Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mariolkag

kobieta, 60 lat, Gorzów Wielkopolski

172 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Aby do wiosny :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 października 2007 , Komentarze (11)


Nie mam pomysłów na tytuły do moich wpisow wiec niech sobie daty pozostaną :)

Cały czas gdzieś pędzę i mam coś do załatwienia więc dzisiaj dam sobie odrobinkę luzu. Poleże dłużej, poślepie sie w telewizje , a później leniwie pokrzątam się po chacie.Efektem mojej nieobecnosci w domu jest jego totalne zagruzowanie .Pora więc na małe sprzatanko:) Takie żeby sie broń Boże nie spocić hehehehe.

Zgodnie z sugestia pani z Osrodka Adopcyjnego udałam sie wczoraj do szpitala w celu przepisania kart szczepień i książeczek zdrowia dzieci na nasze nazwisko.
Panie OAO z przekonaniem mówiły, że panuje tam  atmosfera sprzyjaca osobom adoptujacym dzieci hehehehe. Chyba nie trafiłam w koniunkture hihihi, poirytowana pani ordynator spytała czy panie w ośrodku nie mogłyby zebrac tych ksiażeczek do kupy i przyniesć ich wszystkich hurtowo, a w ogóle to tę sama czynność moga przecież wykonać pielegniarki w przychodni.Spytałam więc jak do tego wszystkiego ma sie niejawnosć adopcji, skoro muszę wtajemniczać w te sprawe całą rzesze ludzi, więc zostałam odesłana do oddziałowej sekretarki.
 Faktem jest, że kiedy wyznaje,że adoptowałam dwójke dzieci to spotykam sie z podziwem , zrozumieniem i uznaniem, ale szczerze mówiąc mam w tylnej części ciała te ludzkie uczucia, bo i tak nic nie moge załatwić.
Też jak siemka jestem urzędniczka , wiem jak ważna jest papieromania i zdaje sobie sobie sprawę, że moje poirytowanie nie jest skierowane do osób bezpośrednio odpowiedzialnych za ten bałagan, ale dajcie mi sie kobiety wygadac :))))
Tak więc wróciłam wczoraj z oddziału z czystymi blankietami kart szczepień i  książeczek zdrowia dziecka ponieważ okazało sie, że dzieci są już duże, urodziły sie w różnych szpitalach, należały do różnych przychodni i szczepione były przez różne pielęgniarki, w związku z czym nie można w naszym szpitalu sporzadzić odpisów tych dokumentów. Dla mnie nonsens, ale że upierdliwa ze mnie baba więc zadzwoniłam do narodowego funduszu zdrowia i zrelacjonowałam problem. Problem? Pani urzędniczka go nie widziała - z kartami szczepień odesłała do sanepidu, a książeczkami zdrowia do przychodni rejonowej .  Nie widziała też problemu z tym, aby przekreślić w dokumentach stare nazwiska i napisac nowe.
Brak mi słów .
Cóż, całe szczęście dzieci są zdrowe i najwazniejsze, że jesteśmy razem - tak pożegnała mnie jedna pielęgniarka w szpitalu :)) To fakt :))
Cieszmy sie zatem zdrowiem i rozwiązujmy problemy, bo przecież one sa motorem postepu :))
A poza tym jak to sie wszystko ma naprzeciwko wieczności ? :))))

 

10 października 2007 , Komentarze (12)


Daje znak ,że żyję. Na wage się nie pcham, bo od kilku dni nie mogę pohamowac swojego wilczego apetytu.Próbowałam doszukać sie przyczyn, ale w sumie doszłam do wniosku, że nieważna jest przyczyna lecz skutek.

Do tego nerwowa i pobudzona jakas od kilku dni jestem.Fakt, że ciągle walczę w urzędach o unormowanie spraw związanych z adopcją i powoli tracę cierpliwosc , lecz powinnam być już przyzwyczajona do administracyjnej arogancji.

