Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Osiągnęłam właśnie najwyższą w życiu liczbę kilogramów, przez nadwagę coraz bardziej podupadam na zdrowiu, kompletnie nie mam formy, energii i chęci do robienia czegokolwiek. Ale to się zmieni, bo w końcu dojrzałam do tego, żeby naprawdę zatroszczyć się o siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 90487
Komentarzy: 423
Założony: 27 października 2007
Ostatni wpis: 12 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PrettyInPink

kobieta, 42 lat, Lublin

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 października 2009 , Komentarze (5)

 

Dziś jakieś jedzeniowe szaleństwo jest. Rano nie zjadłam śniadania, bo nie byłam głodna ale ok. 8 zjadłam serek wiejski. Czyli jakieśtam śniadanie było. Teraz dochodzi południe, ja jestem głodna choć cały czas podgryzam kawałki gotowanego indyka. Podczas gdy moje koleżanki z biura pozamawiały sobie obiady na wynos. Za jakąś godzinę wszyscy będą się objadać pysznymi pachnącymi obiadkami, a ja będę siedziała przy biurku i udawała, że nie jestem głodna podczas gdy będzie mnie skręcało w środku.

Co gorsze dziś koleżanka z pracy ma urodziny. Byliśmy złożyć jej życzenia i dostałam cukierki. Schowałam je głęboko w szufladzie, niech sobie leżą i czekają na lepsze czasy. Ale po pracy idziemy na pizzę i piwo. I co ja mam zrobić w takiej sytuacji, bo przecież wypada mi pójść a nie będę siedziała i popijała cały wieczór wody. Przesrane są takie sytuacje. Pewnie będę musiała wypić chociaż piwo nawet jak nie będę jadła pizzy.

Co robicie w takich momentach, gdy jesteście na diecie a pojawia się impreza w której musicie uczestniczyć?

Właśnie koleżanka, która wychodziła za mąż w sobotę tort weselny przyniosła. Przecież tego nie odmówię. No cóż, chyba dziś będę musiała trochę pogrzeszyć. Oby nie było tak, że jak zgrzeszyłam raz to teraz obżarstwo się zacznie.

26 października 2009 , Komentarze (2)

 

Kurcze, jakieś problemy z vitalią mam, myślałam że nie dam rady wpisu dziś zrobic. Ale na szczęście w końcu zaskoczyło. Uff...

 

Mój dzisiejszy dzień był w porządku. Dużo pokus czekało na mnie, bo po pierwsze koleżanki z pracy napiekły ciastek które wystawiły w biurze i musiałam przez cały dzień obok nich przechodzic i powstrzymywac się od sięgnięcia po nie. Ale nie zrobiłam tego i nawet bardzo nie kusiło mnie. W sumie to nawet nie miałam większej ochoty na słodycze. W domu też miałam hard core, ale to już z mojego wyboru. Robiłam bratu tortille, kroiłam warzywa, gotowałam mięsko, robiłam sos czosnkowy, zawijałam to wszystko w placki. Czy wspominałam, że uwielbiam tortille? Dlatego to było dośc trudne, ale cwiczę silną wolę i to z sukcesem. Nawet palca po sosie nie oblizałam :D

 

Pod względem dietetycznym fajnie.

Śniadanie: 2 jajka na miękko

10.00: serek wiejski z cynamonem

13.00: gotowany udziec indyczy

18.00: dwie parówki drobiowe, kilka gryzów mięsa z indyka, 2 korniszony, pół dużego jogurtu naturalnego z kakao i 2 słodzikami

 

Tyle. Znam się zbyt dobrze, żeby stwierdzic z całą pewnością, że już nic nie zjem, ale postaram się powstrzymac od jedzenia. Kolacja już została pochłonięta więc wystarczy.

