Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W sierpniu zdiagnozowano u mnie nowotrów. Wylosowałam nieźle, bo taki przewlekły (mieloproliferacyjny), a nie złośliwe i zabijające ustrojstwo. Po pierwszym szoku postanowiłam, że to właściwie jest niezły pretekst do tego, żeby zacząć żyć tak jak zawsze chciałam. Bez wymówek. Nie marnując czasu. Z pasją i radością. Odzyskanie sprawności i sylwetki jest częścią tego planu;). To ustrojstwo w mojej krwi trochę mnie ogranicza - przekonałam się już, że bardzo lubi suplementy, więc sobie nie pomogę w ten sposób;), ale postaram się podejść do sprawy mądrze i z cierpliwością.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7368
Komentarzy: 810
Założony: 2 stycznia 2025
Ostatni wpis: 15 kwietnia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sophia1729

kobieta, 42 lat, Złotów

165 cm, 75.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 lutego 2025 , Komentarze (4)

Jakby co to nawet żyję po wczorajszym świętowaniu. Ale czuję się niesamowicie zmęczona. Tak się wydaje, że sport intelektualny to nie do końca sport, ale zmęczenie jest jak najbardziej fizyczne. Najchętniej zrobiłabym sobie dziś wolne, ale nie mogę. Przeciągam więc na maksa poranek i delektuję się zimną już kawką nadrabiając zaległości w czytaniu waszych pamiętników:). To strasznie fajnie, że jesteście i ile ciepła, wsparcia i zrozumienia od was płynie. Czuję, że z takim supportem zrzucenie kilogramów będzie jak pstryknięcie palcami:D. Może nie jakoś super szybko, ale na pewno łatwiej niż jak sobie coś tam sama próbuję. To dziwne jest, bo tak poza tym to ja nie jestem chyba jakąś bardzo społeczną istotą. Choć może tego nie widać, bo robię bardzo dużo rzeczy, które wymagają kontaktu z człowiekiem jednak. 

Trochę mi się chce płakać. Tak trochę z ulgi i wdzięczności. Ostatnie kilka lat to była prawdziwa rewolucja w moim życiu. Zmiana miejsca zamieszkania na zupełnie obce i prawie na drugim końcu polski, ciężka walka o swoje miejsce w nowej rzeczywistości, finalizacja spisanego na straty doktoratu, nowa praca, o którą też musiałam walczyć, bo zaczęłam od paru godzin na umowę zlecenie, tworzenie swojego świata od początku. A wszystko w takim stanie... jakbym poruszała się w smole. Coraz ciężej, coraz trudniej, jakby moje ciało i umysł w ogóle nie chciały współpracować. Potem ta choroba... przyznam się szczerze, że ta diagnoza mnie ucieszyła. Tzn nie to, że jestem chora, tylko to, że wreszcie wiem na co. Że może nie jestem głupia, stara, leniwa i nie robię po prostu źle i za mało, że to wszystko nie działa tak jak powinno, tylko są jakieś obiektywne przyczyny i mogę jednak o siebie zawalczyć. Że tak nie będzie już do końca życia. Co prawda teraz czeka mnie dużo pracy, jeszcze większa rewolucja w stylu życia i myśleniu o sobie, ale znowu coś zależy ode mnie. Teraz to się naprawdę popłakałam 😂. Trochę wydaje mi się, że i tak za dużo bym chciała robić już, teraz, zaraz. Że może powinnam sobie dać więcej luzu i czasu na odpoczynek. Ale trochę się boję, że się za bardzo przyzwyczaję do tego odpoczywania:D. Więc robię te wszystkie rzeczy, które bym chciała robić. Zupełnie nieidealnie, czasem coś zaniedbam, czasem czegoś nie dowiozę, czasem muszę prosić o więcej czasu. Ale robię. Mój organizm wraca do normalnego stanu, zaczyna współpracować, mogę coraz więcej i coraz lepiej. Bez płakania po kątach, myślenia o sobie źle i wyrzutów sumienia. Wiem, że jeszcze mega dużo pracy przede mną, ale już czuję taką ogromną wdzięczność. I za was też. Za wszystkie dobre rzeczy, cudownych ludzi, za to, że wszystko wraca powoli na swoje miejsce💓💓💓💓💓💓💓. Powrót teraz do pierwszej ligi jest dla mnie taki symptomatyczny. Pamiętam jak te 3 lata temu mówiłam, że nie ma opcji, żebym grała w drugiej. Ale dopiero jak przestałam się spinać, jak wyluzowałam, odzyskałam radość z gry, pomimo niedoskonałej formy... dopiero jak powiedzieliśmy sobie, że nie potrzebujemy żadnych wzmocnień, że zawalczymy bez spiny w takim składzie jaki mamy, kiedy znalazłam w sobie dystans i odwagę... Ja wiem, że to nie miejsce na takie rozkminy, bo to pamiętnik odchudzania:D, ale czuję, że mogę i chcę się z wami tym podzielić  💗. Miłego dnia. Walczcie o siebie. Naprawdę warto.

