma 77 lat i jak się na coś uprze to masakra. Ja trochę poplewilam, popikowałam kilka główek sałaty i już miałam dość. Niestety nie miałam nasion, aby coś posiać, a sąsiadka zerkała raz po raz... I tak naprawdę dzisiaj pomyślałam, że choć nie chodziłam na zakupy w niedzielę, to przydałaby mi się dzisiaj ta handlowa niedziela - nawet po to, aby kupić nasiona. Komentarzom o zaniedbanej działce czy o najemnych robotnikach też było kilka, ale ja już bez skrupulów odpowiadałam, że zapraszamy do pracy, że praca jest dla wszystkich, a najbardziej komentujących, że zamiast komentować mogą przyjść i pomoc wtedy nie będą musieli tak mówić. Kiedy przyjechaliśmy do domu pomyliśmy okna, zawiesilam firanki, mąż pozmywal podłogi, z synem poustawiał meble i o 22 byliśmy po wszystkim. Miałam dość. A dzisiaj nie mam ochoty nigdzie wychodzić, (oczywiście mąż pojechał  na rower, on jest niezmordowany) jeste zmęczona, moje dłonie wyglądają okropnie, nie mam na nic ochoty, no może na sernik Asi, która ma urodziny:) i tak się zastanawiam, gdzie się pojawił mój noworoczny plan, że będę dbała o siebie, czytała książki, że zrobię coś dla siebie, schudnę, będę trzymać dietę... Dzisiaj nawet nie sprawa mi radości planowanie zakupów dietetycznych, gotowanie posiłków, które mają sprawić, że będę szczuplejsza. Kiedyś po wyjściu od dietetyczki wieczorem jechałam do sklepu i kupowałam co potrzeba, a teraz brak słów... A jak realizacja Waszych postanowień? Pozdrawiam jeszcze niedzielnie..

13 kwietnia 2018 , Komentarze (8)

Witajcie w piątkowy poranek. Jak napisałam na wstępie za oknem ciemno, pada deszcz i ogólnie przygnębiająco. Moje popołudniowe plany wzięły w łeb: miałam po pracy jechać na działkę, aby trochę podgonić robotę myślę, że do jutra byśmy dali radę dokończyć jedną stronę (to jest ta trudniejsza) i może posiać cebulę i buraki. Ale za oknem niestety pada. Taka pogoda nie poprawia mojego samopoczucia, zresztą i tak kiepskiego. Nawet nie mogę się cieszyć, że jutro sobota bo mam dyżur w pracy. I jakby się człowiek nie obrócił doopa zawsze z tyłu. Dietę trzymam z małym przymrużeniem oka; bo o ile jem śniadania, pije wodę, nie jem słodyczy to o regularności posiłków nie może być mowy. Ale zawsze sobie mówię: jutro będzie lepiej. A co u Was? Jakieś plany weekendowe? A jak praca nad własnym ciałem i duchem? 

Pozdrawiam piątkowo 

11 kwietnia 2018 , Komentarze (12)