 

Cwiczeń oczywiście zero. Jakiegoś mega lenia cwiczeniowego mam i ciężko mi tyłek ruszyc. Jutro miałam iśc na siłownię, ale po pracy imprezę mam. Nie wiem jak dietetycznie wytrzymam, ale postaram się najeśc przed wyjściem a później zęby w ścianę :D

25 października 2009 , Komentarze (1)

 

Drugi dzień proteinowej. Myślałam, że po takim oczyszczeniu, takiej zmianie nastawienia jakie przeżywałam wczoraj dieta będzie szła szybko i bez wysiłku. Naiwnie myślałam że postanowię sobie "zmieniam się" i wszystko zmieni się jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Gówno prawda!!! Choc staram się nie biadolic i nie użalac nad sobą to jednak jest ciężko. Niby nie burczy mi w brzuchu, ale głowa cały czas krzyczy jeśc!!!! Poddałam się temu dziś już raz, prawie że rzuciłam się na jedzenie, zjadłam sporo ale nadal produkty dozwolone w pierwszej fazie diety.

 

Dziś zjadłam:

3 parówki z indyka (czy można jeśc parówki drobiowe na proteinowej?)

trochę makreli wędzonej

cienki dzwonek gotowanego łososia

kawałek udźca z indyka bez skóry, z pieprzem cytrynowym i czosnkiem

pół dużego opakowania jogurtu naturalnego, łyżeczka kakao, 2 tabletki słodzika

serek wiejski z cynamonem i znowu słodzik

Indyka, jogurt z kakao i serek zjadłam prawie że na raz, w odstępie kilkunastu minut. Było to ok 15 a ja nadal czuję się napchana. Chociaż tyle dobrego :)

 

Tak jak sobie zaplanowałam byłam dziś na długim spacerze. Fajnie było. Ciepło było w ciągu dnia, w parku opadłe liście, piękny zapach jesieni. Spacerowałam sobie z przyjaciółką, która od wczoraj jest na south beach. Nie zgadniecie o czym rozmawiałyśmy przez cały czas: o jedzeniu!!! Choc starałyśmy unikac tego tematu to jednak cały czas do niego wracałyśmy. Straszne :) A najgorzej było jak obok cukierni przechodziłyśmy. Mmmm.... ciasto z kremem w niedzielne popołudnie.... idealne rozwiązanie. Idealne rozwiązanie dla mnie z przeszłości, ale nie dla mnie obecnej. Nie dam się!!!! Nie dla ciastek z kremem i innych niezdrowości, będę zdrowa i szczupła a ciastkowe bomby kaloryczne to wróg numer 1!

 

24 października 2009 , Komentarze (4)

 

Dziś naprawdę zaszalałam, pod wieloma względami. Wczoraj wieczorem przeglądałam forum i czytałam pamiętniki, oglądałam zdjęcia przed i po. Zobaczyłam, ze naprawdę można schudnąc i zrobic to bez żadnej chemii (czytaj: wspomagaczy typu meridia). Sama wiem, że odchudzanie to walka ze sobą, sama toczę ją ze sobą od lat. Ale teraz wiem, że można to zrobic, że jak naprawdę się uprę to osiągnę sukces. Po prostu muszę się cała w to zaangażowac, zmienic swoje podejście, zmienic siebie. I jestem na to gotowa. Dziś zrobiłam pierwszy krok.

 

Przede wszystkim zrobiłam porządki w swoim pokoju. Gruntowne. Z uporem maniaka przedzierałam się przez kolejne szafki, szuflady, półki. Wywaliłam dokumenty które zalegały od miesięcy ale cały czas je trzymałam, bo myślałam że na coś się przydadzą. To samo zrobiłam z ubraniami, których nie nosiłam od lat. Ale chyba takim najważniejszym momentem było gdy spaliłam swój stary pamiętnik. Pamiętnik w którym ciągle użalałam się nad sobą, nad swoją nadwagą, nad problemami, które sama sobie wymyślałam.  Ale dosyc tego!!!! Koniec z użalaniem się nad sobą, koniec z taryfą ulgową, koniec z wymówkami. Jestem twarda, nauczę się byc wytrwała i schudnę, pokocham wysiłek fizyczny, pokocham siebie!!! Na pewno!

 

Pod względem dietowym idealnie, proteinowa pięknie mi dziś szła. Może nawet za pięknie. Przez te porządki nawet nie miałam czasu zjeśc, zresztą nie za bardzo myślałam o jedzeniu, bo w układałam sobie wszystko w głowie.

