Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

interesuję się egiptologia, lubię czytać kryminały i powieści archeologiczne

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 97813
Komentarzy: 486
Założony: 17 sierpnia 2018
Ostatni wpis: 19 lutego 2022

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Bidek

kobieta, 46 lat, Warszawa

163 cm, 89.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Kroki milowe

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 października 2018 , Komentarze (3)

I znowu cały tydzień minął. Nawet nie wiem kiedy... Od wczoraj siedzimy z Wikunią w domu bo znowu boli ją ucho. Była w przedszkolu całe 8 dni (tzn. 8 z weekendem więc de facto 6). Siedzimy w ogóle same bo nasz tatomąż znowu sobie wyjechał do Hiszpanii a my zostałyśmy sobie na gospodarstwie.Tak więc rano z chorym dzieckiem leciałyśmy odprowadzić Werkę do szkoły i potem z powrotem po nią po południu. Ale co zrobić - taki los matki Polki.

Od dwóch tygodni mam angielski. Przeskoczyłam jeden poziom i muszę przyznać, że nadal się denerwuje przed zajęciami. Choć już trochę mniej niż na początku. Nasza lektorka mówi szybciej niż nasz nativ speaker więc strasznie mi ciężko za nią nadarzyć... Jakos muszę sobie dać radę bo przecież nie odpuszczę! (jestem zodiakalnym bykiem!)

Jak tam Wasze ćwiczenia w te zimne i deszczowe dni? Ja się staram, żeby te 3 razy  w tygodniu poćwiczyć choć muszę przyznać, jakoś mi tak motywacja spada... A ponieważ mam wyrzuty sumienia to idę ćwiczyć... Pozdrawiam Was gorąco i d następnego wpisu :)

25 października 2018 , Komentarze (3)

I znowu cały tydzień minął. Nawet nie wiem kiedy... Od wczoraj siedzimy z Wikunią w domu bo znowu boli ją ucho. Była w przedszkolu całe 8 dni (tzn. 8 z weekendem więc de facto 6). Siedzimy w ogóle same bo nasz tatomąż znowu sobie wyjechał do Hiszpanii a my zostałyśmy sobie na gospodarstwie.Tak więc rano z chorym dzieckiem leciałyśmy odprowadzić Werkę do szkoły i potem z powrotem po nią po południu. Ale co zrobić - taki los matki Polki.

Od dwóch tygodni mam angielski. Przeskoczyłam jeden poziom i muszę przyznać, że nadal się denerwuje przed zajęciami. Choć już trochę mniej niż na początku. Nasza lektorka mówi szybciej niż nasz nativ speaker więc strasznie mi ciężko za nią nadarzyć... Jakos muszę sobie dać radę bo przecież nie odpuszczę! (jestem zodiakalnym bykiem!)

Jak tam Wasze ćwiczenia w te zimne i deszczowe dni? Ja się staram, żeby te 3 razy  w tygodniu poćwiczyć choć muszę przyznać, jakoś mi tak motywacja spada... A ponieważ mam wyrzuty sumienia to idę ćwiczyć... Pozdrawiam Was gorąco i d następnego wpisu :)

19 października 2018 , Komentarze (6)

Ale ten czas leci, dopiero co się zaczął tydzień a tu już piątunio. Na weekend nie mamy planów oprócz urodzin Helenki lat 5, więc jak ówi mój małż pewnie coś wymyślę, zeby nie było za spokojnie :)

No i wymyśliłam - wieczorkiem przychodzą do na ssąsiadki w liczbie 1 duża i 3  w wieku 1 - 7 lat). Dziewczyny w liczbie 5 bab (2 moje) zajmą się sobą (to znaczy mamy taką nadzieję) a my z sąsiadeczką wypijemy w spokoju kawkę (też mam nadzieję). małż jak się dowiedział o tylu babach w domu to oczywiście sobie przypomniał, że musi zostać w pracy bo ma coś arcyważnego do zrobienia... 

Werka od wtorku zaczęła naukę gry w tenisa - po tej jednej lekcji uważą, że niedługo pojedzie na zawody :) Z judo też się wybiera :) dzięi jej tenisowi ja właściwie mam ćwiczenia bo; najpierw biegiem do autobusu, potem biegiem po Wikę do przedszkola, potem obie biegiem po Werkę do szkoły a potem wszystkie 3 biegiem na kort... Werka ma przynajmniej rozgrzewkę a my z Wiką odpoczywamy czekając na nią. 

Martwi mnie troche Wika bo chciałam też ją zapisać na jakieś dodatkwoe zajęcia, ale ona mówi, że będzie chodzić tylko wtedy gdy ja będą chodzić z nią... Mam nadzieję, ze jej się to zmieni, bo prawdę mówić po Werce która całe życie uważała że starzy są jej potrzebni jedynie po to aby ją gdzieś zawieść, to postawa Wiki mnie martwi. Ktoś z Was ma/miał może taką sytuację, że dziecko 5-letnie trzyma się kurczowo mamy spódnicyi mówi, że nigdzie się bez niej nie wybiera? 