Oto jeden z przykładów. Z racji adopcji nalezy mi sie becikowe, poszłam ja więc do Urzędu Miasta z wypełniona i uzupełnioną dokumentacja. W pokoju siedzą trzy panie, każda obsługuje osoby o nazwisku zaczynajacym sie na określoną litere alfabetu. Pani z przyporządkowana literka G zamieściła na okienku karteczke- NIECZYNNE, koleżanka obok przegląda jakas teczkę, druga je kanapke. Stoje i czekam na zainteresowanie, ale nikt nie podnosi głowy. Pani od literki G rozmawia przez telefon, a nastepnie odkłada słuchawke i informuje koleżanki,że zbiera zamówienia na pierogi , panie są zywo zainteresowane, a nastepnie Pani od G wychodzi. Stoje i czekam. Zdecydowałam,że zapytam pania od innej literki o to czy przyniesione przeze mnie dokumenty sa prawidłowo wypełnione i skompletowane.Na hasło -adopcja pani zmieszała sie i z rozbrajajaca szczerościa przyznaje,że wrowadzono nowe przepisy , z którymi nie zdążyła się jeszcze zapoznać, więc najbardziej kompetentna bedzie pani kierownik (od G) , która własnie wyszła do pani dyrektor na ważną rozmowe. Parsknęłam znaczącym śmiechem i wspomniałam coś o pierogach, więc druga pani zainteresowała sie moimi dokumentami , przeglądając je i porządkujac w sobie znanej kolejności.
W tym czasie przychodzi pani od G, szuka wytycznych i sugeruje,że nie musze śpieszyc sie ze złożeniem dokumentów ponieważ mam 12 miesiecy od upawomocnienia się postanowienia sądu, ja jednak sie upieram,że zrobię to teraz.
Sprawdza  stan dokumentów i domaga sie oryginału postanowienia czytajac go jednocześnie bardzo dokładnie, jakby jego sentencja miała wpływ na sprawe.
Musze Wam wyjaśnić,że adopcja jest niejawna,a  rodzice nie otrzymuja  z sądu  postanowienia tylko Urzędy Stanu Cywilnego w celu wydania aktu urodzenia zgodnego z postanowieniem sądu. Nie rozumiem więc dlaczego tak to postanowienie interesuje wszystkich urzedników, i to nie tylko panie od becikowego, bo również księgowa w przedszkolu, czy firme ubezpieczeniowa. Do męża np. zadzwoniła pani z Allianz , bo zauwazyła bład w postanowieniu ,a do mnie z kolei pan, który zapytał co ja tam pomazałam?? Ano wykorektorowałam byłe nazwiska dzieci, aby takie ciekawskie osoby jak ten pan chociażby nie posiadł takiej wiedzy.

Rece opadaja. Całe szczęście nasza adopocja nie jest żadną tajemnica i bez problemu rozmawiamy i ujawniamy ten fakt, ale co robia rodzice,  którzy rzeczywiście chcieliby to zachować dla siebie  nie wtajemniczajac osób postronnych??

Kończąc temat becikowego to pani od literki G przyjeła wreszcie moje argumenty, że postanowienie posiadam tylko dzięki temu, że osobiście zawoziliśmy je do USC w pobliskich miejscowościach i zapobiegawczo wyjeliśmy je z kopert i skopiowaliśmy , ale zobowiązała mnie jeszcze do przyniesienia dowodu osobistego męża w celu potwierdzenia zgodności kopii z oryginałem i numeru pesel.

A numeru pesel jeszcze nie nadano. Czeka na niego niecierpliwie dyrekcja przedszkola, no i oczywiście ja, bo bez niego nie mogę zgłosic maluchów do mojego ubezpieczenia społecznego, ani dokonac wyboru lekarza rodzinnego, a przecież Patrykowi powinniśmy zrobić bilans czterolatka.

Na jutro zapisałam Oliwie prywatnie do okulisty, bo od kilku dni ropieja jej oczy, a nie mam juz siły tłumaczyć dlaczego nie mogę skorzystać z państwowej służby zdrowia. Poza tym musze dzisiaj pojechac do szpitala na oddział noworodkowy, bo podobno istnieje możliwośc przepisania kart szczepień i książeczek zdrowia dziecka na nowe nazwisko. Karty szczepień dostalismy zreszta tez z poprzedniej przychodni tylko dzięki uprzejmosci rodziny zastepczej, która zainteresowała sie tematem i ma dobre układy  w przychodni.
Wszędzie trzeba bazowac na wpływaniu na ludzkie sumienia , płaszczyć sie i prosić o łaske , a przecież temat jest delikatnej natury i powinno to być usprawnione i unormowane.
Obłed .

