Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sheng2

mężczyzna, 48 lat, Katowice

174 cm, 95.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 stycznia 2020 , Skomentuj

No cóż było pięknie przed świętami. To co osiągnąłem od sierpnia poszło w diabły. Dobrze, że nie przytyłem więcej niż schudłem. Skończyło się świętowanie i ferie - czas wziąć się za robotę. Na początek metodą kropek nie jem słodyczy i codziennie ćwiczę.

Od dziś rozpoczynam chodzenie do pracy, zamiast jeżdżenia - to będzie 5 km/dziennie marszu - niewiele, ale zawsze coś. Do tego dorzucę ćwiczenie z uczniami, jak najwięcej się da podczas treningów. Ponieważ rozpoczynam dodatkowe zajęcia samoobrony z dorosłymi to i okazja do większego wysiłku będzie. :)

Co do słodyczy to wiadomo - zero słodyczy i słodzenia, a bonusowo niejedzenie po godzinie 21:00.

Zobaczymy jakie te dwie rzeczy dadzą efekty. Pierwszy punkt kontrolny za trzy tygodnie i wtedy zdecyduję o ewentualnych korektach. Trzymam się moich zasad odchudzania ewolucyjnego, a więc nie za dużo na raz. Wyrobić sobie nawyki w drobnych sprawach, a potem to rozwijać.

Co do pisania tutaj. Jakoś nie mam zacięcia i motywacji, ale może uda się popełnić nieco więcej wpisów niż zwykle, przynajmniej dla siebie - dla uporządkowania myśli

10 grudnia 2019 , Skomentuj

Fitatu uświadomiło mi, że jem za mało. Z jednej strony działa to demobilizująco, bo chcąc dobić przynajmniej kalorycznie do zalecanej dawki jem byle co. Z drugiej strony to zastanawiające, że jedząc tak jak jem - nie ograniczam się za bardzo, brakuje mi jakieś 700 kcal do dziennego zapotrzebowania i tak obniżonego na okoliczność właśnie odchudzania.

Waga waha się, ale z tendencją spadkową. Nie jest to jakiś duży spadek, ale powolutku idzie. 

W sobotę jak zwykle biegałem i chyba wychodzi niedobór węglowodanów, bo biegło mi się tak jakoś bez energii, no i tempo było słabe - słabsze niż tydzień wcześniej, a już wtedy było słabo. Spróbuję troszkę przycisnąć w najbliższą sobotę.

Nie mogę jakoś wrócić do porannych ćwiczeń. Problem z motywacją. Może uda mi się w końcu zmusić bo świetnie się czułem bo takim porannym treningu.

5 grudnia 2019 , Skomentuj

Od końca sierpnia wziąłem się za wagę - była już za wysoka. Zacząłem się przyglądać co jem, odstawiłem słodycze i zmniejszyłem porcje. W sumie nie zrobiłem wiele więcej a mimo to waga ładnie i regularnie spada 1 kg/miesiąc. Tempo całkiem mi odpowiada. 

Z dwa tygodnie temu spadek wyhamował więc odkurzyłem fitatu i zacząłem notować co jem. Okazało się że przy moich potrzebach rzędu 2200 kcal mam problem zjeść 2000 kcal nawet wliczając w to małe grzeszki typu późna kolacja, jakiś słodycz czy lody.

Całkowite szaleństwo robi się w soboty kiedy to tradycyjnie biegam. Fitatu wylicza, że spalam wtedy ok 1000 kcal - czyli dodatkowe 1000 kcal jedzenia :D zwykle mi się nie udaje zrównać bilansu. 

Cieszę się bo to "niedojadanie" jest kosztem węglowodanów a nie białek czy tłuszczy - przynajmniej tak twierdzi Fitatu.