Popisałabym jeszcze ale już 3 razy wpis mi się zawieszał więc kończę póki mi nie zniknie. Pozdrawiam Was gorąco i życzę udanego weekendu

15 października 2018 , Komentarze (7)

Ciekawa jestem kiedy mi się pomyli liczenie dni diety :)

No i znowu poniedziałek - dziś trochę bardziej nerwowy bo zaczynam kurs angielskiego. Zawsze się trochę boję na początku czy wszystko zrozumiem, czy się rozgadam i czy nie zrobię jakiś koszmarnych błedów gramatycznych... A dziś tym gorzej że przeskoczyłam jeden poziom więc pewnie wszyscy będą ode mnie dużo mądrzejsi...  No ale podobno lepiej być najgorszą w grupie najlepszych niż najlepszą w grupie najgorszych. Zobaczymy czy to prawda.

Weekend spędziliśmy u babci. Pojechaliśmy w sobotę zaliczyć dentystę ale dziewczyny sobie przypomniały, że w niedzielę jest odpust więc musieliśmy zostać na noc. Naciągnęły babcię na puchate króliki plecaki i mniejsze puchate króliki i na co jeszcze się dało. Nam też się udało, bo babcia zaprosiła nas do restauracji. I jeszcze przyjechał mój brat z chłopami (bratowa miałą wychodne) więc się dzieciaki wybawiły... 

No a teraz wracamy do dnia codziennego i diety (a właściwe zdrowego jedzenia). Już się nawet przyzwyczaiłam do tego - tylko niestety to ściskanie wieczorem :(  Gdyby nie to, to byłabym bardzo przykładną vitalijką. Kolejny tydzień próbuję nie podjadać ale już sobie nic nie obiecuję bo gdy tylko obiecam to zgodnie z prawem Murphiego zaraz ktoś wpadnie z czyms dobrym, albo zdrowego chleba zabraknie albo inne "nieszczęcie" się stanie. Pozdrawiam Was gorąco na nowy tydzień... Walczymy!

12 października 2018 , Komentarze (13)

Ćwiczyłam w tym tygodniu dzielnie z ludzikiem, staram się też robić co najmniej 10.000 kroków dziennie i statystycznie mi się to udaje ale prawdę mówić dzisiaj wszystko mnie boli... Czuje się jakby mnie ktoś poobijał... No więc chyba te ćwiczenia trochę działają. Bo tak na początku to mi się wydawało, że to tylko takie podnoszenie nóg albo rąk z ciężarkami i trochę orbitreka - ale jak widać chyba nie do końca...

Dzisiaj był w szkole obchodzony Dzień Nauczyciela więc Werka poszła w stroju galowym i szkolnym krawatem. Naprawdę bardzo mi się podobają te szkolne krawaty bo dają taką przynależność do grupy... Potem pojechałyśmy odebrać Wikunię z przedszkola. Mam z nią pewien problem bo Wika często dostaje gorączkę albo stany podgorączkowe, badamy ją i nic... dziecko zdrowe. Tak się dzieje popołudniami a w nocy, gdy mierzę jej temperaturę podczas snu ma 36.6. Zaczynam podejrzewać, że Wika nie chce iść do przedszkola. Gdy ją pytam odpowiada różnie w zależności od nastroju - raz przedszkole jest super a raz jest głupie. Czy ktoś z Was miał może taki problem? 

Jutro ważenie - znowu nie stosowałam się super dokładne do diety ale i nie było z tym najgorzej więc zobaczymy. Pozdrawiam wszystkich gorąco i życzę udanego, cieplutiego weekendu :)

10 października 2018 , Komentarze (8)

No i jak mówiłam od poniedziałku zaczęłam tydzień bez podjadania - tzn. miałam zacząć bo oczywiście nie do końca mi się udało :(. W poniedziałek prawie lunatykując znalazłam na podłodze za fotelem wafla rzuconego przez dzieci, no to żeby się nie zmarnowało... Pamiętam, że jak byliśmy z bratem dziećmi to tak mimochodem rzucaliśmy wafelki na podłogę bo mama gdy się odchudzała, to twierdziła że z podłogi to można zjeść. No więc gdy było jej bardzo smutno to tak zawsze coś znajdowała... Podejrzewam, że teraz dziewczyny robią to samo dla mnie :) Kochane dzieci...

Moja prawie 7-letnia Werka wczoraj zadała mi pytanie: mama czy jak będę lecieć z prędkością światła to za jaki czas dolecę do slonca i do marsa? Jeśli ktoś wie to proszę o odpowiedź. Na szczęście mam przyjaciela dr fizyki więc może on coś poradzi...jak ona teraz zadaję takie pytania to boję się co będzie potem... Ja jestem typową humanistką!!! pozdrawiam Was serdecznie i lecę ustalać odpowiedź :)

8 października 2018 , Komentarze (15)

49 dzień diety - czyli już 7 tygodni za mną - tak naprawdę schudłam 4,2 kg. To niezbyt dużo ale prawdę mówiąc nie trzymam się diety w 100% tzn. diety to właściwie się trzymam ale albo coś tam dojem wieczorami albo poimprezuję w weekendy... znalazłam na stronie vitalii jakieś takie wyliczenia, które pokazują, że powinnam już ważyć o 0,8 kg mniej a do 27 października powinnam dojśc do 1go kroku milowego czyli do 101 kg. Tak więc solennie sobie obiecuję, że do końca października żadnego podjadania!!! 

