Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 października 2011 , Komentarze (4)


Przytyłam sobie. Ponad kilogram. Ze smutku, ze zgryzoty, z nieopanowania w jedzeniu. Czułam ze przybieram w pasie. Czas jesiennej smuty i szukanie cukierkowych pocieszeń. Co roku ta sama historia . Mam też jakieś zmartwienia, bo budze się o 5 rano i nie moge zasnąc. Trzeba mi pogadać Tomkiem.  O konkretach, planach na przyszłość, celach. Zdecydowanie lepiej mi sie zyje, kiedy wiem dokąd idę. 

Islandzki ciagle cieszy. Nie opuściłam ani jednych zajęć mimo ze zaczynają sie późnym wieczorem, o 19.30 i trwaja do 21.30. Wyobrazałam sobie że będę po nich zdechłym psiakiem ale nie! Daję rade i z chęcia tam lezę. Biorę głeboki oddech od spraw dzieciowo-Tomkowo-domowych. Mam tez radochę z tego ze robię sobie w głowie porzadki w gramatyce i słownictwie islandzkim i coraz lepiej ogarniam temat. Po 4 latach mieszkania na wypizdówce baaardzo osłuchany człowiek sie robi i słowka, nawet te długaśne dają się wreszcie płópłynnie wypowiedzieć. 

Mamy dziś z Tomkiem wieczór wolny od dzieci. Oddajemy je do przechowalni a sami lądujemy na corocznej  firmowej imprezie ode mnie z pracy. Będę się z tej okazji stroić i malować. Zabawa bedzie w dyskotekowym stylu i opcjonalnie można sie dostosować wyglądem ale zrobiłam uprzedni rekonesans wśród uczestników i wyszło pstro. Nikt się nie przebiera wiec i my nie bedziemy pajacować. A! koszulę Tomkowi wyprać miała!!!
Juz mnie nie ma...

21 października 2011 , Komentarze (3)


Dzięki miłe panie za podpisy pod petycją albo czymś na kształt... Na razie spór o vitalię w naszym ogródku ucichł ale wygrażano mi, ze się mi powytyka i na czerwono popodkreśla nieprzyjazne dla srodowiska fragmenty. Ważne ze rozejm między nami i a nawet braterstwo.  No i proszę bardzo... już nie ma o czym pisać.
 Zjadłam dziś wątróbki z dorsza na chlebie pokropione koncentratem pomidorowym i mi sie teraz odbija nieprzyjemnie. 

W pracy atmosfera niesprzyjajaca utrzymywaniu wagi w nalezytej formie. Kolezanka Monika, której szczupłość mobilizowała pozytywnie do niesmarowania grubo chleba tym i tamtym, zaszła w ciążę i obecnie jest na etapie średniopohamowywanej żarłoczności. A ja lezę jak ta owca za stadem i przestałam skrzętnie odliczać zjedzone kanapki i wtóruję koleżance w najadaniu się do syta.  Głupia owca, głupia.  
Kończę gdyż muszę co nieco napalić w ognisku domowym. Nievitaliowa dziś jestem. Tak tylko chciałam dać znać, że jestem.

15 października 2011 , Komentarze (10)


Miałam tu ostatnio ostra pogadankę na temat treści mojego pamietnika. Ukochany kategorycznie sobie nie życzy, zebym o nim wspominała :(  bo go tu oczerniam, ośmieszam i kompromituje. Zamknęłam wiec pamiętnik dla znajomych i opuszczam zasłonę milczenia. Tymczasowo sie nie odchudzam więc o diecie pisać nie będę a poza tym nuda. Nooo chyba ze wystąpicie z jakas petycją do Tomasza...

