Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zmagam się z codziennością nie znajdując czasu dla siebie. Spożywam byle co, byle gdzie i byle jak - co zmusiło mnie do aktywności. Zadzwonił dzwonek.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 57555
Komentarzy: 661
Założony: 8 marca 2009
Ostatni wpis: 26 lutego 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tombom

mężczyzna, 52 lat, Strzegom

181 cm, 104.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 grudnia 2015 , Komentarze (5)

Dziś cały dzień według planu - pokuta za wczorajsze obżarstwo. Posiłki w ciągu dnia według wcześniej ustalonych godzin. Z pracy wyszedłem dzisiaj też o czasie. Lunch - standardowo - kurczak ze szpinakiem. Po powrocie do domu - woda do czasu powrotu żony - dziś umówiliśmy się na wspólne bieganie. W tzw. międzyczasie PLANK - dziś 2 minuty 10 sekund. Na bieganie zabraliśmy ze sobą psa, żeby wypróbować prezent mikołajkowy - pas do biegania na 6 łap (podarunek dla żony). Ja zrobiłem wcześniej zaplanowany trening interwałowy 6 x 400 metrów ze średnim tempem 4,49 min./km. To o 16 sekund lepiej niż przed tygodniem. W sumie przebiegłem 7,80 km w średnim tempie 6,31 min./km. Pies trochę się zmęczył. Po powrocie do domu nie chciał wyjść z samochodu. Po bieganiu cztery figi, żeby uzupełnić cukier i biały ser z zielonym pesto. Ostatnio bardzo polubiłem to zestawienie. Herbata miętowa przed snem. Dziś był dobry dzień.

8 grudnia 2015 , Komentarze (6)

Wczoraj poległem. Przytargałem z pracy do domu ogromnego DOŁA. Jak tylko wszedłem do domu dopadł mnie wielki głód psychiczny - zamieniłem go na fizyczny. Zacząłem się objadać - jedzenie napadowe. Zacząłem od kawałka lasagne. Później mały kawałek sarniny, którą zostałem poczęstowany w weekend. Niewiele dało, więc zabrałem się za to, co leżało na wierzchu - Ferrero Roche. Zjadłem chyba z dziesięć. Dopiero po tym poczułem się syty. Oczywiście nie miałem sił na ćwiczenia i poszedłem spać ok. 21.00. Na szczęście rano przyniosło nowe siły i nowe nadzieje. Od rana sok - dziś z buraków i jabłek. Waga poranna - 99,2 kg (wyjątkowo niska, jak na wczorajsze obżarstwo). Dziś czuję się znacznie lepiej.

7 grudnia 2015 , Komentarze (1)

Za oknem deszczowo. W umyśle sennie. Rano wstałem zmęczony - brakuje mi energii. Waga poranna - 99,5 kg. Ładnie. Sok na śniadanie (szpinak, gruszka, jabłko, pigwa, mandarynka, cytryna i seler naciowy, trawa pszeniczna i spirulina). Dziś PLANK - regeneracja - bez ćwiczeń. W ciągu dnia posiłki o czasie, choć mam cały czas niedobory energetyczne (pewnie po ćwiczeniach). Wieczorem ćwiczenia z Vitalią - trochę zmodyfikowałem plan ćwiczeń i biegania - dostosowałem do realnego układu wypracowanego przez ostatnie 3 tygodnie: trzy razy w tygodniu ćwiczenia z Vitalią (poniedziałek, środa i niedziela) i trzy razy w tygodniu bieganie (wtorek, czwartek i sobota). W piątek regeneracja. Zaprzyjaźniłem się już z moją magiczną granicą wagi - z wagą 100 kg - czas ją opuścić i zejść trochę niżej. Plan na ten tydzień - więcej soków warzywno-owocowych, ćwiczenia w zaplanowanym wymiarze.

