Pamiętnik odchudzania użytkownika:
deemcha

kobieta, 37 lat, Coco Island

164 cm, 106.70 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Ćwiczyć codziennie, no i schudnąć raz na zawsze!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 stycznia 2014 , Komentarze (4)

Czasem to już naprawdę mnie to wszystko śmieszy... ja chyba w życiu nie dostanę tej pracy.. bo chociaż propozycje się pojawiają to jednak zawsze "coś" mi brakuje. Innym jakoś nie.. ale u mnie wiecznie.. 

Pierwsza propozycja - tydzien po ukończeniu studiów telefon - praca pytanie: "A czy ma Pani prawo wykonywania zawodu??" "jeszcze nie.. dopiero studia skończyłam... będzie za 2 tygodnie - takie procedury" "a to dziękujemy". 

Propozycja druga - 2 miesiące po ukończeniu studiów -> "za miesiąc będzie się otwierał nowy oddział, a że to specyficzny oddział to każdy musi przejść miesiąc wolontariatu bo nie każdy wytrzymuje psychicznie te warunki" - no dobrze.. z miesiąca zrobiło się już 5 a ma być nawet  9! 

Propozycja trzecia - "szukamy na zastępstwo.." "ma Pani prawo wykonywania zawodu na terenie tej izby?" "mam prawo, ale w izbie obok.. można przepisać prawie od razu" "ale musi mieć pani w tej"... no to przepisuje i co "studiuje pani dziennie?" "tak..." "no to niestety nie zatrudnimy, bo tu 3 lata samych pierwszych zmian.. to bez sensu" - faktycznie sama zrezygnowałam. Ale co lepsze.. dwa dni później przyjęli dziewczynę z mojego roku....i z jednego miejsca zrobilo się dwa etaty - jeden dla niej drugi dla mojej "rywalki".. no coments. 

Propozycja czwarta.. "zwiększamy obsadę na oddziale, jak dyrektor zgodzi się na zwiększenie liczby personelu to panią zatrudnimy. A miała pani u nas praktyki?" "niestety nie.. " "aaaaaa no to my wolimy tych, którzy są nas na praktykach lub chociaż wolontariat" - jak by to była moja wina, że tak mi uczelnia plan praktyk układała ze do szpitala na drugim końcu miasta nie miałam przyjemności trafić. Na kolejne miesiące wolontariatu NIE POJDE już mi te 5 wystarczy - ileż można pracować za darmo "i gadka szmatka.. odezwiemy się po decyzji dyrektora" (sama miałam już iść bo prawie tydzień mija, ale zadzwonił telefon numer 5 ze szpitala pod domem.. więc najpierw wole tą opcje rozpracować)

Propozycja piąta.. "szukamy na zastepstwo.. na OIOM, ma pani specjalizację lub kurs?" "Nie.. ale mam wolontariat na takim oddziale" "a chcialaby Pani zrobić kurs - bo tu trzeba kurs?" "tak, oczywiście mogę" "a ma pani 6mc stazu pracy ? - żeby zrobić kurs trzeba mieć staż pracy" "ale ja jestem tegoroczną absolwentką.. mam tylko wolontariat" "aaaa no to niech pani się zorientuje czy może zrobić kurs my poczekamy kilka dni.." ( wolontariatu mam 5 miesiecy.. brakuje jednego, co powiedzą się okaże... dziś pani odpowiedzialna za to na urlopie) 


i ciagle coś, już po prostu odbieram telefon, biegnę na rozmowę.. ciesze się a tu wiecznie KLOPS. Jakoś tylko ode mnie ciagle coś chca.. innych potrafią zatrudnić bez "papierków" i innych rzeczy.. A to powoduje już we mnie tylko śmiech... 

I cieszę się, że telefon dzwoni...ale chcialabym już PRACOWAĆ!!! 

14 stycznia 2014 , Komentarze (3)

"W ciągu minuty tyle może się wydarzyć. 
To lub tamto. Trochę tego i trochę tamtego. 
Lub całe tamto i nic tego. Ponieważ ty decydujesz co jest ważne, to czy tamto."