Powoli sami wszystko unormujemy. Na potem został nam jeszcze temat chrztu dzieci. Podobno były chrzczone, ale trzeba bedzie znaleźć parafie i spróbować załawić akty chrztu z nowym nazwiskiem. Tylko konia  z rzędem temu, kto wie czy jest to możliwe.

Ufff, wygadałm sie :)))

A swoja droga, jesień nastała na vitalii. Na 60 ulubionych pamietników, tylko kilka z Was systematycznie coś napisze, a w ciągu ostatnich kilku dni wpadły do mnie  w odwiedzinki cztery osoby.Nieładnie, nieładnie :))
Dziewczyny, nie usypiac jak niedźwiedzie w gawrze!!

6 października 2007 , Komentarze (11)


Potrzebuje porady psychologicznej :)) Ostatecznie pewnie i tak bede musiała skorzystać z pomocy ośrodka adopcyjnego, ale to OSTATECZNIE .

Tatuś wczoraj poszedł na pępkowe, a mamusia z dziećmi spędziła wieczór w jednym łóżeczku. Dzieci były bardzo zaskoczone, że tatuś zapakował wódeczke i wyszedł sam, więc zaatakowały mnie stekiem pytań (czemu stekiem? hehehe).
Przede wszystkim maluchy widziały duży brzuch cioci, więc zainteresowane były w jaki sposób mały Michał przyszedł na świat. Oliwka przyjmowała moje wyjaśnienia bez większych pytań , natomiast wyobraźnia Patryka została baaaaardzo pobudzona.Oliwka zapytała czy tupie (czyt.kupię) jej takiego małego dzidziusia, na co Patryk odpowiedział jej, że dzieci się nie kupuje lecz się rodzi , przy okazji wyjaśniłam dzieciom,że ja im nie urodzę dzidziusia, bo nawet  ich bardzo chciałam urodzić, ale nie mogłam, więc skonczyło sie na tym, że jak Oliwka będzie duzia to sama urodzi sobie dzidzię.
Potem Patryk był zainteresowany samymi narodzinami , którędy dziecko wyszło, dlaczego to ciocię bolało i dlaczego musiała leżeć w szpitalu. Dlaczego dzidziuś nie ma ubranka i dlaczego ciocia musi leżeć w łóżku???
Swoja droga rzecz ciekawa , bo niełatwo na niektóre pytania odpowiedzieć hehehe. No dlaczego zdrowa mama i dziecko muszą leżeć w szpitalu i łóżku??:)))

Potem Patryk zapytał kto urodził mnie - babcia Tereska, a tatę - babcia Wisia, a Oliwka zapytała - a mnie ? Was urodziła inna mamusia. Patryk objął mnie za szyje i szepnął do ucha - a jak miała na imię.
Dreszcz mi przeszedł po plecach, ale nie dałam po sobie poznać emocji, powiedziałam,że nie wiem. A wiem.
Kurcze, jak mi przykro :(( Skoro nasze mamy mają jakieś imiona to chyba dziecko ma prawo wiedzieć, jak miała na imie jego rodzicielka.Chyba niemiła jest świadomość , że urodził go ktoś obcy, bezimienny.
Myśle o tym od rana. Jeśli powiem mu dzisiaj to za jakis czas padna kolejne pytania , a przecież człowiek ma prawo wiedzieć skąd pochodza jego korzenie.
Jak daleka jest granica takiej swiadomości w przypadku małego dziecka??
Patryk jest bardzo inteligentny, szczegółowy i pamiętliwy, można rzec ,że wręcz upierdliwy, nie można zbyć byle czym, więc naprawde trzeba uwazać co sie robi i mówi. Jest bystry i wyciaga właściwe wnioski. Te jego zdolności mogą być wykorzystane w dobrym jak i w złym kierunku. Ważne jest to, aby dziecka nie oszukiwać i nie okłamywac, ale..........przecież dla jego dobra nie mogę mu powiedzieć wszystkiego, przynajmniej nie na tym etapie jego życia.

Co o tym sądzicie dziewczyny???