Mam nadzieję, że jutro złamię 92 kg a potem byle do świąt. W święta pewnie będzie sajgon i potem będę musiał nadrabiać spadek wagi przez miesiąc ale może się uda nie podjeść za dużo i trochę pobiegać (1000 kcal drogą nie chodzi - raczej biega ;) )

16 kwietnia 2019 , Komentarze (4)

Półtora tygodnia temu miałem przyjemność uczestniczyć w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. Pozwolę sobie pominąć wątek religijny, a poprzestanę na tym sprawnościowym.

Ekstremalna Droga Krzyżowa to z założenia wyzwanie. Ma minimum 40 km i startuje się wieczorem, by maszerować całą noc. Jest to spore wyzwanie. Ponieważ przebiegłem parę maratonów postanowiłem sobie nieco utrudnić życie i wziąłem dość ciężki plecak na plecy. 

Wspaniałe wydarzenie zarówno pod względem duchowym jak i sprawnościowym. Można się sprawdzić fizycznie. Ja zrobiłem kilka błędów, które kosztowały mnie wiele cierpienia pod koniec. Na początek wpadłem na pomysł, że skoro tak fajnie się biega w butach biegowych to i maszerować się będzie fajnie. Pomyłka. Okazało się, że już po kilku kilometrach buty zrobiły mi blazy (bąble, czy jak to zwał). Do tego miałem na sobie tylko jedną parę skarpetek - myślę, że dwie uratowały by mnie od powyższych niedogodności.

Droga była fajna wśród osiedli, ale również pól i lasów okolic Mysłowic. Tak jak wspomniałem końcówka była wyzwaniem - stopy, a w sumie podeszwy przy każdym kroku paliły żywym ogniem, do tego doszedł ból bioder - masakra. Gdyby nie moja towarzyszka podróży, która się przyłączyła w pewnym momencie i swoją obecnością mnie mobilizowała, to ta droga zajęłaby mi o wiele więcej czasu o ile w ogóle bym ją skończył. 

Końcowy etap to było dosłowne koncentrowanie się na kolejnym kroku na zasadzie: lewa - prawa. Wymęczyło mnie to strasznie, ale było też wspaniałym przeżyciem. Całonocna wędrówka, często samemu albo w małej grupce. 

Spodobało mi się na tyle, że planuję zrobić sobie wyprawę na podobnych zasadach, ale w górach.

Rano jak dotarłem do domu drzemnąłem się dwie godzinki i pojechałem na festiwal-konkurs piosenki w którym startowała moja córka. Wróciłem do domu późnym popołudniem. Jak padłem na łóżko to wstałem następnego ranka, w sumie na chodzie. W międzyczasie, kiedy rano spałem przed festiwalem, żona z córką poprzebijały mi blazy i w niedzielę byłem na chodzie. Za to na koncercie cały zespół córki się ze mnie śmiał - z tego jak chodzę :). Faktycznie było się z czego śmiać bo nawet nie można było tego nazwać chodem. W zespole w większości są moje byłe lub obecne uczennice sztuk walki.

Taka właśnie przygoda przydarzyła mi się ostatnimi czasy.

3 kwietnia 2019 , Komentarze (3)

Od ostatniego wpisu waga spadła tylko o 0,1 kg, ale u mnie cykl chudnięcia jest tygodniowy. Dziś mamy środę, a poprzedni wpis był z piątku, tak więc nie jest to adekwatne porównanie. Porównując środę do środy różnica już jest znacząca bo aż 1,10 kg. Trochę dziś rano byłem zdziwiony kiedy wszedłem na wagę - pozytywnie zdziwiony. Oby tak dalej

Tym bardziej jest to zaskakujące, że od wczoraj mam jakiegoś doła i nie ćwiczę. Mimo to waga spada.