Przez cały dzień zjadłam tylko płat ryby gotowanej i cwierc gotowanej piersi kurczaka. Plus 3 łyżeczki jogurtu naturalnego. Do tego wypiłam chyba z litr herbaty zielonej i dużo wody. No i jakieś tabletki od przeziębienia, bo coś mnie zaczyna rozkładac. Wiem, że to niezbyt mądre tak nie jeśc, zresztą zaczyna mnie mdlic z głodu ale nie będę już na noc nic jadła. Od jutra częściej będę jadła.

Wysiłku fizycznego nie było. Rano kilkugodzinne bieganie po sklepach a później sprzątanie. W sumie to był ruch. Porozciągam się jeszcze trochę i zrobię kilka brzuszków. Mam zapchany nos i ogólnie jestem osłabiona więc nie chcę przesadzac dziś. A jutro jak nie będzie padało to pójdę na dłuuuuuuugi spacer.

 

23 października 2009 , Komentarze (2)

 

Byłam przedwczoraj u lekarza z wynikami badan krwi. Okazało się, że mam podwyższony poziom cholesterolu i trójglicerydów co nie było zaskoczeniem bo mam tak od lat. W sumie poprawiło się nawet trochę, bo i jedne i drugie wartości bardzo mi spadły, choc nadal są powyżej normy. Akurat to jest pikuś. Poprosiłam moją doktorkę rodzinną o receptę na meridię, powiedziała że ok ale najpierw zrobimy ekg. I zrobiła mi. Okazało się, że mam jakiś blok w sercu i przerost lewej komory. Wytłumaczyła mi, że przerost taki jest charakterystyczny dla osób które przez całe życie miały problem z nadwagą (czytaj: ja), bo serce żeby utrzymac duży organizm na chodzie musi dużo więcej pracowac niż jest do tego przystosowane. Niby nie są to bardzo poważne schorzenia, nie leczy się ich ale meridii mi nie dała, bo powiedziała że jakbym ją brała to bym mogła na intensywnej kardiologii wylądowac. Aż tak poświęcac to się chyba nie będę.

Muszę się po prostu wziąc za zdrowszy styl życia. Jakbym nie wiedziała o tym wcześniej, heh....

 

Dziś stanęłam na wagę rano, przed śniadaniem. 79 kg.... znowu przytyłam. I to ile. Najgorsze jest to, że w ostatnich dniach naprawdę uważałam na to co jem, unikałam słodyczy, nie jadłam chleba, bułek, drożdzówek. A tu taka porażka.

No nic, trzeba się i z niej podnieśc. Od jutra przechodzę na proteinową znowu. Wcześniej ładnie na niej chudłam, ale robiłam sporo błędów których teraz nie popełnię. Przede wszystki skupię się na jedzeniu ryb i indyka, a nie będę żyła tylko na serku wiejskim light. Będę jadła częściej, żeby drastycznie mi cukier nie spadał i żebym się cała nie telepała. I będę brała lecytynę, żebym mogła cokolwiek myślec i sklecac sensowne zdania z czym przy poprzednim podejsciu do proteinowej miałam problemy.

 

 

20 października 2009 , Komentarze (1)

 

Nadal nad sobą nie pracuję. Robienie kolejnego bezsensownego wpisu do pamiętnika o odchudzaniu, podczas gdy praktycznie się nie odchudzam wydaje się dużym przegięciem, ale jakoś łatwiej mi jak się wyżalę.

Oczywiście plan do odchudzania się jest, do trzymania diety i do cwiczenia. Jest i to od dawna. Są też wizje mnie szczupłej, uśmiechniętej bo wkońcu wcisnęłam się w jeansy rurki i super wyglądam w golfie, bo nic się nie wylewa, nic nie odstaje. Ale czemu do jasnej ciasnej nic z tymi marzeniami nie robię, dlaczego planów nie wprowadzam w życie?? Dlaczego poddaję się już w przedbiegach?? Wcześniej jakoś biadoliłam ale i trzymałam dietę, raz lepiej raz gorzej ale chociaż się starałam. Teraz to tylko myśl, że muszę się odchudzac trąbi w mojej głowie. To trąbienie strasznie mnie wkurza, ale nic nie robię żeby je wyłączyc. Gdzie w tym sens, gdzie logika?