5 października 2007 , Komentarze (9)


Pamietacie psa Pankracego ?? Tak więc leże sobie w łóżku i przychodzą mi do głowy różne, psie mysli.:)) W sumie nic konkretnego. Nie dietkuje w sensie trzymania jakies konkretnej diety, ale jednak pilnuje tego, co jem. Od tygodnia pomieszkuje  w mojej lodówce ciasto i nie powiem, ze unikam jego podżerania  - żeby sie nie zmarnowało hehehe.
Dzisiejsza poranna waga wskazał 68,600 kg więc jakims cudem ma tendencje spadkowa.
Szkoda ,że za oknem taka szaruga, bo przez nia nie chce mi sie wyłazić z łóżka.
Z drugiej jednak strony , dobrze zrobi mi chwila relaksu, bo ostatnio troche biegałam.
Ciągle załatwiam formalności związane z adopcja.Mamy juz akty urodzenia maluszków, a teraz czekamy na nadanie numeru pesel. Człowiek sobie nawet nie zdaje sprawy ile od tego zalezy.Bez tego numeru nie możemy zgłosć dzieci do naszego ubezpieczenia społecznego, nie możemy zapisac do lekarza rodzinnego , czy pobrać becikowego. Becikowe nam sie należy !!! Hehehe.

Całe szczęście dzieci są zdrowe, poza drobnym przeziebieniem Patryka i zapaleniem spojówek Oliwki nie mielismy z nimi żadnych problemów zdrowonych,a najwazniejsze ,że chętnie chodzą do przedszkola, a z kolei przedszkole bardzo dobrze wpływa na ich zachowanie. No może bardziej wpływa na Patryka, bo Oliwia niestety nie śpi w przedszkolu, więc popołudniu daje nam czadu.
Łudze sie nadzieją, że z czasem sie wszystko unormuje.

Cóż jeszcze?? Agata na razie jest zadowolona z Akademii Medycznej w Wawce , a Bartek ciagle wzdycha do jakies laski i nie ma czasu na nauke.
Wczoraj właśnie przybiegł ze szkoły z nowa marynarka z kapturem na garbie (nawet fajna) i lecąc na trening z tańca (sam wśród lasek!!) stwierdził,że wróci do domu poźno, bo musi negocjować pomiedzy dziewczynami, które pokłóciły sie przez niego . :)) Na koniec stwierdził,że niefajnie być przystojnym hehehe. Grunt to skromnośc :))

Ech, pankracowe myśli ......, ale może jednak wyskocze z tego wyrka i zrobie sobie jakies śniadanko.
Śniadanie to jest od zawsze mój słaby punkt, ale wierze, że muszę je jeśc żeby waga spadała :)
I pic wode, pić wode !!Ciągle o tym zapominam .

I tyle dzisiaj tego miszmaszu.

1 października 2007 , Komentarze (14)


Ważny dzień w naszej rodzinie. Przede wszystkim Patryk skończył cztery latka.Ech, świętujemy już trzeci dzien:)) W sobotę były ciocie z wujkami i kuzynami w niedziele babcia z dziadkiem, przyjaciele i znajomi z dziećmi , a dzisiaj odspiewano 100 lat  w przedszkolu, powieszono zdjecie szanownego jubilata na grupowej  tablicy, a pani wręczyła drobny upominek. Na koniec pani listonoszka przyniosła list z  zyczeniami od byłych , zastepczych opiekunów i paczke od babci i dziadka z Zabrza ze zdalnie sterowanym samochodem.:))
Nie potrafie ująć w słowa wrażeń , jakie przeżył nasz synek, a my razem z nim.Na jego twarzy widać było dume, zmieszanie i szczere wzruszenie.
Nawet Oliwia zaskoczyła nas swoim zachowaniem.Mysleliśmy,że bedzie płacz, zazdrość i histerie, a tymczasem córeczka zrozumiała, że jej święto też nadejdzie i wtedy ona bedzie najwazniejsza.Oczywiscie przy okazji otrzymała też kilka drobnych upominków, lecz staraliśmy sie, aby w te dni Patryk był number one :)) I chyba sie udało :))

Po drugie dzień dzisiejszy jest dla nas ważny, bo wreszcie uprawomocniło sie postanowienie sądu i udaliśmy sie do okolicznych gmin po akty urodzenia naszych dzieci.:))
Od dziś dzieci posiadaja legalnie nasze nazwiska  :))

