Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 575898
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 maja 2014 , Komentarze (3)

Dziękuję serdecznie za przemiłe komentarze!!! :D <3

Jak patrzę do lustra, to widzę, że nie jest tak pięknie. Książę małżonek jest utalentowany i dobrze potrafił ustawić modelkę ;) Widać zresztą, że twarz jest jak księżyc w pełni, mimo że to środek dnia. Jednakowoż miło poczytać takie komplementy, dziękuję!!!

Pogoda się dziś już definitywnie popsuła: wiatr, pochmurno, 10 stopni. Pewnie będzie padać, ale to akurat wielu by ucieszyło, bo wszędzie sucho. Tylko dlaczego zimno?!

Jutro vitaliowe ważenie, wygląda na to, że będzie dobrze.

25 maja 2014 , Komentarze (13)

Nie lubię niedzielnych wieczorów, szczególnie tych bez tanga. Jutro do roboty i raczej nie znajdę czasu na kijki. Chyba że stanęłabym na rzęsach :D

A weekend był całkiem miły. Troszkę się opaliłam, niewiele zrobiłam, ale trudno. 

Odpoczęłam. Pokijkowałam.

Klusek uwielbia zabawy w wodzie. Może w nieskończoność wbiegać do wody za kijkiem, nawet na dużą głębokość. Trudno mu zrobić zdjęcie, szczególnie jak nurkuje, ale zupełnie nie przeszkadza mu zanurzanie nosa, pyska łącznie z uszami. 

Niezły mieliśmy ubaw obserwując jego zmagania, gdy próbował odgarnąć wodę, żeby wyciągnąć kamień, który nie mieścił mu się do pyska. 

Nasz poprzedni piesio, Pucio, bał się wody i nie wchodził dalej niż do kolan (jego kolan), ostatecznością było zamoczenie brzucha. Klusio wpada do wody i dla ochłody od razu się w niej kładzie.

24 maja 2014 , Komentarze (5)

Cóż, zakładam dziś krótkie spodenki i opalam białe giczoły. Całe szczęście, że nie zachowałam swoich spodenek z liceum, bo efekt byłby ten sam (smiech)

Trwam w motywacji i działam. Wczoraj wprawdzie nie zastosowałam się po południu do diety, ale byłam grzeczna. Byliśmy w kinie a przedtem na jedzonku w Skarbcu. Polecam, pyszności. Miałam grillowaną pierś, fasolkę szparagową i placuszki z kapusty. Prawda, że dietetycznie? Potem jeszcze gałka sorbetu malinowego, bo ratusz był blisko. Następnym razem będzie pietruszkowy, posmakowałam od syna, rewelacja!!

A wieczorem wreszcie rowerek. Dałam czadu 50 km. Coś się wreszcie zaczęło kręcić ;)

Dziś w planach działeczka teściów w Tumianach. Zaplanowany spacer z kijkami po okolicy. Wieczorem imprezka w szkole językowej z zaprzyjaźnionymi Hiszpanami.

Zatem spadam, żeby nie stracić słoneczka, bo przecież weekend i zapowiedzieli załamanie pogody. (bomba)

Waga dziś bez zmian od wczoraj, ale i tak ładna 83,6kg.

22 maja 2014 , Komentarze (6)

Tak powinny wyglądać moje kontakty z ulubionymi smakołykami przez najbliższe pół roku. Tylko, że szyba powinna być pancerna.

W zasadzie, to startuję z Vitalią po raz 3 (chyba), tzn. z oficjalnie wykupioną dietą.

