Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mariolkag

kobieta, 60 lat, Gorzów Wielkopolski

172 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Aby do wiosny :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 lutego 2007 , Komentarze (14)

 Niestety wydarzenia ostatnich dni tak mna targaja,że chodzę jak na chaju (ach te przeklete słowa z "Ha").

Mało spię, albo słabo śpie, albo  chce mi sie spać nie w porę :)

Przedwczoraj cały dzień żyłam na takiej adrenalince, że o 19:00 padłam (jak pisze Gonia - jak padlinka ), a o 23 obudziłam sie i bez środka nasennego nie moglam zasnąc.
Ostatecznie zaspałam na 7:00 do pracy, a w niej byłam taka nieprzytomna, że musiałam w kąciku strzelić sobie godzinną drzemke hehehehe.

Boli mnie żoładek, sztywnieje kark i w środku jestem rozdygotana . Tja......co robi z człowieka adrenalinka spowodowana perspektywa poważnych zmian zyciowych.

A dietka?? jakos się kreci i waga spada jak należy.
Trochę czuję się nią zmęczona i nawet zdarzyło mi się po 23:00 wrąbać garść maluńkich ciasteczek.:)))

Co tam dieta !!

Dzieci mają na imię : Patryczek i Oliwka .
Patryk urodził się 01.10.2003 r, a Oliwia - 26.11.2004r. :))

Żeby zobaczyć ich dokumentację i przeżyć pierwsze spotkanie , musimy czekać jeszcze tydzień , dwa .....Panie Boże , daj siłki !!!:))

13 lutego 2007 , Komentarze (19)


Jestem pohamrana :)

Nie wiem skąd wzięło się to słowo w moim słowniku, ale dzisiaj w trakcie myślenia o tym, co ja wyprawiam z moją dietą , przyszło mi do głowy takie określenie :)

Dziwnośc jego brzmienia najpierw mnie samą rozśmieszyła, a potem zaczęłam się zastanawiać się wzięło się ono w mojej głowie?

Zaraz potem postanowiłam je napisać , najpierw przez samo "h", później przez ceha, ale jednak doszłam do wniosku,że takie dziwne słowo nalezy napisać przez "ha" :))

A skąd w moim słowniku?
Chyba mój ex mąż używał go dośc często, jak zresztą wiele innych dziwnych określeń :)
W sumie poczciwa była z niego chłopina i jak mi jakoś dzisiaj przyszedł do głowy, to pomyślałam,że niech żyje sobie  tam , gdzie żyje i niech będzie szczęśliwy, bo nijak do siebie nie pasowaliśmy.:)

Ciekawe , jak nazwałby moją przypadłość mój obecny mąż ?:) Ten z kolei rozumie mnie chyba bardziej , niż ja sama hehehehe.

Daruś z racji bycia rodowitym ślązakiem , posiadajacym obywatelstwo niemieckie, bardzo często zaskakuje nas uroczym słowotwórswtem :)

Ale o czym to ja myślałam, jak przyszło mi na myśl ,że jestem ostro pohamrana??

Ano o tym,że wykupiłam sobie dietę, ktorej kopie i tak od roku posiadam na półce, że nie zdarzył mi się dzień, abym trzymała się zawartego tam jadłospisu i o tym,że jednak sprawia mi ogromną przyjemnośc robienie zakupów, chomikowanie zapasów mrożonek i innych produktów przewidzianych w diecie :))

Właśnie zajrzałam do dzisiejszego jadłospisu i oczywiscie okazało się,że nie mam w domu ani jednego produktu, który jest mi potrzebny do jego przygotowania :)

Mieszam , mieszam, modyfikuje i muszę przyznać ,że sprawia mi to ogromną radośc i satysfakcję, szczególnie,że przy codziennym stawaniu na wadze (szit!!!), widoczne sa pożądane efekty :))

PS. W kwestii adopcji na razie cisza- poczekamy jeszcze dzień, albo dwa i zaczniemy monitować.Tymczasem chodząc po ulicach rozglądam się za cudzymi dziećmi i myśle : chciałabym żeby moje było takie, a takich nie chciałabym . Wiem, że to niesprawiedliwe, ale silniejsze ode mnie .