Zresztą nie raz pierwszy, czasem myślę czy to nie jakaś depresja: nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy, i chyba mam wszystkiego dosyć. Wczoraj rozpoczęłam nową przygodę z dietetyczką- nie wiem właściwie czy nową przygodę bo chyba starą ale z nową dietetyczką. Wypytała wszystko, co jem, ile, o której, jak jem, co lubię, a czego nie ruszę, jak tam aktywność, co lubię robić, czego bym chciała, jakie są moje oczekiwania. I dostałam ogólną rozpiskę, bardziej zasady i szczegółowa dietę na dwa tygodnie. Oprócz tego telefon i mail do niej i rozpiskę kiedy mogę dzwonić. Ok to jest w porządku, choć wątpię, żebym do niej dzwoniła. Ale sama świadomość, że mogę ... Po wizycie u niej pojechałam na działkę trochę popracować, jak dobrze, że mam taką sasiadke, która mi mówi zrób teraz to, kup to, ja Ci pokażę bo ja jestem w tej kwestii zielona, zupełnie i totalnie:) . Oczywiście komentarzy o najętych robotnikach o mnie i mężu było znowu sporo, więc już mąż pozwalał sobie na komentarze nie zawsze mile. Chyba polubiłam tę działkę, ale ten brak pomocy ze strony taty doprowadza mnie do szału, nie chodzi mi o to, żeby robił tam nie wiadomo co, żeby kopał czy klęczał na kolanach i wyrywał chwasty, ale ten balagan, który robi, to dramat. Ja nie mam czasu się napić, ale on znajdzie czas na wszystko, żeby z każdym postać, porozmawiać itp. myślę, że do końca tygodnia będę miała jedną stronę zrobioną, może uda się coś posiać:) zobaczymy zwłaszcza, że będę mogła pojechać tam dopiero w piątek i to po pracy czyli na jakieś 2-3 godziny i podobnie w sobotę. A teraz coś co wczoraj poprawiło mi humor: już może pamiętacie moje dziecko teloddze jest dyslektykiem i dysortografem i wczoraj poprawiam sprawdzian z zasad pisowni CH i h i dziecko mówi do mnie: mama a 6 z polskiego to dobrze, bardzo dobrze czy bardzo bardzo dobrze. Więc ja, że oczywiście bardzo bardzo dobrze. A on no to ja dostałem 6 więc ja dumna jak paw, on jeszcze wiekszy, ale patrzę do dziwnnika elektronicznego a tam owszem 6 jest ale to 6 pkt a ocena trójka plus. Ech życie:) pozdrawiam

P.s.okazało się, że był błąd w dzienniku elektronicznym i dziecię faktycznie dostało 6 :)

8 kwietnia 2018 , Komentarze (11)

Witajcie w niedzielne południe, u mnie słońce choć jest coraz większy wiatr i zapowiadają na dzisiejsze popołudnie jakiś deszcz. Chyba zaraz zacznę jakieś rytuały, aby go przegonić, ponieważ małe plany na popołudnie są. Jak wczoraj pisałam pojechałam z mężem i młodszym na działkę taty, aby zacząć sezon. Kilka dni temu byłam i wiedział czego się spodziewać czyli chwastów, suchych dadyli - około metrowych- i ogólnej masakra. Mąż mnie pocieszał i mówi, że nie będzie tak źle. Ale ilości pracy, uciekającego czasu i komentarzy innych to się nie spodziewalam. Zupełnie momentami jak na Vitalii. Oczywiście byli tacy, którzy powiedzieli miłe słowo, ale komentarzy w stylu: ,,no wkoncu może ta działka będzie obrobiona", ,,o ktoś się pokazał", ,,o robotników Pan najął do pracy" było wiele. Zaczęliśmy o 13.00, o 19 byliśmy w domu i przez cały czas pracowaliśmy: mąż kopał, nawozil, ja plewilam, wycinaliśmy suche patyki, woziliśmy taczką śmieci i obornik. O 17 kapnęłm się, że jak zjadłam rano śniadanie, tak nic nie jadłam. Owszem piłam, ale też nie jakieś ogromne ilości. Nie zauważyłam, jak upływał czas. Byłam zmęczona, bolał mnie kręgosłup, bolały ręce, ale też byłam dumna z siebie, z nas, że daliśmy radę, choć tej częśc, która jest to obrobienia jest sporo, a my zrobiliśmy może 1/4. Teraz zastanawiamy się, kiedy teraz pojechać bo w tygodniu chodzimy do pracy, trzeba ogarnąć lekcje, obowiązki domowe, ja we wtorek do lekarza, w środę mam wywiadówkę u młodszego, ale chciałabym iść za ciosem. Wierze, że później będzie latwiwj, a mąż mówi, że on będzie jeździł max dwa razy w tygodniu bo więcej nie da rady. Wczoraj Wam pisałam, że zanim pojechaliśmy na działkę to on skoczył pobiegać po górach i lasach, a dzisiaj wstał o 6 i pojechał na rower. On ma niesamowitego powera. Jednak ja czuje zmęczenie, w dloniach, kręgosłupie, takie ogólne zmęczenie organizmu. Dzisiaj czeka mnie jeszcze posadzenie kwiatów w donice i jakiś spacer o ile nie spadnie deszcz. Pozdrawiam Was mocno i życzę dobrej niedzieli ...