11 października 2011 , Komentarze (5)

 
Zakładam, ze moja waga  nie fisiuje, ale kontrolnie się jutro zbadam pod tym kątem. Mam pewne podejrzenia.  To nie wazne, to nic. Dziwnie sie porobiło  natomiast na polu damsko-męskim w naszej drużynie. Nie wdając się w szczegóły powiem, ze na te nauki to juz nie chadzamy.  Okazało się ze z nas nieźle dobrane wyjebusy, bo się ostro pokłóciliśmy przed samymi drzwiami kościoła. W sumie to moglibyśmy pisać scenariusze do oper mydlanych. Kłótnia sama wygasła, bez przytulanek, komentarzy i ucichło między nami.  Mimo to w pracy się poryczałam, no bo jak to tak!  Emocje nie byle jakie! Wyżaliłam się Monice, ze jacy ci faceci inni niż my, kobiałki i ze co ja mam z tym Tomaszem począć.  Psychika moja niezrównoważona dzięki niemu a ja cenię spokój ponad wszystko. I wściekłośc taka na niego, ze mam ochotę dać mu popalić. Ale złość też uczucie przemijające... Więc następnego dnia juz normalnie gadamy, tymbardziej ze zaspaliśmy rano i nasz pośpiech wymaga współpracy. Odwieźliśmy dzieci i podązamy do roboty. Wtedy zaczęła si rozmowa ode mnie , ze ja w takim związku popier... nie wyrabiam i trzeba nad tym popracować bo coś się nieciekawie porobiło. I takie tam  az nastąpił gest dość teatralny w swej wymowie bo zdjełam pierścionek zaręczynowy i odddałam Tomkowi. No wiem , głupie. Taki impuls. Ale Tomek miał impuls jeszcze lepszy w odpowiedzi! Wziął pierścionek, otworzył okno i sruuu... machnął mi zaciśnięta pięscią przed nosem.  Muszę lecieć więc dokończę tak: przez cała droge myślałam o tym, czy wyrzucił pierścionek czy nie... bardzej  przychylajac sie do opcji na nie.  Gdyby to był serial , to w tym miejscu odcinek by sie skończył. Ale nie jest. Jest życie. Gdy dojechaliśmy do pracy,Tomek wyciągnął pierścionek z kieszeni i wręczył mi go ponownie.  Był uścisk i było buzi. Ale pierścionek schowałam do portwela mówiąc ze założę go , gdy poczuję sie gotowa ... hehe dobry gryps, nie? Dwa dni wytrzymałam, bo mi jakoś łyso było na palcach. No takie jaja u nas ostatnio...  Podsumowując: ślubu póki co nie będzie. A źle nam?

2 października 2011 , Komentarze (2)


Nie piszę, bo nie. Choć istnieję. Ostatnio wszyscy w naszym gronie dokształcamy się: ja w islandzkim, Maja w tańcach i rysunkach, Tomek jeszcze nie wiadomo. Nauka, kursy, oświata, dowieź, przywieź, pozamiataj. Jakaś taka skacowana jestem czy jak? Z wagą ok, choc nie rozmawiamy zbyt często.  Jedynie żołądek sie wypowiedział w sprawie weekendowych nadwyżek spożywczych: zaprotestował poprzez rozstrój. Kochany... dba o mnie. A! zapomniałam o jeszcze jednym kursie: przedmałżeńskim w kościole. Kurka, to juz dwa lata minęły od naszych zaręczyn, więc pora poczynić następne kroki. Może za 2 lata ślub? 
No tak... pozdrawiam bez weny. Nic dziś nie wycisnę więcej. 

12 września 2011 , Komentarze (5)

 
Trafił mi sie wolny dzień od pracy i całkowicie usprawiedliwiony. W przedszkolu zachorowalność wśród personelu podwyższyła się do tego stopnia, ze cały system siadł na doopie i dyrektorka wprowadziła rotacyjne przymusowe absencje dzieci. I oto dzis kolej grupy Soni na siedzenie w domu miast do przedszkola chyżo i ochoczo. 