Dziś zaczynam, na czwartki ustaliłam ważenie, ale jeszcze dziś nie kazali się ważyć Ja jednak dla równego rachunku dzisiaj się opomiarowałam. Od poniedziałku paszowo byłam prawie bardzo grzeczna, bo waga z początku tygodnia mnie zszokowała. Dziś 3 kg mniej :D, chociaż pomiary wyraźnie pokazują, że to woda, bo w okolicach grubego brzucha wszystko bez zmian i % tłuszczu też się nie zmienił. Nie dziwota, skoro nie było aktywności fizycznej. W sumie startuję z wagą, dookoła której kręcę się już rok. Czas na zmiany!!! Zawsze mogę się upierać przy wersji, że stabilizowałam zgubione wcześniej 10 kg ;)

W pakiecie jest teraz dostęp do grupy wsparcia, ale coś mi się wydaje, że to jakiś niewypał, bo mimo że zameldowałam się tam grzecznie, to nikt się do mnie nie odezwał, anie nie zaobserwowałam, żadnej aktywności. Na razie nie mam czasu głębiej pogrzebać. Założenia są ok, jakby miały działać, to byłoby fajnie.

20 maja 2014 , Komentarze (4)

Ostatnio w odchudzaniu coraz głośniej mówi się o tym, że trzeba jeść, żeby schudnąć. Ale czemu bardzo drobnym drukiem dodają, że nie raczej nie powinny to być słodycze :pa na pewno nie czekolada w ilościach hurtowych?

Cóż, wczoraj paszczowo byłam grzeczna. Z niedozwolonych rzeczy zjadłam tylko gałkę sorbetu z czarnej porzeczki. Ale pocieszam się, że to tyko pół grzeszku. Niestety nie potrafię się opanować, gdy przechodzę obok stoiska z lodami przy starym ratuszu. W tym miejscu moje opanowanie nazywa się: "jedna gałka". Bez opanowania rzuciłabym się chyba na wszystkie smaki.

Dzisiaj waga o 2 kg mniejsza niż wczoraj. Zatem to było "tylko" zatrzymanie wody. Jednak numerek 85, nie jest moim szczęśliwym. ;( Postanowiłam, że do końca czerwca, z okazji swoich urodzin zrobię sobie prezent i zobaczę na wadze 7. Cel realny, powinno się udać, mimo że wiele takich realnych celów nie osiągnęłam. W zasadzie ucieszę się z każdego kilograma mniej.

Dalej czuję, że stopy i dłonie mam spuchnięte. Jak się to nie poprawi, trzeba będzie zasięgnąć porady lekarza. Chociaż myślę, że najlepszym na to lekarstwem byłby ruch. A tu wczoraj się nie popisałam, zero motywacji. Książę małżonek miał lenia, a ja sama jakoś nie mogłam przełamać swojego. Dziś marnie to widzę czasowo: zebranie z rodzicami, próba. Kiedyś nawet w takim przypadku był rowerek na dobranoc. Może...

19 maja 2014 , Komentarze (1)

Marnie zaczęłam ten tydzień (szloch)

Najpierw stanęłam na wadze (a nie powinnam, bo nawet na Vitalii był artykuł o tym, że nie powinno się ważyć ani w niedzielę, ani w poniedziałek) a tu przekroczone wszelkie stany alarmowe!!!! 

Czas na czyny! 

Zaczęłam od zmiany paska. Nie ma co się oszukiwać, bo to co tam jest, to dawno nieprawda i szans żadnych na szybkie dociągnięcie do niego. Chociaż na początku miesiąca było prawie, prawie, ech. W 3 tygodnie różnica prawie 5 kg na plus?? Tylko ja tak potrafię. Za dużo dogadzałam duszy, za mało myślałam o cielsku. Trudno, nie umiem sama zapanować nad korytkiem, spróbuję przy pomocy Vitalii. Wykupiłam plan diety. Tym razem jestem zmotywowana, bo jestem tak zła na siebie, że aż zęby bolą, tak je ze złości zaciskam.

Za długo wmawiałam sobie, że to tylko zatrzymanie wody w organizmie. Fakt, stopy i dłonie mam z lekka spuchnięte, ale 5 kg?! Z resztą w pasku też jakby zrobiło się ciaśniej :(

Doopcię też trzeba ruszyć trochę bardziej intensywnie. I nie ma wymówek, że brak czasu. Więcej go nigdy nie będzie!