23 lutego 2025 , Komentarze (12)

AWANSOWALIŚMY!!!! Trzy dni naprawdę intensywnego grania. Piątek od 19:30 do 23:00, cała sobota i niedziela od rana do 17:00 - z przerwą na zajęcia na uczelni. Jestem taka szczęśliwa 🥰. Nie wiem jak dieta, bo nie liczyłam. Śniadania ok, obiady z drużyną w knajpach a poza tym to nawet nie pamiętam. No i dziś tylko śniadanie (pyszna sałatka z jajkiem i tuńczykiem) i na kolację pizza, bo nie miałam kiedy zjeść obiadu. Kroki... wokoło stolika :D. Jogę dziś tylko pominęłam. No ale dziś wieczór nie jestem grzeczna 🥂. Wczoraj, kiedy przegrywaliśmy wysoko, to powiedziałam mężowi, że jak wygramy ten mecz to jednak się upiję - kompletnie nie wierząc że mamy szanse 😂. Chyba za dużo adrenaliny żebym mogła się upić. Ale próbuję dzielnie:D. Dziękuję, że trzymałyście kciuki. Miłego wieczorku.

Ps. Zobaczyłam się na zdjęciach z drużyną i od jutra chyba jednak mocniej zacisnę pasa 🤣.

21 lutego 2025 , Komentarze (2)

Wczoraj udało mi się wreszcie zrobić i jogę i kroki. Choć zerwałam się z łóżka przed północą przypominając sobie, że zostało ze 150 i chodziłam wkoło stołu 🤣. Dieta bez deficytu (zdjęcia+ orzechy i gorzka czekolada) - około 2000 kcal - to żebym nie spadła pod stół. Mózg na deficycie przy dłuższym graniu to mi odcina. Sprawdzone. No cóż, są rzeczy ważne i pilne oraz ważne i mniej pilne... Miłego dnia.

20 lutego 2025 , Komentarze (5)

Tak szybciutko, bo jak wypisałam sobie co mam dziś do zrobienia, to natychmiast przestałam pisać:D. W sensie, żeby nie tracić czasu. 

Jutro mega ważny dzień. I ważny weekend. Walczymy o awans do pierwszej ligi. Trzymajcie kciuki. 

Wczoraj prawie ok. Wody pilnowałam tylko do połowy dnia, kroków nie zrobiłam, bo w dzień nie było kiedy a wieczorem padłam. Ale joga zaliczona i dietka według planu (zdjęcia+ przekąska - orzechy i kostka gorzkiej czekolady). Miłego dnia. 

19 lutego 2025 , Komentarze (9)

No wreszcie czegoś nie skontrolowałam 😂. Właściwie to niczego. Nic z zaplanowanych rano rzeczy nie zjadłam, kompletny nieogar. Dobrze chociaż, że mało kalorii wyszło. Ale białka też mało - 57g. Nauki na przyszłość są dwie. 1. Zebranie w robocie nigdy nie trwa tyle, ile się wydaje, że będzie trwało. 2. Śniadania białkowo-tłuszczowe to coś co daje największy zwrot z inwestycji. 

No bo miałam o 9:00 zebranie, a o 11:30 zajęcia. No to myślę sobie, że godzinka, góra półtora, podskoczę do domu potem, zjem śniadanie i wrócę na zajęcia. Ta... Ostatecznie śniadanie jadłam około 14:00, tak głodna, że po drodze kupiłam bułeczki oczywiście, bo tak późno to już nie muszę się trzymać założeń 😣. Po śniadaniu, które wydawało się zdrowe, bo bułeczki zjadłam z pastą z halibuta i jajka i z warzywkami, przymuliło mnie tak, że położyłam się na 10 minut, które okazało się być prawie godziną, a potem już do końca dnia (dalej miałam zajęcia, wieczorem trening brydżowy) kompletnie nie panowałam nad niczym, ciągnęło mnie do słodkiego, do węgli w dowolnej postaci i do podjadania. Skończyło się na tym, że zamiast zaplanowanego shake'a proteinowego zjadłam tosty, zamiast flaczków na obiad kawałek pizzy od córki (jeden na szczęście!) a oprócz tego pomagałam sobie orzechami pecan i gorzką czekoladą (w liczbie dwóch kostek). Do dupy z taką robotą. Żadnych bułeczek więcej na śniadanie 🤣. Ale to może być też dlatego, że odstawiam strzały dopaminy w postaci mediów społecznościowych i bezmyślnego klikania w internet. No i fajki - przyznam się - czasem palę. Wiem, że to największy syf. Zawsze jak są egzaminy jakieś albo podobnego rodzaju stres, a potem tak od 1 do 3 tygodni po. Poza tym okazjonalnie. Jak wyjdę do ulubionego baru, a ostatnio nie wychodzę. No i jak gram w te karty (w domu czy ze znajomymi to nie, tylko jak jest liga albo jakiś turniej). Ale jak już kupię paczkę, a potem jeszcze kilka, to te pierwsze kilka dni jak nie kupuję to jest trudne. No i tak mam 3 ostatnie dni trudne. Ale dziś już czuję się normalnie. 

