Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 maja 2011 , Komentarze (5)


Wczoraj oto moi rodzice wyjechali po prawie miesięcznym pobycie hej! Jest zdecydowanie ciszej. Dzieci przy dzadkach, to wiadoma sprawa, zyskują na rozbrykaniu. Ja  zyskałam natomiast z kilo świeżutkiej słoniny, konkretnie biodrówki, nie pomnę po ile za kilogram... Zamierzam przerobić tłuszcz na pozytywną energię, która razem z długim, słonecznym dniem nadchodzi. Się spodziewam przynajmniej. Szkoda tylko ze znaczna część urlopu już za mną... Tomek nie powypoczywał na swoim bezrobociu, macierzysta firma sie po niego zgłosiła i do końca maja  znowu tyra przy zmianie opon. Sońka dostała sie do przedszkola, ale to dopiero gdześ w sierpniu nastąpi. Jaka fajna ta Islandia! wszystko chodzi jak w zegarku... gdzie my do tej Polski i po co się wybieramy?
Idę podumać nad jakimś posiłkiem. Boszszszee, jak dobrze ze te cukierki się już skończyły, nie licząc tych pojedynczych niedogryzków, powrzucanych tu i ówdzie na czarną godzinę czekoladowego ssania. Zbrodnia na figurze! A ja nie z tych co by czekoladzie odmawiały. Stąd ważę dzisiaj konkretnie 70,7... całe kilo do przodu... nie oszczędzałam sie to fakt... było i piwo z czipsami i ciasta w święta i sałatki z majonezem.   Ale ja mam taką zasadę ze w święta jadam inaczej niż na codzień, czyli zdecydowanie więcej... i cieszę się ze  nie mam odwrotnie... 
Buziak na powitanie na końcu.

13 kwietnia 2011 , Komentarze (2)


We wtorek nad ranem przyjechały do nas w odwiedziny cukierki bardzo czekoladowe wraz z moimi rodzicami. Jutro idę ostatni dzień do pracy a potem urlop aż do poświętach!!! Nie mam dostępu do kompka bo cały czas okupowany, głównie przez mojego tatę uzależnionego od tv. Czasu tez nie za wiele... Harmider mamy obecnie straszny... może to i fajne . W piątek wyjeżdzamy na domki... noooo, nie będzie mnie. Obawiam się troszkę o moją nowa figurę. Przez te nieszczęsne cukierki  oraz nadchodzące święta z okazji których smacznego zajączka życzę. Pozdrawiam
P.s. Jeszcze tu wpadnę

23 marca 2011 , Komentarze (5)

Ale mi się zaroiło od motylów w trzewiach!!! Słuchajcie! Dzś oto nasze mieszkanko pooooszło!  Tomek właśnie w szybkim skoku po winko, żeby uczcić transakcję. Umowa wstępna podpisana, zaliczka niewielka wypłacona, do końca miesiąca trzeba się powynosić z dooopkami w trokach. Och i ach. Pierwszy krok w stronę powrotu do Pl zaliczony. W sprawach vitaliowych tylko tyle, że motylki nie współgrają z dokarmianiem... Waga w porządku. Spadam się ekscytować. W pracy już zapowiedziałam że przyjdę razem z kacem.

19 marca 2011 , Komentarze (3)


Cała minuta lub z pięć. Wiadomość mam taką, że raz Tomek wyszedł z domu a wrócił z prawie nowym stepperem zakupionym za smieszną walutę w sklepie z używakami. Wielce sie ucieszyłam ale nie ćwiczę. Aby sie zmotywawać postanowiłam kupić kolejne za małe spodnie. Ja się nie wysilam, zeby zmienić wynik na wadze więc ona waga równiez się nie stara, by wprawic mnie w dobry nastrój. Potrzebuję CZEGOŚ. Ostatnio były to spodnie w które nie mogłam sie wcisnąc i zadziałało. Później oraz aktualnie odpoczywam od odchudzania. Aż wędrowałam po galerii handlowej, bo akurat Majka balowała w małpim gaju z okazji jakiś tam urodzin, i trafiłam na spodnie które usmiech wywołały i chęć posiadania. Wlazłam w rozmiar 40, wlazłam też w 42 dla porównania, gdzie obwód pasa zdecydował ze za duże ale i 40 cos nie tego. Czyli stoję po środku w rozmiarze 41...którego rozmiarówka nie zna. Trzeba tedy coś począć, bo spodni nie kupiłam. Ale też nie spałam dobrze w nocy z ich powodu. Chcę onych spodni i kropka. Oto dziś je mam na dooopce w rozmiarze moim ulubionym 40. I stepperek odpalam oraz dietę całkiem znośną , nazwijmy ja żółwią acz niebolesną. I spodziewajkę mam dobrnąć do 68 kg jak zamierzałam a potem zobaczymy, gdyż coś mi się zdaje ze będzie chciało więcej, czyli mniej ważyć ja. Koniec minuty plus krągłości tombergowe w omawianych buksach:

 ...a tutaj o tym jakby to mogło wyglądać... gdyby sie spięło i postarało... teoretycznie... ach joj...
Może zbyt chudzinkowato. Szukam czegoś po środku, miedzy jednym zdjeciem a drugim.

7 marca 2011 , Komentarze (2)


Vitaliowe sprawy dziwnym trybem suną, takim bardziej ode mnie niezależnym. Cokolwiek jem, waga spada... hmmm. Zauważyłam że wielkość wlasnoręcznie nakładanej na talerz porcji zmniejszyła się, bo  takie ustalenia kiedyś tam we mnie zapadły i widzę ze przyzwyczaiłam sie do takich  raczej damskich niż chłopskich porcji. Wymyśliłam sobie taki cichy podstęp. Mam ci ja w pracy kolezankę, bardzo szczupłą bądz to z natury, bądz z rozwagi ale szczupłą niezmiennie. Zaczęłam na początek kontrolować jej porcje śniadaniowe i obiadowe przy pomocy łypania okiem,  po czym swoją zawartość talerza upodobniłam do tej koleżankowej. W sobotę natomiast odkryłam, ze moja ręka działa już niezależnie od mojej woli i to w dobra stronę. Stało się, ze Tomasz upichcił nam swój " wymarzony" obiad: schabowy, ziemniaki, surówka. Podwójne święto bo: Tomek w kuchni aktywny oraz obiad z serii "prawdziwy polski". Nawet Majka to zauwazyła, bo zamiast smacznego życzyła nam wszystkiego najlepszego a my dodaliśmy jeszcze " z okazji obiadu".Tomek owszem ugotował ale za nakładanie na talerze juz nie chciał odpowiadać, wielkość porcji ustaliłysmy tedy my, płeć żeńska.  Wyszło, ze tylko porcja Tomkowa była jednoznacznie zidentyfikowana, bo moja i Majki rózniła sie tylko wielkością surówki, przy czym Majka się upierała ze mój talerz należy do niej i odwrotnie. Ja to widzę jako sukces na moim odchudzającym poletku.

Jak jeszcze byłam na diecie to taki schabowy wchodził w rachubę ale wypieczony w piekarniku do spółki z 2 ziemniakami i masą surówki. Teraz nie mam siły na gotowanie swoich dietetycznych dań, no i nie trzeba grymasić jak facet w kuchni urzęduje. Ale zredukowanie porcji działa podobnie jak dieta. Fajnie. Mimo wszystko wolę odchudzanie w postaci specjalnie wymodzonych dań z produktów, o których myślę ze są dla mnie odpowiednie.

Niedziela była natomiast zupełnie bezobiadowa i bezkolacyjna gdzyż rządziła puszysta, kruszonkowa i lukrowana drożdżówka z serem!!! po której ślad zaginął... i to w ciągu jednej doby... Ale waga  stoi niewzruszono. Yes! 


Poza tym pod naszym adresem od około tygodnia trwa zombie walk za dnia jak i w nocy a to za sprawą naszej młodszej, obecnie mocno dziobatej na całej powierzchni, córeczki i jej wietrznej ospy... Jest ciężko. Czuję się kompletnie wypompowano. Nawet o tłustym czwartku zapomnieliśmy! Dacie wiarę? Pierwszy raz, odkąd  moja swiadomość funkcjonuje, nie zjadłam pączka. Dziś za to mamy islandzki dzień kulki i po ptysiu z pewnościa zaliczymy. 

Informacja z ostatniej chwili: zima w Lodówce pełną gębą. 

1 marca 2011 , Komentarze (2)


Właśnie wertowałam swój pamiętnik w poszukiwaniu pewnej rybnej zupy i skonstatowałam co następuje: zapuściłam swój pamiętnik mniej więcej po pachy. Kurcze, jaką ja drobnicę  wam serwowałam z naszego rodzinnego życiorysu! A teraz ledwo pstro piszę, same dziurawe wpisy... Wracam do tej zupy... No dobra krótkie conieco z kronik rodzinnych.