Przemieszczając sie pomiedzy poszczególnymi gminami mieliśmy okazje przejeżdżać przez wsie, w których urodziły się i były zameldowane nasze dzieci.
Nie da sie opisać wrażeń, jakie przeżyliśmy. Widzieliśmy dom, w którym mieszkały maluchy.Dom? To była szopka sklecona z cegieł.Wyglądało, jakby nie było tam ani wody, ani gazu, a kto wie czy była elektryczność.
Zrobiło mi się smutno, ukradkiem otrałam  łzy, a mąż powiedział, że wywraca mu się zołądek.:(( Powiedział, że nie może sobie wyobrazic, ża nasza mała księzniczka, która bez sukienki, kitek i różowej torebki nie wyjdzie z domu, ta, która piszczy na widok każdego paprocha, krzycząc ,że to pająk, nasza delikatna, wrazliwa dziewczynka , mogła choć przez chwile swojego życia mieszkać w takich warunkach. Nasz synek, który już umie uśmiechać sie , żartować, a przede wszystkim płakać jak normalne dziecko, mieszkał tam i cierpiał przez prawie dwa lata swego zycia.
Niesamowite przeżycie.Szok.Nie da sie tego wszystkiego wyrazić słowami.

Teraz jesteśmy bardzo zmęczeni, maluchy na szczęście juz spia, więc i my możemy wreszcie odreagować.To był bardzo bogaty we wrażenia dzień.
A mój mąż:))?? Mój mąz jest wspaniałym ojcem :)) Jaki on jest dzisiaj szczęśliwy i dumny :)) Już widać gołym okiem, że jest  opętany przez dzieciaki.
Ech....wzruszyłam sie jak o tym mysle i pisze.Wspaniałe uczucie:))

I Agata dzwoniła już z Warszawki :)) Zadowolona i szczęśliwa, bo wszystko super sie układa , więc żyć, nie umierać :))

Dobranoc:)

28 września 2007 , Komentarze (6)


Pora na wpis. Nie chce mi sie jak nie wiem co pomimo,że u mnie jak zwykle dzieje sie, oj dzieje.

Jak zwykle leżę w łóżku, ale tym razem mam powazny powód, bo jestem przeziebiona i bardzo zakatarzona.Wcześniej chorował Bartek, później Darek, teraz przyszła kolej na mnie. Rano słyszałam smarkajaca Agate, więc pewnie sprzedałam jej choróbsko.Tylko maluchy na razie dzielnie sie trzymaja - puk,puk w niemalowane :))

A na chorobę nie ma czasu, bo dopiero imprezowalismy z powodu urodzin Agaty, a od jutra zaczynamy świetować 4 latka Patryka. Daruś ma znów zjazd na uczelni, a Agata kolejny raz pojechała do Szczecina pakować swoje manele na przeprowadzkę do Warszawy, więc z całą domową robotą zostałam dzisiaj sama. Zaraz muszę podnosić swoja szanowną de , powkręcać chusteczki do dziurek w nosie i brać sie za robienie tortu, serniczka tudzież innych wypieków.
Chcemy , aby te pierwsze w naszym domu urodziny Patryczka były wyjatkowe, dlatego też Agata przeorganizowała swoje plany związane z wyjazdem, bo bardzo zalezy nam na tym, aby cała nasza najblizsza rodzina spotkała sie przy jednym stole.

A w niedziele Agata jedzie do Warszawy :)) To był baaaardzo burzliwy tydzień :)) Córuś załatwiała sprawy związane z przeniesieniem i nie obyło sie bez nerwówki, łez i awantur.Otóż dopiero we wtorek udało jej sie dodzwonić do warszawskiego dziekanatu, gdzie dowiedziała się,że osobiście musi stawić sie po dokumenty, które to nastepnie ma zawieźć do Szczecina i do piątku z powrotem dostarczyć na warszawska uczelnie, w inym wypadku nie zostanie umieszczona na liście słuchaczy. Oczywiście wczesniej nikt nie poinformował jej o takiej procedurze, a wrecz w dziekanacie w Szczecinie powiedziano jej,że uczelnie załatwia te sprawy miedzy soba.
Tu szczęśliwie przydała sie awanturnicza natura pana eks meża, który pofatygował sie do pań w Warszawie i szybko załatwił,że dokumenty zostały przefaksowane do Szczecina. Złośliwośc i niezyczliwość pań urzedniczek nie zna jednak granic.
Tak więc córuś spędziła ten tydzień na przemieszczaniu sie pomiedzy Gorzowem i Szczecinem oraz na poszukiwaniu pokoju w Warszawie.A nocami odreagowywała balujac w pubach i dyskotekach hehehehe.
Na razie jednak bedzie musiała kilka dni pomieszkać z ojcem , bo jak słyszałam jej negocjacje z osobami poszukujacymi sublokatorów to nawet byłam z niej zadowolona. :))
- szukacie sublokatorki?? Z jakiej jesteście uczelni?? A będziecie sie uczyć?? (Śmiech) Też będziecie się uczyć? Aaaa, to ja dziękuję , bo ja potrzebuje spokoju i atmosfery sprzyjajcej dziobaniu.:))

Dzisiaj sam pan tatuś przyjeżdża do Szczecina po jej dobytek, ale ona dopiero w niedziele jedzie do Warszawy ze wzgledu na urodziny Patryczka. Miło ze strony starszej siostry, prawda???