6 grudnia 2015 , Komentarze (5)

Niestety weekend nie ułożył się według wcześniejszych planów. Po piątkowej regeneracji nie przyszła pracowita sobota. Rano zaplanowałem zakupy z synem z okazji Mikołaja. Niestety wszystko poukładało się tak, że nie znalazłem czasu dla siebie i cały dzień spędziłem z dzieckiem. Było bardzo fajnie - rzadko nam się tak zdarza. Zrobiliśmy duże zakupy, ale jak się później okazało, część z nich mój syn zostawił w sklepie. Trzeba było więc wracać do sklepu 70 km. Przy okazji wziąłem jeszcze żonę ze sobą i zrobił się kolejny wyjazd na zakupy. Wróciliśmy do domu ok. 22.00 i nie było już czasu na zaplanowane wcześniej ćwiczenia. W ciągu dnia w Galerii początkowo sok z jarmużem (od pewnego czasu oferują w So!Coffee). Później sok z jabłkiem, natką pietruszki, cytryną i czymś tam jeszcze - mniej słodki, lepszy w smaku. Po drodze jeszcze shot z sokiem z cytryny - z wodą mineralną (wyciśnięty sok z jednej całej cytryny. Kwaśny, ale dobry. Pomiędzy jednym wyjazdem na zakupy a drugim - zupa cukiniowa i kawałek kurczaka. Wieczorem kawa - flat white. Dziś od rana ciąg dalszy planów Mikołajkowych - obowiązki w stosunku do naszych pozostałych dzieci. Od 6.00 rano rozpakowywanie prezentów. Rano na śniadanie sok z granata i winogron z trawą pszeniczną i spiruliną. Waga poranna 99,9 kg. Później kawałek jajka sadzonego i plasterki białego sera z zielonym pesto). Kawa - flat white w warunkach domowych (podwójna espresso z mlekiem). W południe morsowanie - 3 x 1 minuta. Dziś była bardzo ładna pogoda, choć dosyć mocno wiało, temperatura powietrza - 10 stopni C, temperatura wody - 5 stopni C. Dziś trochę dłużej niż zwykle. Po morsowaniu szybka zupa na gorąco - po morsowaniu zrobiło mi się zimno. Po zupie - wyjazd do Wrocławia na największy kryty plac zabaw w tym mieście. Długo się zastanawiałem, jak nie zmarnować kolejnego dnia pod kątem sprawnościowym i wymyśliłem - kiedy cała moja rodzina pójdzie na plac zabaw, ja pobiegam po Wrocławiu, a później do nich dołączę. I tak zrobiłem. Ubrałem się na sportowo i pomimo tego, że było zimno poszedłem pobiegać po nieznanych sobie trasach. Przebiegałem 10 km i wróciłem na plac zabaw. Wieczorem PLANK - dziś 2 minuty. Trochę rozregulowałem sobie nawyki żywieniowo-ruchowe, ale weekend na szczęście się kończy a jutro się wszystko poukłada. Po raz pierwszy udało mi się połączyć wizytę w Centrum Handlowym z aktywnością sportową, choć byłem jedynym biegającym w tej okolicy. Trochę dziwnie wyglądałem, zwłaszcza na sam koniec, kiedy już nie biegłem, a szedłem przy witrynach sklepowych spocony jak szczur, w leginsach i butach biegowych. Cieszę się, że udało mi się połączyć przyjemne z pożytecznym, tym bardziej, że nie musiałem z niczego rezygnować, a mogłem dzieciom zaoferować rozrywkę, jaką nadal jeszcze uważają za atrakcyjną.

5 grudnia 2015 , Komentarze (1)

Dzień po regeneracji. Wczoraj waga zaskakująco niska - 99,6 kg. Dzień bez soków. PLANK - 1:40. Duże zakwasy po środowych ćwiczeniach na klatce piersiowej. Wieczorem pełna regeneracja.

Dziś waga 100,0 kg. Dzień napięty, pełen zaplanowanych zadań. Wieczorem chyba trening z Vitalią, żeby nie biegać po nocach a bieganie jutro. Śniadanie - dwie małe kromki chleba czystoziarnistego z pesto, kawałek jajka sadzonego. Czas wrócić do soków - dziś zielone zakupy.