Z innych rzeczy ostatnio na treningach poszedłem z dzieciakami trochę mocniej w powiedzmy akrobatykę. W poniedziałek robiły przewroty przez różne przeszkody: krótsze i dłuższe, wyższe i niższe. Bardzo im się spodobało. Jedna z moich podopiecznych zaproponowała żeby w ramach takich zabaw zrobić gwiazdę, ale bez podparcia rękami. Ciekawy pomysł. Dziś spróbujemy. Jakbym długo nie pisał to znaczy że skręciłem sobie kark ;)

Zawsze byłem dość negatywnie nastawiony do ćwiczeń akrobatycznych, głównie ze względu na moją posturę. Czas jednak spróbować czegoś nowego - jak to się modnie mówi - wyjść ze strefy komfortu. Trzymajcie za mnie kciuki

29 marca 2019 , Skomentuj

Pomału kończę pierwszy pełny tydzień nowego programu. Jak widać skok wagi od ostatniego wpisu jest znaczny, a to tylko 5 dni :)

Co robiłem w tym tygodniu? Oczywiście co rano godzinka ćwiczenia, wczoraj godzinka treningu na sali. Z aktywności fizycznej to tyle. Można by dorzucić prowadzenie treningów ale tam więcej gadam niż ćwiczę więc tego nie zaliczam do aktywności fizycznej.

Powoli krystalizuje mi się sprawa diety. Jestem zwolennikiem ewolucji zamiast rewolucji dlatego pracuję na razie nad moim drugim śniadaniem. Pierwsze śniadanie to zwykle koktajl więc nie ma się do czego przyczepić. Obiady są tradycyjne i ich zmiana to rewolucja dla całej rodziny więc na razie ogarniam to co mogę czyli drugie, trzecie i czwarte śniadanie ;)

Staram się jeść coś co dwie godziny po trochu aż do obiadu potem staram się nie jeść. Zwykle czwartym śniadaniem jest jabłko, drugim i trzecim były kanapki, wczoraj zamieniłem je na łososia w sosie pomidorowym i twarożek domowy. Dało radę i może być nieźle. Muszę rozwinąć troszkę to menu. Dziś zakupy to postaram się coś właściwego znaleźć.

25 marca 2019 , Skomentuj

No i pierwszy tydzień nowego planu za mną. Całkiem przyjemny. Zauważyłem, że przez rozciąganie mocno bolą mnie ścięgna przy kopnięciach, czy nawet skłonach. Myślę, że rozciąganie się co tydzień pomoże zregenerować nadwyrężone struktury. 

Jak widać: waga ciągle w górę. Na ubraniach i moim samopoczuciu tego nie widać. Pomijam już kwestię, że po weekendzie zawsze jest mnie więcej i w tygodniu waga ładnie spada. Dla porównania w poprzedni poniedziałek ważyłem 96,1 kg. Tak więc tydzień do tygodnia waga spadła o 0,3 kg, a najniższa waga w zeszłym tygodniu wyniosła 94,2 kg. Nie liczę w tym sobotniego pomiaru który wynosił 94,0 kg ponieważ był tuż po bieganiu a więc pewnie było we mnie mniej wody niż zwykle.

Nad dietą nadal pracuję koncepcyjnie. Prace już są dość zaawansowane i myślę że w tym tygodniu już zacznę wprowadzać poszczególne elementy mojej nowej diety.

20 marca 2019 , Komentarze (4)

Jak zwykle po weekendzie waga skoczyła do góry, ale ostatnio ważę się bardziej z przyzwyczajenia niż mając na celu jakiś drastyczny spadek wagi. Przy codziennych treningach waga niekoniecznie musi spadać.

Zrobiłem pierwsze dwa dni kolejnego planu treningowego. Jeden dzień ćwiczeń z hantlami i własnym ciężarem ciała, drugi dzień techniki karate. Myślę, że to dobry pomysł. W sumie to dopiero początek, ale wydaje się, że taki przeplatanie przyniesie efekty. 

Niestety z treningiem karate będę się chyba musiał przenieść do piwnicy. Do tej pory ćwiczyłem w przedpokoju i z hantlami spokojnie się mieszczę, ale niestety machanie nogami wymaga trochę więcej miejsca do komfortowych ćwiczeń. W sumie piwnicę mam dużą i wysprzątaną. Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem robienia tam treningu. Teraz niejako zostałem do tego zmuszony :)

Pracuję też nad opracowaniem sobie diety. Na razie dotyczącej tylko drugich śniadań. Chcę położyć większy nacisk na spożywanie białka. Ogólne założenia już są teraz szukam produktów które sprostają moim wymaganiom i nie będą skomplikowane i długie w przygotowaniu. Rano zwykle nie mam na to czasu.

