Po raz kolejny zachęcam wszystkie kijkujące osoby do podawania swoich wyników w istniejącej już grupie KIJKOWANIE - sport dla wszystkich. Od maja można by ruszyć z rywalizacją. Podejmuję się robienia cotygodniowych tabelek z rankingiem. Uważam, że to niezła motywacja do częstszego ruchu. A przy okazji zlicza się swoje przechodzone kilometry. Ja sama nie przypuszczałam, że od 22 marca przedreptałam już 75 km. Dziś zliczyłam i się mocno zdziwiłam, że to tyle, mimo że nie chodzę codziennie, bo głównie czasu brak, a nocą to najwyżej można wskoczyć na stacjonarny rowerek.
Długo myślałam, że kijki są nudne, aż młody pies zmusił do częstszych i dłuższych spacerków. Dzisiaj wyglądało to tak:
Niestety Klusek za bardzo wypuszcza się w głąb lasu, pewnie czuje zwierzynę, nie wraca na wołanie. Boję się, że coś mu się stanie, muszę go więc mocować do paska. Czasem biega luzem, ale są takie miejsca na trasie, gdzie instynkt łowcy jest silniejszy. Nie myślcie, że mnie ciągnie. Niestety ;) jest nauczony chodzić na luźnej smyczy.
W piątek złapałam gumę. Okazało się, że nie mam zbieżności kół i całkowicie zdarłam przednie opony. Prawie spóźniłam się na próbę. Chciałam jeszcze zrobić zakupy na weekend, to wybrałam się wcześniej. Niestety czas minął mi na pogawędce z mechanikiem. Całe szczęście, że miał otwarte. Zwykle w piątki zamyka o 15, a było już po 17. Oczywiście 2 stówki nie moje i w poniedziałek samochód do warsztatu. Ma sprawdzić teleskopy, odbijacze, łączniki stabilizatorów, końcówki drążków, klocki i tarcze hamulcowe. Taka jestem teraz sprytna, bo szwagier mi to wszystko podyktował. Boże, skąd ja to wszystko mogę wiedzieć??? Samochód mam dopiero od 3 lat i to mój samochód, więc książę małżonek się nim nie zajmuje. Z resztą zna się jeszcze mniej ode mnie.
Wagi nie będę upubliczniać, bo poświątecznie nie chce wrócić do paskowej, mimo że nad nią pracuję. Trochę spadnie, trochę wzrośnie i tak dookoła Wojtek. Ech...
Wskakuję na rowerek, bo muszę jeszcze poczekać aż chlebek mi się upiecze. Jakoś nie chciał dziś rosnąć.