Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (61)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 137748 |
Komentarzy: | 1475 |
Założony: | 1 listopada 2008 |
Ostatni wpis: | 15 listopada 2023 |
Postępy w odchudzaniu
Nie wiem, nie orientuję się, może wielkanoc i śnieg za oknem to nie takie znowu hallo, w końcu kwiecień plecień. Cóż fakty są niezbite, wczoraj wiosna, dzisiaj zima, na jutro zapowiadają lato a już pojutrze jesień. I jak mówią najstarsi górale piekną zimę mamy tej wiosny, czyli jeszcze jeden kamyczek dorzucony do koszyczka z napisem POWRÓT. Co za tym idzie, bądz nie, mój metabolizm świąteczny zwariował i pomimo iz miałam do czynienia z dwoma mazurkami oraz sernikiem jak również jajem w czekoladzie, moja waga spadła ! Nie zaszalelismy ze spozywką w tym roku, owszem były mięsa dla mięsożercy i słodkości dla mnie ale bez przesady. By tradycji stało się zadość odwaliliśmy też świąteczny spacer, który zaowocował wyłamanym zamkiem w drzwiach, bo gdy okazało się, że mimo słońca niezły chłodek i Tomasz wrócił po rękawiczki i czapkę a klucze zatrzaśnięte, ja rzucająca mięsiwem a Tomek z lekko podkulonym ogonem. Przejście z balkonu sasiadów na nasz surowo wzbronione. Telefon z nr do właściciela mieszkania zostawiony na stole. Na szczęście zaproszony na ciasto i zylca Miećka, z zawodu stolarz z łatwym dostępem do narzędzi, rozprawił się z zamkiem w kilka sekund. Dzięki niemu nie popadliśmy w koszta i małżeńską awanturę, bo już gotowa byłam toczyć ciężkie działa...
W święta przeglądałam również własny pamietnik w ramach wspomnień i doszłam do szokującego odkrycia. Otóż moja obietnica złożona w zamian za rzucenie palenia przez Tomka, to nie zadne 68 kg jak sobie wydumałam i oznaczyłam na pasku, ale 62 kg!!! co poniekąd wskazuje na moją niepoczytalnść gdyż ja raczej nigdy tyle nie ważyłam. Nooo może raz, zaraz po urodzeniu.
Ojojojoj... dzis chyba nic poza yyyyy... oraz eeeeeeeee... z siebie nie wykrzesam. Bez sił, bez ducha walki z nadwagą, bez sensu ale z zapchanym lub cieknącym nosem i samopoczuciem rozdeptanej glizdy.
Wiecie, że ten... tego... ten wulkan się uaktywnił u nas...lawy w Reykjaviku po kolana, ale jakie ciepełko daje! ziemniaczki z popiołu pierwsza klasa a okna czarne od pyłu. No nie, tak źle nie jest. To tylko czarna wizja mojej teściowej, która zaniepokojona wiadomościami zadzwoniła z pytaniem, czy was tam aby nie zalewa... bo jakby co to pakujcie walizy i do domu. Nie nie, niech się mama o nic nie boi, troszkę lawy jest ale tylko po kostki i nie wszędzie, łatwe do przeskoczenia. Tylko w niektórych miejscach po kolana. Ale to nic, takie specjalne szczudła tu mamy... dzieci w przedszkolu też dostały... nie, nie, no co mama! bardzo stabilne są!Dość! Żarty na bok! Wulkan to poważna sprawa i fascynująca zarazem. W weekend stał się celem turystycznego oblęzenia. Mój Tomek, nie przywykły do pieszych wędrówek, przeciwnie z fotelem kierowcy odcisniętym na chudym tylku w sposob trwały, stał sie jednym z amatorów tej ekstremalnej przygody. Wyprawa zajęła cała sobotę w tym tylko 4 godziny spędzone w samochodzie, reszta zaś marszem z buta bite 10 godzin. Wrócił późnym wieczorem, zmordowany, z wypiekami na twarzy i spuchniętymi nogami ale szczęsliwy i dzierżacy w ręku niczym trofeum aparat ze zdjeciami jak to mu lawa z ręki jadła. Przy czym oznajmiwszy, ze nigdy więcej z własnej nieprzymuszonej woli nie weźmie udziału w podobnej wyprawie spojrzał z politowaniem na moją smutna minkę i dodał Ania... i tak nie dałabyś rady... Cóż, pozostało pooglądać zdjęcia, wyzdrowieć do świąt i zmobilizować Tomasza do wycieczki samochodem, chociaz w pobliże, chociaz łypnąc okiem na dym, chociaz niuchnąć powietrza z okolicy....
Zatem podziwiajmy.
W drodze, trasa przez lodowiec.
Coś dymi.
Pierwsze fotki na tle.
Spotkanie z reporterem tvn24. Miećka uprzejmie sprawdza obraz w kadrze.
W gabinecie krzywych luster...
Bardzo krótki wpis do pamiętnika