Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam nadzieję że wreszcie dojrzałam do tego by schudnąć...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14778
Komentarzy: 159
Założony: 11 kwietnia 2008
Ostatni wpis: 17 grudnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tatiana

kobieta, 53 lat, Bydgoszcz

155 cm, 104.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 marca 2009 , Komentarze (4)

Postanowiłam ponownie spróbować z dieta smacznie dopasowaną. Wykupiłam miesięczny abonament zaczynam w poniedziałek 23.03.2009. Według wykresów Vitalii wygląda to bardzo zachęcająco: chudnąc 0.7 kg na tydzień powinnam do wakacji zgubić około 15 kg, a jesli "przykręcimy śrubkę " do 1 kg to nawet 20 kg. Jak to mówią: pożyjemy , zobaczymy. Oczekując na dietkę "zbieram się w garść" próbując odnaleźć niepodważalny argument ZA, taki, którego nawet ja nie będę mogła zbagatelizować. Pozdrawiam.

15 lutego 2009 , Komentarze (2)

       Wprawdzie dzisiaj jest niedziela, ale chcę zacząć od piątku 13-tego. Dla mnie byl bardzo udany - w pracy tylko 10 pacjentów, a wieczorem wyjście z moim Ślubnym.
       Już 2 tygodnie wcześniej kupiłam bilety do filharmonii na rewelację miesiąca - "znany pianista (choć nazwiska nie pamiętam) następca Horovitza (o tego to znam) pierwszy raz w Polsce. Mój Kochany już dawno marudził że chciałby iść na jakiś koncert (dlaczego dotychczas nie kupił biletów?!), pomyślałam ,że zrobię Mu prezent na Walentynki.
          Tak więc kupiłam bilety i umówiłam opiekunkę do dzieci, kupiłam też sobie nowy ciuch, żeby się mnie nie wstydził. Nie muszę wam pisać jakie to było dla nas ekscytujące po 2 tygodniach oczekiwania. Hm... No i tutaj piątek 13-tego okazał sie pechowy, głównie dla pianisty, który się rozchorował i dlatego odwołano koncert (następny będzie 18 grudnia 2009!).
          Widziałam roczarowanie Mężusia, ale skoro już poprosiliśmy opiekunkę... Niestety teatr i opera były zamknięte, pozostało kino. Kupiliśmy bilety na "Idealny chłopak dla mojej dziewczyny" i poszliśmy do Sowy na kawę (dla mnie ), czekoladę (dla Miłego) i jabłecznik z gałką lodów i sosem waniliowym (na spółkę).
         Potem był film - komedia z "drugim dnem" jak ja to nazywam i okazało się że chyba jestem bardzo pruderyjna, bo niektóre sceny były dla mnie naprawdę krępujące. Ale ogólne wrażenie OK.
        Troche się bałam że ten deser wyjdzie mi bokiem a tu niespodzianka w sobotę na wadze 600 gram mniej. Nie cieszyłam sie długo bo w niedziele już było jak wcześnie (pewnie dlatego,że zbliża się @). Ale nadal trzymam diete i zaczęłam ćwiczyć brzuszki.

8 lutego 2009 , Komentarze (2)

