Sukces: część na uda i brzuch - minus 208kcal
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 72734 |
Komentarzy: | 932 |
Założony: | 9 marca 2010 |
Ostatni wpis: | 1 lipca 2021 |
kobieta, 45 lat, Tarnowskie Góry
160 cm, 66.60 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Upór maniaka czy niegroźna dla społeczeństwa
naiwność?
Po ponad dwóch miesiącach nic-nierobienia zrobiłam dziś wieczorem Skalpel2. W nowych butach Kappa. Z Lidla. Kupiłam wreszcie coś na nogi i już serio nie mam wymówek, że "nie mam się w co ubrać!" Zamiast 250 zł za Adidasy Pureboost X w promocji (choruję na nie i kiedyś sobie je kupię!!!!!) dałam 75. Czy warte jakichkolwiek pieniędzy? Nie mam pojęcia - i tak są lepsze niż ćwiczenie na bosaka. Z zalet: ładne w miarę, ładnie wykończone (tzn nie wyłazi klej, nitki i nie ma odbarwień), świetnie trzymają się podłoża (panele, zobaczymy jak będzie na kafelkach w kuchni ;) ), lekkie. Wady: cóż, stopa się w nich poci, pewnie mogłyby być bardziej elastyczne/giętkie, nie wiem jak z amortyzacją? Po pierwsze się nie znam, po drugie jeszcze nie robiłam w nich nic dynamicznego. Byle znowu nie odpuścić....
34!!!
Jestem z siebie dumna! Pal licho kilogramy, pal licho centymetry. To, że zmuszam się do codziennego reżimu treningowego (no bo na razie się zmuszam ) jest dla mnie największym osiągnięciem - pokonuję własną słabość, lenistwo, olewactwo; czuję, że zaczynam mieć kontrolę nad własnym życiem dzięki temu, że zaczynam mieć kontrolę nad własnym ciałem. Ewentualne schudnięcie byłoby niejako skutkiem ubocznym całego przedsięwzięcia - może w tym tkwi sekret sukcesu odchudzania? Zdjąć z pierwszego planu samo schudnięcie?
Cholery można dostać! Nie cierpię takich
wieczorów, gdy wszystkie plany biorą w łeb :/
Pieprzę to! Nie chce mi się już po nocy ćwiczyć! Księżniczkę Aleksandrę usypiałam prawie 2 godziny i mam takiego nerwa, że pogryzłabym każdego teraz! W dup*e to wszystko mam! Wczoraj zrobiłam dwa treningi, jutro zrobię, dziś odpuszczam, bo mam DOŚĆ!!!!!.............................i właśnie skończyłam Skalpel I po nerwach 33-ci los treningos. Ufffffff
Skalpel by night to był mój 32 trening. Jednocześnie z wylewanym potem doszło do mnie olśnienie, że w poprzednim poście pisząc o tym ile cm mi ubyło, "trochę" minęłam się z prawdą Po zastanowieniu i sprawdzeniu historii pomiarów okazało się, że zdjęcia "przed i po" dzieli 40,5 cm Te 17 spadło mi w ostatnim miesiącu , gdy zaczęłam ćwiczyć. Zdjęcia wyjściowe zrobiłam 9 stycznia, więc wyobraźcie sobie, że właściwie zmarnowałam 3 miesiące na udawanie odchudzania (samo wykupienie diety nie odchudza ). Kurczę, jestem z siebie dumna, że w końcu ruszyłam tyłek i że faktycznie są widoczne efekty
Motywacyjnie? Może i kogoś to zmotywuje :D
Czekam obecnie na nową Grupę Wsparcia i tymczasem przenoszę swoje potreningowe głębokie przemyślenia na łono pamiętnika. Każdy taki event twórczy okraszony będzie moim przepięknym jotpegiem w strugach potu i jakże twarzowej purpurze
Za mną 31 trening z Ewą Chodakowską. Próbowałam dziś sprostać jej treningowi na żywo, ale mimo najszczerszych chęci, zrobienia hektara placu do ćwiczeń i szerokiego uśmiechu na twarzy na myśl o tym co mnie czeka...musiałam odpuścić już na starcie Myślałam, że mój kręgosłup po ciąży wrócił już do zdrowia (sam) ale trucht podczas rozgrzewki przekonał mnie, że niestety nie Bolało nie tak jak powinno... Czyli koniecznie muszę wybrać się do lekarza - po pierwsze z kolanami, po drugie z kręgosłupem (lub na odwrót wręcz! ). W zamian, żeby nie było, zrobiłam mój ulubiony Skalpel, wieczorem poprawię drugą porcją Daję z siebie tyle ile mogę, szkoda jednak, że nie jestem w stanie dorównać Ewie i innym dziewczynom
A teraz...TA - DAAAAM! :
No i jeszcze takie coś...nie mam tylko pojęcia dlaczego aktualne zdjęcia są tak nieostre, ale zorientowałam się dopiero po demontażu statywu, zgraniu zdjęć na kompa, prysznicu i przebraniu się "do cywila" :D No nic, gdy przyjdzie czas na ostateczną sesję zdjęciową, to już takiego szczegółu jak ostrość, nie przeoczę Te zdjęcia dzieli 6 kg, 17 cm w sumie mniej w obwodach i miesiąc z hakiem ćwiczeń 5-6 razy w tygodniu. Zdjęcia tyłem jakś zapomniałam zrobić na starcie.