Majka w trybie nauki czytania i pisania. Wyobraża sobie, ze juz całkiem biegle jej to wychodzi. A guzik! Ale pomysły to ma przednie.  Przychodzi do mnie z papierem formatu A4, a na nim własnoręcznie wypisane:
                                              N S D
 i zapytuje, co mianowicie napisała na  kartce. Odpowiadam zgodnie z prawdą ze nic, jedynie  te 3 litery. Majka lekko zawiedziona, bo myslała, ze napisała wyraz Nie Snaj Dę... Ok. Historyjka lekko sie rozwinęła u mnie w pracy dnia następnego. Opowiadam co i jak oraz dodaję rysunek poglądowy dla lepszego zrozumienia. Kolezanka Monika roześmiana dodaje uwagę "dobrze, ze nie napisała NSDAP" na co ja " no tak, bo wtedy to by mogło znaczyć Nie Snaj Dę Ale Poszukam".

Dietetycznie bladość pośladków. Ale waga daje radę. Jutro rozsądne zakupy planuję, takie bardziej chudość wspomagające...
Wacam do zupy ostatecznie!


27 lutego 2011 , Komentarze (8)


Udupiona przez 70,50 na własne życzenie.  No bo kto na diecie objada sie pizzą w godzinach wieczornych? Wiadomo, ten kto ma dietę gdzieś. Jestem znudzona. Muszę odpocząc od odchudzania, co nie znaczy przytyć. Ech... 

Aktywność fizyczna: turne z odkurzaczem i ścierą po mieszkaniu. Ja wiem, to nielogiczne ale nic na to nie poradzę ze mi się jedynie w niedziele autentycznie chce sprzątać, zaś w soboty gotować. W inne dni tygodnia odpoczywam po pracy bo nic innego mi nie wychodzi.Wiosno przybywaj! Żeby mi się zachciało cokolwiek!  Żeby mnie znowu zaczął drażnić bajzel w mieszkaniu! Żeby mi się naprawdę chciało ugotować porządny obiad zamiast zupek lub zapiekanek z półproduktów! Żeby przyszła ochota na owoce! i świeże warzywka!  Żeby się odechciało słodyczy!  Żeby przyszła nadzieja...

18 lutego 2011 , Komentarze (1)


zakupy wcale jednak nie były najwazniejsze. Chodziło mi wyłącznie o chronologię. Nastąpiła środa a wraz z nią moje pokręcenie w okolicy krzyża, dzięki czemu miałam chorobliwie długi weekend. Owinąwszy ciepłymi sweterkami posmarowane maścią cześci pleców siedziałam sobie w domu łykając  tabletki przeciwbólowe i antyzapalne. I wtedy nadeszła wiadomość, dzięki ktorej pojaśniało po widnokrąg. Nie wspomnę o sporym ładunku emocji, co to trafiają prosto w żołądek i każą znaleść najprostszą drogę do kibelka i pędzić, nie pamiętać o jakiś tam placech co bolą... Otóż dostałam cynk, że znaleźli sie napaleńcy na nasze mieszkanie... bardzo poważnie zainteresowani.  W piątek mieliśmy już wynegocjowaną  cenę, w sobotę ostatnie rodzinne oględziny nabywców oraz umówiony termin u notariusza... i mieszkanie PRAWIE sprzedane. I tutaj owo PRAWIE jest dokładnie takie jak w znanej reklamie. Gdyż w poniedziałek nastał schyłek radosnej mojej sraczki, jakże przy tym odchudzającej! bo się szanowna klientela roz... kurwa!..myśliła a to za sprawą owej wycieczki sobotniej, co to w niej udział brali TEŚCIOWIE, którzy raczyli miłej koleżance odradzić kupna takiego cudnego mieszkanka, jak nasze. Po kiego za przeproszeniem, grzyba, fatygowali swoje jestestwa na nasze urocze 11 piętro,  zasiewając ziarno wątpliwości. Niepotrzebnie, powiadam, bo kto mieszkanko od nas kupuje ten król a kto nie kupuje ten syf. I basta.

