Pamiętnik odchudzania użytkownika:
benwenuto

kobieta, 46 lat, Bukowice

159 cm, 77.30 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: osiągnąć wagę 70 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 czerwca 2013 , Komentarze (1)
Przeziębienie powoli ustępuje i mimo wczorajszego ciężkiego popołudnia dziś dostałam skrzydeł. Długo czekałam na to energetyczne 'teraz'. Cały dzień nie mogłam doczekać się popołudniowych ćwiczeń i tego słodkiego uczucia kiedy leje się ze mnie pot . Po 6 tygodniach jestem w stanie przebiec 40 minut (truchtem oczywiście ) a pamiętam jak zaczynałam, że przy 8 minutach myślałam, że umrę. Jeszcze 1,5 miesiąca temu w życiu nie przypuszczałabym, że to ja mogę powiedzieć i że przez 6 tygodni jeszcze daję radę. Najlepsze jest to, że nie zmuszam się i nie daję rady bo nie muszę - po prostu CHCE mi SIĘ. Mam ochotę na wszystko (bieganie, skakanie, robienie rzeczy, na które wcześniej nie miałam czasu ani wiary, że potrafię) i wszystko wydaje się być w zasięgu ręki. No, prawie wszystko

Zmieniłam bardzo hierarchię ważności i nauczyłam się szanować swój czas i zdrowie, a także czas moich bliskich. Wcześniej obowiązki były na 1. miejscu i potrzeby innych. Teraz widzę jak bardzo się myliłam i ile więcej dobrego mogę zrobić teraz, zarówno dla siebie i dla innych.


Jeszcze tylko to zdrowie, ale na to trzeba cierpliwości. Z tym jednym u mnie krucho - być cierpliwą. Może i tego się nauczę.

Życzę Wam wszystkim, a zwłaszcza tym niecierpliwym, żeby czas szybciej płyną kiedy ciężko oraz przynajmniej małych sukcesów, żeby dotrwać do tych właściwych celów. Niech moc będzie z Wami


25 czerwca 2013 , Komentarze (1)
z nadzieją, że mi ulży, w co wątpię.
Cieknie mi z nosa, nie mam zupełnie apetytu (jem na pamięć bo muszę brać leki) i generalnie jedyne o czym myślę to położyć się do łóżka. Wszystko smakuje tak samo. Bolą mnie nawet włosy. Nie ma to jak się przeziębić latem.

No dobra, starczy marudzenia.
Nie jest mi lepiej, wciąż myślę o łóżku, ale w końcu będzie lepiej. Byle do piątku.

21 czerwca 2013 , Skomentuj
Od kilku lat wybierałam się do sklepu po strój kąpielowy, ale zawsze albo nie po drodze, albo brak pieniędzy, albo nie ten rozmiar. Wczoraj zamówiłam, bo chciałabym wreszcie pójść popływać, a zawsze był kłopot bo nie mam ani czepka ani stroju. No to teraz mam. Właśnie przyszedł. Nie mogę się doczekać, żeby przymierzyć, ale to dopiero wieczorem. Mała rzecz a cieszy
Miłego dnia!

20 czerwca 2013 , Komentarze (1)
...nowych przyzwyczajeń. Najbardziej cieszę się, że póki co nie zawaliłam żadnego przewidzianego treningu. No wiecie, takie małe drobiazgi czasami bardzo dodają skrzydeł. Spektakularnych wyników nie ma, ale bardziej zależy mi na zdrowej i długotrwałej zmianie niż jednorazowym zrywie.

W zeszły piątek byłam u lekarza i jest podobno lepiej. Zmieniliśmy leki i za miesiąc ponownie badania. Czuję się tak-se, zależy kiedy. Wciąż staram się wszystko gotować lub dusić, ew. piec. Z przypraw używam jedynie koperku. Zero cukru czy soli. Powiem szczerze, że jakoś szybko się przestawiłam, a teraz na nowo odkrywam smaki, które wcześniej były przykryte cukrem lub solą.

Za oknem upał a ja się chyba przeziębiłam, bolą mnie gnaty, gardło i mam wrażenie, że nawet włosy. Po przyjściu do domu zaczęłam od najważniejszego punktu na dziś - trening, 83 minuty zaliczone. Bardzo lubię ten stan jak się ze mnie pot leje a ja wciąż mogę :) też tak macie?
Zaczęłam zapisywać sobie tętno po aktywnej części, tak dla porównania za jakiś czas. Dziś było 122/74, puls 100.
W ostatnią sobotę miałam test trenerski – wyszedł także tak-se, a przynajmniej w porównaniu do innych Vitalijek, ale cieszę się i z mojego wyniku. Mój Fit-wiek to 4 lata mniej niż mam. Miałam problem z oszacowaniem pulsu metodą: przykładanie palców do tętnicy szyjnej. Z początku czułam wyraźnie puls, a potem już nie wiedziałam, czy to pulsowanie z palców czy z szyi. Pewnie standardowo coś pomieszałam bo w spoczynku wyszedł mi wyższy niż po ćwiczeniach. Tak czy inaczej szału nie było.

