Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam nadzieję że wreszcie dojrzałam do tego by schudnąć...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14775
Komentarzy: 159
Założony: 11 kwietnia 2008
Ostatni wpis: 17 grudnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tatiana

kobieta, 53 lat, Bydgoszcz

155 cm, 104.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 grudnia 2008 , Komentarze (2)

Bardzo trudno jest coś napisać po tak długiej przerwie. Znów jestem na starcie (odchudzania oczywiście), chociaż bez efektu jojo! Właśnie przed chwilą się ważyłam i okazuje się że nie muszę zmieniać paska. Dobre i to. Chyba znalazłam wreszcie dietę w sam raz dla siebie : weekendowe odchudzanie dietą strukturalną. Mam już za soba jeden weekend. a na co dzień stosuję koktajl strukturalny (albo jak kto woli eliksir) na kolację. Okazuje sie ,że to czego mi brakowało w diecie to.. siemię lniane i otręby! Ale trzeba przyznać, że minęła mi ochota na słodkie i w ogóle na wieczorne jedzenie, chociaz te koktajle mają tylko około 200 kcal. Dla ciekawych podaję stronkę www.dietastrukturalna.pl  Pozdrawiam wszystkie Vitalijki

23 czerwca 2008 , Komentarze (4)

Cholerka za 4 tygodnie jedziemy nad morze, chciałam zgubic przedtem pare kilogramów. Myślę że 7 z przodu dodałaby mi pewności siebie na plaży. Może jeszcze nie wszystko stracone? Najgorsze jest to,że w te upały wogóle nie chce sie jeść, nie mówiąc o ćwiczeniach. Przydałoby się zaklęcie typu: "odtąd będziesz konsekwentna we wszystkich swoich postanowieniach" - ile to by problemów rozwiązało. Ech, życie... Odebrałam dzisiaj Tatusia ze szpitala, w samo Jego święto. Wygląda i czuje sie bardzo dobrze, ale ta choroba dodała mu lat. Podczas pobytu w szpitalu schudł 22kg!!! Oczywiście w jego przypadku odpowiada za to w większości utrata wody (miał ją  w jamie opłucnej, otrzewnej , w nogach i nawet w osierdziu). Choroba strawiła tez troche mięśni, nagle Tata zaczął wyglądać na swoje 65 lat. Ale powrót do domu na dobre przywrócił mu chęć do życia. Niedługo jadą na wakacje w Bory Tucholskie. Natomiest moja Mama zrobiła krok w kierunku techniki i kupiła sobie komórkę! Teraz "rozgryza" ja wieczorami i nawet przed chwilą puściła mi sygnał (pewnie niechcący). Bardzo się ciesze ,że się na to zdecydowała. Pół roku temu sprezentowaliśmy jej starter na karte z jedna z naszych nieużywanych komórek, która nie miała aparatu i nie przypadła jej do gustu. Właściwie dopiero kiedy Tata znalazł się w szpitalu komórka okazała się przydatna i to chyba do konca przekonało Mamę. Ostatnio wypytywała też o laptopy i internet , no no...

21 czerwca 2008 , Komentarze (2)