Krystyna Janda

Zainspirowała mnie ta myśl i stwierdziłam, że idealnie odwzorowuje moje aktualne myślenie. Zmieniłam się i zmieniam dalej... 

po pierwsze WYKUPIŁAM KARNET NA ZAJĘCIA i SIŁOWNIĘ..od razu na 3mc! Koniec udawania, że nie mam czasu.. nawet jak go nie mam to znajde, nikt w końcu tego nie zrobi za mnie jak sama się za siebie nie wezmę! 

po drugie.. zmotywowało mnie to, że poł roku tak naprawdę nie ćwiczyłam, nie przestrzegałam żadnej diety.. prawie "zero" ruchu i waga staneła. Jak schudłam wtedy 8kg i ważyłam 96 tak jak stanełam wagowo tak stoje.. nie wrócił nawet 1kg! wrecz nawet waha się miedzy 94 a 96.. Cm faktycznie przybyły..ale i tak jest mniej niż bylo! :D Co spowodowało, że nabrałam motywacji.. jeśli nawet przez te 3mc schudne kolejne 8kg  to będzie już 88.. czyli 16 kg mniej :D 

po trzecie.. praca - kilka propozycji/możliwości padło. Oby w końcu się udało. Może to wszystko ma jakiś cel? w końcu podobno nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło... zobaczymy. 

Przypadkiem też wpadł mi w oko i pod rękę wskaźnik sukcesu... i zamierzam się do niego stosować: 


i koniecznie muszę zrobić listę "do zrobienia" oraz listę "będę taki" :D 


A póki co pora wziąć się za naukę... bo sesja w trakcie;/ 

6 stycznia 2014 , Komentarze (5)

ile osób tyle opinii, każda cenna. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo cenna i ważna dla mnie. Dziękuje Wam za nie z całego serca!!!!!!! Jesteście Kochane!  

Decyzja? nie podjęta. To jest naprawdę bardzo ciężki kamień dla mnie. Wiem, tyle że to w czym teraz tkwię jest złe. Że muszę to zmienić. 
A czy zostanę w jednym czy w drugim - nie wiem. To jest najcięższe. Bo zawsze będę "żałowała" tego drugiego. Najlepiej by było znaleźć wyśrodkowanie. Tylko nie wiem jeszcze jakie. Nie mam pomysłu jak połączyć te dwa zawody. Bo w to że się da - ja nadal wierzę! 

Toczy się we mnie straszny spór wewnętrzny. Wiem, że muszę iść do pracy. Do normalnej pracy a nie kolejnej zapchaj dziury. Pracy na "stałe" a nie na chwilę.  To jest fakt pewny. Dłużej na aktualnych zapchaj dziurach za marne grosze nie zamierzam jechać. 

Dziewczyny z każdym dniem odnajduję w sobie swoje "problemy", widzę brak swojej pewności siebie, odwagi, wiary w siebie. Ale zyskuje też cenne cechy - poczucie własnej godności i wartości swojej osoby, to chyba w ramach rekompensaty, żeby nie zwariować! :) 

Zastanawiam się jak mam podbudować swoją pewność siebie. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że to może wszystko przez jeden problem, z którym nie daje sobie rady od lat -  otyłość. Generalnie wygląd. Może to to. Im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej dochodzę do wniosku, że tak. Że z roku na rok coraz bardziej się zamykam w sobie i tracę pewność siebie własnie z tego powodu. Przecież kiedyś taka nie byłam. A im więcej podejmuje prób odchudzenia się, tym więcej mam porażek a one kończą się spadkiem wiary w siebie. Bo tu też się przecież boje.. tak mam, że jak zacznę ćwiczyć to podkręcam metabolizm na maksa.. miesiąc i ok 8-10 kg mi samo spada, bez żadnej drakońskiej diety tylko z wykorzystaniem zwykłego zdrowego odzywania plus ćwiczenia. I tu pojawia się zawsze "zachwyt" i przerwanie diety.. bo w głowie zaraz "a co będzie jak schudne te 30 kg?" "przecież to za dużo i za szybko" "jak zareaguje skóra?" "jak cera?" "przecież samo schudnięcie nie rozwiąże problemów z całym światem.." i znajduje się czekoladka, jednak druga, wejscie na wage "bez zmian, lub minimalnie w góre" no to wyjście na coś nie zdrowego, raz drugi,  w końcu odpuszczam ćwiczenia raz, drugi.. w ogole. I waga stop, pojawia się poczucie winy...bo tym razem przecież miało się udać! 
Zapominam o diecie. odchudzaniu. do następnego razu.. który kończy się tak samo! 