Kroków nie wyłaziłam, musiałabym po nocach po tej pizgawicy, a już nie miałam na tyle samozaparcia. Joga zrobiona. Miłego dnia. 

17 lutego 2025 , Komentarze (5)

Przez najbliższy tydzień moje wpisy mogą być lakoniczne, mniej się będę udzielać w ogóle tutaj, bo z jednej strony mam dużo pracy, a z drugiej ograniczam niepotrzebne klikanie w sieci. Jedzonko dziś (to jedno co wygląda jak parówki, to parówki, a drugie to marchewki):

Joga zaliczona, woda pita, kroków nie zrobię - jeszcze sporo zostało, a ja mam dużo pracy jeszcze zamiast spaceru:(. No nic, próbowałam. Miłej nocki.

16 lutego 2025 , Komentarze (10)

Jestem przekonana, że zrobiłam zdjęcie śniadania i to kilka razy. Patrzę przed chwilą w galerię i nic takiego nie ma:(. No trudno. Ale było podobne do tego co często jem. Jajko sadzone, parówki z szynki, warzywka, orzechy. Na drugie śniadanie zaprzyjaźniłam się z pasztecikiem :). Oprócz tego coś w rodzaju proteinowego shakea - wiśnie mrożone, nektarynka, kefir proteinowy, chia i odżywka białkowa. Na obiad ramen z wolno gotowaną wołowiną, jajkiem, wakame i jakimiś zielonymi rzeczami. Bardzo dziś walczę z podjadaniem. Chwilowo wygrywam. Joga zaliczona. Koki - będę jeszcze dreptać. Woda - zostały 2 duże szklanki do wypicia. Nastrój leniwy. Miłego wieczorku. 

16 lutego 2025 , Komentarze (4)

Od poniedziałku wracam do roboty, więc nawet nie protestowałam jak wczoraj znajomi zaprosili nas na te karty do siebie:D. Tym razem grzecznie bez winka. I zamiast obiadu jakieś niezbyt zdrowe przekąski tam u nich. Siedzieliśmy niespodziewanie do północy, więc zabrakło mi 450 kroków, choć już wracając je zrobiłam 🤣! Poza tą niezaplanowaną, losową, kolacją śniadanie białkowo-tłuszczowe i żytnie kanapeczki z pasztetem. 

Wy sobie nie myślcie, że ja taka towarzyska jestem:D. Od kiedy mieszkamy w nowym miejscu (3 lata chyba) kilka razy przychodził znajomy, żeby zrobić drobne naprawy w domu, raz inny, żeby podłączyć mi gramofon i potem ten sam przyniósł płytę Genesis, ci co ostatnio tak się odwiedzamy intensywnie to byli 2x i my raz u nich, a poza tym jak jest większy turniej w okolicy albo liga to czasem przygarnę kogoś na noc. Więc tego... to taka nowa sytuacja:D. I szczerze mówiąc już trochę mnie zmęczyła. Bardzo było miło, ale ja jednak naprawdę dzikus jestem. Najbliższe dwa tygodnie odpoczywam od spotkań towarzyskich, oprócz tych wymuszonych przez ligę, która jest w najbliższy weekend. Spróbuję skupić się na pracy i na tym, żeby się dobrze przygotować do walki o awans. Mój mózg coraz lepiej, ale to jeszcze nie ta forma. 