Zauważyłam dzisiaj pogryzioną przez psa zabawke Natalii.Zrobiło mi sie przykro, bo sama szukałam i ściągałam ją przez internet. Natalia twierdziła,że to jej ulubiona rzecz, ale nie widziałam żeby sie nią bawiła, albo przynajmniej chowała przed innymi tak, jak to się robi ze swoimi skarbami. Właściwie najczęsciej bawiła sie tym Zuzia, wobec czego Natalia protestowała choć niezbyt stanowczo. Zawołałam córkę żeby pokazac jej moje "odkrycie". Oczywiście natychmiast wybuchnęła takim płaczem, jakby straciła połowę rodziny na wojnie. Nie mogę zaakceptować jej nadwrażliwości, prawdę mówiąc działa mi to na nerwy, a jej najwyraźniej mąci rozum, bo lamentując przestaje myśleć i działać a zatrzymuje sie na tej rozpaczy. Powiedziałam więc do Niej, że widze że bardzo cierpi ale nie mogę tego słuchac natomiast chętnie przeczytam co czuje, kiedy to opisze. Pobiegła natychmiast do pokoju i wróciła po 5 minutach z kartką, na której było napisane: "Jestem bardzo smutna. Wkurzyłam się na: ciocię Elę - bo nie zabrała tego Zuzi, Zuzię - bo dała to psu, psa - bo to pogryzł, Mamę  bo mi o tym powiedziała, Tatę - bo nie kupił psu kości." No to teraz wiecie kto jest temu winien. Oczywiście odbyłam z nia rozmowe na ten temat. Na koniec rozmowy pojawil sie zupełnie inny aspekt tego zdarzenia: "Wiesz Mamo, teraz widzę że od smutku do złości jest bardzo krótka droga" Czy to jest ta nauka co nie poszła w las?...

19 czerwca 2008 , Komentarze (1)

Właśnie czekam, aż skończy się pranie, żeby wywiesić ostatnia partię ciuchów do spakowania - wyjazd juz w sobotę rano, cel: Jastrzebia Góra. Jadą pociagiem, więc nie można sie spóźnić. Kolonie organizuje sekcja aikido, czyli obóz własciwie sportowy, zwłaszcza że co dzień będą 3 treningi. Nie zabraknie też atrakcji: dyskoteki, kąpiele w morzu (jesli dopisze pogoda), dni Japonii (będą jeść pałeczkami?), doprawdy żałuje że ja tam nie jadę. Ale są też minusy (które własciwie są wg mnie plusami): żadnej tv, słodyczy, napojów gazowanych słodzonych, chipsów i telefonów komórkowych. Biorąc pod uwage te treningi i fakt, ze na plaże schodzi się po 300-stopniowych schodach, myślę że Natalka wróci chuda jak patyczek. Ale mam nadzieje że bedzie to zadowolony Patyczek. Pakuję jej walizę na kółkach wspominajac moje pierwsze kolonie i zastanawiam sie jak moja Mama poradziła sobie z tym stresem, lękami itp, ktore towarzyszą temu wydarzeniu. Rodzicielstwo zaskakuje mnie każdego dnia, kiedy nagle widzę z drugiej strony sytuacje identyczną jak ta z mojego dzieciństwa. To jest zarazem fascynujące ale i przerażające , bo człowiek nagle zdaje sobie sprawę jak jego zachowanie oddziaływało na jego Rodziców, czego nie był wówczas świadomy. Nie jesteśmy świadomi tej miłości jaką daża nas nasze Mamy i nasi Ojcowie, dopóki sami nie zostaniemy Matkami i Ojcami. Kochani Rodzice dziękuję Wam . Kocham Was.

11 czerwca 2008 , Komentarze (2)

Mój sześcioletni Kubuś był dzisiaj na imprezce urodzinowej u koleżanki z przedszkola. Wrócił do domu zachwycony i od progu oświadczył: " Mamo było świetnie teraz wiem, że najlepsze urodziny są w domu, i było tylko dwóch dorosłych - mama i tata Karolinki, i nawet byli zakochani. No! Całowałem się z Zosia , a Stefek całował sie z Karminką, a potem wszystkie dziewczyny mnie pocałowały i Stefka tez, tylko Patrycja nie , bo ona nie jest od tych klocków." Normalnie mnie zatkało, ale tylko na chwilę , bo zaraz przypomniałam sobie swoje przedszkole i ukradkowe całuski na dywanie (bo sześciolatki nie leżakowały tylko odpoczywały na dywanie) - swoja drogą ciekawe czy Pani to widziała? Kubus zacznie niedługo nowy etap, myślę że jest na to gotowy i najwyraźniej ciekawy życia. Troche mu zazdroszczę, bo swoje dzieciństwo wspominam dobrze i czasami chciałoby się wrócić do  beztroskiej zabawy. Owszem były tez obowiązki, a dorosłość wydawała się wtedy upragniona wolnością. Ale chyba każdy kto ma dzieci przyzna, że chodzenie za rodzicami  w dorosłosci zamienia się w chodzenie wokół dzieci. Dlatego staram się grać w grę Pollyanny - szukać we wszystkim powodów do radości czego i Wam wszystkim życzę...