Rany, jeszcze trochę i się sama zdiagnozuje... I teraz mam ochotę podjąć kolejną walkę ze sobą, swoim ciałem i umysłem! Tylko czy warto? Czy dam tym razem rade?


Ps. ksara572 - wielkie dzięki za piosenkę! to mój song dnia! Rewelacyjna! 

3 stycznia 2014 , Komentarze (4)

wracam na vitalię w 2014 roku nie po to, żeby pisać po raz milionowy że biorę się za siebie, że gubię kilogramy, ale po to żeby się wygadać.. 

W mojej głowie i gdzieś w środku się tyle pozmieniało przez ostatnie 12 dni. Stanełam ze sobą twarzą w twarz, oko w oko ze swoim odbiciem. Spojrzałam na siebie z dystansu, ze spokojem jak bym nie była sobą tylko obcą osobą. Potrzebowałam do tego 12 dni w domu.. w mieście w którym nie było nikogo... każdy wyjechał a ja spędzałam dni głównie sama ze sobą. Wyjechałam z wielkiego sajgonu życiowego, jednego wielkiego bałaganu. Gdzie kalendarz mówił mi kiedy i gdzie i za ile mam gdzies być, gdzie dzień zaczynałam o 5 a kończyłam po 2 w nocy. Gdzie kawa była moim paliwem. A były momenty że już jechałam na rezerwie i mówiłam powoli STOP. 

Jadąc do domu myślałam, kiedy ja tu wrócę (oby jak najszybciej), tyle będzie zaległości, tyle telefonów, co to za święta.. a po się uzbiera tyle meili i smsów.. taki będzie jeszcze gorszy bałagan. Po kilku dniach powiedzialam dość.. wyłączyłam "telefon służbowy", zapomniałam o skrzynce meilowej.. włączyłam ulubioną płytę, potem tv. Luzowałam.. otwierałam nieświadomie oczy na swoje życie, na siebie.. 

Krok drugi.. lustro. Mama nakleiła w łazience na płytkach lusterka takie małe kwadratowe.. na wprost drzwi (ot gdzieś w gazecie przeczytała i jej się spodobało). Najpierw mnie to denerwowało, że ciągle muszę się widzieć (mamy już w małej łazience 2mx2m teraz lustra z 3 stron także widzi się człowiek z przodu, tyłu i boku). Ale którego wieczoru zaczełam się sobie przyglądać.. ot tak całej sobie pokolei kawałek po kawałku i wiecie.. dotarło do mnie ze jestem tak cholernie daleka od ideału. Od swojego ideału. Ze coraz młodsza nie będę, ze twarz się zmienia, widać mini zmarszczki, a ciało błaga o litość.Nie wiedziałam co mam z tym zrobić.. plakać? nawet nie miałam siły.. tylko stałam i się patrzyłam. 

A reszta, przyszła nawet sama nie wiem kiedy. W każdym razie od kilku dni odczuwam niechęć do tego. Uważam, że chyba zrobiłam błąd. Wielki błąd. Ze nie potrzebnie w to wszystkie brnę, że straciłam 3 lata. i tracę kolejne dwa.  Robię błędy.. podejmuje złe decyzje.. boję się dorosnąć. Do takich doszłam wniosków. Ze to wszystko co robię to strach. Strach przed nieznanym, przed dorosłością. 