Werka dostała w szkole pierwszą ocenę opisową - z wychowania społęcznego "umie się zachować na wycieczce i dba o bezpieczeństwo swoje i kolegów" - znajać ją pewnie chodzi o to, że innych pouczała, że się nie rozglądają na przejściu...

Wka poszłą dzisiaj do przedszkola - mam nadzieję, że na dłużej, bo w tym roku szkolnym była dopiero 3 tygodnie a resztę chorowała. Bałam się trochę że będzie trochę płakać po tygodniowej przerwie ale było ok. W zeszłych latach - jak jeszcze Werka z nią chodziła do przedszkola to gdy Wika płakała to Werka przychodziła do niej i mówiła: po co wyjesz głupia? No i mała się uspokajała... 

Miłego poniedziałku dla Wszystkich życzę - aby szybko się skończył... Buzaki

4 października 2018 , Komentarze (9)

Siedzę własnie w pracy i jem lunch. Miały być kanapki z serkiem orzechowym i papryką. Ale zycie nie zawsze jest takie proste... Mój kochany małżonek postanowił mi dzisiaj przygotować posiłki (tzn. posmarować kanapki różnymi przygotowanymi przeze mnie maziami) i posmarował. Tak mu wyszło, że właśnie jem kanapki z koktajlem kakaowym i papryką :) 

Werka wóciła wczoraj z wycieczki - bardzo zadowolona. Była w gospodarstwie agroturystycznym - tak więc moje miastowe dziecko zobaczyło kury, kaczki i krowy... Poza tym uczyli się piec chleb i tworzyli z wikliny - nie, wcale nie koszyki - tak było kiedyś - teraz się tworzy kaczki :) 

Dzisiaj jedziemy do babci odebrać po chorobie Wikunię, jutro posiedzi z dziadkiem i mam nadzieję, że w poniedziałek pójdzie wreście do przedszkola...

pozdrawiam

2 października 2018 , Komentarze (9)

Mam ustawione ćwiczenia z ludzikiem (tym naszym dietowym) na 5 dni w tygodniu. Czytałam wpisy dziewczyn z grupy, i dziwiłam się, że tak im dobrze idzie i ćwiczą we wszystkie wyznaczone dni w tygodniu. No i się okazało, że ja oczywiście wyszłam przed szereg i zamiast ćwiczyć 3 dni w tygodniu (jak reszta dziewczyn) napisałam w ustawieniach że spokojnie mogę ćwiczyć 5 dni w tygodniu. Próbowałąm, nie da się, czasowo. Poza tym od 15go wracam na kurs z angielskiego i będę 2 razy w tygodniu wracać do domu dopiero przed 20. Do tego tzeba jakoś posiłki przygotowywać. dziewczyny jak sobie z tym radzicie? 

Wika znowu siedzi u babci bo ją uszy bolą (zastanawiające, że oba) a my z Werką zostałyśmy same na gospodastwie, bo tatuś/mężusio znowu zwiedza Europę na koszt prezesa (to się nazywa podróż służbowa). Musimy się dzisiaj przygotować na wycieczkę klasową (pierwsza wycieczka w I klasie - tak więc BARDZO POWAŻNA SPRAWA). Normalnie budzi nas tatuś więc mam nadzieję, że w ogóle uda nam się jutro rano wstać...Trzymajcie jutro kciuki za nasze wstawanie, po naprawdę może być różnie :) pozdrawiam gorąco magda

29 września 2018 , Komentarze (4)

No i kolejne 0,4 kg poleciało w siną dal... Niby nie dużo, ale biorąc pod uwagę jak "bardzo restrykcyjnie" podchodziłam w tym tygodniu do diety to i tak bardzo dużo. Jednak, jak widzę ćwiczenia dużo robią. Muszę się też pochwalić, bo wczoraj dziewczyny poszły (raz na kwartał do Mcdonalda) a ja nawet jednej frytki nie zjadłam - wypiłam tylko kawę - więc chyba jakieś dobre nawyki mi weszły w krew :)                                            Wczoraj Werka miała pasowanie na ucznia (pierwszoklasistka), mówiła wierszyk a ja się tak wzruszyłam, że jeszcze trochę i bym płakała jak bóbr. Przecież dopiero co wychodziłyśmy ze szpitala po porodzie a tu ju uczennica. Nieprawdopodobnie ten czas leci... A ja mam w sobie jakiś strach, że wszystkiego nie zrobię w życiu bo nie zdarzę. Dlatego wszystko robię w biegu, ciągle gdzieś biegnę, dzieci ciągam na jakieś zajęcia, męża namawiam na ciągłe wyjazdy, spotkania ze znajomymi - a potem padam na twarz...Dziewczyny wiecie o czym piszę? Znacie ten strach przed tym, że się nie zdąży?