Zatem: kijki, rowerek i basen. Tyle na razie, a w wakacje zumba i coś więcej, mam już pomysł, tylko trzeba przygotować się do wykonania. Kijki koniecznie z księciem małżonkiem, bo mam długie nogi i narzuca takie tempo, że muszę podbiegać. Ostatnio 7 km zrobiliśmy w godzinę. Znając go, to następnym razem będzie chciał zejść poniżej godziny i pewnie mu się uda.

Aaa! Zapomniałabym o tangu! Właśnie nawet wczoraj byliśmy na milondze i znów byłam najgrubszym kaszalotem (szloch) To się musi zmienić!!! 

Szczególnie na drugim zdjęciu widać mój wielki bebech.


Moja waga przy poniedziałku nie zdemotywowała mnie aż tak. W końcu mam oczy i widzę co się dzieje, wiem, co pochłaniam i jakie wymówki stosuję, żeby się nie ruszać.

Najgorsze, to zepsuł mi się telefon (szloch) A teraz przecież bez telefonu ani rusz. Umowa kończy mi się dopiero w grudniu i jak ja tak na jakimś niedobitku księcia małżonka? No bo mój aparat całkiem był wydał ducha. Trzeba coś wymyślić.

Może ten feralny poniedziałek ruszy mnie wreszcie z marazmu. Ileż można narzekać, że "ło jeju, jak mi się nic nie chce"?

12 maja 2014 , Komentarze (5)

W dalszym ciągu namawiam do Grupy: KIJKOWANIE - sport dla wszystkich

Niestety od świąt balansuję sobie na cienkiej lince. Waga pokazuje mi od 85 do 82 kg, w zależności od tego, czy jestem dobra dla ciała, czy dla duszy.

Podczas weekendu zaliczyłam imprezkę imieninową, więc ani wczoraj, ani dziś się nie ważyłam. Czuję się spuchnięta, za mało piłam wody a za dużo innych trunków.

Lenistwo i niestabilna pogoda przeszkodziły w kijkowaniu.

A tak w ogóle nie mam weny do pisania...

4 maja 2014 , Komentarze (6)

Próbuję i próbuję i marnie mi wychodzi uzbieranie paru chętnych do dzielenia się swoimi osiągami kijkowymi. Jak większość spraw ostatnio, łącznie z odchudzaniem.

Ale jeśli ktoś się wreszcie namyślił, albo dopiero się o tym dowiedział, to zapraszam do Grupy: KIJKOWANIE - sport dla każdego.

Jakoś nie mogę się dziś postawić do pionu. Do tej pory było zimno, ale chociaż słoneczko świeciło, dziś ciemno, a ja jestem światłolubna. Nie mam dziś na nic ochoty poza jedzeniem oczywiście ;(

Waga wrednie podniosła się znów ponad poziom paskowy, co mnie okropnie demotywuje. 

2 maja 2014 , Komentarze (4)

Jeszcze raz zachęcam kijkujących do wspólnego motywowania się w Grupie.

Niby wolne, ale nie mam za dużo czasu na kompa. Może to i dobrze ;)

W środę było wszystko w biegu, bo mieliśmy koncert z okazji rocznicy wejścia do Unii.

Licząc na to, że w majowy weekend odsłonię trochę nogi i pachy, musiałam wcisnąć jeszcze kosmetyczkę z woskiem. Udało się :D

Wieczorem wróciłam skonana, bo i repertuar był wyczerpujący. Niby śpiewaliśmy krótko, ale treściwie: część IX Beethovena, Alleluja z Mesjasza i Victorię Kilara. Jakoś jednak zmotywowałam się do 40 km na rowerku.