4 grudnia 2015 , Komentarze (5)

Historia zapożyczona z sieci (ku pamięci):

SYN: Tato, mogę Cię o coś zapytać?
TATA: No jasne, o co chodzi?
SYN: Tato, ile zarabiasz na godzinę?...
TATA: To nie twoje sprawa. Dlaczego zadajesz mi takie pytanie?
SYN: Ciekawy byłem. Powiedz mi proszę ile zarabiasz na godzinę.
TATA: No,jak tak bardzo chcesz wiedzieć zarabiam 100 $ na godzinę.
SYN: Oj! (z opuszczoną głową), tato, pożyczyłbyś mi 50 $?
Tata się wkurza.
TATA: Jedyny motyw dlaczego mnie o to zapytałeś, bo chciałeś żebym pożyczył ci pieniędzy na zakup jakieś głupiej zabawki, albo innej bezsensownej rzeczy do swojego pokoju i do łóżka.
Zastanów się nad tym dlaczego jesteś takim egoistą. Ja pracuję ciężko cały dzień a ty zachowujesz się tak niedojrzale.

Mały chłopczyk poszedł w ciszy do swojego pokoju i zamknął drzwi.
Mężczyzna usiadł i myśląc o pytaniu chłopca i jeszcze bardziej się zdenerwował. Jak on mógł zadać mi takie pytanie. Zaczął rozmyślać.
Może miał potrzebę kupić coś niezbędnego za te 50 $, nie pyta często o pieniądze.
Mężczyzna poszedł do pokoju chłopca i otworzył drzwi.

TATA: Śpisz synku?
SYN: Nie tato, nie śpię
TATA: Tak sobie pomyślałem, że może byłem zbyt surowy dla ciebie. To był naprawdę ciężki dzień dla mnie i wyładowałem się na tobie. Oto 50 $ o które mnie poprosiłeś.
Mały chłopiec usiadł na łóżko i uśmiechnął się.
SYN: Ach, dziękuję tato.
Po czym spod poduszki wyciągnął pomarszczone banknoty. Mężczyzna zobaczywszy, że chłopiec miał pieniądze zaczyna się denerwować.
TATA: Dlaczego chcesz pieniądze skoro je masz?
SYN: Ponieważ nie miałem wystarczająco, ale teraz już mam.
Tato, mam 100 $ teraz. Mogę kupić jedną godzinę z twojego czasu. Proszę przyjdź wcześniej jutro z pracy. Chciałbym zjeść z tobą kolację.
Tata oniemiał. Objął synka i błagał o przebaczenie.
To jest tylko historyjka, która ma przypomnieć wam wszystkim, że nie jest tylko ważne aby pracować ciężko całe życie. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że czas ucieka nam między palcami, a my nie spędzamy go z osobami bliskimi, ważnymi, tymi które kochamy. Jeżeli umarlibyśmy jutro, firma dla której pracujemy łatwo nas zastąpi w kilka dni, ale rodzina i przyjaciele będą nas opłakiwać przez resztę ich życia. Pomyślmy więc dlaczego tak bardzo jesteśmy pochłonięci pracą. Istnieją ważniejsze rzeczy.

Zdjęcie użytkownika Fundacja Mamy i Taty.

3 grudnia 2015 , Komentarze (3)

Dziś wszystko zgodnie z planem. Waga rano 100,0 kg. Dziś postanowiłem odpocząć od soków - brakuje mi trochę sił do ćwiczeń i biegania. Na śniadanie kaszka manna z bananem. Po śniadaniu pyszna kawa. W pracy przerwy na jedzenie co 3-4 godziny. Lunch ok. 14.00 - kurczak ze szpinakiem. Wieczorem bieganie - 9 km w średnim tempie 6,30 min./km. Dziś dzień przerwy w wyzwaniu PLANK. Sok wieczorem po bieganiu - jabłkowo-pomarańczowo-marchewkowy (ciemnozielony, bo z dodatkiem spiruliny). Kieliszek Rigas Balzam na rozgrzewkę - po bieganiu trochę przemarzłem. Dziś był dobry dzień i pełen energii. Jutro regeneracja.

