Chciałam się z Wami podzielić pewną "przygodą", którą zaliczyłam ostatnio w trakcie redukcji. Wszystko zaczęło się od prostego zadania – poszukiwania kabla zasilającego do laptopa, bo komputer odmówił współpracy. Nic szczególnego, prawda? Ot, codzienna misja.
Przetrząsałam szuflady w nadziei, że znajdę to, czego potrzebuję... i co znajduję? Mężowskie zapasy czekoladek Merci, baryłki z likierem, czekoladki ferrero rocher! I wiecie, jak to jest – najpierw zerkniesz, potem myślisz „tylko jedna”, a zanim się obejrzysz, pół opakowania zniknęło jak sen złoty. 😅 Pożarłam je ... Czekoladki poszły jak woda, a kabel… no cóż, kabel znalazł się później, ale to już szczegół. 😉
Wnioski? Zamiast się roztkliwiać nad tą wpadką, podchodzę do tego z dystansem. Przez te wszystkie miesiące osiągnęłam zbyt dużo, żeby pozwolić, by jeden wieczór z czekoladkami przekreślił moje postępy. Życie to nie sprint, a zdrowe nawyki buduje się długoterminowo. Dlatego wracam na zwykły tor działania, bez wyrzutów sumienia!
Czasem się potkniemy – ważne, żeby wstać, otrzepać się i iść dalej. Tak po królewsku. 💪 A następnym razem będę szukać kabla gdzie indziej. 😉