Nadal nad sobą nie pracuję. Robienie kolejnego bezsensownego wpisu do pamiętnika o odchudzaniu, podczas gdy praktycznie się nie odchudzam wydaje się dużym przegięciem, ale jakoś łatwiej mi jak się wyżalę.
Oczywiście plan do odchudzania się jest, do trzymania diety i do cwiczenia. Jest i to od dawna. Są też wizje mnie szczupłej, uśmiechniętej bo wkońcu wcisnęłam się w jeansy rurki i super wyglądam w golfie, bo nic się nie wylewa, nic nie odstaje. Ale czemu do jasnej ciasnej nic z tymi marzeniami nie robię, dlaczego planów nie wprowadzam w życie?? Dlaczego poddaję się już w przedbiegach?? Wcześniej jakoś biadoliłam ale i trzymałam dietę, raz lepiej raz gorzej ale chociaż się starałam. Teraz to tylko myśl, że muszę się odchudzac trąbi w mojej głowie. To trąbienie strasznie mnie wkurza, ale nic nie robię żeby je wyłączyc. Gdzie w tym sens, gdzie logika?
Najbardziej mnie wkurza to, że dopiero dziś zdałam sobie sprawę, że poddaję się zbyt łatwo, że kompletnie w ogóle, nic a nic nie walczę. Tylko poddaję się zanim cokolwiek jeszcze zacznę robic. Jestem beznadziejna pod tym względem.
Ostatnio cwiczę nad docenianiem siebie, pokochaniem siebie i coraz lepiej akceptowanie siebie mi wychodzi. Może w końcu wezmę się za konsekwencję w swoim działaniu, może w końcu zacznę realizowac swoje marzenia między innymi to o szczupłej sylwetce. Byłoby niebiańsko!!!
Dziś się kompletnie nie popisałam. Rano zjadłam wyjątkowo śniadanie, dwa naleśniki polane truskawkami. Węglowodany na dobry początek dnia, dla nabrania siły- ok. Później zjadłam w pracy jabłko, ale koleżanka wysłała mnie do sklepu po ciastko na któro miała wielką ochotę. Skoro ona to i ja. Skończyło się na kupieniu po 15 dag 3 rodzajów ciastek plus bułeczek maślanych. Oczywiście ja jako nieposkrominony głodomor zaczęłam jeśc na zasadzie taśmociągu, czyli zjedzony->następny->zjedzony>następny. Na tyle się napchałam, że po powrocie do domu nie byłam za bardzo głodna. Ale że tato obrał ziemniaki a obiad to je ugotowałam. Miałam ochotę na jajka więc usmażyłam sobie 3 jajka sadzone do tych ziemniaków. A na koniec zagryzłam wszystko kotletem mielonym. Ziemniaki + 3 jajka + kotlet + surówka. Czy jest ktoś mi w stanie wytłumaczyc, gdzie to wszystko się zmieściło w moim ciele?? Nie jestem przecież Alfem, nie mam 12 żołądków. Ale jestem podłamana tym. Dlaczego się nie powstrzymałam, dlaczego aż tyle zjadłam. Obiad był o 17, teraz mama gotuje pierogi, zjadłam 3 więcej nie zjem bo nie chcę. Tzn bardzo chcę, język mało do tyłka mi nie ucieknie, ale po dzisiejszym wpierdzielaniu mega ilości jedzenia chcę się trochę ograniczyc.
I nie poszłam na siłownię. Umówiłam się wczoraj z przyjaciółką, że pójdziemy dziś pocwiczyc. Ale obie nie miałyśmy ochoty więc spasowałyśmy. Znowu. Jak my mamy się wzajemnie motywowac do odchudzania skoro ani jednej ani drugiej nie chce się tyłka z domu ruszyc.
To byłoby tyle z mojego użalania się nad sobą. Dziś.
Miłego wieczoru.