Jutro szanty!
Zapraszam :)))
Ja tylko na chwilę...
Ledwo wróciłam do domu, a tu już goście się zapowiedzieli. Nowa bratowa ze "starą" bratanicą :)))
Całe szczęście, że to swoi, nie muszę ogarniać domowego sajgonu :)))
A oto obiecane pazurki. Muszą mi wystarczyć na miesiąc, dlatego takie krótkie.
Czuję, że nie pojeżdżę dziś na rowerku. Ale przynajmniej dietkowo na razie w porządku!
Chciałam bałwanków, to mam :(
Dzisiaj dla odmiany aż trzy 88,8kg.
Wcale się nie dziwę :(
Wczoraj kręciłam się po domu i podjadałam. Nie aż tak strasznie, ale jednak! A ile pokus zwalczyłam! W sumie jestem dumna z siebie, bo w takich sytuacjach bywało gorzej.
Przejechałam "tylko" 40 km i zaraz 0,5 kg więcej :((((
Ale myślę, że to wina zaparcia. Dawno nie miałam. A w ogóle, to się dziwię.
Tyle ruchu i zaparcie? Nie rozumiem.
Lecę dzisiaj na pazurki, ale nie z górki hi hi. Zrobię zdjęcie, żeby się wam pochwalić, co tym razem pani Marzenka mi wymyśli.
Mam swoje bałwanki!
Dzisiaj waga pokazała 88,3 kg i to bez namawiania!
Chyba tym rowerkiem podkręciłam sobie metabolizm, bo chodzę cały czas głodna.
Wczoraj wydawało mi się, że szczęka nie przestaje rzuć. A i tak czułam pustkę w brzuchu :((
Nawet nie pamiętam, co pochłonęłam.
Dzisiaj trzeba być już grzecznym, bo jutro waga się zemści!
Czas ucieka, za tydzień wyjeżdżamy, a tu nic nie poplanowane, nie zarezerwowane.
Wszystko na mojej głowie! No to do roboty!
Jeżdżę...
Dzisiaj obejrzałam 4 odcinki serialu Battlestar Galactica i przejechałam 85 km!
Chyba rekord :)))
Wróciłam do punktu wyjścia sprzed Vitalii w 2007
Znów mam 89 kg! 2,3 kg mniej niż w zeszłym tygodniu! Chyba przed wyjazdem doczekam się tych dwóch bałwanków?
W styczniu 2007 też tyle ważyłam i też wtedy był to pewien sukces. Na pasku historii wagi widać jak dalej "dietkowałam", nie ma się czym chwalić. Pokazuję go dla przestrogi, jak to łatwo zaprzepaścić swoje sukcesy! Oj, łatwo!!!
Warto zajrzeć sobie do historii pomiarów (zaleta prowadzenia pamiętniczka). Jak zakładałam konto na Vitalii, nie można było jeszcze wpisywać (albo mi się nie chciało) wymiarów szyi, bicepsa, uda i łydki, nie liczyło też zawartości tłuszczu. Ale co ciekawe w talii i biodrach miałam wtedy 3 cm więcej, w piersiach 1 cm, ale to może być błąd pomiaru :)
Szkoda, że reszty nie mogę sobie porównać :(
Opomiarowałam siebie w całości dopiero 13 lipca 2007. Ważyłam wtedy 83,3 kg, ale zawartośc tłuszczu w organizmie wynosiła 44%. Teraz wynosi 45%, jestem bardziej "zwarta" :)))))
Wypowiedziałam pracę swojemu ślimaczkowi! Nie nadążał już za mną, biedaczek! Piesek jest nawet podobny do Pucia. Ma takie same obwisłe uszy i maść :))) Pieski, jak wiadomo, szybko biegają!
Zmieniam też początek paska na 97,3 kg, bo mnie trochę ta setka myli! Nie schudłam od czerwca 11 kg! I tak naprawdę nie widziałam 100 na wadze, ale tylko dlatego, że od kwietnia do maja się nie ważyłam ;)
Nawet wczoraj nie zauważyłam ;)
Tak się wczoraj rozpędziłam na rowerku, że nie zauważyłam, jak daleko już jestem. Litwa mi tylko obok przemknęła. Teraz jadę już wzdłuż granicy z Białorusią.