Strasznie to wszystko przeżywamy i pewnie tylko dlatego moj waga stoi w miejscu ::))

Teraz wyłaże z tego łóżka i pędzę do roboty. Pa,pa.

21 września 2007 , Komentarze (13)

 Podobnie jak Bożenka mam jeszcze jedno usprawiedliwienie kiedy przeczytam w Waszych pamiętnikach, że żrecie, że nie macie motywacji i, że przybył Wam kolejny kilogram hehehe.
Taka zawistna ze mnie kobiecina, która w ten sposób obudzi sie z ręką w nocniku....tudzież big dupalem :)))
Wśród różnych obrzydliwych wytrwanych przegryzek (hehehe) pożarłam dzisiaj na raz 6 wielkich lidlowskich pianek w czekoladzie. Mam straszny wyrzut na sumieniu, ale jak Bartek podał mi pierwszą, poprosiłam o drugą, podania trzeciej synek stanowczo odmówił , a później stwierdził, że go przerażam hehehehe. Po kolejne trzy  podniosłam swe tłuste dupsko sama :)))

Jakoś spreżyłam sie dzisiaj i odkurzłam chatynke, a później wzięłam się za przygotowywanie imprezkowych potraw .Trochem zmęczona ,ale usatysfakcjonowanam :)))

Młodsze dzieciory juz śpia, tata na pierwszym zjeździe na uczelni, Bartek odprowadza dziewczynę, a Agata właśnie wpadła do domu, ale szykuje sie do dyskoteki. Ło matko!!

Dzisiaj wpadła do Bartka pokoju koleżanka i posprzątała mu pokój hehehe.Może powinnam napisac - odgruzowała :))) Nawet nie podskakiwał , a jak probował to go dziewczyna zaraz sprowadzała do parteru hihihi.
Potem synek stwierdził ,że czuje sie nieswojo w swoim pokoju:))
Fajna ta Ania, ale niestety nie do niej wzdycha Bartek lecz do jej koleżanki, ktora jest jakaś taka bez ikry.Taka gedyja ....ble.......

A Agata z kolei obarcza mnie  swoimi problemami. Jak to Agata.
Za namową ojca napisała podanie o przeniesienie na uczelnie medyczna do Warszawy i właśnie dostała informację, że  jako jedna z nielicznych dostała się.
Tatuś roztaczał przed nią wizję krainy mlekiem i miodem płynącej, a w szczególności obiecał,że ją wesprze finansowo  i wynajmie mieszkanie .Tymczasem zaproponował jej mieszkanie u siebie co córke przeraża , bo ojciec jest facetem konfliktowym i wymaga posłuszeństwa i dowodów wdzieczności.Doszlo miedzy nimi dzisiaj do jakiegoś konfliktu, ale nie wnikam .
Teraz córuś boi sie tych zmian i oczywiscie daje mi teraz w czaszke.
Staram sie tego nie słuchac, ale już dowiedziałam sie ,że powinnam ją wcześniej uprzedzać o niebezpieczeństwach związanych z  tym przeniesieniem i, że szkoda, że jej nie odradzałam :))))
Matko !!! 

Dziewczyny z Warszawki i okolic znacie może kogoś kto weźmie na stancje studentke -kujonkę???

21 września 2007 , Komentarze (8)

Tak, tak Roksana :))Ona temu winna, ona temu winna ........