Wszelkie pomysły i propozycje mile widziane ;)

15 marca 2019 , Komentarze (7)

No to dziś zrobiłem ostatnie ćwiczenia z zaplanowanego zestawu. Przeżyłem.

Część planu była wzięta z jednej książki - był rozłożony na 10 tygodni po 3 treningi w tygodniu. To była ta część siłowa czyli praca z własnym ciężarem i hantlami. Oczywiście przerwy między treningami są dla mięczaków ;). Tak więc zamiast 10 tygodni wyszło mi 6.

Nie róbcie tego sami w domu. Wprawdzie zrobiłem ale to prawda, że organizm musi mieć przerwę na odbudowę i regenerację. Ja oczywiście jak to Tomasz niczego nie biorę na słowo - muszę sam sprawdzić. Sprawdziłem - da się ale jest mocno męczące i nie przynosi za dużych efektów. Następny program dalej będzie z tej książki ale już przepisowo z dniami przerwy w które będę robił techniki karate i ju jitsu. Pozostanie oczywiście element interwałowy własnego pomysłu opierający się ćwiczeniach funkcjonalnych.

14 marca 2019 , Skomentuj

Nie wiem który to już powrót. Nie wiem też na jak długo, ale jakoś mnie tak natchnęło żeby napisać. Co u mnie?

Ogólnie całkiem nieźle. Właśnie kończę program który sobie ułożyłem. Od jakiegoś czasu ćwiczę rano. Wstaję o 5:00 i ćwiczę około godziny. Najpierw trening siłowy, potem interwałowy wytrzymałościowy i na końcu rozciąganie. Początki były trudne, ale teraz jest super. Fajna pobudka i zastrzyk energii. Od przyszłego tygodnia zaczynam nowy program - tym razem bardziej specjalistyczny, zorientowany na sztuki walki. Czasu treningu już nie wydłużam, bo żona by mnie zabiła jakbym wstawał jeszcze wcześniej ;).

Poza tym stwierdziłem, że życie jest za krótkie żeby je marnować na nudne życie. Rozpocząłem zimowe wędrówki po Tatrach. Ponieważ to spory wydatek taki wypad to ostatnio wybrałem się na zimową wyprawę w Beskidy. Żeby było bardziej czadersko wędrowałem po nich niekoniecznie po szlakach. Świetna przygoda i jak każda porządna przygoda zawierała spory element ryzyka. Było gubienie drogi, strome stoki, głębokie zaspy, wpadanie w śnieg po pas, wygrzebywanie się z niego na czworakach, przedzieranie się przez gęste młodniki, trawersowanie stromych zboczy, bieganie ścieżkami i dotarcie do granic wytrzymałości - jednym słowem rewelacja. Tydzień temu zaś wystartowałem, pierwszy raz od pięciu lat, w biegu przełajowym. Świetna kameralna impreza. Wspaniale się biegło. 

Z klubem jest trochę gorzej, bo ćwiczących jest mało, coraz mniej. Nigdy nie szedłem na ilość tylko na jakoś,ć ale to już lekka przesada. Wczoraj moje adeptki się śmiały, że mają indywidualne zajęcia. Nie wiem co z tym fantem zrobić, ale chyba jakoś przemęczę do września, a potem może lepiej wyjdzie nabór. Póki co treningi faktycznie są kameralne, ale sądzę, że ci którzy na nie chodzą więcej z nich skorzystają i mogę lepiej się nimi zająć.

Wracając do rozciągania porannego, to po miesiącu udało mi się na tyle rozciągnąć, że całą dłonią dotykam podłogi. Zaczynałem od ledwie dotykania palcami podłogi - jestem z siebie dumny - to dało mi kopa, że systematyczną pracą można wszystko.