Bardzo duży opór przełamałam i wygrzebałam swój stary arkusz z habit trackerem. Dostosowałam do tego roku i spróbuję nie porzucić po tygodniu. Wygląda tak:

Umieściłam tam wszystkie rzeczy, które bym chciała robić regularnie, nie tylko dietowe. Tak poza pracą i aktualnymi projektami. Do tego tygodniowa lista zadań. Uzupełniłam wstecznie tylko to co umiałam zweryfikować. Dawno go zrobiłam i chyba nie miałam szczególnego zapału do uzupełniania. Może tym razem będzie lepiej. 

Zaczęłam wczorajszy dzień od takiego miłego spacerku nad jezioro. Pięknie wygląda las przyprószony śniegiem. I ta zamarznięta tafla.

 

15 lutego 2025 , Komentarze (15)

Nie do końca wyszłam z tego wczorajszego spotkania obronną ręką, bo oprócz wina skubnęłam jakieś przekąski - serek, oliwki, vol-au-vent z tuńczykiem i z tą szarpaną wieprzowiną... Zrobiłam z gotowego ciasta francuskiego, ale sama dzielnie wycinałam te kółeczka😁. Mogłam zrobić zdjęcie całej deski, może by mi było łatwiej się oprzeć :D. No trudno. Wyrównam to dziś jakoś. I przez następne dwa tygodnie. Ważenie w ostatnim dniu lutego. Założenie wagowe jak zwykle delikatne. Chciałabym żeby spadła poniżej 77. No i żeby coś się ruszyło w obwodach. Cokolwiek. Najlepiej w brzuszku. Tym razem rozpiszę sobie dokładny plan i zrobię HT w kalendarzu. A plan będzie uwzględniał następujące elementy:

  • zero wina 😇
  • 10000 kroków dziennie  
  • Codzienna joga, ale konkretne, zaplanowane wcześniej praktyki (systematyczność już sobie wyrobiłam chyba w tej kwestii, teraz spróbuję to robić nie tak bezmyślnie)
  • Monitorowanie wody z fitatu (jezu, jak ja tego nie umiem!)
  • Dieta bez zmian - 1700 kcal, 100+ g białka, śniadania białkowo-tłuszczowe, zero słodyczy i cukru. Zero (!!!!) podjadania. 

Wczorajsze jedzenie, które miało 100 g białka i razem z czterema lampkami wina tylko 1600 kcal (to może tak bardzo nie nagrzeszyłam, bo wypiłam 3 lampki a do limitu trochę brakowało... zaraz wpiszę i sprawdzę) wygląda tak:

Miłego dnia wszystkim 🥰

14 lutego 2025 , Komentarze (18)

Waga trochę w dół, wszystkie wymiary, poza obwodem ramienia, stoją jak zaklęte. Nie będę narzekać, bo ostatnio spadły dużo. Zobaczymy następnym razem czy muszę być bardziej grzeczna, czy mogę sobie pozwalać czasem na winko 😂. Dziś znowu mam gości, więc na wszelki wypadek wliczyłam sobie w bilans 4 lampki 😅. Nie mówię, że tyle wypiję, ale przezorny zawsze ubezpieczony 😎. Wliczyłam z zachowaniem kaloryczności i poziomu białka. I z uwzględnieniem szarpanej wieprzowiny i bułeczki na obiad. Kurcze, chyba się nauczyłam w to białko. Jak zaczynałam sobie wpisywać posiłki do fitatu to miałam przy 2000 kcal 40-50g białka 🤦‍♀️. 

Uprzedzam lojalnie, że teraz będzie dawka marudzenia, więc możecie tutaj przestać czytać 😂. Zrobiłam sobie badania dziś, tak sprawdzająco, w połowie czasu pomiędzy wizytami u lekarza. Jakiś dziwny ten mój organizm. We krwi tylko nieznaczna poprawa. Mogę się założyć, że lekarz nie pozwoli mi zmniejszyć dawki chemii przy następnej wizycie. Wkurza mnie to i boję się. Chwilowo jest ok. Czuję poprawę. Jeszcze nie jest optymalnie, ale zaczynam jakoś funkcjonować. Mój organizm zaczyna współpracować. Bardzo dobrze reaguję na chemię. Z resztą to co biorę to takie łagodne cytostatyki. Ale przecież jak będę brała taki syf do końca życia, to chyba nie będzie ono za długie? No i nie mogę się nauczyć tego dziadostwa. W sensie że nie wiem co z moich realnych działań tak naprawdę wpływa na to, że mój organizm daje sobie radę z przerostem tych niepotrzebnych komórek. Czuję się bezradna. Mój lekarz uparcie twierdzi, że to obiektywny stan - tzn. ta bezradność. Że nic nie mogę zrobić, tylko brać leki. Może poszukam innego dla przeciwwagi?