Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Moją pasją jest ogród... poświęcam mu każdą wolną chwilę jeśli akurat nie skupiam się na odchudzaniu,bo ono spędza mi sen z powiek!!!! Szybko się poddaję ,nie umiem wytrwać dłużej na diecie jak tydzień..,dwa. Odchudzam się od zawsze i nigdy, bo zawsze jest jakieś "ale" ,zawsze znajdę powód ,żeby złamać zasady. Może tym razem mi się uda.... Trochę ćwiczę. Odpuszczam sobie weekendy . Kocham zwierzaki, pożegnałam mojego kochanego 15 letniego psiaczka i od pół roku mam młodziutką sunię, też pudelek, też czarna.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128783
Komentarzy: 1083
Założony: 28 lipca 2006
Ostatni wpis: 6 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
grazynkach

kobieta, 61 lat, Skawina

168 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Utrzymam wymarzona wagę do końca roku 2012.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 lutego 2011 , Skomentuj

Wystarczy, że słońce świeci i już świat wydaje się piękniejszy i żyć się chce  . Piękny dzień był dzisiaj. Do południa załatwiałam sprawy w mieście, pojechałam też do myjni umyć samochód, bo już kolor był problematyczny . Prawie dwie godziny czekałam na umycie, ale zostawiłam samochód w myjni z kluczykami i na uwmówioną godzinę wróciłam po odbiór. Wypucowali mi megankę, aż miło było do niej wsiąść. W między czasie, wstąpiłam na kawę, przeglądnęłąm prasę w czytelni. A po powrocie do domu zaliczyłam 2h marsz kijkowy . Zabrałam ze sobą Bellunię, jaka była szczęśliwa, że ją wzięłam. A do domu ledwie wróciła, umyłam jej łapki i jak położyła się w legowisku, tak spała póki pan nie wrócił wieczorem z pracy. Umyłam też duże drzwi na taras, okno na ganku, ot takie drobne porządki, żeby tylko nie leżeć i nie siedzieć. I tak bardzo nagrzeszyłam w tym tygodniu, więc jutro ważenie będzie bardzo bolesne, ale trudno, trzeba płacić za przewinienia i szybko wracać na właściwe ścieżki. 
Zapisałam się do grupy wsparcia "Czarownice" ale zupełnie nie umiem się poruszać po tym forum . Nie wiem, gdzie, co wpisywać. Napisałam krótki post ale chyba nikt go nie widział, bo nikt nie udzielił mi pomocy... . Trudno  .

10 lutego 2011 , Komentarze (1)

Dzień minął na leniuchowaniu, pogoda nie pozwoliła na spacer, koszmarnie  W tym tygodnie było zdecydowanie za mało ruchu, bo oprócz marszowych spacerów nic nie robiłam, oj obawiam się, że waga się jutro na mnie zemści. Trudno będzie nauczka. Ale babskie dni się kończą, więc znów będzie basen, rowerek i brzuszki :) . 

9 lutego 2011 , Komentarze (2)

Było lepiej.  zjadłam co prawda może więcej owoców niż powinnam, ale innego podjadania nie było. Poza tym, zaliczyłam kijki, później rzuciłam się na prace porządkowe, umyłam część okien, wszystkie lustra, szafę 5 drzwiową  do sufitu ...  . Jednym słowem, nie leżałam na łóżku, nie leniuchowałam.

7 lutego 2011 , Komentarze (1)

Rachunek sumienia... . Jakieś złe fluidy krążą od piątku nade mną. Pogoda się do tego przyczyniła jak nic i jeszcze te babskie dni . Lało, wiało, koszmar, wszystkie plany wzięły w łeb. Na basen nie mogłam jeździć, rowerek też odpadł i brzuszki do jutra na pewno odpadną. Jednym słowem wypadłam z rytmu grzecznego dietkowania i sobie pofolgowałam dzisiaj. Żarłam bez opamiętania, dodatkowe kromki chleba, dodatkowe mięsko, fakt dużo surówek też. 
W desperacji wyszorowałam całą łazienkę dosłownie po sufit, cały brodzik, póki, fugi, podłogę itp. Zaliczyłam też spacer, ale dzisiaj to był marszobieg a nie marsz. Dwie bite godziny. Wiem, że to i tak nie wyrówna bilansu, ale chociaż w połownie mnie rozgrzeszy. Smutno mi i tyle. 
Mam nadzieję, powrócić na drogę dietkowania i oby w piątek wynik wagowy mnie nie załamał zupełnie. 