7 kwietnia 2018 , Komentarze (14)

Witajcie sobotniego poranka, za oknem słońce, a ja jeszcze w łóżeczku i tak błądzę myślami. Jak ostatnio pisałam na mojej lodówce zagościła tabelka z planem naprawczym na kwiecień. Tylko pięć punktów, a może aż... Punkt pierwszy to dieta i tu jest różnie jednego dnia jest przestrzegana, a na drugi dzień są jakieś odstępstwa. Nie żeby jakieś wielkie w postaci kilograma cukierków, tabliczki czekolady czy blachy ciasta, no ale zawsze jakiś drobiazg. Drugi punkt to picie wody i tu brawo dla mnie bo uczciwie ja piję choć 2 litrów nie przekraczam. Ale jakby doliczyć np herbatę to ponad 2 się uzbiera. Punkt trzeci słodycze - to osobna kategoria niż dieta żebym bardziej się zmotywowała i tak po Świętach nie mogę ograniczyć ich całkowicie. Nie to, że zjadam coś słodkiego codziennie, ale ten cukier jest taki dobry, tak poprawia mi nastrój i jestem taka Happysad. To nic, że na chwilę i zaraz jestem na siebie zła i sobą rozczarowana, ale ta chwila przyjemności... Punkt czwarty to aktywność fizyczną i tu przyznaje sobie uczciwie punkt zdobienia z harmonogramem ponieważ codziennie jakiś on jest czy to ćwiczenia czy bardzo szybki spacer:) zgodnie z moją rozpiską. Nie są to treningi dwugodzinne, czasem zajmują tylko 30 minut, ale zawsze. Punkt piąty to zrobienie czegoś dla siebie. Myślę codziennie o tym, że w pracy muszę zrobić swoje porządnie, dokładnie, wykonać plan na maxa, w domu spełniam oczekiwania - świadomie lub nie - mojej rodziny: dzieci, męża, taty, brata (kolejność przypadkowa) i wiecie co z tym punktem mam największy problem. W planach miało być prosty, jakaś maseczka, paznokcie, książka...a tu po całym dniu czasem padam, że myślę tylko żeby się położyć spać, albo nadzwyczajnej mi się nie chce. Pomyślałam sobie jakiś czas temu, że jak wyjdzie słońce wrócę do tego co lubię czyli spacerów z kijkami, słuchawki z ulubioną muzyką i w drogę. W sobotę lubię iść raniutko, żeby mieć więcej czasu później nawet na wypicie kawy na tarasie i co? Dzisiaj jest sobota, słońce a ja nigdzie się nie wybieram poza szybkimi zakupami i.... No właśnie. Moi rodzice mają działkę (teraz to już tylko tata), jak żyła mama wszystko było na niej pięknie zrobione, ja się tam nie interesowałam bo ani nie lubię, ani nie umiem grzebać się w ziemi. Nawet dookoła domu mąż większość robi, choć nie powiem też plewie, ale to nie jest jakiś ogród warzywny. Namawialiśmy z bratem, aby tata działkę sprzedał, bo i tak nic na nie nie robi, wszędzie rosną chwasty, pozarastane, inni działkowicze marudzą, że zaniedbana ( na te komentarze to mam wyrąbane) ale taka jest prawda, że lata świetności działka ma za sobą. I tak mój taka Pan dobrze po siedemdziesiątce tak marudził o tej działce, a ja tak opowiadałam mężowi, że mąż zadecydować, że będziemy tacie pomagać. Jak powiedział, nie będziemy jeździć codziennie jakieś 2 razy w tygodniu i dzisiaj jest ten pierwszy dzień kiedy jedziemy zacząć porządkowac grządki, rabatki i całe to poletko. Nie znam się nad tym od kilku dni szukam w internecie, czytam, jak się do tego zabrać, od czego zacząć i lekko mówiąc jestem przerażona. Myślę sobie, że to będzie wyglądać tak, że z mężem będziemy tam pracować, a tata będzie robił dużo szumu i tylko spotykał się z kolegami. Wiecie jak to kiedyś mówili: kierownik pracuje w pocie czoła swoich pracowników. Jednak nie mogę, a po części też nie chce mu powiedzieć NIE , nie pomogę Ci, radzi sobie sam, to Twoja dzialka itp bo tak nie chce i nie potrafię. Okno dobra pozalilam się, powiedziałam co mi leży na duszy i może będzie lżej. Pozdrawiam Was weekendowo, odpoczywajcie, cieszcie się sobą, łapcie słońce , endorfiny i bądźcie uśmiechnięci. Ładujecie akumulatory, a ja postaram się napisac, jak minął dzień, jak mi się dziś pożyło... A teraz do piekarni po świeże pieczywo. 