Ale chce teraz skoczyć, normalnie w jakiejś mega wysokiej skały, na główkę, wprost do wodospadu.. zaryzykować. Spakować walizki i uciec. Wrócić do swoich dawnych planów. Ale włacza sie rozsądek który mi mówi - STOP. masz zobowiązania, nie rób nic pochopnie. A drugi "głos" - ŻYJ! Moje priorytety w ciągu 12 dni zmieniły się z doktoratu na powrót do pierwszego zawodu, z Lublina - na Warszawę, z siebie tej (zabieganej, zalatanej, nie majacej czasu i możliwości, bo ciągle odgórne zakazy, malować paznokci) na siebie tamtą (zawsze uczesana, umalowana, z pięknymi paznokciami itd.). To zwrot o 180 stopni!!! 

Dziś pakując się myślalam, ze wszytsko i wszystkich rozstrzelam na poczatku zacznę od siebie.. wszystko szło nie tak.. walizka zapiąć się nie chciała, bus się spóźnił itd. A jak wrocilam do LBN usiadlam i bez siły w sobie zapytalam się siebie w duchu "no i co ty robisz? po co?" 
Dni sama ze sobą, gazety, tv, ten totalny luz dały mi do myślenia. Wszystko składało się w całość - myśl. Wróciłam do przeszłości, do jakiegoś dziwnego szkolenia w pracy i pytania "wyobraz sobie siebie za 5 lat, jak siebie widzisz?" Zamknełam oczy i widziałam siebie.. tą sama co wtedy.. co te X lata temu.. osobę zupełnie inna niż udaje, że chce być. Osobę, która nie ma nic wspólnego z tym co robię. I nie wiem co mam z tym zrobić, naprawdę nie wiem. Nie mam z kim porozmawiać. Na moje "rzucam studia" słyszę odpowiedź - "zastanów się, zostalo 1.5 roku", na moje "wracam do warszawy" - a studia? a inne rzeczy?, to po co wybrałaś LBN 3 mc temu?, na moje "a moze wroce do pierwszego zawodu" - to po co ci bylo to drugie? Osoby z Warszawy mówią, "kiedy ty wreszcie wrócisz do warszawy?" "ile jeszcze tylko ten Lublin i Lublin?". A tak naprawdę to ja sama już nie wiem co robić. Wiem tylko, że uważam teraz, że robię chyba źle. 

Co o tym sądzicie? Co mi radzicie? Nie mówię tu o poradach wybierz to czy tamto. Tylko bardziej o możliwościach poradzenia sobie z tym problemem. Znacie jakiś sposób? Czy mogę się kierować odczuciami totalna zmiana w 12 dni?? 

29 września 2013 , Komentarze (5)

w szafach posprzątane, teraz pora na mnie.. 

od miesiaca jestem w LBN, głównie sama w mieszkaniu... każdy dzień prawie taki sam.. pobudka o 5, o 7 na wolontariacie do 15 a potem od razu do drugiej pracy.. powrót po 21.. i spać i znów to samo. I tak w kółko. Dzień za dniem, przychodzi piątek wieczór i zasypiam, nawet nie wiem kiedy.. 
W każdej wolnej chwili włączam fb i chce gadać, z byle kim...byle pogadać.. byle opowiedzieć coś komuś.. i brakuje mi, że wracam do mieszkania, pustego gdzie nikogo nie ma nikt na mnie nie czeka. I w takich momentach zazdroszczę swoim koleżankom mężów, dzieci i innych rodzinnych spraw. Bo niby jest ok.. dzień za dniem leci.. ale czasem najzwyczajniej w świecie chciałabym porozmawiać z kimś wieczorem przy herbacie.. pobyć z kimś.. 
i wychodzi na to że tak o to mój młodzieńczy plan "facet mi nie potrzebny" "nie musze mieć rodziny" gdzieś runął.. jednak okazuje się, że przydałby się ktoś do kogo by się chciało wracać..  czyli pora znaleźć sobie męża!!! 

