Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 574767
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 marca 2012 , Komentarze (7)



Dowiedziałam się na próbie, że mamy możliwość wyjazdu z chórem na przełomie sierpnia i września w okolice Barcelony. To jest 6 miesięcy. Jakby tak chudnąć ze 4 kg miesięcznie, to ze 20 kg mogłabym mieć mniej. Gra warta świeczki i nie na wariackich papierach. Jak mnie jakaś deprecha wiosenna nie chwyci, to byłabym laska. OK, nie będę się napalać jak szczerbaty na suchary, ale w tej sytuacji każdy kg mniej to sukces i lżejsza waga samolotu, bo to byłby mój pierwszy raz ponad chmurami.
Barcelonę już zwiedzałam, ale dotarliśmy tam pociągiem. I wiem, że chętnie pozwiedzam ją jeszcze raz

1 marca 2012 , Komentarze (3)



Czemu ten czas tak pędzi? A ja jak głupia, zamiast trochę przystopować, daję się porwać temu strumieniowi Gdzie tu sens, gdzie logika? Człowiek powoli żadnej radości z życia nie będzie miał, jeśli się nie opamięta.
Wieści z frontu walki z czasem i kilosami:
- od poniedziałku bez słodyczy
- od poniedziałku codziennie rano rowerek
- menu nie najgorsze, choć nie wzorcowe
- zważyłam się z okazji początku miesiąca: równo 94 kg
- założyłam sobie, że do końca roku mam schudnąć przynajmniej do 79kg
- wczoraj miałam iść na basen, zakupiłam nawet bilet, ale odwołali mi próbę i nie miałam siły czekać 2 godzin, a wcześniejsze terminy były wyprzedane 

Wczoraj wykazałam się nie lada sprytem. Normalnie jestem Mistrzunio. Wybrałam się do marketu na zakupy, ale z racji braku czasu, nie jadłam obiadu. Normalny człowiek odczuwałby głód, a ja mam z tym problem. Jednak przypomniałam sobie o tym przed wejściem między regały. Poszłam sobie najpierw coś przekąsić (niezbyt może dietkownego, bo uśmiechnął się do mnie bigos). I w rezultacie nie nakupowałam żadnego badziewnego jedzenia. Skupiłam się na kremach do twarzy

28 lutego 2012 , Komentarze (6)



Nie, żebym wstała zła na cały świat
Po prostu jestem ździebko nieprzytomna.
Od jakiegoś czasu mam kłopot ze spaniem, co jest bardzo dziwne u mnie, ale chyba się starzeję. Wczoraj nie mogłam zasnąć do 2 a wstaję zwykle o 5, więc wszystko jasne. Dzisiaj muszę tyle spraw załatwić, że nie wiem, czy mi na wszystko wystarczy czasu. Zatem od pobudki wydaje mi się, że jestem w niedoczasie, tym bardziej, że włączyłam w budziku drzemkę na 20 min. No to wyprawiłam synka do szkoły, skończyłam tworzyć pewne, nikomu niepotrzebne sprawozdanie i zasiadłam na rowerek z poczuciem: trudno, spóźnię się ciut na dyżur, ale popedalę swoje minimum. Wykręciłam 35 minut i szybko, szybko, bo to jeszcze psa wyprowadzić itp. Chcę już lecieć spóźniona do roboty a tu dotarło do mnie, że mam jeszcze prawię godzinę luzu.   Pierwsza myśl: Cholera! Mogłem dłużej pojeździć! Nie pospać, tylko pojeździć! Czy to normalne?
No to wyjęłam spakowane już do torby śniadanko i spokojnie je spożyłam oraz zasiadłam coby skrobnąć parę słów.
Wczoraj dietkowo raczej ok. Kolejny dzień bez słodyczy!
No i rowerek 22 km. Dziś tylko 20
Wszytko zmierza w dobrym kierunku. Może i nastrój też się poprawi, bo przecież jakieś endorfinki i inne takie, co to powodują odczuwanie szczęścia, produkuję na tym rowerze.

27 lutego 2012 , Komentarze (4)


Czas było wrócić do jeżdżenia rowerkiem podczas zaglądania na Vitalię. No bo jak to? Czas na siedzenie w internecie jest, a na kręcenie nie?
Podczas weekendu jakoś nie zmobilizowałam się, ale w poniedziałek do roboty, więc to dobry moment na dobry początek. We wtorek pojadę zrobić rozeznanie na basenach. Koniecznie muszę wykupić karnet i namówić rodzinkę na wspólne sobotnie pływanie. Chociaż nie wiem, jak to będzie w tym tygodniu, bo książę małżonek przejął pałeczkę w chorowaniu. W każdym razie ja już jestem zdrowa i mogę pływać.
Zważyłam się, zmierzyłam. Rewelacji nie ma i tego się spodziewałam. Przecież ja ostatnio tylko myślałam 
Maleńki sukcesik mogę jednak odnotować. Wczoraj był dzień bezsłodyczowy! 
Ale niewiele brakowało a wgryzłabym się w mniamniuśny wafelek. W ostatniej chwili się opamiętałam i oddałam synkowi.