6 lutego 2011 , Skomentuj

No i wykrakałam, nic nie zrobiliśmy z zaplanowanych prac. Faktyczni, głowę chciało urwać, tak wiało. Dzień minął na leniuchowaniu i przyznaję, że nagrzeszyłam dietkowo. Muszę to w tygodniu odpracować na rowerku, bo bilans w piątek będzie do kitu. Jedynie co się udało, to zakupy w castoramie. Nakupowałam już nasiona roślin ozdobnych jednorocznych,  środki ochrony roślin, nawozy itp, itd. 
Pogoda bez zmian. Beznadziejnie.

4 lutego 2011 , Komentarze (3)

Liczyłam, że spadnie więcej, no ale trudno 800g też dobrze  muszę się nauczyć cieszyć z drobnych sukcesów. Wczoraj z basenu wróciłam padnięta, że ledwie dałam radę wziąć prysznić, przyłożyłam głowę do poduszki i usnęłam, sama nie wiem kiedy. 
Plan na dzisiaj... spacer i to długi. Porządki, bo wczoraj Bella po kąpieli zapryskała wszystkie podłogi, po wizycie u fryzjera, otrzepywała resztki sierści, więc dom wygląda jak pobojowisko. 
Muszę ugotować dwa obiady, zamówić "kliniec" na ścieżki do ogrodu z roślinami ozdobnymi. Jak mi ten kamień przywiozą jutro, to będę miała darmową siłownię  . Małżonek szykuje się na jutro do przycięcia drzew owocowych, też będzie skoro sprzątania tych poobcinanych gałązek. A wieczorem jak nie będzie padać, to jutro rozpalimy na łące ognisko i popalimy pościnane gałązki.  żeby tylko pogoda nie pokrzyżowała nam planów. 
A Wam też życzę pięknej pogody i udanego weekendu. 

3 lutego 2011 , Komentarze (2)

Dzisiaj trochę na wariackich papierach   . Spacer zaliczony, dopisała pogoda, dużo słońca a mało wiatru. W między czasie zadzwoniła fryzjerka Belli, że dzisiaj na 17 mam ją przywieźć do strzyżegnia. Musiałam więc Belusię wykąpać i wysuszyć, wyczesać poskręcane liczki. Teraz psinka śpi, a ja gotuję obiad dla małżonka, bo miniemy się, więc dzisiaj małżonek musi sobie sam "nakryć do stołu"  Wieczorem jadę na aerobik wodny a jutro dzień ważenia. Trzymajcie za mnie kciuki, zadowolę się pół kilogramowym spadkiem wagi.

2 lutego 2011 , Komentarze (2)