Mój kochany mąż widząc jak się męczę z 1,5 litrowymi butelkami z piachem (mam małe dłonie i butelki zwyczajnie były strasznie nieporęczne) zrobił mi hantelki własnoręcznie z jakiś kawałków płyty OSD osadzonych i wyważonych równomiernie, tak że środek ciężkości wypada dokładnie na środku. Teraz mam więc wygodne uchwyty (z kija od szczotki) i mogę ćwiczyć. Z kasą na razie krucho, więc nie szukamy problemów tam gdzie ich nie ma.

Najbardziej bałam się (i chyba wciąż się boję), że coś mi tam wpadnie między posiłkami, no wiecie: cukierek, kawałek ciastka, kawa czy coś takiego co zazwyczaj pojawia się w towarzystwie czegoś słodkiego; oraz tego, że przyjdzie taki dzień, że nie dam rady i odpuszczę jedne ćwiczenia, a potem to już równia pochyła, prosto w dół z motywacją i generalnie samopoczuciem, a co za tym idzie porażka. Jak do tej pory, odpukać, jakoś idzie. Co prawda jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, że uda mi się osiągnąć zamierzony cel, ale teraz mam przynajmniej pewność, że jak się poddam to NA PEWNO mi się to nie uda. A tak, przynajmniej spróbuję.

Mój organizm stawia opór, ale pragnę wierzyć w to, że w końcu jednak się podda i później odwdzięczy się z okładem za kondycję i generalnie wszystko co mu teraz zapewniam. Nawet sypiam teraz dłużej i staram się tego pilnować, żeby min. 5-7 h było na liczniku. Kiedyś bywały tygodnie, że spałam niecałe 20 h tygodniowo. Obowiązki obowiązkami, ale zrozumiałam, że to ja jestem w tym wszystkim najważniejsza i jeśli nie zadbam w porę o siebie to cały misterny plan się posypie razem ze mną. Człowiek całe życie się uczy.

Zaraz biorę witaminki i do wyrka. W sobotę ważenie. Ostatnio marudziłam, ale minimalny spadek odnotowałam, całe 0,1 kg , heheh. Zobaczymy pojutrze. Po ciuchach nie widzę zmian. Byle nie szło w górę.

Najbardziej nie mogę doczekać się nie jakiejś super niskiej wagi, ale żeby ktoś zauważył zmiany we mnie i żeby było widać to, że zaczęłam się ruszać. No ale na takie rzeczy to trzeba pewnie długo pracować i to pewnie intensywnie. Na razie trzymam się tego co mogę i jestem w stanie. Może z czasem uda się więcej.

Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam, życzę osiągania kolejnych celów i uśmiechu.

14 czerwca 2013 , Komentarze (2)
Wczoraj była u mnie koleżanka; przygotowałam dla niej słodkie powitanie w postaci pysznych przekąsek i ciasteczka z bitą śmietaną i truskawkami. Zamiast kawy woda z cytryną. Nie było łatwo, ale jakoś się udało. Skubnęłam 4 połówki orzeszków ziemnych, reszta wg planu. Spotkanie bardzo się udało, pośmiałyśmy się, porozmawiałyśmy. Czas zleciał nie wiadomo kiedy, wybiła 22:00.
W końcu się pożegnałyśmy, swojego malucha ucałowałam na dobranoc choć na szczęście już spał. Czułam się osłabiona i generalnie nie najlepiej (1. menstruacji), ale jak pomyślałam o sobotnim ważeniu i tych 4 połówkach orzeszków i że woda pewnie mi się zatrzyma i waga będzie na plus – zebrałam się w sobie, no bo dlaczego ja mam nie dać rady, i o 22:30 rozłożyłam matę i heja do przodu z treningiem. Skończyłam po północy, oczywiście trafił się najdłuższy w tym tyg. 1 h 40 min .
Nie miałam już zbytnio siły na nic, więc tylko uzupełniłam wodę, wzięłam lekki prysznic i spać. Zabrakło jednak tej pozytywnej energii po wysiłku, ale pewnie byłam zbyt zmęczona, żeby czuć cokolwiek, aczkolwiek cieszę się, że sobie nie odpuściłam. Nie miałabym kiedy tego nadrobić.

Dziś zaglądam do rozpiski a w sobotę test trenera (mój pierwszy) , dodając do tego sobotnie ważenie (pewnie ten tydzień skończy się porażką, mimo że sztywno się trzymam planu; nie wiem, jakoś tak czuję, że nie ma jakiś zmian; najbardziej boję się przyrostu, wolę już zero zmian niż wagę na plus) jakoś nie cieszę się z weekendu.