Najbardziej mnie wkurza to, że dopiero dziś zdałam sobie sprawę, że poddaję się zbyt łatwo, że kompletnie w ogóle, nic a nic nie walczę. Tylko poddaję się zanim cokolwiek jeszcze zacznę robic. Jestem beznadziejna pod tym względem.

Ostatnio cwiczę nad docenianiem siebie, pokochaniem siebie i coraz lepiej akceptowanie siebie mi wychodzi. Może w końcu wezmę się za konsekwencję w swoim działaniu, może w końcu zacznę realizowac swoje marzenia między innymi to o szczupłej sylwetce. Byłoby niebiańsko!!!

Dziś się kompletnie nie popisałam. Rano zjadłam wyjątkowo śniadanie, dwa naleśniki polane truskawkami. Węglowodany na dobry początek dnia, dla nabrania siły- ok. Później zjadłam w pracy jabłko, ale koleżanka wysłała mnie do sklepu po ciastko na któro miała wielką ochotę. Skoro ona to i ja. Skończyło się na kupieniu po 15 dag 3 rodzajów ciastek plus bułeczek maślanych. Oczywiście ja jako nieposkrominony głodomor zaczęłam jeśc na zasadzie taśmociągu, czyli zjedzony->następny->zjedzony>następny. Na tyle się napchałam, że po powrocie do domu nie byłam za bardzo głodna. Ale że tato obrał ziemniaki a obiad to je ugotowałam. Miałam ochotę na jajka więc usmażyłam sobie 3 jajka sadzone do tych ziemniaków. A na koniec zagryzłam wszystko kotletem mielonym. Ziemniaki + 3 jajka + kotlet + surówka. Czy jest ktoś mi w stanie wytłumaczyc, gdzie to wszystko się zmieściło w moim ciele?? Nie jestem przecież Alfem, nie mam 12 żołądków. Ale jestem podłamana tym. Dlaczego się nie powstrzymałam, dlaczego aż tyle zjadłam. Obiad był o 17, teraz mama gotuje pierogi, zjadłam 3 więcej nie zjem bo nie chcę. Tzn bardzo chcę, język mało do tyłka mi nie ucieknie, ale po dzisiejszym wpierdzielaniu mega ilości jedzenia chcę się trochę ograniczyc.

I nie poszłam na siłownię. Umówiłam się wczoraj z przyjaciółką, że pójdziemy dziś pocwiczyc. Ale obie nie miałyśmy ochoty więc spasowałyśmy. Znowu. Jak my mamy się wzajemnie motywowac do odchudzania skoro ani jednej ani drugiej nie chce się tyłka z domu ruszyc.

To byłoby tyle z mojego użalania się nad sobą. Dziś.

Miłego wieczoru.

15 października 2009 , Komentarze (2)

 

Dziś znów ciężki dzień miałam. W pracy nawał roboty, musiałam zostac po godzinach, facet się do mnie nie odzywa, do tego kolejny dzień tej super extra pogody... mało się nie popłakałam. Ale nie płakałam, zacisnęłam zęby i wyszłam z pracy do domu. Po drodze trochę ochłonęłam, w mieszkaniu się przebrałam w cieplutki dres i zaczęłam bawic się z moim psem cały stres zaczął ze mnie schodzic i teraz choc nie jestem super szczęśliwa to przynajmniej jestem spokojniejsza.

I jestem z siebie zadowolona, bo pierwszy raz od kilku tygodni nie jadłam słodyczy. Koleżanka z pokoju kupiła dziś moje ulubione ciasteczka czekoladowe, których nawet nie tknęłam. Później na biurku, podłożyła mi w zasadzie pod nos herbatniki w czekoladzie których też nie jadłam. I w domu nie rzuciłam się na wafelki, które z wczorajszego obżarstwa mi zostały. Dzień bez słodkości. Pierwszy z wielu, mam nadzieję.