 O diecie wspomnę. Miałam wczoraj święto głodomora i uroczystości trwały od rana do wieczora. Tańczyliśmy jedzonego, śpiewaliśmy znane przeboje jak np. "Słodycze" Golców czy "Jagódki" Fasolek. A jakże! Raczyłam tą złośliwość jadłem i popitkiem a on ciągle wołał nie to! próbuj dalej, kobieto! Chciałam być miła. Na sniadanie poczęstowałam go tostem z suszonymi pomidorami i oliwkami, z okrawkami szynki i sera żółtego i z okrasą lajtowo majonezowo-ketchupową. A on do mie: dawaj drugi! O ty chamidło, niedoczekanie twoje, nie dam! Lekko się obraził i trochę burczał brzuchem. Przed południem zażądał kawy. Hmmm... dobra, niech ma, choć ja pijam kawę popołudniami. I to ciasto co wczoraj upichciłaś, to niby dietetyczne, bo mam ochote na coś słodkiego. Ok, poczęstowałam, chociaż się nim z reguły nie dzielę bo jest po części na słodziku, więc jest moje, moje i tylko moje. Na pierwszy obiad zjedliśmy tłusta zapiekankę z mielonego, fasoli i ziemniaków i surówkę z białej kapusty, marchewki i ananasa. Takie cuda przynoszę ostatnio z pracy, bo moja fabryka serwuje teraz jedzenie dla dwóch szkół i zawsze coś z menu zostaje, co zabieram dla rodziny. Podałam na małym talerzyku dla siebie ... i na drugim dla głodomara. No nie wypadało inaczej, bo ssanie mieliśmy włączone oboje. Ja się najadłam a on nie za bardzo. Kazał poprawić zupka jarzynową. Podałam w małej miseczce 250 ml pojemności, bo pomyślałam ze sie nie zorientuje ze porcja mała. Nie protestował. Teraz ja miałam ochote na kawę ... a kawa na ciasto. Więc zjedliśmy trzy kawałki: jeden ja (dietetyczne) i po jednym  kawa i głodomor (owsiano-serowo-jabłkowe dietetyczne w porywach, bo niby po części ze stewią zamiast cukru  ale z drugiej strony przecież z masłem). Pomyślałam ze wezmę drania sposobem i ugotowałam fasolke szparagową. Nim się odezwał władowałam w niego miseczkę onej pokropionej sosem sojowym, oliwą i wiecie octem balsamicznym do tego kawałek pomidorka suszonego, co to jest u mnie na topie ostatnio. Za chwilę przygotowałam talerz owsianki, bo to dobro zapycha zawsze. I tym razem podziałało. Odezwał sie tylko jak przygotowywałam kanapki do pracy dla Tomka, ze by skubnął chetnie tegoooo i tegoooo. A ja mu wtedy szczoteczkę z pasta doskonale mietową do paszczy i dawaj szorować i kółeczka i po kwadracie! Od tej pory siedział cicho a dzis już w ogóle odszedł. Uważajcie miłe kolezanki, bo krąży i świruje! A i ze dwie łyżki orzeszków solonych, bo bym zapomniała dodać.

I na koniec: poranne ważenie wykazało lekki spadek. I kto tu jest mistrz przemiany materii?!


10 września 2011 , Komentarze (5)

Zanotować ku potomności: od  2 tygodni posiadam swoja pierwszą na Islandii własna pralkę, ekspres do kawy oraz gofrownicę.Wszystko  kupione za bezcen od kolegi który odbywał przeprowadzkę i  chciał pozbyć się gratów. Czteroletnia pralkę wg niego zepsutą chciał wyrzucić do śmieci. A wystarczyło uważnie się jej przyjżeć i wyciągnąć jedną zbędną śrubkę która nie wiadomo skąd się wzięła i stopowała pranie  w trakcie. Tomkowi należy sie pochwała  a także nagana, gdyż wydobywając z torby ekspres-niespodziankę doszczętnie zbił dzbanek na kawę. 
Oraz w tym tygodniu ubyło mi centymetrów! Choć na wadze ubytek malusi. Fizyczna tyrka górą!
Kolejka do komputera sie zrobiła. Kończę

27 sierpnia 2011 , Komentarze (7)


słoneczna sobota na horyzoncie i do tego pracowita. No trudno, jak to mówia, wypoczniesz sobie człowieku dopiero w grobie... Dziś nadejszła wiekopomna chwila i dzień malowania okien. A ja z dziewczynami już tradycyjnie muszę się wynieść. Ciekawe, czy zostały jeszcze jakieś jagódki w okolicy... ano chyba pojedziemy sprawdzić. Zanim to nastąpi muszę uczynić lazanię, pozmywać naczynia, umyć podłogi i zakończyć długim prysznicemna łeb oraz odchudzone acz niedoskonałe jeszcze ciało . Sonia przeprowadza dziś akcję "kibelek". Rozumiecie co to dla mnie oznacza? Ani chwili spokoju, wycieranie kilku zółtych plam na podłodze, zmiana 3 par rajstop i 2 par skarpet, konieczność zakręcenia dopływu wody w toalecie ze względu na częstotliwość jej spuszczania 3 do 5 razy na minutę i asekurowanie dziecka co by nie wpadło całe do muszli. I to wszystko w zaledwie 2 godziny. Mam tylko nadzieję, ze opanuje dzis sztukę korzystania z przybytku co pozwoli nam zaoszczędzić na pieluchach. Z góry dziękuję za wszelkie życzenia cierpliwości oraz wyrozumiałości. Potrzebuję na gwałt obu naraz. 