16 lutego 2011 , Komentarze (3)

Kupiłam buty z wyprzedaży za pół ceny.
Nawet szczęśliwa. Wygodne i zegar w puszce taki:
 który już tego samego dnia  powieszony na ścianie odmówił chodzenia za co w trybie pilnym został wymieniony na sprawniejszy model. Wzornictwo u Karlssonów przecudne ale ja na punkcie pasków mam małego kręciołka i przejść bez emocji obok zegara za bezcen nie potrafiłam. Teraz zerkam na pasiastą zapuszkowaną moją radość i mówi mi ona że oto nadszedł czas na pranie. To idę. A potem może i coś na temat wagi napiszę.
Tomek zapisał nas na pranie, tyle ze w zeszłym tygodniu, wobec czego sąsiad wstawił swoje pranie. Przy okazji razem z Sonią odświeżyłyśmy kontakty dobrosąsiedzkie zachodząc na chwilkę do owych. Brudy czekają w kolejce.
Co do zegara... dopiero jak zajrzałam na stronkę w internecie... to ci dopiero bogactwo wzorów, bo w sklepie mieli wybór słaby. Ale co paski to paski...
Radochę z zakupów popsuła mi pazerność narzeczonego który wracając z wycieczki tak sie zaopatrzył na bezcłowym, ze szybko mu nadmiar zabrali i jeszcze dowalili karę za kontrabandę, której w żaden sposób w tym miesiącu nie zapłacimy. Ma nauczkę. Ja również bo trzeba było więcej na zakupach wydać, pustki na kontach i tak by były ale o ileż przyjemniejsze wrażenia i stan posiadania.
A waga... mrugnęła kilkukrotnie w górnych rejestrach  60-ciu kilogramów po czym nadeszły dni chmurne, przedokresowe i słodyczy łaknace. Wróciła 70-tka słowem. Wszystko nadrobię, wiem to, bo już podobne bujanki  przechodziłam. Dodam jeszcze że moja fascynacja słodką roślinką nie minęła. Chociaż pierwsze ciasto z udziałem stewii wylądowało w koszu, nie ukrywam ze przez stewię właśnie. A więc zakupiłam stewię w postaci mielonej. Chciałam całe listki ale nie było ich tam gdzie szukałam. Otrzymałam bardzo miałki proszek, wręcz puderek. Po dodaniu go do herbaty, słodycz ledwo ćmi a proszek osiada na dnie. Da się pić. Niestety w cieście proszek zaczął zgrzytać pomiędzy zebami, stąd miejsce lądowania ciasta zostało z góry przesądzone. Zamówiłam więc kropelki(fluid i one do ciast zdecydowanie  SIĘ NADAJĄ. Podobnie zresztą jak i do jogurtów,deserów, herbatek i innych. Super sprawa gdy np. chce się zmniejszyć kaloryczność własnoręcznie wykonywanych słodkości, bo można dodać tylko połowę cukru a resztę zastąpić fluidem. I tak moje drugie ciasto było już nie lada odkryciem bo do sernika na bazie dukanowskiego przepisu dodałam kilka kropli stewii oraz... a co! wolno mi!... 2 łyżki miodu. Sernik w smaku był super a jak pomyślę ze kaloryczny tylko od tych 2 łyżek miodku... phi... co to są te 2 łyżki w końcu? no tyle co nic!

5 lutego 2011 , Komentarze (3)


chłop z domu... babom lżej! no w końcu 6!!! jest! 69,9 i nie ważne że to pewnie chwilowa zachwiewajka mojej szklanej łazienkowej. Nie interesuje mnie również czy to zeszła ze mnie woda czy smarki... Ważne ze mój  pierwszy 60-kilogromownik zdobyty. Nawet zdjęcie pstryknęła dokumentujące ale nie przechodzi przez bluetooth.
  
Dziś wszystko w domu stoi na głowie. Od 9 rano w całym mieszkaniu wali smazonym mięsem gdyż na sniadanie zjadłam uwaga! hamburgera w bułce normalnie z sałatą i sosem majonezowym. Uwierzcie to najgorsze śniadanie EVER!!! Nie polecam!!! Tomek kupił na głodniaka 2 zestawy po cztery hamburgery po czym sam zjadł dwa i sobie pojechał. Dwa jakoś weszły ale pozostałe cztery to jakaś masakra. Oddaję je dzisiaj razem z dziewczynami do Rafała. Gdyż należą mi się zakupy jak Tomkowi weekend w Kopenhadze.
Spodziewam się kupić buty w niezłej cenie, przecież wszędzie trąbią o wyprzedaży. 

Bywajcie koleżanki!!!