Za mną 27 dni i 27 treningów Skalpel 2 i Skalpel 1 (ostatni tydzień - dwa razy dziennie w ramach Metamorfozy w domu). Mam niemal 37 lat, dwoje dzieci i na twarzy wieczny grymas niezadowolenia z samej siebie. Gdy dziś rano weszłam na wagę i pomierzyłam się, myślałam, że będę wyć i ryczeć z rozpaczy, że tak kiepsko mi poszło przez cały miesiąc - mimo mojej naprawdę ciężkiej pracy. Spadło mi jedynie 2,6 kg i w sumie 17 cm w obwodach (najwięcej w talii i brzuchu, biodra minimalnie, biceps - stoi w miejscu). Miałam ochotę wyć, tak. Ale już, kurczę, nie mam! No bo jak to?! Spadło? Spadło. Ruszyłam wreszcie tyłek? Ruszyłam. Daję z siebie wszystko, co mogę? Daję. I będę dawać nadal - więcej i więcej. Przede mną kolejne poziomy trudności treningów Ewy - będę do nich podchodzić i milion razy, jeśli będzie trzeba. Moja metamorfoza zaczęła się w głowie, potrzebuje więcej czasu na wylezienie na zewnątrz. Spektakularnych efektów nie mam, ale mam jakiekolwiek i są one tylko i wyłącznie MOJE - mój pierwszy prawdziwy życiowy sukces osiągnięty bez tzw. łutu szczęścia (bo matura, studia, praca to, nie oszukujmy się, wypadkowa zdolności, pracowitości i właśnie tego łutu szczęścia).
P.S. Jeden tydzień z podwójnymi treningami odwdzięczył mi się po -1cm w talii i biodrach, więc Ewa nie kłamie! To działa!
Jako gratis do wpisu zdjęcia po pierwszym i po ostatnim treningu - tylko buzia (bez komentarza), bo reszta i tak nie porywa jeszcze, więc po co Wam męczyć oczy?
Nie lubię poniedziałku. I co z tego? ;P - DZIEŃ
PIERWSZY+jotpegi
Lekkie śniadanie - żaden wyczyn Ale....z samego rana zaliczyłam aerobic, więc jestem z siebie dumna. No i porobiłam wreszcie fotki tego, z czym walczę ;) Okazuje się przy okazji, że mam strasznie brudne drzwi But, don't look at this
Zmarnowałam ponad rok. Wróciło 8kg. Dieta SD wykupiona na 6 miesięcy. Jestem zdesperowana, zdołowana, smutna i zła.
Jestem uzależniona od słodyczy
Dawno mnie było, ale ciągle walczę. Od świąt mam gigantyczny kryzys w odchudzaniu. Jeszcze trochę i zniweczę cały mój sukces :(
Ale teraz do rzeczy...JESTEM SŁODYCZOHOLICZKĄ. Wiem, wiele z Was nie wierzy w uzależnienie od cukru, bo to tylko zwykłe łakomstwo i słaba wola. I że wystarczy PRZESTAĆ jeść słodkie. Taaaa, od łakomstwa i słabej woli się zaczyna. Potem jest już choroba. Jak z każdym nałogiem. Mam wszystkie objawy uzależnienia. Muszę poszukać pomocy, bo sama chyba nie dam sobie rady. Wyrzucenie słodyczy z domu będzie trudne, bo mam rodzinę, która chora nie jest. No chyba, że mąż mi uwierzy, że naprawdę mam ogromny problem i wesprze mnie w walce pozwalając na wy.....ie wszystkich pokus. Cóż, spróbuję na razie bez drastycznych środków. Zaczęłam od powiedzenia głośno prawdy. Jako dowód podam, że w ciągu tygodnia zjadłam 10 opakowań toffifee, kilkanaście opakowań mamby, pół kilo herbatników maślanych i wiele innych rzeczy, których nie pamiętam nawet....