26 lutego 2012 , Komentarze (3)



Moje chyba się jeszcze nie przeterminowały. Jeszcze walczę
Aczkolwiek ta walka jakaś taka nie teges. Nie mogę się rozkręcić, ale się nie poddaję.
Wczoraj wybyliśmy z domu. Miało być na chwilę a zeszło do północy, od 15. Ale fajnie się gadało i w obecnych czasach, gdy brak czasu dla innych,  nie można czegoś takiego zaprzepaścić. Niestety poległam na froncie słodyczowym, niewiele ale zawsze. Pokonało mnie ptasie mleczko, ale długo się opierałam. Niestety było przez te parę godzin popołudniowych w zasięgu ręki. Normalnie tortury jak w Guantanamo.
Cóż, dziś będzie lepiej. Już było, bo u teściowej nie skusiłam się na ciacho i cukierki. Tym razem w walce Ala kontra słodycze wynik 1:0.
Jak rano nie pojeżdżę na rowerku, to potem coś zawsze staje na przeszkodzie. Wczoraj zero, dziś do tej pory też, ale jest jeszcze szansa.

25 lutego 2012 , Komentarze (3)



No to zobaczymy, czy te cuda podziałają na mnie :)))
Czuje już się na tyle dobrze, że pedalenie czas zacząć! Dior mnie zmotywowała.
Na ten rok zrobiłam jedno postanowienie dotyczące odchudzania: nie zapisywać się do żadnych grup motywacyjnych, bo zwykle zawalam sprawę i wtedy głupio. Ale jak widać kolejne postanowienie poszło się bujać I chyba dobrze! Z resztą do tej grupy byłam zapisana już wcześniej
Chciałabym też spiąć tyłeczek i nie przesadzić z jedzonkiem. Przygotuję sobie piątaka, jak uda mi się z dniem bezsłodyczowym, to nakarmię nim moją świnkę.
Do wieczora

24 lutego 2012 , Komentarze (5)



Tak myślę i myślę, co ze sobą zrobić.
Gdzieś się podziała moja motywacja, z którą chudłam ostatnio. Teraz tylko rozsądek mi podpowiada, że powinnam schudnąć. Ciężko mi z tym nadbagażem Brzuch mi już we wszystkim przeszkadza a nie potrafię opanować się z jedzeniem, ani wytrwać w systematycznych ćwiczeniach. Nawet już na basen nie jeżdżę. Chociaż powinnam znów zakupić sobie karnet. Może będzie łatwiej, bo otworzyli w Olsztynie nowy basen.
Rowerek czeka i się kurzy. Teraz miałam wymówkę, bo choróbsko mnie dopadło, ale już powinnam go przeprosić.
No tak, a co z jedzeniem?
Kiedyś miałam wykupioną dietkę tu na Vitalii. Przez pierwsze 3 miesiące działało, ale potem to już oszukiwałam sama siebie. Najpierw zmęczyło mnie to przygotowywanie posiłków, potem, gdy przerzuciłam się w większości na mrożonki, przejadło mi się. Nie jestem fanką gotowania, a zjeść dobrze lubię.
Nie chciałabym znów wyrzucić pieniędzy w błoto, ale może warto nad tym jeszcze dłużej pomyśleć Z drugiej strony zliczanie samodzielne kalorii też mnie nie bawi i jest upierdliwe
Ciekawi mnie ta VitaMotywacja...

24 lutego 2012 , Komentarze (4)



Normalnie piątek byłby fajnym dniem, ale nie przy choróbsku
A tu pochmurno, wiatr duje, nic się nie chce, a jak się chce, to nie za bardzo wychodzi, bo sił jeszcze brak. Nawet do paszczy jakoś tak bez przekonania wszystko wchodzi, bo nic nie smakuje. Co nie znaczy, że mniej jem, bo z kolei szukam czegoś, co smakuje
Muszę więcej pić!!! I taki jest plan minimum na dziś

23 lutego 2012 , Komentarze (3)



