Dziewczyny jest źle! Gdybym teraz napisała listę tego co zjadłam wczoraj po powrocie do domu chyba byście mnie wyśmiały na dobre. Nie zdrobię tego bo spaliłabym się ze wstydu. Powiem tylko, że nażarłam się niemiłosiernie i może nawet niektóre ze zjedzonych rzeczy były zgodne z 2 fazą (niektóre) ale co z tego, jak to było o niebo za dużo! Chyba moją wieczorną obżerką mogłabym obdzielić jadłospis całego dzisiejszego dnia.
Dlaczego tak się dzieje? Tak mi świetnie szło, przez 1 fazę przeszłam jak burza, zrzuciłam 3,5-4 kg a teraz stoję głupia w miejscu na 64,5-65 kilo i nie umiem się pozbierać, żeby ruszyć z motywacją dalej. Do ślubu został miesiąc. Gdybym dobrze się postarała to osiągnę cel, ale jakoś mi nie idzie. Do tego dzisiaj lodówka pusta. Zjadłam na śniadanie omlet z 2 jaj z serem żółtym light a do pracy wezmę serek wiejski i banana, którego nie powinno być bo chciałabym wrócić na tydzień na dobre do fazy 1szej, ale nie mam wyboru, bo w lodówce lekko pusto a pieniążki będę mieć popołudniu. Dupa.... jednym słowem. Wam też zdarza się czas załamania? Wczoraj jedząc to wszystko dobrze wiedziałam co robię i cały ten czas jadłam od razu z załącznikiem wyrzutów sumienia (okropnych) ale mimo to nie powstrzymałam się. Nie umiałam. Czy jestem jakaś uzależniona od żarcia? Nie będe opisywać już faktu jak na koniec rozbolał mnie brzuch bo tak w nim namieszałam:( Dajcie mi kopa w d**ę albo coś:( Załamuję się nad samą sobą, płaczę nad rozlanym mlekiem zamiast działać. Do momentu aż nie wracam z pracy wszystko jest bajecznie. Zgodne z dietą i planem. A potem wracam do domu, kolacja też zgodna z planem tyle, że po niejnajtrudniejszy etap wytrwać nie jedząć nic więcej:( Pocieszcie mnie i powiedzcie, że nie tylko ja upadam:( Wydaje mi się, że wszystkim to SB idzie tak łatwo zrzucają tony a ja głupia w 33 dniu nadal tkwie na 65kg:(
A na dzisiaj:( :
Śniadanie: Kawa z mlekiem 1,5% omlet z 2 jaj z serem 16% i ketchupem
Przekaska: Jogurt low fat + banan sredni
Lunch: Serek wiejski z pomidorem
CDN