2 grudnia 2015 , Komentarze (5)

Dziś był jeden z tych dni, kiedy wszystko idzie nie tak, jak powinno. Z wyjątkiem porannego pomiaru wagi - dziś zanotowałem 99,9 kg - najniżej, jak do tej pory, no i w końcu przekroczyłem magiczny punkt 100.

Rano był sok - dziś z buraków - jeden z moich ulubionych (buraki, jabłka, pigwa i cytryna, oczywiście z błonnikiem, spiruliną i trawą pszeniczną). Po drodze do pracy ulewa (dojeżdżam do pracy ok. 70 km). Później zostałem zamknięty na spotkaniu w ciasnym pomieszczeniu, mocno ogrzewanym, bez okna, bez możliwości wyjścia do godz. 14.00. Nie mówię już o piciu, czy spożywaniu czegokolwiek. Po porannym śniadaniu opartym wyłącznie na soku, po spotkaniu wyszedłem z bólem głowy. Natychmiast zjadłem "drugie śniadanie - o godz. 14.00 (podwójną kromkę chleba czystoziarnistego i jednego banana. Po kawie i dużej szklance wody dolegliwości ustąpiły. Ale nic już nie było takie, jak wcześniej zaplanowałem. Przed wyjazdem do domu zjadłem drugą kromkę chleba czystoziarnistego. Niestety cały dzień mnie trochę wykończył i zupełnie nie miałem ochoty na jakiekolwiek ćwiczenia, które wcześniej zaplanowałem. Z tego powodu, że nadal byłem głodny wieczorem zjadłem małą miskę zupy fasolowej i kromkę chleba czystoziarnistego. Niestety z powodu nastroju depresyjnego to nie wystarczyło. Zjadłem więc dodatkowo jedno małe kruche ciastko. Nie wystarczyło. Przyjechała żona - poczęstowała mnie małym kawałkiem babki - zjadłem. Zjadłem jeszcze dwa cukierki czekoladowe. Oszukiwałem się, że chwilę odpocznę, przetrawię i pójdę ćwiczyć. Analizowałem mocno możliwość przeniesienia dzisiejszych ćwiczeń na piątek, choć zdawałem sobie sprawę, że w piątek też nie poćwiczę. Piątek przeznaczyłem na regenerację i prawdopodobnie też zrezygnowałbym z ćwiczeń. Pooglądałem telewizor - relację z Sejmu. Zdecydowałem - zrobię dzisiaj jedynie PLANK - namówiłem żonę - zrobiliśmy razem - dziś dzień 7 - 1 minuta 30 sekund. Usiadłem i stwierdziłem, że jeśli dalej będę siedział, to jutro przytyję, będę dalej podjadał różne rzeczy, gdyż dziś właśnie był jeden z tych dni, kiedy zajadam natrętne myśli. I wtedy ubrałem się w strój sportowy i poszedłem ćwiczyć. Po raz drugi jestem z siebie dumny, że zwalczyłem swoje słabości. Dziś trening Vitalii nr 7 - trening mieszany - trening siłowy (264 kg) i trening cardio (26 minut) + ćwiczenia rozciągające. Dziś w ćwiczeniach siłowych nacisk na mięśnie brzucha - nie dałem rady wszystkich zrobić poprawnie. Dźwignąć moje ciało robiąc pompki nie jest wcale tak łatwo. Mam bardzo słabe ręce. Ledwo robię 10 niepełnych pompek, a w ćwiczeniach było ich 22. Poza tym były jeszcze inne ćwiczenia na brzuch. Czuję się trochę zmęczony, ale cieszę się, że poćwiczyłem. Jutro może nie będzie tak źle na wadze. A na jutro zaplanowane bieganie z miejscową grupą biegową - łatwiej zmotywować się do biegania.