Ostatni tydzień przeżyłam bardzo intensywnie ale niestety bez diety. We wtorek "wystąpiłam" w sądzie w charakterze świadka/biegłego. Prosto stamtąd pognałam do szkoły na zebranie klasy 4-ej. Moje dziecko bardzo ładnie zakończyło semestr, same bdb i tylko z wf-u db. Nie ukrywam,że byłam zaskoczona, bo 2 miesiące temu byłam w szkole i miała 5+, 5+, potem była zmiana nauczyciela, bo ich pani zaszła w ciążę. Poszłam więc do wych. i poprosiłam o pokazanie dziennika. Przy okazji dowiedziałam się, że jedna dziewczynka miała same 5 i też dostała na semestr 4. W dzienniku oprócz tamtych ocen były jeszcze 4+,5 i 4 na moje 4 to mocno zaniżona ocena, ale niech będzie może te 4 są ważniejsze. ALE! Koleżanka  Natalii rzeczywiście miała same 5+ i 5 i też dostała 4. Namówiłam mamę tej dziewczynki i poszłyśmy do wf-istki. Wiecie jak się tłumaczyła? Że ona zbyt krótko zna nasze dzieci bo tylko od listopada i nie może brać pod uwagę tamtych ocen, bo wg niej są zawyżone (?!) a za to musi brać jeszcze inne rzeczy pod uwagę, których nie ma w dzienniku (?!). Nie wiem jak Was , ale mnie to nie przekonało a ponieważ pani uparcie powtarzała swoje, poszłyśmy do dyrektorki. Ta oczywiście tłumaczyła swojego pracownika, że to doświadczony pedagog itp, zapewniła że zbada sprawę i na pewno ta pani będzie jeszcze z nami rozmawiała. Ja oczywiście nie liczę na to że zmienią ocene - wiem ze to już niemożliwe, ale chcę żeby moje dziecko miało jasno określone kryteria oceny i było oceniane sprawiedliwie. Tylko wtedy będzie chciała dalej się uczyć, przeciez ocena to nadal największa motywacja do nauki.
Jak na ironię losu w środę miałam drugą wywiadówkę u syna w klasie 1-ej, na której pani Kasia przeprowadziła w obecności pani dyrektor (!) warsztaty dla rodziców "Jak motywować dziecko do nauki". Ciekawe, czy mnie rozpoznała i odniosła się w związku z tematem do sprawy wf-u.
Czwartek minął na przygotowaniach do imprezy urodzinowej Kuby, a w piątek była owa impreza na której było w sumie 12-u małych gości. W ostatniej chwili zdążyłam zbiec do sąsiadki z dołu , żeby ją uprzedzić o hałasie. Była tak miła, że zaraz zapukała z czekoladką dla solenizanta. Oczywiście odwdzięczyłam się kawałkiem tortu.
Impreza chyba się udała - dzieci były bardzo zadowolone i ociągały się przy wyjściu (każdy dostał balonik i naklejki). Zaczęliśmy od tortu i słodkości - zanim nałożyłam ostatniemu gościowi, mój syn już skończył jeść i chciał wyjść, kazałam mu usiąść i opowiadać dowcipy, zabawa przedłużyła się na pół godziny.
Potem oczywiście były konkursy (tor przeszkód, wyścigi w ubieraniu ciuchów mojego męża, zaszyfrowane wiadomości, Laurencja-po której dziś bolą mnie strasznie uda, helikopterki - więcej nie udało się przeprowadzić bo tor przeszkód był z pomiarem czasu i potem każdy chciał poprawiać wynik chyba ze 3 razy). 
Na kolację zamówiłam 2 megapizze co przyjęto z dużą aprobatą, po kolacji zostało już niewiele czasu więc mogli go spędzić jak chcą. Ostatni goście wyszli po 20.30, wstawiłam tylko naczynia do zmywarki, uprzątnęłam serpentynę i jak usiadłam tak zasnęłam (dzień wcześniej spałam tylko 3 godziny). Obudziłam się rano o 7.30, z trudem dotarłam do łazienki (nogi po Laurencji!), wzięłam prysznic przebrałam się i pojechałam na sympozjum z pediatrii (6 godzin wykładów). To tylko część tego co się działo w ostatnich dniach, wybaczcie że nie pisze co jadłam ale...nie pamiętam ,a może chcę zapomnieć...

31 stycznia 2009 , Komentarze (1)

Wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień były bardzo przyjemne. W czwartek odwiedziła nas była opiekunka Zuzi. Dzieci bardzo się ucieszyły, szczególnie młodsze. Myślały, że my gdzieś wyjdziemy i będą z Ciocią dłużej. Niestety Ciocia wpadła tylko po recepty, ale... zaproponowała Oldze i Zuzi nockę w piątek u niej. Wszyscy się ucieszyli: młodsze, że zanocują poza domem, starsze że będą miały dla siebie komputer, a my z możliwości wieczornego wyjścia z domu. Zaraz zadzwoniłam do koleżanki , już dawno chciałyśmy oblać naszą nową pracę, no i była wreszcie okazja do integracji naszych rodzin (szczególnie, że mieli grać szczypiorniści). Spędziliśmy bardzo miły wieczór, wróciliśmy około północy (co nam się dawno nie zdarzyło) i spaliśmy do 10.00 co też nie byłoby możliwe przy całej czwórce. Potem postanowilismy jeszcze spełnić wreszcie dawno złożoną obietnice zabrania starszych dzieci do aqua parku - było super, przepłynęłam 22 długości basenu w 19 minut, potem pozjeżdżałam z dziećmi na zjeżdżalni. Po basenie zjedliśmy w barze po naleśniku i wróciliśmy do domu w doskonałych humorach. Myśle , że następnym razem zabierzemy też młodsze, tylko muszę im kupić jakieś małe czepki. W ogóle nabrałam ochoty na rodzinne wycieczki. Dziewczynki też wróciły w doskonałych humorach, po południu grałam z nimi w spadające małpki. Potem szybka kąpiel, kolacja i zasneły w minutke po dniu pełnym wrażeń.  