Moj mąż wczoraj przed snem rzekł :
i pomyśleć ,że gdzieś tam w świecie, śpią bez nas nasze dzieci :))

Wzruszył mnie do łez :))

10 lutego 2007 , Komentarze (14)



Mój mąz pękał dzisiaj rano ze mnie ze śmiechu :)

Otóż przyszłam z pracy i myk wskoczyłam do łóżecza.Oczy zamknięte, ale w głowie pracuje orzeszek :))
Zrobilam sobie bilans dnia i nocy (z jedzeniem oczywiście) i doszłam do wniosku,że wcale nie trzymałam się vitaliowej rozpiski, mało tego , mam wrażenie, że wrąbałam spore ilości mało dietetycznego żarełka.:)

Tak w skrócie co mi się przypomina :
-płatki kukurydziane na mleku,
-zupa pomidorowa z makaronem i 18% śmietaną,
-2 kiwi,
-skubnięty z patelni kotlet mielony (ups, macki  same wzięły),
-kromka chleba z wędliną i serem żółtym wędzonym,
- wielka grahamka z serem camember do samrowania i wędliną,, jabłko (w nocy ),
 i 3 kawy, herbata, woda.........

ufffff, ale jak rano wskoczyłam na wagę (nie mogę się oprzeć) to ważyłam 68.900 :))

I jak tak zrobiłam sobie w głowie ten rachunek sumienia, to powiedziałam na głos do męża , że ja to chyba chudnę od samego myslenia o diecie i postanowienia ,że schudnę :))

A on zaniósł się ze śmiechu :))

A ja sobie smacznie zasnęłam :))

Ale dzisiaj jeszcze nic nie jadłam.A to nie je dobro dla mojego organizmu , ech.........zaraz to nadrobię:))

9 lutego 2007 , Komentarze (19)

 
Po pierwsze primo - jeść śniadania,
po drugie primo - pić dużo wody,
po trzecie primo - ćwiczyć.

Lubię :

- pic rano kawkę z mlekiem,
- słodzić mocną herbatę,
- leniuchować,
- jeść słodycze,
- żreć w nocy.

Czy ta natura ludzka nie jest zbyt przekorna??

I jak tu sie odchudzać??


7 lutego 2007 , Komentarze (11)


Taka psychika ludzka to jest dziwna sprawa :)

A dieta vitalii jest dosłownie stworzona do takiej zoranej psychiki jak moja :)

Muszę szczerze przyznać ,że jak pierwszy raz ją stosowałam to pomimo wiary w jej oddziaływanie miałam na względzie fakt, że moja nadwaga jest nienaturalna, spowodowana niedawno przebytą ciążą.Łatwo więc poszło i przez rok udało się utrzymac poządane efekty.

Tym razem podjęłam decyzję o ponownym jej zastosowaniu, ale podeszłam do sprawy z pewną dozą sceptycyzmu.

I co się okazuje ?? Ona naprawde na mnie działa !!:)

Co prawda nie stosuję się ściśle do proponowanego (przez program komputerowy zresztą) jadłospisu, ale balansuję w granicach 1200 kalorii i czuję się najedzona, nie myślę o słodyczach, ani o innych zatykaczach :) Po prostu - wstaję rano, zagladam do jadłospisu, przygotouję swoją psychikę na racjonalne rozłożenie posiłków w ciągu dnia i nie mam zadnych innych pokus:)

No, mam jedną !! Miałam wazyć się raz w tygodniu i nie dotrzymałam słowa:)

Ale czyż jest coś przyjemniejszego i bardziej motywującego niż spadek wagi po trzydniowym stosowaniu diety??:))