No ale nic tam, poczekamy i zobaczymy.
Podsumowując moje wysiłki i plan ćwiczeń oraz dietę to wciąż mam mieszane uczucia, z przewagą pozytywnych, tylko jakoś trudno uwierzyć, że się uda. Dziś jeszcze wizyta u lekarza, mam nadzieję, że ten dzień i weekend mimo wszystko jakimś cudem nie zdołują mnie na maksa.

Pozdrawiam wszystkich Vitaliowiczów, którzy się nie poddają i robią swoje.

8 czerwca 2013 , Skomentuj

Czynniki sukcesu

  • lojalność wobec siebie i trwanie przy zasadach mimo braku sukcesu
  • większa aktywność fizyczna
  • dbanie o wystarczającą ilość godzin snu
  • wcześniejsze przygotowanie posiłków

7 czerwca 2013 , Komentarze (1)
było wspaniale i nawet pogoda dziś dopisała. Prawie cały dzień na świeżym powietrzu, konkursy, zabawy, jazda na koniach. Dzieciaki wniebowzięte, rodzice też
Co do diety to niestety zapomniałam na czas rozmrozić mięso na obiad i dziś zdałam się na piknikowe jedzenie co niestety (okazuje się) przekroczyło plan o 4 pkt VP.
No cóż. I tak było warto bo wypoczęłam, wyspałam się i jakoś tak pozytywnie dzień kończę. Jutro ważenie, więc pewnie już tak pogodnie nie będzie; zwłaszcza po dzisiejszym menu

5 czerwca 2013 , Komentarze (2)
Szału nie ma, ale staram się i nie odpuszczam. Na pewno bardzo urozmaiciło się moje menu i małe posiłki mój brzuch zaakceptował bardzo szybko. Organizm jednak z całych sił się buntuje i coraz mocniej namawia do starych przyzwyczajeń. Waga od dwóch tygodni stoi w miejscu, ale przynajmniej inne rzeczy się zmieniają (pomiary sylwetki).

Wolę nie pisać więcej, bo na tą chwilę mam słaby czas. Cieszę się, że póki co daję radę, chociaż od tego tygodnia zauważyłam, że częściej włącza mi się 'ssanie' między posiłkami. Też tak macie? Staram się o tym nie myśleć, ale zwyczajnie jestem głodna. Pierwszy tydzień był sporo lepszy i dziwię się, bo przecież to na początku powinno być najprościej... chyba.

Na dziś wynik        22,5 pkt VP
Kcal                        1 160 kcal
Białko                      60,0 g
Węglowodany         167,8 g
Tłuszcz                    34,9 g
Cholesterol              103,6 mg
Błonnik                    25,5 g

27 maja 2013 , Skomentuj
Długo się zastanawiałam nad tym, czy coś pisać czy nie. Tyle rozczarowań za mną.
Boję się, że mój optymizm zniknie szybciej niż się pojawił.
Póki co jest dobrze. Najbardziej podobają mi się małe porcje i urozmaicone menu, mimo że jest mocno ograniczone ze względu na problemy zdrowotne, ale zwieńczeniem wszystkiego są ćwiczenia fitness FatFree. Bałam się, że po dwóch razach będę je robić jak za karę, a jest dokładnie na odwrót. Po treningu dostaję skrzydeł i mam bardzo pozytywną energię. Śpię jak niemowlę i widzę jak moje ciało pomału się zmienia. Powoli, szału nie ma ale zmiany są.
Ten tydzień był trudny, ale dałam radę. Zero słodyczy, jedna kawa (tzw. lura) z płaskiej łyżeczki. I bardzo mi te wyrzeczenia nie przeszkadzały.
No ale co będzie jutro... Myślę, że zaczekam i zobaczę :)
Jutro zajęcia z jogi, może po nich bardziej uwierzę, że mi się uda.

9 lipca 2012 , Komentarze (1)
Tak, jakiś etap za mną :) krótki a jednak długi. Ten prawdziwy właśnie się zaczyna. Bardzo jestem ciekawa, czy uda mi się osiągnąć postawiony cel. Teraz staję na głowie, żeby wytrzasnąć pieniądze na fitness - nic tak nie motywuje jak opłacony karnet (czyt. miejsce, czas... w domu zawsze są rozpraszacze, zwłaszcza jak jest małe dziecko).

07:00 > I śniadanie:
bułka orkiszowa, masło roślinne MR, 2 plastry gotowanego kurczaka, 5 rzodkiewek, zielona herbata liściasta
10:00 > II śniadanie: mały kawałek tortu urodzinowego męża (tak, wiem wiem, ale składniki to głównie truskawki :) - wszystko policzone i dziś długi spacer w ramach rekompensaty), kawa bez cukru.
13:00-14:00 > obiad:
pierś z kurczaka duszona (150g) na 1 łyżce ekologicznego oleju, 6 rzodkiewek, 2 pędy selera naciowego, woda
15:30 > podwieczorek
jabłko, jeden pęd selera naciowego
17:30:00-18:00 > kolacja: serek wiejski light, pomidor, 2 plastry chudej wędliny (gotowana pierś z kurczaka)