28 stycznia 2009 , Komentarze (2)

Od rana rzucałam w myślach "cholerkami". Pierwsza była przy ubieraniu dziewczynek - miały dfzisiaj dzień czerwony więc przygotowałam bluzkę dla starszej i sukienkę dla młodszej. Oczywiście starsza chciała sukienkę a młodsza bluzkę i spodnie. O ile za długie rękawy można podwinąć, to zbyt krótkiej sukienki rozciągnąć się nie da. Ale przekonałam Olgę, że jeśli założy pod spód spodnie, bedzie miała ładną czerwoną tunikę. Jakoś się wreszcie wybrałyśmy z domu - zerknęłam na zegarek, jeszcze zdąże na autobus. Pod blokiem żegnam się z dziewczynkami - Zuzia w ryk ona chce z mamusią "cholerka, pojadę następnym może jeszcze zdąże "- pomyślałam i chwyciwszy ją za rękę pognałam do przedszkola, które na szczęście jest około 150 m od mojego domu. Kiedy już  uspokoiłam, rozebrałam i pocałowałam na pożegnanie, wybiegłam szukając po kieszeniach telefonu, żeby sprawdzic która godzina i zadzwonić ,że trochę się spóźnię. "Cholerka!!! Nie mam telefonu, musze wrócic po niego do domu, bo pacjenci mogą dzwonić w sprawie wizyt. Wpadam do domu planując już ,że pojadę taryfą. Rozmawiając z radiotaxi szukam komórki. Jest na drugim końcu małżenskiego łoża. Rzucam się po telefon i... trrach - urywa mie się guzik od kurtki CHOLERKA!!! Co za dzień! Zbiegam na dół jest taksówka. Miało być szybciej ale.. z przodu śmieciarka, z tyłu osobowy, wreszcie udało sie wyjechać spod bloku zaraz za autobusem, który właśnie stanął na przystanku bez zatoczki. Dobrze ,że po drodze były tylko jedne światła (oczywiście czerwone) i nawet do zatoczki, gdzie miał mnie wysadzić kierowca, tuż przed nami wjechały 2 autobusy. Uff, wreszcie w pracy. I nawet 3 minutki przed pierwszym pacjentem. Cholerka! Zupełnie zapomniałam o wniosku, który miałam wypisać! Potem jeszcze było kilka cholerek: 1. komisja z NFZ 2. Już 14.00 a ja jeszcze nie wyszłam na wizytę 3. Co zrobić na obiad. I wiecie , co? Teraz po całym dniu, widze ,że mimo wszystko udało mi sie przetrwać. Więc PO CO TE NERWY? Przez nie tylko szlak trafił moją dietkę. bo skusiłam się na wafelka w czekoladzie, żeby poprawić sobie humor.
Ale teraz mam nową motywację - zarezerwowałam w lipcu na tydzień domek w Chłopach nad morzem. Mam 6 miesięcy na to żeby zgubić trochę sadełka, a w nagrodę zamierzam sobie kupić nowy strój kąpielowy przynajmniej o 2 rozmiary mniejszy. Co za dzień! Cudowny , prawda?