Fakt, że jestem osobą skrupulatną ze stworzona do reżimu psychiką, zresztą nie na darmo jestem policjantką hehehehe. Ta jes !! Klapki na oczy i heja!! :))

Nie daj Bóg na chwilkę mi odpuścić !! O nie !!Nie odpuszczę sobie, dopoki nie osiągne zamierzonego celu. A później??
Hehehehe, na pewno pójdą w ruch słodkosci:)
Bez nich nie potrafie zyć, więc czeka mnie  świadoma walka do końca zycia.:))
Na szczęście ze znanym wrogiem:))

Cóż - ciagła walka jest motorem postępu :))


 

6 lutego 2007 , Komentarze (19)


Trudno w to uwierzyć, ale ja, twardzielka, po przeczytaniu Waszych komentarzy wzruszyłam się jak siennik wojskowy :))

Za dobre słowo i oferowaną pomoc bardzo Wam dziekuje i obiecuje,że jak przyjdzie pora , to na pewno z niej skorzystam :)

Wiem , że człowiek czuje się lepszy, kiedy może zrobić coś dla drugiego człowieka:))

Emocje ogromne i trudno o racjonalne spojrzenie na sprawę. Moja przyjaciółka powiedziała dzisiaj, że tam, w tym ośrodku adopcyjnym wiedzą co robia, i fakt ,ze dostalismy taka propozycję nie jest przypadkowy :))Oni mnie znaja i wiedzą ,że dzieci są już NASZE :))

Hehehehe. No nie wiem, no nie wiem.Chociaż , jak o tym myslę, to nie wiem co musieliby mi powiedzieć żebym sie zniechęciła :))

Wieczorem odbyła się domowa debata :))

Córka powiedziała,że będzie spała w pokoju z bratem (w trakcie krótkich wizyt z akademika), ale pod warunkiem, że dzieci nie są czarne, ani skośnookie hehehehe.Chetnie przyjedzie , pobawi się z nimi, porozpuszcza i pojedzie :)))

Syn, powiedział,że bierzemy je bezwarunkowo, no, po chwili zastanowienia dodał tylko,że zabierze do siebie komputer i byc może wstawi zamek do drzwi swego pokoju hehehehe.

A mąż przed snem powiedział tylko, że fakt kilkudniowego oczekiwania na dokumentacje , to jest zwykłe  znęcanie :))
I dodał - spij kochanie, bo to już być może ostatnie chwile spokoju :)

Ale jak tu spać ??

Jeszcze wszystko się może zdarzyc, jeszcze osrodek może z nas zrezygnować, jeszcze sąd może podjąć inne decyzje w sprawie dzieci, jeszcze mogą wyniknąc inne, różne , nieznane dylematy, jeszcze nic nie jest pewne, a ja już w głebi duszy mysle o nich - nasze dzieci.

Brrrrrrr, ale jestem walnieta :))

 

5 lutego 2007 , Komentarze (12)


Wróciłam niedawno z pracy z kwadratową głową.

I nie o dietę właściwie chodzi, bo z nią wszystko w
porządku :))

Coś mi dzisiaj kazało kierować się do Osrodka Adopcyjnego żeby zapytać, jak się sprawy z naszą adopcja maja.

A pani w ośrodku powiedziała, że wzywała mnie telepatycznie i właśnie o nas w piątek rozmawiała.

Ech, teraz dopiero nabiła nam cwieka.

Jest dla nas propozycja nie do odrzucenia i mamy nad nią zastanowic się przez kilka najbliższych dni.

Czeka na nas rodzeństwo- czteroletni chłopiec i trzyletnia dziewczynka. Na razie nic nam więcej o nich nie powiedziano, ale mamy zastanowić się , czy w ogóle weźmiemy rodzeństwo.

Ojej, dziewczyny, co my mamy zrobić??

Wiecie, że dostaliśmy kwalilifakcję do dziecka co najmniej pięcioletniego, a tu dwójka i to młodszych.....