Co do pierworodnej naszej pociechy, z dumą informuję ze w środę dziecko rozpoczęło naukę w szkole! Podekscytowanie siegnęło zenitu. We wtorek jeszcze szybkim ślizgiem obleciałam sklep z artykułami szkolnymi narazając się tym na stanowczy opierdol ze strony naszego drużynowego Tomasza, gdyż takie kroki winny być podjęte zdecydowanie wcześniej i ble ble Do tego nie stawiłam się na spotkanie z nauczycielką, bo pani informując mnie telefonicznie o terminie pomyliła wtorek z czwartkiem co nie wyrządziło dosłownie ŻADNEJ szkody nikomu, bo szybko ustaliłyśmy nowy termin ale w oczach druzynowego, oczywiście moja nieodpowiedzialność i brak zaangazowania siegnęły tym razem sufitu. W odpowiedzi na zarzuty wkurwiłam sie nieprzeciętnie, poryczałam oraz obraziłam. Nie bedzie mi tu mojego i tak strudzonego żywota taki a taki dodatkowo truł. Kazdą wylaną łezkę  przez niego będę od tej pory liczyć. Kolejny dół przez głupotę. A ja jestem pogodną osobą a nie jakimś znerwicowanym trolem! Więc po tej akcji zdecydowanie się uspokoiło w relacjach pomięszy mną a szanownym. Liczy sie ze słowami i postanowił nie podnosić wokalu nadaremno. A ja sobie tymczasem... odnotowuję codziennie maluśkie plusiki bądź odwrotnie... Nawet zaszedł żart, ze jak po pół roku będzie przewaga minusów to ukłonimy się sobie grzecznie mówiąc do widzenia a jak dominować będą plusy - to ślub!

Waga po tygodniu pracy utrzymana! 69 ugruntowane!  Dziw, gdyż w pracy codziennie ktoś przynosił słodkości. A to z okazji urodzin... a to z powodu nadmiaru jabłek upichcone ciasto... a to z Londynu szef wrócił z kilem czekolady... A ja sie czestowałam bez żenady. Bo lubię.  Bo skończyłam z odchudzaniem.  Trza mieć sie na baczności jednak. 
Pozdrawiam czytających i komentujących!

22 sierpnia 2011 , Komentarze (3)


Strajk w przedszkolu odwołany uffff...  Od jutra zaczynam pracę :( chociaż w zwiazku z tygodniem adaptacyjnym w przedszkolu będę mogła wcześniej kończyć i później zaczynać. A było tak pięknie... 

Remont w zasadzie zakończony, dziś jeszcze dzień porządkowy, papranie sie z małymi plamkami na podłodze i wykończeniówka kuchenna. A efekt końcowy? Hmmm na pewno mieszkanie jest świeże, czyste, przestrzenne, bo powywalaliśmy masę graciarni. Kolory ścian są wypadkową kompromisu pomiędzy Tomkiem i mną. Dlatego tez nasz wrzosowy salon będę musiała podrasować jakimiś dodatkami. Ale jest bardzo dobrze i wszystkie kolory ładnie ze soba współgrają. Dziś może poustawiamy meble, o ile nie będę tu za długo siedzieć i zdązę wszystko ogarnąc nim Mistrzu od pędzla wróci z pracy.
Zostały jeszcze do pomalowania okna i kaloryfery a! i sypialnia. Tomek jeszcze wprowadza zmiany wentylacyjne w kuchni i łazience, bo za bardzo wali w mieszkaniu gotowaniem no i te nieciekawe wzory w rogach i na suficie łazienki... 