27 stycznia 2009 , Skomentuj

Właśnie skończyłam delektować się śniadankiem (fitnella z owocami tropikalnymi i mlekiem). Wcześniej zaprowadziłam dziewczynki do przedszkola i zrobiłam zakupy. Starsze poszły do szkoły więc jestem SAMA (nie licząc psa) W DOMU !!! Tylko ja, pies  i bałagan, z którym zaraz zamierzam się rozprawić.  Ale najpierw sprawozdanie z wczoraj: tylko 3 posiłki i 1 grzeszek. Sniadanie - fitnella z żurawiną i mlekiem, obiad - mielony z pieczarkami, ziemniaki, buraczki i kolacja - 4 chrupki wasa z konfiturą wiśniową , w międzyczasie woda, kawa, herbata i to miało być na tyle, ale odwiedziła mnie koleżanka i był jeszcze kieliszek likieru kawowego. Natomiast nie było jazdy na rowerku, bo wizyta przeciągnęła się do 22.00 i po tym likierze ogarnęła mnie błoga senność, że usypiając dziewczynki sama zasnęłam. Za to wciągu dnia była godzinka marszu na "świeżym" miejskim powietrzu , bo póki co na wizyty domowe chodzę pieszo, a trafiły się 2 dość daleko od siebie.
Myślę już o dzisiejszym obiedzie - dziś tylko dla męża i dla mnie, bo dzieci stolują się w przedszkolu i u babci. Dlatego mąż dostanie swoje ulubione flaczki, a ja ryż z warzywami, którym zapewne będę musiała podzielić się z mężem, bo to też "jego ulubione". No to do roboty!

25 stycznia 2009 , Komentarze (3)

Właśnie zsiadłam z rowerka stacjonarnego, trochę ścierpły pośladki, ale przejechałam 20 km w 40 min i spaliłam 450 kcal. Chyba zaczęłam "czuć bluesa" z tym odchudzaniem. Dzisiaj zaliczyłam prawdziwie 3 posiłki: śniadanie 2 kawałki chleba z wędliną drobiową, musztardą i ogórkiem konserwowym (przygotowane przez moją 10-letnią córkę), obiad - plaster pieczonej szynki w sosie z ziemniakami i surówką z pora i kolację - 3 chrupki wasa z wędliną i pomidorem. Ostatni posiłek był o 19.00 potem tylko herbatka czerwona gorzka. Nie ukrywam, że kiedy to czytam jestem z siebie dumna. Mam nadzieje , że utrzymam takie tempo. Teraz prysznic i do łóżka. Życzę wszystkim dobrej nocki.

24 stycznia 2009 , Komentarze (2)

Sobotnie podsumowanie: wczoraj poszłam spać o 0.50 wstałam o 7.30, bo Kubuś i Olga mieli reisefiber przed podróżą z dziadkami do znajomych z Błądzimia. Zrobiłam im płatki z mlekiem i sama zjadłam miseczkę. Potem wstały jeszcze Zuzia i Natalia, zrobiłam im śniadanie i wyprawilam w droge Kube i Olgę. Kiedy sie ma 4 dzieci i 2 z nich wyjdzie z domu robi się nagle cicho, spokojnie i nagle nie ma nic do zrobienia. Ponieważ dziewczynki zajęły się zabawą, postanowiłam wrócic do łóżka na godzinkę. Mąż obudził mnie o 9.30 kawą i kanapką z "dziką" kiełbasą i ogórkiem podane do łóżka. Czy któras z Was odmówiłaby w takich okolicznościach? Ja też nie miałam odwagi. Po drugim śniadanku zabrałam się za sobotnie sprzątanie,pranie, zakupy, gotowanie obiadu (zupa pomidorowa z makaronem i parówką) popijając wodę (chyba ze 3 szklanki). Potem pojechałam z Teściową do szwagierki, która 4 dni temu urodziła Zosię, a stamtąd do jej męża którego rozłożyła grypka. Wróciłam do domu głodna i wsunęlam 3 kanapki z drobiową wędliną , majonezem i pomidorem. Później dorzuciłam do tego jeszce 1 kanapke i surówkę z pora. Późnym wieczorem, postanowiliśmy uczcić z mężem podpisanie kontraktu kielonkiem likieru kawowego. W międzyczasie były jeszcze 2 szklani pepsi max i 2 szklanki herbaty.Aktywność fizyczna: odwołałam dzisiejsze ćwiczenia, bo nie mogłam znaleźć twistera, ale za to dostałam od Męża łyżwy w prezencie imieninowym- teraz tylko czekać mrozów.
Jak to czytam mam wrażenie,że nie jem posiłków tylko przekąski zawsze  w biegu, ciągle za mało warzyw i owoców i chyba zacznę pić zieloną herbatę. Najgorsze są wieczory. Lubię oglądać tv,ale ciagnie mnie przy tym do jedzenia, pewnie dlatego, że wreszcie mam czas,żeby usiąść. Ale jak mawiała Scarlet Ohara "nie mogę teraz o tym myśleć- pomyślę o tym jutro." Dobranoc