Niestety choróbsko rozłożyło mnie zupełnie. Siły nie mam na nic, nawet jakby już zamiar się pojawił na odrobinę jakiegoś ruchu, ale po chwili mija mi, bo ledwo dyszę.
Nienawidzę być chora.
W poniedziałek się ważyłam i szok, bo waga bez zmian, mimo tylu pączków.
Teraz nie wiem jak będzie, bo zero ruchu i jakaś taka spuchnięta się czuję. No i wpierdzielam słodycze Jestem beznadziejnym przypadkiem.
W zasadzie się zniechęciłam do odchudzania. No bo ile można? Całe życie?
Pisałam wcześniej o artykule z tygodnika Forum pt.: Syzyfowe tłuszcze. Postaram się go trochę streścić:
"Wystarczy pozbyć się 10%wagi ciała, żeby organizm przestawił się na zupełnie inny tryb biologicznego funkcjonowania i przez lata nie odzyskał równowagi. Można mówić o zespole stresu podietowego".
Wszyscy wierzymy w skuteczność dwóch zasad: mniej jeść i więcej ćwiczyć, a jeżeli nadal jesteśmy grubi to wina lenistwa i słabej woli. Jednak w głebi duszy podejrzewamy, że to tak nie do końca prawda.
1. Geny
Naukowcy (niestety amerykańscy i nie wiem, czy im wierzyć) stwierdzili, że dziedziczymy również tempo przemiany matabolicznej. Dlatego w grupie osób, które jedzą tak samo, jedni maja skłonność do gromadzenia tłuszczu  a inni wydają się uodpornieni na nadliczbowe kalorie.
2. Rodzina
Oczywiście przejmowanie nawyków żywieniowych i stylu życia rodziców ma wpływ na otyłość albo jej brak. Wiemy nie od dziś! Ale okazuje się też, że znaczenie też ma ile matka przytyła podczas ciąży i czy człowiek, jako małe dziecko, był "rozkosznym tłuściutkim bobaskiem".
3. Hormony
Chyba nie muszę wam zwracać uwagi na to, że nawet najbardziej zmotywowani i zdesperowani odchudzacze po jakimś czasie odzyskują niechcianą wagę. To tylko kwestia miesięcy, czasem lat. I tu pozwolę sobie zacytować:
"Joseph Proietto poddał 50 otyłych ludzi reżimowi ostrej diety - przez 8 tygodni dostawali zaledwie 550 kcal. Każdy stracił co najmniej 14 kg. Przez następny rok konsultowali się z dietetykami, jedli więcej warzyw, mniej tłuszczu, ćwiczyli i... odzyskali średnio 5 kg. Okazało się też, że cały czas czują się wściekle głodni, a na domiar złego myślenie o jedzeniu stało się obsesyjne, a nie było takie przed rozpoczęciem eksperymentu."
Czyż nie wydaje się wam to znajome, bo jakbym opisywała siebie
"U pacjentów Proietta poziom wydzielanej w żołądku greliny, tzw. hormonu głodu zwiększającego apetyt (nie wiedziałam, że coś takiego istnieje), był o 20% wyższy niż przed rozpoczęciem diety. Inny hormon - odpowiedzialny z tłumienie uczucia głodu peptyd YY, oraz leptyna - hormon, który przekazuje mózgowi informację "jestem najedzony" i podwyższa przeminę materii - spadły znacznie poniżej normy."
4. Mięśnie
Poddane diecie zachowują się jak firma w kryzysie, która utrzymuje wydajność przy mniejszej liczbie pracowników.
Żeby zachować nieosiągniętą wagę, osoba po diecie musi ćwiczyć więcej od tej, która waży tyle samo, ale się nie odchudzała!!!
5. Mózg
On też zaczyna inaczej reagować na sygnały związane z jedzeniem. U tych, którzy stracili na wadze zaobserwowano pobudzenie na widok wszystkiego, co da się skonsumować i osłabiona siłę woli, żeby się temu oprzeć.
Jak długo organizm zachowuje się w ten sposób?
Nawet 6 lat!!!
Załamka

Widzicie jakieś światełko w tunelu?

19 lutego 2012 , Skomentuj



Cóż, ostatki. Każde wytłumaczenie jest dobre
I prawie żadnego ruchu, bo dopadło mnie wredne przeziębienie i słaba jestem jako ta żaba z dowcipu.
Chociaż mimo choróbska nie odpuściłam sobie wczorajszej milongi. Nogi mnie dziś bolą, znaczy się potańczyłam. Ludziów było ponad 40. Biorąc pod uwagę trudne początki, kiedy bywały ze 4 pary, to tłum. Więcej i tak by się nie zmieściło, bo sala już by nie wytrzymała. Sporo osób przyszło, żeby popatrzeć, są jeszcze zbyt niepewni, żeby sami zatańczyć. Jak patrzą, wydaje im się, że oglądają mistrzów, a tak na prawdę sami w tańcu też wyglądają świetnie. Mojemu księciu małżonkowi najbardziej się podoba to, że coraz mniej osób próbuje na parkiecie wykonywać kroki z tango nuevo, które są po prostu zbyt niebezpieczne na milondze. Widać, że po prostu tańczą dla przyjemności, tak jak my, słuchając muzyki. Nam na początku też muzyka nie przeszkadzała w wykonywaniu zaplanowanych pas
Szkoda, że nasi przyjaciele nie dają się namówić nawet na popatrzenie. Kiedyś dawno temu razem zaczynaliśmy na kursie w 5 par, tylko oni się zniechęcili a nawet praktycznie znielubili tango. Szkoda, że błędy prowadzącego kurs mają teraz dla nich takie konsekwencje. My to co innego, my byliśmy zawzięci i szukaliśmy swojej drogi do czerpania przyjemności z tanga. Oni nie byli tak zdeterminowani. Chociaż gdyby nie upór księcia małżonka, u nas skończyłoby się tak samo. To jednak partner musi mocno chcieć. Partnerka po prostu daje się prowadzić