a waga? bez zmian.. stoje w miejscu! może to i dobrze, bo diety jakoś nie stosuje.. jem co popadnie i byle jak.. ale pora to zmienić.. w ogóle to brakuje mi siłowni, brakuje mi fitnessu! 

i wychodzi na to, że to co miesiąc temu okazywało się być super - teraz już idealne nie jest.. jednak potrzeba kolejnych zmian! zmian które trzeba dokonać!!!!! 

i zaczne je dokonywać od dziś.. 
1. od jutra znów szukam pracy.. normalnej nie żadnego cholernego wolontariatu!! w ogole co to za moda z tym wolonatariatem.. rozumiem, trzeba przetestowac kogoś.. ale jak się umawia człowiek na miesiąc na wolontariat to on powienien trwać miesiac a nie 4 miesiące!!! 

2. pora polubić siebie.. wyjść do ludzi, być pewniejszą siebie! 

3. zmienić swój image.. już go zmieniam, przez całe wakacje..ale jednak to jeszcze nie to.. to dziwne, ale przez 3 lata zapomnialam jak robi się make up.. porządny :P zawsze to bylo make up no make up.. byle podkład na twarz, kredka, tusz, róz.. i juz.. a tu czasem trzeba by użyć cieni jednak.. 


i chyba z tej samotności zaczynam bredzić.. pójde wiec lepiej pomalować paznokcie! 

22 września 2013 , Komentarze (5)

Obejrzałam Fat Killers, odrazu z marszu 3 odcinki.. co prawda nie uważam, ze ta metoda jest taka ach, ech i och.. bo znam pare osób które po tym jak przestały ją stosować to przytyły.. no ale liczy się, ze ludzie chcą się wziąć za siebie.. 
a tak oglądając kolejny odcinek i wciągając się w to stwierdziłam, czemu nie ja? czemu ja nie mogę się ogarnąć.. postanowiłam się wziąć za siebie, wiem powtarzam to od daaawna,.. troche uda mi się schudnąć, trochę nie.. ale koniec... pora zaczać znów!!! 

Teraz moje życie bardziej przypomina sen wariata.. i ja jestem na siebie zła... zmieniłam się wg mnie na gorsze.. stałam się mniej "do ludzi".. bardziej skryta, bardziej skromna, bardziej nieśmiała.. wstydliwa..wiecie ze czasem mam takie momenty, że ja się boje sama coś zrobić.. boje się odezwac.. wole siedziec i patrzeć. A to źle.. tak jak teraz w tej pracy.. jestem na próbnym, wolonatariacie.. i dziewczyny no coś tam mi dają.. ale tak naprawdę mało..a ja się boję odezwać, wstydzę, że coś bym chciała zrobić, że coś umiem.. że chce to zrobić.. a potem myśle sobie "a ty jesteś głupia.. przecież robiłaś to nie raz i szło ci dobrze!" Jestem z dziewczyną na  opatrunkach, zmieniam je praktycznie od tygodnia.. i ona sama mi każe coś zrobić..a ja wciąż czuje się jak na praktykach.. boje się że coś źle zrobie.. i w efekcie czekam aż ona przyjdzie.. a jak przyjdzie to się dziwi, czemu tego jeszcze nie zrobiłam.. i znów jestem na siebie zła.. bo mogłam zrobić tylko czekałam, bo się bałam że źle zrobię a w efekcie i tak to robie.. tylko tyle ze ona jest obok i w sumie stoi i mi nie pomaga.. tylko tyle że jest.. I boje się, ze przez tą moją nieśmiałość w końcu próbny minie..a ja pracy nie dostane.. bo stwierdzą, że jestem za słaba.. i to będzie tylko i wyłącznie moja wina.. no bo czyja? jak mam coś zrobić to poprostu ide i to robie.. i idzie mi dobrze, tylko cholera.. ja się czuje jak na studiach, na praktykach.. a ja juz jestem po.. mam prawo wykonywania zawodu! 
Nie chce tego zawalić, bo oddział i ludzie są tam naprawde w porządku.. dziewczyny głównie młode.. w moim wieku.. żadne takie sytuacje "a ja jestem lepsza, fajniejsza" przyjeły mnie naprawdę miło.. tylko ja.. cholera ja.. stałam się taka inna.. gorsza, zawsze byłam "a ja to zrobię.. a ja chętnie.." a teraz? zrobilabym, ale sie nie odezwe.. jak mi proponują coś to ide zawsze..ale sama się wstydze.. Musze się ogarnąć, tylko jak???? codziennie sobie powtarzam, dziś się odezwiesz! dziś bedziesz mówić sama co chcesz.. i w efekcie? jest jak zawsze.. co prawda z dnia na dzień robie coraz więcej, ale.. mimo to uważam, że za mało..  