10 czerwca 2008 , Komentarze (2)

Czy myśleliście kiedyś o tym żeby spisać testament? Bo ja chcę to zrobić, póki jestem zdrowa. A pomyślałam o tym oczywiście dzięki mojemu Tacie, który postanowił uporządkować swoje sprawy, chociaż znacznie mu sie poprawiło i myslę że pożyje jeszcze wiele lat. Jestem mu wdzięczna, że pomyślał o tym, bo wiecie - z rodzina najlepiej wychodzi się na zdjęciu, natomiast w sprawach spadkowych można sie bardzo rozczarować i niestety mam wśród znajomych takich, którzy tego doświadczyli. Moja Mama też sporządzi testament razem z Tata w obecności notariusza. Można napisac ostatnią wolę własnoręcznie (niestety mój Tata ma z tym kłopoty), w necie można znaleźć wzory z dokładnym opisem prawnym.
"Memento mori" czyli pamiętaj o smierci - niby średniowiecze ale jak aktualne. Moja Mama nauczyła mnie ,że jak sie opuszcza jakies miejsce, należy po sobie zostawić porządek i chociaz nie wiem kiedy opuszcze ten świat, cieszę sie ,że mogę chociaż raz "posprzątać" wczęśniej. Wiem że dzisiejszy wpis jest bardzo na powaznie, ale obiecuję że to ostatni raz. W końcu niedługo wakacje!!!! 

8 czerwca 2008 , Komentarze (2)

Minęło sporo czasu od ostatniego wpisu. Nie ukrywam że nie było czym sie pochwalić. Było natomiast trochę zmartwień w rodzinie. Mojego Tate chyba w ostatniej chwili odstawiłam do szpitala - twardziel nie dał po sobie poznac że coś jest nie tak z jego zdrowiem, na szczęście Mama była czujna i zauważyła. Ale nawet kiedy wezwałam pogotowie, bo widziałam,że nie da rady go zawieżć naszym samochodem postanowił wbrew zaleceniom lekarza sam iść do windy. Niestety potem było coraz gorzej, aż do zatrzymania oddechu, ale dzięki temu że byliśmy już w szpitalu trwalo to krótką chwilę. Teraz stan nadal jest poważny ale już nie beznadziejny, tylko z pamięci mu uciekło 24 h, może to i dobrze bo wtedy właśnie Tatko nieżle rozrabiał. Natomiast teraz jest wzorowym pacjentem i wszyscy chwalą go za współprace i posłuszeństwo. Wiem , że przestraszyła go ta sytuacja, nawet postanowił natychmiast spisać testament, ale musimy sciągnąć urzędnika , bo nie może tego sam uczynić. Zawsze byłam optymistką i jednoczesnie wierzę że wszystko, co się dzieje ma swój sens. Byłam wsciekła, kiedy postanowiono przewieźć Tate do innego (dalej położonego) szpitala, teraz się z tego cieszę , bo tam jest pod opieka mojej koleżanki, do której mam zaufanie. Tacie poprawia się z dnia na dzień , a ja mogę wrócic do dietki i ćwiczeń. Z okazji moich niedalekich urodzin kupiłam sobie neoprenowe "gatki" i twister, a do pracy jeżdżę rowerkiem. No i mam Was drogie Vitalijki, wiem że mogę na was liczyć. Dziękuję.