 W sobotę musiałam się ewakuować z dziewczynami z mieszkania z przyczyn wiadomych i pojechałyśmy sobie do centrum Reykjaviku, gdzie masa ludzi i atrakcji w związku z Nocą Kultury. Pogoda była całkiem zacna więc pospacerowałyśmy niemało z muzyką w tle i po lizaku w garści, oprócz mnie bo przecież dbam o linię a ponadto lizak to dla mnie żadna gratka, co innego z czekolady, ale nie rozglądałam sie za takimi. Teraz dopiero wpadło mi to do głowy. Ludzi ściągnęło naprawde opór ale jakoś mi nie straszno, chociaz ja zwierzę bardziej kanapowe i do tłumów nie przywykłe. Ale od czasu do czasu poocierać się mogę, nawet pomyślałam, ze dawno z Tomkiem nie byliśmy na mieście sam na sam albo w grupie i chętnie w związku z tym wydam w jakiś weekend dzieci na przechowanie. Sa chętni? Najlepiej w mojej okolicy... Oj przydałaby się jakaś babcia  na podorędziu... No właśnie... i kierując się do samochodu w okolicy godziny 22 tam z tyłu dopadły mnie dzwięki, skądś już znane, pewnie z radia, i wbiły sie w czaszkę oraz męczyły Co to? skąd to? I pożałowałam, bo ostatnio muzyka jakby mniej mnie fascynuje ale teraz naprawde mnie siekło. Położyłam dzieci spać i zabrałam się za rozwiązywanie zagadki. Znalazłam najpierw w sieci program Nocy Kulturalnej, potem doszłam do miejsca skąd jak myślałam płynęły dzwięki i do wykonawców występujących na scenie. Dalej każdy z nich został wpisany w youtube i odsłuchany ale kurka nic z tego nie pasowało do tego co usłyszałam. Siedziała i kombinowała do póżnych godzin nocnych. W końcu zrezygnowała ale uradowana bo znalazła coś równie ciekawego puściła z playlisty. I kiedy z Tomkiem zajęta już była ZUPEŁNIE INNYMI SPRAWAMI nagle ów kawałek usłyszałam i... no pełnia szczęścia. Grupa nazywa się Benni Hemm Hemm jak ktoś lubi , gdy jest nie za wiele komercjii za to sporo dętych. 

20 sierpnia 2011 , Komentarze (3)


Uznałam że rezygnuję z odchudzania. Robię przemeblowanie w pasku, moje najnowsze osiągnięcie to 69,2 czyli schudnięte kilo w ciągu trzech tygodni. Resztę schudnę sobie przy okazji. Jakoś nie moge sie skupic porzadnie na odchudzaniu, ono sobie a ja sobie. Ale żyjemy w zgodzie i nie pozwalamy sobie na rybkę smażoną w panierce ale koniecznie z piekarnika. Jest już całkiem dobrze, cały tłuszczyk da się schować pod ubraniem a doopka mieści, choć z trudem, w dziecięcym foteliku z Ikei eeee... znaczy, nie takim do karmienia dzieci rzecz jasna, raczej bujanym. 

 Urlop minął, choć nie należał wcale do tych wymarzonych, w tym sprzyjających wypoczynkowi. Zwykłe malowanie przekształciło się w solidny remont, ze spodziewanym finałem najwczesniej w niedzielę. Jedno ogromne pranie, prasowanie, segregowanie, układanie, mycie, czyszczenie itp. Gruntowne porządki dosłownie na każdej przestrzeni, nie pomijając miejsc dawno zapomnianych przez Boga i ludzi, jak zakamarki pod zlewem, łącznie z koszem na śmieci, w którym po wyszorowaniu można by teoretycznie serwować np ziemniaki. Dziś jeszcze cała podłoga poobklejana jest szarym papierem, szafki folia a ściany czekają na właściwą w kolorze farbę. 

W poniedziałek strajkują przedszkolanki więc ostatni z ostatnich dni urlopu przyjdzie mi wykorzystać. Sonia miała tydzień integracyjny i chodziła do przedszkola na 2 godziny dziennie. Dzielne dziecko chociaż  teraz dodatkowo przeziębione. Mamy więc weekend kuracyjno - malarski. O jedzeniu cięzko cokolwiek powiedzieć, zaplanować czy ugotować bo kuchnia schowana pod plastikowymi workami. Ehhh... upiekłoby się serniczek...