23 stycznia 2009 , Komentarze (1)

Moim pacjentom, którzy chcą schudnąć, zaawsze radzę ,żeby zapisywali wszystko co jedza i pija, przez kilka dni, potem możemy na podstawie ich notatek przeanalizować ich dietę. Chyba posłucham swojej rady i zacznę notować, chociaż nie będzie to łatwo, bo grzeszę świadomie , a teraz będę musiała sie do tego publicznie przyznać. Ale liczę na to,że to podziała. Oto dzisiejsze podsumowanie:
Wczoraj położyłam się o 23.10, wstałam o 6.20. Moje młodsze córki miały dzisiaj bal karnawałowy co dla mnie oznacza "zapomnij o śniadaniu" i gdyby nie moja Mama, która zaprowadziła je do przedszkola nie wypiłabym nawet herbaty z łyżeczką cukru. W pracy 1 kawa rozpuszczalna czarna gorzka, a około 13.00 gorący kubek krem z kury. Wpadłam do domu głodna i z bólem głowy , dokończyłam twarożek grani i usmażyłam na obiad stos naleśników. Sama zjadłam 2 ale za to z nutellą i to był błąd. Wiecie skok cukru, wyrzut insuliny, spadek cukru , napad głodu - sama fizjologia. Szukając czegoś do zjedzenia zastanawiałam się czy jest w domu coś zdrowego co poskromi mój apetyt. Pomyślałam -owoce! Banan? Nie - mandarynka, nawet 2 ale do spólki z psem, który wprost oszalał jak poczuł zapach (nawiasem mówiąc też powinien schudnąć ale znacznie mniej niż ja). Teraz kiedy to spisuję  widzę ,że mało piłam.Nie zawsze rozróżniam, kiedy chce mi się pić a kiedy jeść. Więc zamiast uzupełnić płyny zjadłam jeszcze 5 kawałków chleba z serkiem topionym o 22.00!Zaraz pójdę do kuchni po dzbanek wody. Położę się pewnie po 23 bo w tv jest Forrest Gump. Wnioski: za mało wody , owoców, gdzie warzywa? co w tej diecie robi nutella? i kiedy planować posiłki mając 4 dzieci, męża i psa? A.. jeszcze aktywność fizyczna: z powodu bólu głowy przeleżałam prawie całe popołudnie. Słowem niezły ze mnie pasztet.

22 stycznia 2009 , Skomentuj

Wygląda na to że zaliczyłam kolejny falstart. Ale.. Wmoim życiu zawodowym zaszły duże zmiany: otworzyłam własna działalność i razem z koleżanką otworzyłysmy Praktykę Lekarza Rodzinnego. I chociaż  jesteśmy tylko podwykonawcą , tak naprawdę na nas spoczywa obowiązek zorganizowania pracy w przychodni. Muszę Wam wyznać, że po 12 latach pracy na "umowę" nareszcie czuję się "wolna" . Mogę lepiej dysponować swoim czasem i tak naprawdę wszyscy na tym zyskują (również moja rodzina). Już nie wracam do domu zmęczona bo przyjmuję tylko 20 pacjentów a nie 50, a jesli nawet trzeba troche dłużej posiedzieć, to przecież to moja firma, więc robię to z przyjemnością. Zawsze czułam sie odpowiedzialna za to co robię, ale dopiero teraz ta odpowiedzialność dodaje mi skrzydeł. I to jest mój zysk, którego nie da się przeliczyć na żadne pieniądze. Na razie mamy tylko 750 pacjentów, ale co dzień zapisują sie nowi. Dlatego rozumiecie, nie miałam czasu na dietkę. Ale teraz kiedy emocje opadają mogę zacząć realizować postanowienia noworoczne. 1. chodzic spać przed 23.00  2. wstawać o 6.00 3. zwiększyć aktywność fizyczną 4. planować posiłki 5.ograniczyć kawę  6. pić więcej wody I postaram sie z tego Wam spowiadać. Dzis już mam jeden grzech na sumieniu tzn niezaplanowany kawałek ciasta i mocna kawa na śniadanie. Ale mam zamiar zaraz to spalić na rowerku. Pozdrawiam.