4 kwietnia 2018 , Komentarze (17)

Nie wiem czy tylko mnie czy każda/kazdy z Was tak ma? Niby w głowie wszystko poukładane, a jak przychodzi co do czego to wtopa totalna. Dzisiaj czuje się już nie jak Teletubiś, ale jak Kubuś Puchatek, który zaklinował się u królika. I ani w jedną stronę, ani w drugą. Wczorajszy dzień był zgodny z moją tabellką czyli ponad 1,5 l wody, bez slodyczy, z ćwiczeniami i dietą. Był krótki czas tylko dla mnie więc dumna jak paw odchaczalam kolejne pozycje na mojej kartce lodowkowej, która ma mnie prowadzić do szczuplejszej, sexowniejszej mnie. A dzisiaj boli mnie głowa, kręgosłup, zjadłam kawałek sernika i nic mi się nie chce nawet nie napawa mnie optymizmem słońce za oknem i bardzo dodatnia temperatura. Cały czas chodzi mi po głowie ja chcę do domu, chce się położyć i nic nie robić.... No dobra koniec narzekania wracam do pracy. Pozdrawiam wiosenne.

3 kwietnia 2018 , Komentarze (16)

Dziaiaj przydałby mi się dzień wolnego na odpoczynek. Nie to żebym była ,,urobiona" i jakość strasznie zmęczona przygotowaniami, ale taki dzień na wyciszenie byłby wskazany. A tak jestem w pracy i to dzisiaj 9 godzin, zapomniałam śniadania więc w sklepiku na szybko kupione jakieś jedzonko, żeby nie było żadnej głodówki. Tak, jak pisałam w poprzednim poście wczoraj przeprosiłam się z wodą i 1,5 litra przytuliłam, dzisiaj po prawej stronie na biurku dzbanek z wodą przyszykowany. Wczoraj na wieczór był jeszcze kawałek ciasta - tak na pozegnanie - a dzisiaj na plusie 2 kilo:) :). No ale żeby nie było, że było tylko jedzenie takze był spacer ponad 8 km i jakiej 20 minut ćwiczeń. Moj mały plan naprawczy na kwiecień  czyli tabelka na lodówce przyczepiona, a tam będę zaznaczać plusy za pilnowanie diety, picie wody, dzień bez słodyczy, ćwiczenia oraz małą przyjemność dla siebie. Chciałabym, aby poziom realizacji był na poziomie minimum 80% a potem jakaś nagroda dla mnie.  A u Was jak po Świętach? Wracacie na prawidłowe tory czy jeszcze szalejecie? Pozdrawiam serdecznie

1 kwietnia 2018 , Komentarze (9)

Czy było dużo? Chyba nie bo żołądek się skurczył, czy było słodko? Tak był sernik z brzoskwiniami, szarlotka i karpatka. Ale też był spacer mimo zimnej i wietrznej pogody wprawdzie niedługi bo tylko 4 km, ale i tak przemarzłam. Nawet przeproszona czapka, komin i płaszcz zimowy nie pomogły. Teraz odpoczywam ale wcześniej zrobiłam króciutki trening. Ściągnęłam aplikacje taką 15-20 minutową, która podrzuca ćwiczenia i tempo. Nie jest to szał treningowy, ale od czegoś muszę zacząć. Od środy powrócę do diety i picia wody. W planach są jeszcze spacery, ale nie mam zaplanowanej rozpiski tygodnia, narazie układam ją w glowie, a potem w tabelkę i na lodówkę:). To mój mały plan naprawczy na kwiecień. A jak u Was minął pierwszy dzień Świąt? Macie jakieś plany na kwiecień? Pozdrawiam świątecznie .