28 maja 2008 , Komentarze (1)

Ledwie pozbyłam sie ślimaków, a tu na balkonie gołąbki "uwiły" sobie gniazdko i złożyły 2 jajka (skubane  zrobiły to w 4 godziny, kiedy byliśmy na działce). Średnio spodobała mi sie perspektywa gołebnika na balkonie, wiadomo było,że trzeba to zlikwidowac , tylko jak? Jeden gołab cały czas kręcił się koło jaj, i wtedy... ktos wypuścił na balkon psa, który tak pogonił ptaszka, że jak poleciał, to już nie wrócił, całe szczęście że nie rozdeptał przy tym tych jajek, bo nie wiem jak bym opanowała rozpacz moich dzieci. I tak gniazdko (właściwie lużne gałązki) i jaja przełożyliśmy na tacke i zaniesliśmy na zielona trawke - Natalia rozsypała tam w pobliżu okuszki i chodzi sprawdzac czy ktoś skrzydlaty zajął się jajami. A ja... co dzień wypuszczam psa na balkon,  z czego jest wilece uradowany.

26 maja 2008 , Komentarze (3)

Filip, Paulina i Agata to imiona 3 ślimaków podwórkowych - podopiecznych moich dzieci. Mieszkaja w słoiku z przedziurawionym wieczkiem, a w pudełku po lodach mają "wybieg" na zielonej trawce. Ponieważ wczoraj jechaliśmy na działkę , zaproponowałam , żeby zabrac ślimaki na wycieczkę. Dzieci ochoczo zgodziły sie na moją propozycję, kto mógł przypuszczać ,że wyjdzie z tego taka afera? Na działce, po zabawie w piaskownicy, huśtawkach, spacerze z psem, grabieniu trawy, moje latorośle przypomniały sobie o swoich pupilach. No i zaczęło się: Mamaaaa, Paulina nie żyje! Wrzasnęła Natalia (10 lat). Na to Olga oczywiście w ryk. -A może tylko uciekła z domu?-zapytałam. Ale po dokonaniu oględzin rzekomych zwłok ślimaka okazało się, że Paulina skurczyła się znacznie. Pomyślałam , że pewnie wyschła biedaczka i trzeba jej załatwić trochę deszczu, a że mąż właśnie podlewał trawnik poleciłam Natalii zanieść ślimaczkę tam, gdzie wilgotno. Uff Ntalie mam z głowy, ale Olga (lat 4 ) zacięła się jak zdarta płyta " Mamusiu mi jest bardzo przykro, że Paulina nie żyje"  i tak 10 razy "dookoła Wojtek" (czyli w kółko Macieju). Po pewnym czasie takiego marudzenia olśniło mnie: To może wyprawicie Paulinie pogrzeb? - Dobrze - padła odpowiedź i już jej nie było. A za chwilę wybuchła sensacja- Paulina ożyła i uciekła! Miałam już dosyć ślimaków i pomyślałam,że dobrze byłoby załatwić im dłuższe wakacje. Natalia bardzo szybko się zgodziła, żeby wypuścić ślimaki, ale z Olgą było trudniej. W końcu zgodziła się ,że należy im pozwolić odwiedzić resztę ślimaczej rodziny, która przebywa koło naszego bloku za kioskiem. I rzeczywiście jak tylko przyjechaliśmy, wypusciły Filipa i Agate. Teraz cicho sza o ślimakach, bo jeszcze wrócą do słoika....

23 maja 2008 , Komentarze (3)

Większość na urlopie a ja w pracy - między 9.30 a 14.30 przyjętych 50 pacjentów, potem "szpital" w domu - dzisiaj rozłożyli się chłopcy. Więc na spotkanie Kręgu DK pojechałam sama. Przez to całe zamieszanie zupełnie nie panowałam nad dietą - zdecydowanie nie była zbilansowana, a nadmiar węglowodanów spowodował wzdęcie. Po drodze na smutki zażyłam marcepan w czekoladzie i teraz ide to odpokutować na rowerku. Jutro ważenie - jestem pełna obaw. No nic czasami trzeba zajrzeć prawdzie w oczy, żeby rozliczyc sie i ruszyć dalej.