To jest dla nas jakaś szansa, bo mało kto decyduje sie na wzięcie rodzeństwa, a z kolei jednego dziecka w takim wieku nigdy nie dostaniemy.

Jeju!! Ale jak wychować taką dwójke po przejściach?Jak ubrać?Wykształcić? Już nigdy nie pojedziemy na wczasy? Nie odetchniemy na starość ??:)))

A takie dzieci zabiera sie goluteńkie, więc trzeba będzie je ubrać od stóp do głów, urządzić ten malutki, 9 metrowy pokoik........głowa mi pęka.

Nie dostaniemy kredytu hipotecznego, nie kupimy młodszego samochodu........ale jakos żyją na tym świecie wielodzietne rodziny i są przecież szczęsliwe bez tych wszystkich rzeczy......

A przedszkole dla dwójki, wyprawki do szkoły, dwie komunie????

Mam straszny chaos w głowie!!Pomocy, bo zwariuję!!!
:))))

4 lutego 2007 , Komentarze (10)


Jeszcze kilka dni temu czułam, że chcę, ze dam radę, ech........dzisiaj mam jakieś wątpliwości.

Dieta przyszła i jak ją czytam , to nie czuję bluesa.

Już nie ma odwrotu.

Obiecuje, że będe konsekwentna , wierna i uczciwa :)))

Tak mi dopomóż Bóg i wszyscy świeci :))

I Wy moje kolezanki w niedoli :))


2 lutego 2007 , Komentarze (9)


Pora na historię kolejnego mebla w mojej rodzinie :)

Nigdy nie doceniałam  roli stołu w rodzinnym domu :))

Kiedy urządzaliśmy mieszkanie, w którym obecnie mieszkam (13 lat temu) to nawet do głowy mi nie przyszło zeby kupic duży stół.Posiłki zjadaliśmy przeważnie w małej kuchni, na raty, bo nie było takiej możliwości, aby wygodnie zasiąść w czwórkę. Zresztą najpierw dzieci były małe, a poźniej i tak każdy o innej porze wracał, więc nie mieliśmy zwyczaju zasiadania do stołu.
Czasem, z różnych okazji przychodzili do nas goście i wtedy przynosiło się z piwnicy stary ławo-stół, którego kolor w ciągu swojej żywotności zmieniali moi mężowie (hłe,hłe).Lecz pewnego dnia, kilka zresztą lat temu ławo-stół już nie wrócił do piwnicy, lecz został umieszczony w kącie , skad coraz częściej go wytaszczliśmy .

Trzon mojej rodziny to ja z mężem, dwójka moich dzieci, moi rodzice oraz brat z żoną i dwoma synami, w sumie 10 osób.
Początkowo kiedy zbieraliśmy się z okazji różnych świąt rodzinnych, to nie było problemu, bo dzieci usiadły na kolanach, jubilat zdmuchnął świeczke, jeżeli to były np. urodziny, albo dzieci skubnęły coś ze światecznego jadła i za chwilę zmykały bawić się do innego pokoju.
Kiedy pojawiali się przy stole dodatkowi goście, wtedy każdy siedział na czym bądź: foteliki turystyczne, taborety, krzesełka wędkarskie , a niektórym pozostawało oparcie fotela.W tych koszmarnych warunkach męczyliśmy się przez kilka (naście?) ładnych lat.
W końcu dorośliśmy, dojrzeliśmy (dosłownie i w przenośni) do decyzji, ze basta, koniec kiszenia się z podkurczonymi kolanami przy ławach i stolikach, podjęliśmy decyzję, że w naszym małym pokoju musi znaleźć się miejsce na porządny stół z krzesłami.