I nie obżerałam się dziś, też po raz pierwszy od x czasu. Zjadłam tylko:

- jabłko

- 1,5 kromki pełnoziarnistego chleba Oskroby z serkiem kanapkowym

- pół woreczka kaszy jęczmiennej z sosem, surówka z kapusty i pomidora

Do tego wypiłam hektolitry herbaty zielonej i sporo wody.

Ruchu nie było żadnego, ale jutro postaram się pojechac na siłownię i trochę pocwiczyc.

Moja przyjaciółka też ma problem z nadwagą, jeszcze większy niż ja. I tak we dwie próbujemy się motywowac choc najlepiej demotywowanie nam wychodzi :) Wczoraj wieczorem napisała mi smsa, że po przemyśleniach stwierdziła, że sama jest swoim największym wrogiem jeżeli chodzi o utrzymanie wagi. Bo nikt jej nie zmusza żeby jadła, nikt jej nie powstrzymuje przed wyjściem na siłownię i nikt jej nie zakazuje kochac swojego ciała takim jakie jest. Głębia jej wypowiedzi mnie przeraża, ale ma dziewczyna trochę racji.

 

14 października 2009 , Skomentuj

 

Chciałam naszykowac sobie jakieś ubranie na jutro, żeby wyglądac wystrzałowo w pracy. Mam całą szafę ubrań, ale nie mam co na siebie włożyc. Od kilkudziesięciu minut nakładam i ściągam kolejne wersje stroju na jutro, ale w każdym wyglądam jak kaszalot :( Już na pierwszy rzut oka widac, że przytyłam bo wałki sie wylewają zewsząd. Tragicznie się z tym czuję!!! Nie mam najmniejszej ochoty iśc jutro do pracy, nie chcę się w takim stanie pokazywac nikomu....

 

14 października 2009 , Komentarze (1)

 

Diety zero. Ruchu zero, no chyba że wlicze przeskakiwanie z jednej do drugiej kałuży. Ogólnie jakaś niemoc mnie ogarnia. To chyba ta pogoda.

Byłam u lekarza, dostałam skierowanie na morfologię i jutro sobie zrobię. Jak będzie wszystko ok to zacznę brac meridię. O ile lekarz mi ją przepisze w ogóle. Hehe....

Byłam dziś na zakupach. Kupiłam sobie spodnice jeansowa, sukienke granatowa z długim rękawem, tunikę z paskiem, fajną koszulkę. Wydałam sporo kasy i myslałam, że w jakiś sposób podbuduję się, ale gówno. Nic to nie dało. Nie wiem co się ze mną dzieje, niby mam nawet dobry humor, dużo się śmieję ale mam tak niskie poczucie własnej wartości i ogólnie źle się czuję z sobą, że aż strach. Młoda i zdrowa dziewczyna powinna chyba miec inny stosunek do siebie. Nie chyba, ale na pewno. Tylko jak to zmienic?

 

13 października 2009 , Komentarze (2)

Od ostatniego wpisu zero dietowania. Na dobrą sprawę nawet nie próbowałam udawac, że jestem na diecie... pochłaniałam wszystko i we wszelkich ilościach. Ruchu też nie było. Jednego dnia poszłam biegac i tak mnie przewiało, że do dziś korzonki mnie łamią. Czyli porażka na całej linii. Nawet teksty o szanowaniu swojego ciała nie poskutkowały. Nic a nic.

Jutro idę do lekarza po skierowanie na badania. Zrobię sobie pełną morfologię i jak wszystko będzie ok to poroszę rodzinnego o receptę na meridię, albo inne świństwo tego typu. Niby ostatnio niezbyt się czułam po tygodniu brania meridii, ale może tym razem będzie inaczej.

Jakoś nie mam siły ani motywacji, żeby wziąc się za siebie. Mam za to ogromnie obtłuszczone plecy i mega apetyt. Ktoś może zechce zamienic się na chociaż krztę chęci walki o idealną figure?? Błagam!!!!