Dzisiaj też już mam za sobą 43 km. Razem 358 :))
Waga rano 98,5 kg.
Hmmm, mięśnie mi już rosną, czy co?
Ale różnica 0,1 kg, to chyba w granicach błędu ;)
Jutro dzień prawdy: zapisuję wynik na pasku!
Potem jeszcze tydzień i 2 miesiące będą za mną!
Apetyt rośnie w miarę jedzenia (tylko takie przysłowie mi się nasunęło, sorki) i chciałabym podsumować te 2 miesiące równą 10 spadku.
Jak nie, to rozpaczać nie będę :)))
I tak jest nieźle!!! Byle się tego trzymać a w zasadzie trzeba się trzymać po prostu tendencji spadkowej.
Boję się trochę sierpnia - znów wyjazd i nie wiem, jak będzie z jedzeniem.
Znowu na dwoje babka powróży: albo schudnę, albo przytyję ;)))
Potem się będę martwić!
Dzisiaj chyba trochę za bardzo pozwalam sobie z jedzeniem, ale po tym rowerku mam straszny apetyt. Głodna jestem!!!!!
Bilans do tej pory, a to na pewno nie koniec :(((
Rano: szklanka kompotu z jabłek
śniadanie: 15 cm kiełbasy "palcówki", pół twarożku domowego i cały ryż z truskawkami firmy Mueller
U teściowej byłam twarda, wypiłam tylko zieloną herbatę, choć kusiła cukierkami czekoladowymi!!
II śniadanie: kubek musu z jabłek ze śmietaną
Lunch: 1 kawałek placka z morelami (7cmx7cm - malutki) popite kawą z mlekiem
Chyba nastawię sobie teraz warzywa na parze i się napcham ;)
Bardzo mnie dowartościowujecie (co za słowo?!)
Prawie codziennie, ktoś dodaje mój pamiętnik do ulubionych :))))
To niesamowite! Wspaniałe uczucie, że ktoś ceni te głupotki, które tutaj wpisuję.
Cierpię na wieczny brak pewności siebie, pewnie tak, jak większość grubasów.
My, grubasy, potrzebujemy tyle akceptacji i wsparcia!!
I dostajemy to wszystko właśnie tutaj
Jesteście kochane!!!
Wystarczy, że kogoś dłuższy czas nie ma - już pytania pełne troski!
Rewelacja!
A jakie lwice się w was budzą, gdy ktoś napisze coś obraźliwego, albo niesprawiedliwego!!! Ho, ho!!! Lepiej z wami nie zadzierać!!!
Zatem przyznam się wam, że pojeździłam jeszcze na rowerku ;) 22 km
Jutro będę się chyba czołgać ;)
Bilans dnia:
śniadanie: jeden wczorajszy placek z jabłkami i porzeczkami (nie mógł się zmarnować)
II śniadanie: kromka chleba z szynką, serem i pomidorem i kromka chleba z twarożkiem
Obiad: 3 podudka (malutkie) kurczaka, ziemniaczek i surówka z kiszonej kapusty popite maślanką z czarną porzeczką (bez cukru)
kolacja: deserek taki, jak wczoraj (mniam)
Trochę się tego nazbierało, chyba za dużo, bo jeszcze się skusiłam na dwa ciasteczka owsiane :(
Ale chyba to wyjeździłam :)))
Boli mnie...
... moja gruba niewymowna.
Że też ktoś nie wymyśli czegoś wygodniejszego od siodełka na rowerku!!! Boli mimo żelowej nakładki!
Zaliczyłam już kolejne 43 km.
Waga rano 89,4 kg. Mniej o 0,4 od wczoraj - nieźle!
Może do poniedziałku będą dwa bałwanki :))
Mało realne w środku lata, ale nie na Vitalii!!!
Sorki za wprowadzenie w błąd!
W tej pychocie są po prostu zmiksowane czarne porzeczki a nie żaden mus.
Jak ktoś nie lubi skór i pestek, to proponuję przetrzeć po prostu przez sitko, ale lepiej nie, bo to więcej tego błonnika, albo innego cholerstwa, czy jak to się nazywa :)))