kolejna sprawa, mój wygląd.. nie podobam się sobie.. autentycznie nie! nie podoba mi się prawie wszystko w sobie.. nie podobają mi się moje ciuchy.. nie podoba mi się moja zmęczona twarz, nie podoba ja mi się moje boczki.. moje slady po krostach, jestem na nie... generalnie! i chociaż mam więcej ciuchów niż miałam kiedykolwiek.. i to tak mi się nie podoba.. wciąż się zmieniam, od pewnego czasu pokochałam ciucholandy.. tam można za śmieszne pieniądze znaleźć fajne tanie rzeczy.. i markowe.. wiadomo, część to szmaty.. takie że na ścierkę do podłogi by się nie nadawały.. ale są i perełki.. wczoraj znalazłam płaszcz na jesień z atmosphere, nowy z metka.. za 20 zł.. sweter norweski za 7 zł, też jak nowy.. bluzka z river island nowa za 5 zł.. i patrze na te rzeczy.. a na moje wcześniejsze.. i się zastanawiam jak mogłam się tak zapuścić.. 

ale to przecież wiadomo.. lenistwo i no fakt, że jak się wstawało każdego dnia o 6 zakładalo ubrania na 15 minut i sciagało, zakładało fartuch to nie sie chciało stroic.. a teraz o dziwo wstaje o 5.. znów sciągam ubrania przed 7.. i zakładam znów po 15.. ale teraz mi się chce, chce się stroic.. :) 

A żeby zacząć zmiany porządnie, zaczne od porządków w szafach, szafkach i innych.. posprzątam wszystko! :) własnie dziś..  właśnie teraz!!! 

po co czekać? 

9 września 2013 , Komentarze (1)

tak mi leci ten wrzesień, że szok.. do Lbn miałam przyjechać na 2 dni.. siedze już  dzień 9.. i wychodzi na to że już do domu nie wracam... zaczyna się powoli układać.. :) 

dostałam sie na studia... znalazłam prace dodatkowa... mam perspektywe pracy w zawodzie w niedługim czasie... tak wiec jest coraz lepiej.. 

z tego wszystkiego postanowiłam zmienić swój image i ufarbowałam się na ciemno i wyszło na to, że zupełnie inny człowiek jestem:P przynajmniej z wygladu.. :) 

no i biore się za siebie.. przez weekend byla u mnie koleżanka, więc troszke poszalałyśmy.. i tak wyszło na to ze % leciały.. brzuszek sie zaookraglil i dzis pani w autobusie chciciała mi ustąpić miejsca.. bo myslala ze w ciazy jestem..  ;/ no wiec jak wrocilam do domu to pierwsze co to do lustra i sie ogladam.. i fakt wygladalam na jakis 4mc..;/ koniec wiec.. wracam na dobre tory :D 

od dziś, od teraz.. na zawsze!!! :D 

1 września 2013 , Komentarze (2)

wracam na diete i zaczunam cwiczyc! 

a propo zmian wyglądowych wszyscy ktorzy mnie spotykaja twierdzą ze "znow mnie coraz mniej" i ja im mowie, ze wydaje im sie, bo jak dla mnei to brzuch mi znów wraca;/ ale ze dziś weszlam na swoją cudowną kwiaciastą wagę, a ta wskazala spokojnie ciut nizej niż 95kg w trakcie okresu i po wielkim domowym obiadku to chyba jednak naprawdę mnie mniej, bo jak ostatnio sie wazylam wg vitalii bylo 96kg - co cieszy! 