Wczoraj mieliśmy z księciem małżonkiem zaplanowaną dłuuugą wycieczkę kijkową. Wyruszyliśmy o 11. Słoneczko świeciło, chociaż wiatr był chłodny, ale ambitnie założyłam krótkie spodenki i koszulkę na ramiączka. Chciałam chwycić trochę słoneczka i chyba chwyciłam, ale zgrzać to się nie zgrzałam, szczególnie gdy wracaliśmy przed 21 do domu. Dobrze, że zapakowałam do plecaczka chociaż kurteczkę. Dziś rano było tylko 2 stopnie na termometrze, więc wieczorem chyba było niewiele więcej. W sumie przeszliśmy 28 km i zajęło nam to niecałe 5 godzin. Z powrotem szliśmy na "skróty". Dobrze, że wyszło tyle samo co "tam" a nie więcej, bo szliśmy po strasznych wykrotach i kilka razy trzeba było pokonać rów z wodą. W końcu za wcześnie skręciliśmy i tak trzeba było iść asfaltem bo się ściemniało.

Klusek najpierw rzucił się na miskę, potem spał do rana :)

Celem naszej wycieczki był domek koleżanki. Czekała na nas z pysznym ciastem, potem upiekła pizzę, ale bardzo dietetyczną, warzywną. Pozwoliłam też sobie na pifko. Waga pomimo tego dziś dużo mniejsza, nawet poniżej paskowa, ale odczekam do końca weekendu, żeby zmienić, bo różnie może być ]:>

Wieczorem nie mogłam zasnąć, poczytałam sobie książkę, ale jakoś nie mogła mnie uśpić, choć żadna rewelacja, ot czytadło: "Z grubsza Wenus" Anny Fryczkowskiej.

Dziś jestem już po zrobieniu świeżych żeli na paluszkach i na 13 lecę do szkoły. Niestety podstawówki muszą w takie dni mieć dyżury dla maluchów. Tym razem padło na mnie, ale skoro i tak książę małżonek w pracy, synek udaje, że uczy się do matury, zatem nie żałuję.

Jutro jadę na ślub koleżanki z chóru do Biskupca Pomorskiego. Niewiele nas się wybiera, damy radę w dwa samochody. Mój samochodzik świeżo po remoncie, to mogę jechać :D Lubię!

29 kwietnia 2014 , Komentarze (4)

Zachęcam, zachęcam i dalej mam nadzieję, że uzbiera się jakaś grupa do motywowania się nawzajem. 

Kijkowanie - sport dla wszystkich

Wczoraj, mimo pięknej pogody, nie byłam na kijkach. Samochodzik był w warsztacie. Jeszcze tylko ustawić zbieżność kół i będzie ok. Bo ja żeby się nachodzić, muszę najpierw dojechać. Niby wokoło lasy i jeziora, ale dotrzeć trzeba tam drogą asfaltową i to parę kilometrów, a to żadna przyjemność. Może wydziwiam, ale tak jest. W zasadzie do lasu mam niedaleko, ale trzeba przejść przez bardzo ruchliwą A16. Nie chcę chodzić w tym kierunku ze względu na psa. Jest przejście podziemne, ale nie mam pojęcia, czy pies w amoku nie poleci na przełaj, więc nie chcę mu pokazywać tej możliwości.

Na 1 maja mam plana kijkowego i oby pogoda dopisała :) bo do czwartku raczej się nie wyrwę do lasu.

Wczoraj byłam niesamowicie grzeczna i waga rano mi to wynagrodziła, chociaż do paskowej jeszcze jej trochę brakuje. Ale mnie się nie spieszy, byle szło we właściwym kierunku. Ciasta poświąteczne "zniszczone" przy niemałym udziale Kluska, który pozostawiony sam myszkuje po kątach. Podczas świąt trzeba było wszystko pochować, nawet w zmywarce, jak miał zostać w domu.

Tak mi się nie chciało wczoraj wsiadać na rowerek. Przejechałam jednak 30 km i dziś jestem zadowolona. Dzisiaj dzień wypełniony po brzegi, zobaczymy czy jeszcze wcisnę gdzieś pedalenie.