Czas  szybko leci , nasze dzieci łączą się w pary (hehe, na razie tymczasowo), lada moment pojawia się wnuki, a u babci nie można godnie zasiąść przy stole:))

Ta myśl,że potrzebujemy porządnego stołu pojawiła się nagle, powoli dojrzała do roli marzenia (że może kiedyś tam?), aż urosła do rangi priorytetu (przy najbliższej sposobności kupimy!!)  .  :))

Zaczęliśmy chodzic po sklepach , oglądać, mierzyć meble, liczyc pieniądze, aż pewnego listopadowego dnia, zupełnie jeszcze bez konkretnego zamiaru, zobaczyliśmy GO i wiedzieliśmy, że to jest NASZ stół ! Więc bez dłuższego zastanowienia zakupilismy GO :))

Długo na NIEGO czekaliśmy, ale już jest z nami :)) Dwa miesiące po wpłacie zaliczki, z końcem stycznia, przywieziono nam nasze cudeńko :))

Jest piękny, porządny, bukowy , i wcale nie zajmuje tak dużo miejsca:)

Bardzo się cieszę i ciągle na niego patrze :)

A jak na niego patrzę, to widzę cała moją rodzinkę siedzącą przy blasku swiec, śmiejemy się , cieszymy, rozmawiamy......jemy.....:))

Nie wyniosłam takich tradycji z rodzinnego domu, więcej czasu zajmuje mi dochodzenie do pewnych wniosków, ale wiem jedno - wygodne łóżko i porządny stół w domu to podstawa !!

Moje dzieci są własnie w domu, na weekend przyjezdża chłopak Agaty (już nowy), przyjdzie do nas też mój tata, i zasiądziemy  w sobotni wieczór  wszyscy razem do dużego stołu i będzie milutko :)

A Mariolka się nażre, napije na zapas, bo od poniedziałku dietka .O !! :))




30 stycznia 2007 , Komentarze (10)


Sprawdziło się u mnie w pracy stare przysłowie :))

Słynę tam z nadmiernego gadulstwa i ciętego ozora, więc tym razem postanowiłam   oszczędzić mojej pani kierownik, niedawnej zresztą koleżanki zza biurka, komentarzy na temat świeżo zaplanowanego grafiku :)

Kilka dni temu miałam okazje porozmawiać ze swoją panią naczelnik, też zreszta niedawna koleżanką zza biurka (hehehehe) o planowanych zmianach na stanowiskach pracy, o dzieciach (których ona nie ma ), o pieniądzach, chorobach (których ona ma mnóstwo)  i między innymi wymieniłyśmy się poglądami na temat grafiku.  Zaznaczyłam jednak, że nie chciałabym wyrażać swojej opinii przy pani kierownik, ponieważ tamta go sporządziła , a  każdą uwagę traktuje jako pretensje, roszczenie tudzież inne anse :))
Zwykle trudno jest mi się oprzeć temu, aby nie wypowiedzieć kilku zdań komentarza i kończyło się na tym ,że nikt nie ma pretensji tylko zawsze ja mam jakies "ale" :)

Mysle ja sobie- grafik , rzecz na tyle nieważna , aby narażać się na uwagi i aluzje ze strony pani kierownik.W dobrej wierze zatem nie poruszałam drażliwego dla niemal wszystkich pracowników tematu:)

Jakież było moje zdziwienie na drugi dzień ?
Śpię ja sobie rano w moim własnym , wspomnianym poniżej łóżku , a tu dzwoni do mnie pani kierownik i pyta czy rozmawiałam z panią naczelnik na temat grafiku.
Ano rozmawiałam- przyznaję. W takim razie co mi się w nim nie podoba?
No nie podoba mi się parę rzeczy, ale chyba nie muszę za każym razem z nią tym się dzielić. W takim razie , o co ja mam znów pretensje ?
Pretensje ?? Hmmm, wyraziłam swoją opinie na temat grafiku i wcale nie mam do nikogo żadnych pretensji.

Co się okazało?

Pani naczelnik wykorzystała naszą rozmowę do załatwienia swoich spraw, mianowicie powołując się na moje opinie, stwierdziła,że grafik jest do de i ona go nie zatwierdzi :)

Afera na cztery fajerki !!

Po prostu baby !!!