1 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Jestem dumny z siebie. Wszystko przemawiało za tym, żeby dzisiaj nie biegać - zimno, mokro, ciemno, wzdęcia, gazy, zaparcie, bóle brzucha, przepełnienie po lunchu, teściowa w kuchni z makaronem nadziewanym mięsem po włosku, żona, która mnie opuściła wyjeżdżając na szkolenie, a liczyłem, że pójdzie ze mną pobiegać. Jednak przebrałem się i wyszedłem. Dokładnie - wyjechałem. Zapomniałem telefonu z aplikacją do biegania i moim planem treningowym - wróciłem do domu 7 km i pojechałem ponownie. Postanowiłem, że dzisiaj pobiegam. I jestem szczęśliwy z tego powodu. Wiało tak, że przynajmniej w jedną stronę zawsze biegałem pod wiatr, a nie było lekko. Dziś trening interwałowy - 6 x 400 metrów w zakładanym tempie 5,08 min./km. Jeszcze przed tygodniem nie udało mi się zrobić 4 x 400 metrów w tym tempie. Tymczasem dzisiaj średnie tempo interwałów - 5,05 min./km. Nie mogłem uwierzyć. Łącznie 7,25 km w średnim tempie 6,29 min./km. Dziś był dobry dzień na bieganie, pomimo wiatru. Wieczorem ma padać deszcz lub deszcz ze śniegiem.

Po bieganiu jeszcze moje wyzwanie - PLANK. Dziś dzień 6 - 1 minuta 20 sekund. Dziś czułem już napięte mięśnie brzucha. Jutro trening z Vitalią.

Na razie nie wyobrażam sobie jeszcze czasów powyżej 3 minut.

1 grudnia 2015 , Komentarze (4)

Dziś na wieczór zaplanowane mam interwały. Właśnie jestem po lunchu. Zrobiło mi się tak miękko i śpiąco. Nie chce mi się nawet myśleć o dzisiejszym bieganiu - tym bardziej, że zaplanowane mam 6 x 400 metrów w tempie 5,08 min./km, a ledwo mogę się teraz ruszać. Mam nadzieję, że do wieczora nabiorę sił i motywacji do biegania. Rano sok - dziś na szpinaku (pozostałe składniki jak zwykle; dziś wyjątkowo także z dodatkiem kaki).

Następnie wg planu. Lunch - kurczak ze szpinakiem. Waga - dziś 100,4 kg.

Owoc kaki czyli persymona albo szaron pochodzi z Chin. Kaki wygląda jak pomidor a smakuje jak śliwka. To bogactwo witamin A, C i błonnika. Oprócz tego zawiera związki o działaniu przeciwutleniającym - proantocyjanidynę, epikatechinę oraz kwasy - galusowy i p-kumarynowy. Właściwości owocu kaki są bardzo interesujące. Liście owocu kaki stosowane są w chińskiej medycynie do leczenia rozmaitych schorzeń: gorące okłady przykłada się w miejsce ukąszenia przez węże i na podrażnioną skórę, napój z gotowanych liści służy do obniżania ciśnienia, zmniejszenia krzepliwości krwi oraz leczenia nowotworów. Jedzenie owocu kaki jest wskazane gdy mamy skłonność do podwyższonego poziomu cholesterolu. Istnieją badania, które pokazały, że osoby, które włączyły do swojej diety kaki zanotowały nie tylko obniżenie ogólnego poziomu cholesterolu, ale także miały niższe niż poprzednio trójglicerydy oraz niższe stężenie złego cholesterolu LDL. Inne badania pokazały, że wyciąg z owocu kaki ma zdolność hamowania rozwoju zmienionych komórek w białaczce. Okazało się, że wywołuje apoptozę - czyli zaprogramowaną śmierć komórek.