moja twarz zaczyna być wreszcie ładna, krostki, krosteczki znikaja! zostało jeszcze kilka plamek po nich, ale po nalozeniu najzwyklejszego podkladu juz jest jak prawie bez skazy.. :D to tez cieszy bo jednak jak sie patrzy w lustro to lepiej sie robi! :D 

cisnienie ksiazkowe! glukoza tez! i chociaz tak naprawde przez wakacje rzadko cwiczyłam to widze i ciesze się ze wszytsko idzie na dobrą drogę! to tylko motywuje do dalszej walki o siebie:P 

no i dbam o siebie! naprawdę musze przyznać, przez te studia się zapuściłam.. teraz chcoiaż uważam ze popadam w depresje to zmuszam się do pomalowania paznokci, czy zrobienia serii maseczek, albo wklepania balsamu, a to pozytywnie działa na moj wygląd i dzięki temu mi jest lepiej i zaczynam znów siebie lubić :) 

a że wrzesień nadszedłm, trzeba było podjąć jakaś decyzję, to  jednak zdecydowałam dać szanse Lbn, we wtorek rozmowa na studia, na którą nic nie umiem i jakoś w ogóle nie mam motywacji do nauki, no ciekawe czy mnie przyjmą... 

jutro się pomierzę, zważe z rana i dam znać co i jak się ma! :D 

9 sierpnia 2013 , Komentarze (5)

Wariuje, tak poprostu.. wariuje z tego siedzenia w domu.. wariuje z tego przebywania z matką dłużej niż 3 dni.. wariuje z tego "nic nieróbstwa".. wariuje z tego jak zdaje sobie sprawę ze swojej beznadziejności..wariuje z tego upału.. wariuje ze wszystkiego! 

Waga? jak ważyłam się ostatnio spadła niby.. wchodze w rozmiar 42!!!! czasem 44.. zdaza się i 46, tu jest coś podejrzanego.. dziwne to.. ale ok.. przynajmniej nie wstydze się iść do przymierzalni.. zawsze w coś tam wejde! :D to jest pozytyw! meeega! najchętniej bym te wszystkie ciuchy powykupowała.. tak z radości! :D
Chodze w spódnicach.. sukienkach.. mam je różne, krótkie długie.. to jest szok..- nie miałam spódnicy na sobie od studniówki! czyli, raptem ledwie... 7 lat? hahaha 
chodze w bluzkach z odłoniętymi ramionami.. OPALAM sie! 
eh, sama się sobie dziwie.. ale mam już gdzieś to co mówią inni.. maluje paznokcie, czesze włosy w przeróżne fryzury.. zakładam różne ciuchy.. wyciągam stare szmatki... i mam w 4 literach co mają inni do powiedzenia! 

tylko czasem zdarza się, że nie mam po co wyjść z domu.. że spędzam w nim cały dzien.. bo nie mam po co.. bo nie mam z kim.. bo jest taki upał.. i to mnie frustruje.. może bym i gdzieś poszła.. ale z 20 zł w portfelu.. to tak nie bardzo wyskoczyć na zakupy.. a iść byle patrzeć na to co w sklepie..to juz wole posiedzieć w domu, bo bym wróciła wkurzona. Więc siedze sobie sama cały dzień.. oglądam chirurgów - od lipca 5 serii  już obejrzałam, jak wariatka wciąga mnie to.. 