Wstałam chyba lewą nogą . Za oknem wieje wiatr, aż trzęsie dzwoneczkami na tarasie. Jakoś tak ponuro. Nie ma słońca. Nie było rano spaceru, ale pojeździłam na rowerku całe 70min, bo tyle zajmuje mi przejechanie 20km . Poćwiczyłam brzuszki, Bella mi pomagała, bo właziła mi na brzuch, miałam obciążniki. Teraz chwila odpoczynku i wezmę się za gotowanie obiadu, moje menu na dzisiaj jest takie "jałowe" prawie sama "trawa" , ale małżonkowi będę robić ruskie pierogi. Farsz już się studzi. Żeby mnie nie kusiło i żebym nie podjadała pierogów, będę je lepić zaraz po moim obiedze, z pełnym brzuchem, nie będę się napychać pierogami. 
Może po południu pójdę jeszcze na spacer? Wczoraj robiłam pyszną pierś z indyka, będzie na kanapki, bo nie kupuję gotowych wędlin. A ten przepis jest super, dzisiaj małżonek wziął z tym mięsem kanapki do pracy. 
Podaję przepis, bo może ktoś z Was też będzie chciał sobie coś takiego przygotować. 
Pierś z indyka, cała duża około 1,2-1,5kg 
Zalewa: 2l. wody, 1/3 szkl soli, po jednej łyżeczce pieprzu prawdziwego i ziołowego (mielonego) , parę ziarenek ziela angielskiego, 2-3 liście laurowe, 1-2 łyżki stołowe musztardy lub majonezu, trochę kolendry ( zioła jakie Wam przyjdą do głowy i co lubicie) , 4 ząbki czosnku.Wodę z przyprawami wymieszać, zagotować i ostudzić. Do zimnego wywaru (można go przygotować dzień wcześniej niech sam ostygnie) wkładamy mięso i na małym ogniu doprowadzamy do wrzenia, gotujemy 5-10min . Odstawiamy mięso z zalewą do całkowitego wystygnięcia.  Następnie jeszcze raz gotujemy wszystko znów 5-10min. Zostawiamy do wystygnięcia. Wyjmujemy z zalewy, chowamy do lodówki.W czasie gotowania mięso można odwrócić, ale nie jest to konieczne. Dla mnie taki kawał to trochę dużo, więc gotowe mięso dzielę na pół i jedną część zamrażam. Jest na następny tydzień. W podobny sposób można robić schab, ale ja staram się w ogóle nie jeść wieprzowiny. 

1 lutego 2011 , Komentarze (2)

Znów mroźny poranek. Rano pojechałam busem do miasta, pozałatwiałam sprawy ubezpieczenia samochodu. Do domu wracałam pieszo. Dobry spacer, zmęczył mnie .
Teraz gotuję obiad, muszę jeszcze wyjść z psinką. Czekam na kuriera, bo zamówiliśmy tunelik foliowy, będzie "wielki" aż na 2x2,2m taka zabaweczka, na podpędzenie gównie kwiatków doniczkowych na nowy sezon, a może i pomidorki się tam znajdą, jak się zmieszczą. W każdym razie czeka mnie sporo fizycznej pracy, bo muszę sobie to miejsce pod tunel przygotować, a tam ciągle jeszcze trawa rośnie. Dam sobie radę, lubię pracę przy roślinach ozdobnych.
Dietkowo, ciągle się trzymam, ale nie ważę się codziennie, wolę poczekać do dnia ważenia, do piątku. Na obiad dzisiaj zupa krem z brokułów, pieczarki w śmietanie i sok pomidorowy. Już jestem głodna, ale wytrzymam, zapijam głód herbatą owocową. 

31 stycznia 2011 , Komentarze (3)

Zaczął się kolejny tydzień. Od rana latam po chatce i sprzątam, bo po weekendzie jest co sprzątać. Wyczyściłam nawet szybę w kominku, wymiotłam popiół, ułożyłam nowe kawałki drewna, żeby małżonek wieczorem rozpalił a tu niespodzianka, rozpaliło mi się samo pozostawiony od wczoraj kawał osmolonego już drewna rozpalił się od nowa :) .
Jestem jeszcze przed spacerem, bo rano nie pasowało mi trochę, teraz kończę gotować obiad i spacer zaliczę za godzinę. Wieczorem wybieram się na aerobik wodny. 
Wstałam dzisiaj o 5.00. rano i upiekłam małżonkowi do pracy całą blachę osich gniazd. Mówię Wam, pyszności, ale ja nie uszczkęłam z tego ani okruszka.  Dzwonił małżonek z pracy w południe i zameldował, że wszystkie zostały zjedzone. Lubię jak smakuje bliskim moja kuchnia i wypieki.