Czeka mnie ciąg imprez domowych , w sumie aż do końca roku :))
Zaczynamy w sobotę - Agata konczy 22 lata !!!
Matko !!Czyż to nie jest powód do porzadnego napicia, albo nażarcia?? Hehehe. Mam już takie stare dziecko !!
A za tydzień Patryczek kończy 4 latka :))
Później moja mama ma imieniny, później ja i Darek urodziny, później urodzinki Oliwii i moje imieniny.....oj,oj.......będzie się żarło :))

Trzeba też dupala ruszyć i mieszkanie doprowadzić do porządku :)

Nie chce sie jak  nie wiem co.........:)) Chyba wpadne do sobotki po odrobine energii i planowego działania :))

Ide :))


 

20 września 2007 , Komentarze (6)


Jak za starych, dobrych czasów lezę sobie w łóżku przed kompem i telewizorem, a wkoło otacza mnie  syf total :))

Nie wiem czy to mój organizm tak stanowczo domaga się  odpoczynku i luzu po ostatnim powerze, czy to po prostu jedno z moich kolejnych usprawiedliwień na śmierdzące lenistwo :))

Jak zwał, tak zwał,w każdym razie nic mi się nie chce robić :))
Kiedy zaprowadzę maluchy do przedszkola i nie mam w planach nic konkretnego to po prostu lenie sie i markuje robotę.

Sama juz nie wiem co mam ze sobą począć :)) Myślami jestem już w pracy, ktorej jak wiecie nie lubie i to nie ze względu ma jej charakter, ale na atmosfere tam panującą. Co prawda wszystko na to wskazuje, że jeszcze w tym roku do pracy nie wrócej to jednak sama myśl o powrocie powoduje, że mam stresora i nie mogę cieszyć się wolnym czasem :)

Ale ja nie o tym chciałam dzisiaj napisać .
Wszystko wskazuje na to, że nasze życie zaczyna łapać jakis rytm.Czy to dobrze czy źle ?? Hmmm, sama nie wiem :)) Łapię sie jednak na tym, że mam wyrzuty sumienia kiedy przyprowadzam dzieci z przedszkola i nie mam żadnej koncepcji na zagospodarowanie popołudnia . Wczoraj na dworze było jakos szaroburo, Oliwia nie spała w ogóle w południe, a do tego przedwczoraj dziadek kupił im nowe zabawki więc teoretycznie powinny bawić się same przynajmniej do 18:30. Jednak zauważyłam, że się nudzą , przeszkadzaja sobie wzajemnie, kłócą się , szczególnie Oliwia nie zajmuje sie niczym konstruktywnym, co chwile przychodzi i pyta sie : na co czekamy, co mi dasz, założysz mi sukienke, narysuj mi cos itd. Oczywiście najczęsciej organizujemy im te dwie godziny przed snem , idziemy na plac zabaw, do fikolandu czy na zakupy, jednak zbliżająca sie zima ograniczy nam te wypady.
Tak sie dzisiaj od rana zastanawiam, jak to było kiedyś , jak starsze dzieci były takie malutkie?
I znów zauważam różnice w wychowaniu spowodowana m.in. faktem,że jesteśmy dojrzalsi i bardziej świadomi skutków naszych metod wychowawczych.
Któż sie kiedyś zastanawiał nad skutkami wypedzania dzieci do swojego pokoju lub wielogodzinnego przesiadywania przed telewizorem ?? Ja nie.
Musimy koniecznie to jakos wywazyc, bo przecież życie rodzinne nie polega na ciągłym zajmowaniu sie dziećmi, bawieniu sie z nimi, organizowaniu im czasu wolnego, przecież do jasnej anielki taka zwykła , szara rzeczywistośc, samo przebywanie, mieszkanie z rodzicami, nicnierobienie też pozytywnie wpływa na poczucie stabilizacji  u dzieci.
W takim razie skąd we mnie te wyrzuty sumienia ???
A Wy co robicie w jesienne wieczory ze swoimi pociechami??



19 września 2007 , Komentarze (11)


Kilka razy zaczynałam, ale jakos nie mogę złapać cugu do napisania czegoś sensownego.

Widze ,że nie tylko mnie to spotyka, bo większość moich "ulubionych" ma spore zaległości w pisaniu.

Żre jak najęta i każdego, kolejnego ranka obiecuje sobie, że zaczynam diete od dziś.Im bliżej wieczora, tym bardziej futruje wszystko co sie rusza i nie rusza......, później mam wyrzuty sumienia i apiać od nowa :)

Dzisiejsza waga pokazała 70.400. Tyle dobrego, że mogę założyć na tyłek dwie pary dżinsów, któe jeszcze niedawno na tyłku mi wisiały.
Pchi, też mi pocieszenie :))

Motywacjo!! Gdzie jesteś ????