wysyłam CV - ale w telefonie CISZA! w meilu -tez..
zarejestrowałam się na studia - ale już sama nie wiem co chce.. czy chce tam wracać, bo przeciez jak byłam młodsza tj.
miałam 19 lat - mówiłam, ze w wieku 26 lat będe niezależna finansowo.. i wogole bede kims innym.. 
jak miałam 21 lat - mówilam ze skończe inf, i pojde na medyczna.. 
w wieku 22 - mówilam WARSZAWA! i tylko WARSZAWA! 
w wieku 23 - ide na medyczna! a co mi tam.. to tylko 3 lata... pojde potem odrazu do pracy!
w wieku 24 - nie nawidze lbn.. po co mi to? bylo się wyniesc do wawy.. 
w wieku 25 - jest fajnie.. podoba mi się! to jest to! 
w wieku 26 - miało być tak pięknie, a wyszlo jak zawsze.. jak się broniłam chciałam zostac w lbn.. chciałam tam mieszkać, pracowac.. spodobało mi się to miasto.. po kilku tygodniach słuchania od każdego idz do wawy, sama nie wiem.. myśle o tym doktoracie, ale w wawie nie mam szans.. musialabym zaczac od nowa.. poznac uczelnie..poznac ludzi.. a tu już moge poprostu działać.. jechać na opinii, jechać na "znajomościach" i wiadomo łatwiej.. tyle,że jak mówilam chce prace! a praca.. mnie nie chce. Mogłabym dojezdzac i do wawy! przeciez całe zycie jezdze.. co to 2h.. przerabiane od 7 lat.. dobra książka.. dobra nuta.. dobry sen i mija szybko.. 2h w twe 2 z powrotem.. jak trzeba sie wytrzyma. Ale w lbn ludzie inaczej mysla.. oni nie widzą tej mobilnosci.. nikt nie chce dojezdzac.. a sama, jakoś się boje.. boje się ze się zakocham znów w Wawie.. lubie to miasto. Tyle, że w sumie wszędzie jestem sama.. czy tu, czy w lbn, czy w Wawie.. wszędzie.. 

nic mnie nie trzyma.. zaden facet, zadne dziecko.. zadne wlasne mieszkanie, zadne nic.. po porostu NIC! jestm mobilna.. ale słaba! tak, jestem słaba! SŁABA! 

i z tej słabości nie szukam pracy w moim rodzninnym miescie... nie wysłalam zadnego CV.. nic nie rozniosłam.. nie szukam pracy w Wawie.. uparłam się na ten lbn.. tylko czy warto???  czy warto tam tkwić??? rany, jestem na tyle słaba, żeby coś zmienić w swoim życiu.. tak cholernie słaba!!!! 

nikt nie chce mi pomóc.. każdy mówi ze to moja decyzja.. moja sprawa.. mój wybor.. nikt nie chce nawet poprostu ze mną o tym pogadać..rozważyć moje za i moje przeciw..kazdy chowa głowe w piasek i czeka na to co powiem.. chociaż każdy ma swój plan na mnie.. każdy chce zebym wybrała jego.. ale ja nie wiem czego chce! a to jest ten czas, czas kiedy musze zdecydowac.. siedze w domu bez sensu już 1.5 miesiąca.. bez zupełnego sensu.. i z każdym dniem coraz bardziej się frustruje.. 

a najbardziej frustruje mnie to, że nie wiem kim chce naprawde byc.. jako kto chce pracowac.. nie wiem czy chce być tą pielęgniarka.. czy chce być tym informatykiem.. czy chce być zupełnie kimś innym!!!! może pracodawcy, którzy to czytaja mysla o mnie to samo? i dlatego telefon milczy??? 

pora to posprzątać.. w końcu nikt nie zrobi tego za mnie! co myślicie? 

29 lipca 2013 , Komentarze (2)

Dziewczynki! 

jest sprawa, był ktos z Was w tym roku nad bałtykiem? 
Chodzi mi o Sopot, Władysławowo? 

no i pytanie, wpadłysmy z kolezanka na pomysl zeby pojechac w czwartek w nocy - rano nad morzem, przespac sie noc i wracac w sobote w nocy.. i pytanie - jak z pokojami tam? chodzi o tanie.. naprawde mogą być i spartańskie warunki.. tylko czy są wolne? 
podobno stoją ludzie i sami zapraszaja? prawda to? 

pomożcie!